Stojący
na przedmieściach wielki, dwupiętrowy dom od roku stał pusty. Właściciele
wyprowadzili się już dawno i przyjeżdżali tylko od czasu do czasu, by
zmniejszyć cenę na tabliczce z napisem „Sprzedam”. Kiedy pojawiał się
potencjalny kupiec, natychmiast usuwali cały kusz i pajęczyny, a poza tym, dom
ich nie obchodził.
Naruto
był naprawdę zdziwiony, gdy w przedostatnim tygodniu wakacji przed dom zajechał
elegancki, czarny samochód, a zaraz za nim ciężarówka z meblami. Siedział nad
stawem razem z kolegami, obchodząc ostatnie ciepłe dni wolności. Nie spodziewał
się, że ktokolwiek kupi ten dom, bo chociaż właściciele kilkakrotnie obniżali
cenę, nadal był kosmicznie drogi. Z samochodu wysiadła wysoka dziewczyna z
jasnych jeansach i jasnożółtym żakiecie, a zaraz za nią wyskoczyła druga, chyba
młodsza i znacznie chudsza. Były do siebie bardzo podobne i Naruto miał
wrażenie, że skądś je zna, ale nie potrafił sobie przypomnieć skąd.
Wyższa
miała długie, ciemne włosy sięgające pasa i idealnie prostą grzywkę, Naruto nie
potrafił dostrzec twarzy z daleka. Na pewno miała jasną cerę i łagodne rysy,
ale wszystko inne było zamazane. Może jednak trzeba by się wybrać do okulisty?
Z kolei niższa nosiła proste rybaczki i wściekle zielony podkoszulek, które
wisiały na niej jak na wieszaku. Była bardzo chuda, skóra i kości. Była bardzo
podobna do tamtej, ale włosy miała zdecydowanie krótsze, sięgały nieco za
ramiona.
Od
strony kierowcy wysiadł wysoki mężczyzna o długich, ciemnych włosach. Naruto
podejrzewał, ze to ojciec dziewcząt, bo wszyscy byli do siebie podobni.
Powiedział coś do córek, wskazując na dom.
-
Naruto! – Kiba popchnął go w stronę wody, po czym sam wskoczył do lodowatej
wody. W jego ślady poszedł średniej wielkości, biały piesek, Akamaru. Chłopak
zerwał się na równe nogi i rzucił się za przyjacielem, rozchlapując wokół wodę.
Shikamaru,
wpatrzony w niebo zasnute delikatnymi, białymi chmurami, westchnął tylko
ciężko, gdy woda zmoczyła nogawkę jego spodni. Teoretycznie mógłby teraz
podnieść się z trawy i dać Naruto nauczkę, ale to wymagałoby za dużo fatygi.
Nie chciało mu się, postanowił zrobić do kiedy indziej.
Odkąd
byli małymi dziećmi przychodzili tutaj każdego lata. Zacienione jeziorko wśród
wysokich trzcin zapewniało spokój. Nikt nie przeszkadzał, mogli się wydurniać
do woli. Dawniej biegali po krzakach i wspinali się na drzewa w poszukiwaniu
skarbów, ale z biegiem lat im minęło. Naruto czasami żałował, że nikt nie udało
im się znaleźć nawet złamanej monety. Ich najcenniejsze znalezisko to pusta
butelka po sake, bo na nic innego nigdy nie natrafili.
Naruto
wyszedł z wody cały mokry i opadł na trawę obok Shikamaru, dysząc ciężko. Kiba
dał mu nieźle popalić, ale jutro da mu nauczkę. Pokaże, jak naprawdę walczy się
w wodzie. Nie mógł się pogodzić, że już niedługo ciepłe dni wakacji się skończą
i trzeba będzie iść do tego cholernego liceum. Po co to komu? Na co to? Kiba
usiadł przy nich, dając Naruto lekkiego kuksańca. Akamaru nadal harcował na
brzegu, próbując złapać małą żabkę, która za każdym razem umykała.
-
Ktoś się wprowadził tam – powiedział Naruto, wskazując niedaleki biały, dom.
Kiba zaciekawiony spojrzał we wskazane miejsce i wzrokiem odszukał ciężarówkę z
meblami. – Jakieś dwie dziewczyny – dodał, widząc w oczach Kiby, że na pewno
będzie próbował zdobyć względy jednej z nich.
-
Ładne? – spytał Kiba, przywołując do siebie psa.
-
Nie widziałem – Naruto wzruszył ramionami.
-
Baby są kłopotliwe – westchnął Shikamaru. – Za dużo z nimi zachodu.
Wpatrywał
się zafascynowany z niebo. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wszystko
stawało się różowo-pomarańczowe, a chmury zsiniały. Nie miał ochoty wstawać z
nagrzanej słońcem trawy, wysłuchać kazania matki, że nic nigdy nie robi. Nie
znał drugiej tak kłopotliwej kobiety jak ona. Wiecznie niezadowolona, ciągle
czegoś chciała...
-
Lecę – Kiba sięgnął po koszulkę przewieszoną przez gałąź drzewa i naciągnął na
mokre ciało. Spodnie miał całe przemoczone, bo jak zwykle najpierw wpadł do
wody, zapominając, że wypadałoby najpierw je ściągnąć, potem doszedł do wniosku,
że skoro już są mokre, to nie opłaca się ich zdejmować. Podobnie Naruto.
Shikamaru w ogóle nie wszedł do wody, wymigał się twierdząc, że to zbyt
kłopotliwe.
-
Ja chyba też – westchnął Naruto, wciągając pomarańczowy podkoszulek z czarnymi
napisami. – Obiecałem pomóc siostrze w przemeblowaniu – westchnął, zakładając
ręce za głowę. – Shikamaru?
-
Zostanę jeszcze – chłopak poprawił zwiniętą w kłębek kurtkę pod głową. – Cześć!
-
Hej! – Naruto pomachał na pożegnanie i ruszył ubitą na twardo ścieżką wśród
pól. Obok niego szedł Kiba, pogwizdując starą, harcerską melodie. Akamaru biegł
przodem, pędząc za wielkimi, żółtymi motylami, które i tak zawsze umykały do
góry.
-
Patrz! – Kiba aż się zatrzymał i wskazał na wielki dom.
-
Mówiłem ci, że ktoś się tam wprowadza – Naruto wzruszył ramionami.
-
To Hinata!
-
Jaka znowu Hinata?
Ale
Kiba zniknął, goniąc w stronę domu. Naruto wytężył wzrok, widział już z daleka
tą wysoką, długowłosą dziewczynę, wynosiła z ciężarówki tekturowe pudła i
zanosiła je do domu. Znał ją tego był pewien, ale skąd? Może kiedyś spotkał ją
na jakimś festynie? Albo może na koloniach?
-
Hinatka! – Kiba krzyknął z daleka, podbiegając do dziewczyny. Naruto ruszył za
nią, widząc, jak przyjaciel obejmuje onieśmieloną i zdumioną dziewczynę. Nadal
nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie i kiedy ją spotkał.
-
Ale się zmieniłaś! Kiedy wróciłaś? Na stałe? Będziesz chodzić z nami do liceum?
– Kiba wyrzucał z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego. Dziewczyna
uśmiechnęła się nieśmiało, Naruto zastanawiał się, czy może w ten sposób nie
chciała zamaskować zakłopotania, pewnie nie zrozumiała ani słowa z wypowiedzi
Kiby.
Dziewczyna
miała jasną cerę i łagodne rysy osoby miłej, taktownej i uprzejmej. Policzki
lekko jej się zarumieniły od przesadnej wylewności Kiby. Miała zgrabny, prosty
nos i białe oczy okolone czarnymi, gęstymi rzęsami. Znał to spojrzenie, ale
nadal nie był w stanie sobie przypomnieć, gdzie ją widział. Na szyi nosiła
posrebrzany łańcuszek z głową sowy. Pomyślał, że mógłby kupić taki naszyjnik
siostrze na urodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że patrzy na piersi dziewczyny,
które wcale nie były małe. Wręcz przeciwnie. Zarumienił się lekko i podszedł
bliżej.
-
Kiba, przedstawisz mnie swojej przyjaciółce? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Dziewczyna natychmiast spuściła głową i wbiła wzrok w czuby butów, rumieniąc
się lekko.
-
Nie wiesz, kto to? – Kiba dał lekkiego kuksańca dziewczynie. – To Hinata
Hyuuga!
Naruto
przekrzywił głowę. Ta Hyuuga? Ta która dawała mu ściągać na każdym teście?
Dziwna, ponura, wiecznie onieśmielona i przestraszona Hinata? Nie poznałby jej
za nic w świecie. Ale wypiękniała! Nadal się rumieniła, ale wyglądała teraz nie
jak dzieciak, ale jak kobieta.
-
W-witaj, Naruto – bąknęła cicho. Zawsze się zastanawiał, dlaczego wyłącznie na
jego widok się czerwieniła i jąkałą. Może się go bała? Była taka płochliwa, że
pewnie nawet najdrobniejszy gest mógł ją przestraszył. Przy Kibie zachowywała
się normalnie, a teraz znowu wróciła Hianta, jaką zapamiętał z podstawówki.
Zniknęła na kilka lat, wyjechała gdzieś, ale najwyraźniej wróciła.
Nagle
usłyszeli głośne, szczekanie Akamaru. Piesek biegł w stronę swojego pana,
ujadając z radością. Ku zdziwieniu Kiby, zamiast usiąść przy nogach
właściciela, skoczył na nogi Hinaty, brudząc przednimi łapami jej jeansy.
-
Akamaru! – Hinata uklękła na ziemi, pozwalając psu się obwąchać. – Cześć,
piesku, cześć, jak tam żyjesz? – uśmiechnęła się szeroko, głaszcząc białe
futro.
-
Stęsknił się za dawno niewidzianą przyjaciółką – Kiba kucnął obok. – Całe
spodnie masz brudne, przepraszam.
-
To nic – Hinata wzruszyła ramionami. – Dlaczego jesteście cali mokrzy? –
spytała nagle, zdając sobie sprawę, że przez całą radość z ponownego zobaczenia
dawnych przyjaciół umknął jej fakt, że obaj wyglądają, jakby ktoś wylał na nich
co najmniej trzy wiadra lodowatej wody.
-
A... – Kiba podrapał się po głowie. – Tam niedaleko jest jeziorko, kapaliśmy
się.
Hinata
uśmiechnęła się lekko, czując jak subtelny rumieniec pojawia się na jej
policzkach. Tęskniła za wszystkimi przyjaciółmi z podstawówki, za Kibą, który
zawsze się z niej podśmiewał, za Naruto, w którym jako dziewczynka była do szaleństwa
zakochana.
-
Powinnam iść – szepnęła cicho, widząc, że w oknie pojawiała się
zniecierpliwiona twarz ojca. Nigdy nie lubił, kiedy zadawała się z „gawiedzią”,
zawsze wydawało mu się, że albo ją skrzywdzą, albo ona się ośmieszy. Czasami
miała wrażenie, że druga opcja przeraża go dużo bardziej. – Do zobaczenia.
-
Tak, do zobaczenia – Kiba poczochrał jej włosy i ucałował w policzek na „do
widzenia”. Odwróciła się i wbiegła do domu, machając im jeszcze na pożegnanie.
Uśmiechnął się pod nosem, pomyślał, że zapowiada się naprawdę ciekawy rok.
Fajne, naprawdę fajne opowiadanie. Lubię Hinatkę <3
OdpowiedzUsuń