15 lutego 2015

Nic do stracenia 3: Najładniejsza dziewczyna na świecie (Jak wytresować smoka/Jak wytresować smoka 2)


            Astrid miała serdecznie dość; była tak wściekła, że najchętniej urżnęła by łeb smokowi. Albo dwóm. Trzem. Jak najwięcej! Byle tylko wyplewić tą przeklętą zarazę! Ostatnie dwa tygodnie pracowała razem z rodzicami, by odbudować piętro domu. Przybyła tyle gwoździ, że nawet nie potrafiła zliczyć. Kilka dni temu cały ich trud poszedł na marne, gdy rozpalony Koszmar Ponocnik zwalił się na ich dach. Nie zdołali ugasić pożaru przed długie godziny.
            Z samego rana pobiegła do lasu ze starym toporem. Ojciec od dawna go nie używał, sprawił sobie nowy, a broń rdzewiała w zapomnianym kącie stodoły. Zwinęła go i odnowiła, dodała nawet miękką skórę na rękojeści. Potrafiła godzinami nic wymachiwać, wyobrażając sobie, że naprawdę jest w akcji. Nawet gdy ręce mdlały jej z wyczerpania, zagryzała zęby i po raz kolejny podnosiła topór.
            Nigdy się nie poddawała.
            Odpuściła dopiero, gdy omal nie wypuściła topora na stopę. Usiadła na starym korzeniu, skrzyżowała ręce, założyła nogę na nogę i odpoczywała, wdychając wilgotne leśne powietrze. Pot powoli wysychał, a ona odzyskała siły - już miała wrócić do ćwiczeń, gdy usłyszała trzask łamanej gałęzi.
            Gwałtownie otworzyła oczy i chwyciła topór.
            Ktoś z wioski? Dzikie zwierzę? Smok? Obcy?
            - Kto tam?! – wrzasnęła. Nawet jeśli to jakiś zwierzak, może uda jej się go przepłoszyć. Wycelowała topór w drzewo i czekała.
            Zza pnia wychylił się chudy, niski chłopak z brązowym futrze i skórzanych spodniach. Astrid zmarszczyła brwi, ale nie opuściła topora – nigdy wcześniej go tu nie widziała. Uśmiechnął się głupkowato i uniósł rękę na przywitanie.
            - C-cześć – bąknął rozbrajająco.
            - Ktoś ty?! – warknęła, podtykając mu pod nos ostrze. Zbladł i cofnął się kilka kroków.
            - Czkawka! Tylko przechodziłem! Spokojnie! Usłyszałem, że ćwiczysz… Bez nerwów – wyciągnął rękę, jakby próbował uspokoić dzikie zwierzę.
            Astrid zmierzyła wzrokiem cienkie nogi, chude ramiona i dużą głowę. Nie mógł stanowić zagrożenia. Opuściła topór.
            - Czego tu?
            - Podróżuje – wypalił Czkawka, choć Astrid miała dziwne wrażenie, że wymyślił to przed chwilą.
            - Szukasz wioski Berk? – spytała ostro.
            - Tak! – twarz chłopca rozjaśnił szeroki uśmiech. – Zaprowadzisz mnie?


            Czkawka czuł się jak kretyn od chwili, gdy wychylił się zza drzewa. Cała rozmowa – podczas której czuł się jak na przesłuchaniu – była kompletną porażką. Zrobił z siebie idiotę, a anioł – który nawet nie raczył podać mu swojego imienia – traktował go najpierw jak wroga, a potem jak przybłędę, kulę u nogi.
            - Niech ci będzie – burknęła. – I tak już wracałam. Czego szukasz w Berk?
            Czkawka rozpaczliwie szukał jakiegoś dobrego powodu.
            - Chce się uczyć! – skłamał w końcu. – Uczyć. Tak.
            Anioł uniósł brew.
            - Dobrze się składa, bo Pyskacz szuka czeladnika. Przydasz się.
            - Ach tak – Czkawka podrapał się nerwowo w kark. Nie miał pojęcia, o czym rozmawiają normalni ludzie, tacy, którzy nie spędzają całych dni w towarzystwie gigantycznych bestii ziejących ogniem. Może zapytać ją, czy potrafi latać na smoku? Może lepiej nie… Niektórzy trochę się ich bali, a nie chciał zniechęcać do siebie najładniejszej dziewczyny na świecie. Nieważne, że była dla niego trochę nie miła – urodą zniewalała.
            Wcisnął ręce w kieszenie, by nie machać nimi bezmyślnie. Matka często zwracała mu uwagę, że to niegrzeczne, a chciał zrobić dobre wrażenie – póki co zdecydowanie mu nie szło.
            Przynajmniej znajdował jeden plus – powoli docierał do jakiejś małej społeczności, do ludzi, przed którymi tak broniła go matka. Nigdy nie rozumiał, czego się tak obawiała – jego anioł wydawał się całkiem niegroźny, pod warunkiem, że nie machał toporem.
            - Oto Berk! – anioł zatrzymał się nad urwiskiem i wskazał dłonią szeroką wioskę. Czkawka podążył za jej ręką i ujrzał osadę z wysokimi, drewnianymi budynkami, okrągłą studnią na środku, kilkoma brukowanymi uliczkami, zagrodami z owcami i licznymi mniejszymi chatami na obrzeżach. Z kominów unosił się dym, a wszędzie krzątali się wikingowie w hełmach i skórach. Kilka, czy kilkanaście domów miało nadpalone dachy i zrujnowane ganki, ale Czkawka nie zwrócił na to uwagi.

            Poczuł się jak w domu.

___________________________________
Kończą mi się ferie :c To smutne T,T
Rozleniwiłam się przez te dwa tygodnie, a teraz będę musiała się porządnie wziąć do roboty. Bo średnia potrzebna, żeby pasek był i w ogóle :c Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. 

13 lutego 2015

Światło 06: Córka (nie)idealna (Avatar: Legenda Aanga)

            Następne miesiące upływały Katarze tak szybko, że nie nadążała ich liczyć. Całe przedpołudnia spędzała z Hamą, która nie tylko okazała się wspaniała nauczycielką, ale także przemiłą osobą. Częstowała ją gulaszem, pozwalała oglądać kilka pamiątek przywiezionych z rodzinnego plemienia, czasami chodziły na spacer.
            - Pracuję w pałacowej stajni – wyjaśniała Hama, urywając płatki żółtemu kwiatu. – Po ucieczce długo ukrywałam się w lasach, a potem stwierdziłam, że najciemniej jest pod latarnią. Żaden mag wody nie zbliżyłby się do Pałacu.
            - Sprytne – stwierdziła wesoło Katara, wieszając się na ramieniu Hamy.
            Stopniowo umiała coraz więcej. Umiała stworzyć strumień wody, zamrozić lub rozmrozić lód, ochronić się przed deszczem, a ostatnio prawie udało jej się wyciągnąć wodę z trawy. Czuła się niemal jak mistrzyni, ale Hama nigdy nie była do końca zadowolona; często kręciła nosem i mówiła, jakby do siebie, „Jeszcze nie jest gotowa”.
            Popołudniem wracała do Pałacu, gdzie już czekał na nią Zuko. Czasami, po treningu, nie miała już nawet siły na zabawę. Królowa Ursa nie zwróciła uwagi na jej dziwne nieobecności; cieszyła się, że Katara bez przerwy się śmieje, pełna życia i pewna jak nigdy przedtem. Rzadziej wypytywała o powrót, co ulżyło Królowej.
            - Gdzie przepadasz na całe dnie? – spytał Zuko, gdy padli zmęczeni na trawnik po długiej bieganinie. Drobna służąca pognała do kuchni po dzbanek soku z liczi.
            - Odwiedzam przyjaciółkę – odparła krótko Katara. Na wszelki wypadek nie wspominał w Pałacu o Hamie, żeby uniknąć niewygodnych pytań i nie przysporzyć jej problemów. – Zresztą, ty masz wtedy lekcje ze swoim nauczycielem.
            - To kretyn – podsumował Zuko. – Wolałbym bawić się z tobą.
            - Azula go lubi – zauważyła Katara.
            - Bo on ją ubóstwia. Mógłby całować ziemie pod jej stopami – stwierdził Zuko z niesmakiem. – Bo ona taka królewska, miła i dobrze wychowana – zaczął przedrzeźniać służalczość starego nauczyciela.
            Katara zachichotała i szturchnęła przyjaciela.
            - Jutro rano przyjdzie Mai, nasza przyjaciółka. I Ty Lee, pamiętasz? Poznałaś ja w cyrku.
            - Ta akrobatka?
            - Będziemy się bawić? Dołącz do nas – poprosił tak ujmująco, że Katara nie mogła się nie uśmiechnąć.
            - Daj spokój – odmówiła, ale zabrzmiało to bardzo niepewnie. – Tam będą same szlachcianki. No wiesz. Księżniczki. Ja nie pasuje.
            Zuko wzruszył ramionami, wstał i otrzepał spodnie.
            - Dla mnie jesteś księżniczką – stwierdził prosto z mostu. – Bardziej od Azuli. Przyjdź, będzie fajnie.
            Katara uśmiechnęła się leciutko, spuszczając wzrok. Czuła, że tym razem będzie musiała przełożyć spotkanie z Hamą.


            Królowa Ursa przygotowała dla mnie nową sukienkę specjalnie na piknik. Była tak odświętna, że bałam się ją założyć, przekonana, że zaraz nadszarpnę złotą koronkę albo się pobrudzę. Azula patrzyła, jak Królowa zaplata mi warkocz z przerażającą nienawiścią, jakby chciała się na mnie rzucić i wyrwać mi wszystkie włosy. Gdy matka na nią zerknęła, odwróciła się napięcie i znikła, prychając wściekle.
            - Nie mam pojęcia, co się z tym dzieckiem dzieje – westchnęła cicho Królowa Ursa.
            W ogrodzie przygotowano prawdziwą ucztę – rozstawiono czerwony namiot, wielkości czterech igloo, a w środku czekały dwa stoły suto zastawiano. Przyglądałam się temu z nieskrywanym zdziwieniem. Na Południu, gdy dzieci chciały się spotkać, po prostu się odwiedzały, nie potrzebowały uświetnień i dekoracji, by dobrze się bawić.
            - Berek! – Zuko trzepnął mnie w plecy znienacka, kiedy wpatrywałam się w namiot. Pisnęłam i rzuciłam się w pogoń, zapominając, że mam na sobie najładniejszą sukienkę ze wszystkich. Był szybki, ale ja sprytniejsza – dopadłam go za następnym drzewem.
            Przewrócił się ze śmiechem i pociągnął mnie za sobą.
            - Wygrałam! – zawołałam.
            - Chciałabyś!
            - Gra się jeszcze nie skończyła – usłyszeliśmy znienacka. Zerwałam się, słysząc znajomy, piskliwy głosik. Ty Lee celowała w nas palcem, uśmiechając się szeroko. – I to ja wygram!
            Zuko zmrużył oczy, nie przestając się szczerzyć. Przyjął wyzwanie.
            - Berek! – klepnął ją w rękę i ruszył w stronę jeziora. Zanim Ty Lee mnie dosięgnęła, rzuciłam się do biegu w drugą stronę. Dziewczynka nie ruszyła za żadnym z nas – wspięła się na drzewo i przeszła po gałęzi, przeskakując na kolejne. Zuko, który zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, nawet jej nie widział. Ludzie tak rzadko patrzą w górę.
            Uśmiechnęłam się i już miałam do niego krzyknąć, gdy zobaczyłam kolejną osobę. Przy Królowej Ursie stała elegancka pani w czerwonym kimonie, a przy niej wyprostowana jak struna córka z idealnie równymi włosami. Nie odzywała się, czasem tylko przytakiwała. Nie dołączyła, jak Ty Lee, do zabawy, tylko czekała na pozwolenie matki.
            Nie ośmieliłam się do niej zawołać; wydawała się zbyt odległa, zbyt idealna.
            Ty Lee z gracją tancerki zeskoczyła na dół, wprost na ramiona Zuko, krzycząc, że teraz to ona wygrała. Nawet nie zdążył wyplątać się z jej uścisku, gdy rozległ się ostry krzyk Azuli.
            - Starczy tych głupich popisów – zawołała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Z jakiegoś powodu, zarówno Ty Lee jak i Zuko, natychmiast się jej podporządkowali. Ja, chcąc nie chcąc, również. Azula spojrzała na nas z zadowoleniem. – Mai, ty też! Nie stój z boku!
            Dziewczynka z idealnie prostą grzywką bez słowa stanęła przy Zuko. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie jest onieśmielona – jest po prostu znudzona. Ożywiła się tylko na moment, gdy Zuko się do niej uśmiechnął.
            - Bawimy się w strącanie jabłek – zarządziła Azula. – Potrzebuję ochotnika – i, nie czekając na odpowiedź, wskazała palcem Mai. Dziewczynka posłusznie stanęła nad stawem i skrzyżowała ręce na piersi.
            Azula zniknęła w dalszej części ogrodu, a po chwili wróciła ze świeżo zerwanym jabłkiem. Stanęła na palcach i ustawiła je na czubku głowy zdezorientowanej Mai.
            - A teraz trzeba zrzucić jabłko. O tak! – krzyknęła i machnęła dłonią.
            W mgnieniu oka płomień wystrzelił z jej wyprostowanych palców i zajął ogonek jabłka. Mai pisnęła głucho, a Ty Lee zamarła z przerażenia.
            Nie było chwili do stracenia; zanim rozsądek zdążył się odezwać, skupiłam się i już niemal wytworzyłam strumień wody, gdy Zuko mnie uprzedził. Rzucił się na Mai i oboje wpadli do stawu.
            Azula wybuchnęła śmiechem, Mai wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć, a Ty Lee wciąż była oszołomiona. Tylko Zuko trwał bez ruchu, wpatrując się w jeden punkt. Gdy uniósł wzrok i spojrzał mi w oczy, zrozumiałam, że zobaczył – zobaczył moją magię wody.
            Skoro poznał mój sekret, będzie drążył, będzie chciał, bym pokazała mu sztuczki. A wtedy wyda się, że chodzę na lekcje do Hamy, że ona uciekła z więzienia…

            Wciągnęłam ze świstem powietrze.

11 lutego 2015

Światło 05: Magia wody (Avatar: Legenda Aanga)

            Katara stała jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć. Szumiało jej w głowie, momentalnie utraciła całą zdolność logicznego myślenia. Słyszała spokojny, napominający głos Królowej Ursy, proszący ją, by nie ujawniła swoich zdolności. Przeklinała własną głupotę i nieuwagę. Co z nią teraz będzie? Uznają za niebezpieczną i zamkną z powrotem… Wzdrygnęła się na wspomnienie ciemnej celi na statku Najeźdźców z Północy.
            Kobieta była wysuszona i paskudna, wyglądała, jakby coś ją zdeformowała; miała krzywe ramiona, chude dłonie, obwisłe policzki i szeroki, przerażający uśmiech. Katara cofnęła się kilka kroków, gorączkowo próbując wymyślić, co trzeba powiedzieć.
            - Chodź ze mną – powiedziała cicho staruszka.
            Katara nie ośmieliła się sprzeciwić. Sztywno ruszyła za kobietą, powłócząc nogami. Jak mogła być taka głupia! Królowa Ursa ją ostrzegała! Teraz nawet jej tu nie było, nie mogła stanąć w obronie Katary.
            Starucha poprowadziła ją na podwórze. Katara nigdy wcześniej tu nie była. Zdążyła poznać oczami Zuka, oczami księcia. Nikt nie pokazywał jej pomieszczeń służby, zwłaszcza tych bocznych, oddalonych od królewskich komnat.
            W ciemnej komórce pachniało znajomo. Katara wciągnęła nosem duszne powietrze, uświadamiając sobie, że w rondlu nad kominkiem wrze potrawka, taka sama, jaką gotowała mama, taka sama, jaką jadło się na Południu.
            Staruszka usiadła po turecku na wyliniałym dywanie i uśmiechnęła się.
            - Nikt tu nie lubi mojej kuchni. Nie znają się. Ale ty pewnie nie odmówisz?
            Katara nie ośmieliła się odezwać. Czego chciała od niej ta dziwna kobieta?
            Staruszka nałożyła potrawki do dwóch metalowych miseczek, jedną podała dziewczynce, a drugą wzięła sobie.
            - Myślałam, że plotki o przybłędzie z Południa są wyssane z palca – kontynuowała. – A tu proszę. Całkiem nieźle sobie radzisz. Ktoś cię uczył?
            Katara pociągnęła łyk gęstej, tłustej zupy i omal się nie zachłysnęła. Żadne wykwitnie dania z Pałacu Ognia nie mogły dorównać domowemu jedzeniu. Ale skąd…
            - Dobre, co? – zarechotała staruszka, ukazując zżółknięte zęby.
            - Kim pani jest…? – wydusiła w końcu Katara.
            Nagle metalowa miseczka wyślizgnęła jej się z palców. Zanim zdążyła zareagować, zupa rozlała się po starym, plecionym dywanie. Staruszka tylko się uśmiechnęła, nie oczekując żadnych przeprosin. Uniosła tylko dłoń, a zupa – kropka po kropli – uniosła się w górę i posłusznie wróciła do miski.
            Katara rozdziawiła usta, a kobieta tylko wybuchnęła śmiechem, ubawiona jej miną.
            - Pani jest magiem wody!
            - Tak jak ty.
            Katara wciągnęła ze świstem powietrze, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dopiero teraz zauważyła, że kobieta ma śniadą cerę i niebieskie oczy, tak charakterystyczne dla ich Plemion. Chociaż miała milion pytań, zrezygnowała ze wszystkich i po prostu rzuciła się wyściskać nowopoznaną przyjaciółkę.
            Kobieta wybuchnęła śmiechem, ale mocno objęła dziewczynkę.



            - Byłam ostatnim magiem wody w naszym Plemieniu – opowiadała cicho Katara, siedząc tuż przy Hamie, bo takim imieniem przedstawiła się staruszka. – Któregoś dnia zaczął padać czarny śnieg…
            - Symbol narodu ognia – mruknęła ponuro Hama.
            - Przybyli żołnierze Narodu Ognia i zabrali mnie z domu – szepnęła Katara i odczekała chwile, oddychając głęboko. Była dumna, że głos jej się nie załamał. Po chwili podjęła znów: - Królowa Ursa mi pomogła i od tamtej pory mieszkam w Pałacu.
            - Pomogła ci? – powtórzyła Hama.
            - Obiecała, że pomoże mi wrócić do domu. Może i tobie – Katar uśmiechnęła się szeroko, biorąc pomarszczoną, plamiastą rękę Hamy w swoje małe ręce.
            - I ty jej wierzysz?
            - Oczywiście. Królowa Ursa nie okłamałaby mnie – odparła Katara z rozbrajającą ufnością. Hama spojrzała na nią dziwnie.
            - Kiedy masz wrócić do domu?
             - Kiedyś.
            Twarz Katary stężała, gdy zdała sobie sprawę, że Hama uważa ją za głupią i naiwną. Zagryzła wargi. Obietnica powrotu stawała się coraz bardziej mglista, a Królowa zwyczajnie unikała tematu, ale… Musiała wierzyć. Po co innego jej pozostało?
            - A ty, Hamo? Jak się tu dostałaś?
            Oczy staruszki stały się szkliste i niewidzące.
            - Tak jak ty, dziecko – westchnęła. – Kiedyś na naszej ziemi było wielu utalentowanych magów, ale gdy nadeszła wojna, nasze szeregi błyskawicznie topniały. W końcu zabrali  i mnie i zamknęli w więzieniu Narodu Ognia, daleko stąd, na wyspach. Trzymali nas w drewnianych barkach, nie dopuszczając żadnej wilgoci. Powietrze było tak suche, że ledwo mogliśmy oddychać. Żadnej wody. Żadnego źródła magii.
            Katara aż się wzdrygnęła. Czy i ją czekałby taki los, gdyby nie Królowa Ursa?
            - Jak uciekłaś? – spytała.
            Hama spojrzała na nią z mocą. W jej oczach czaił się straszny mrok.
            - Przechytrzyłam strażników – powiedziała zachrypniętym głosem. – Kiedyś cię nauczę – obiecała i wybuchnęła śmiechem, którego Katara nie potrafiła zrozumieć, więc tylko nerwowo się uśmiechnęła.
            - Miałaś wielkie szczęście – stwierdziła Hama pustym głosem. – Chyba jesteś jedynym wyjątkiem, nad którym zlitowali się ci dranie. Większość magów z naszego Plemienia pomarła w tamtych więzieniach.
            Katara spojrzała na nią smutno i uścisnęła dłonie.
            - Ale my wrócimy do domu. Przecież Królowa Ursa obiecała. Zabiorę cię ze sobą.
            Hama spojrzała na nią, jakby nie wierzyła w ani jedno słowo.
            - Do tego czasu – powiedziała – mogłabym cię uczyć, jak posługiwać się magią wody. Co ty na to, Kataro?

            Oczy dziewczynki rozbłysły wesoło.

______________________
Nowy szablon! Jak wam się podoba?

10 lutego 2015

Flame Alchemist cz.10: Ludzie listy piszą (FullMetal Alchemist, royai)




         Zima była w tym roku wyjątkowo lodowata. Od listopada mróz trzymał bez przerwy, a śnieg zalegał na drogach, czyniąc rezydencję starego Hawkeye jeszcze bardziej niedostępną niż zwykle. Riza, próbując dostać się do szkoły albo po sprawunki, zapadała się w zaspach i za każdym razem wracała zakatarzona i wściekła. Roy wcale jej się nie dziwił – krótkie, ciemne dni nie sprzyjały mu w nauce i pogarszały humor mistrza, który i bez tego miał paskudne usposobienie. Zresztą, Hawkeye ostatnio stał się jeszcze ostrzejszy i agresywny – nawet Riza przestała się do niego odzywać.
         Roy był wdzięczny, gdy w końcu przyszedł marzec z roztopami, słońcem i pierwszymi liśćmi na drzewach. Dokładnie taka pogoda była, gdy dawno temu przybył do domu Bertholda Hawkeye, by pobierać nauki. Miał wrażenie, że od tamtego czasu minęły wieki.
         Spojrzał w okno na pusty ogród, w którym Riza sprzątała zeszłoroczne liście. Lubił przyglądać się, jak pracuje, bez reszty pochłonięta zajęciem – obojętnie, czy gotowała obiad, rozwiązywała zadania z algebry, czy ścieliła łóżko ojca. Czasem łapał się na głupiej myśli, że jest naprawdę ładna.
         Żal mu było, że niedługo będzie musiał opuścić dom Hawkeye.
         Sięgnął jeszcze raz po list ciotki i przeleciał wzrok po prostych, zgrabnych literach. Pismo ciotki było nienaganne jak cały jej wizerunek.
         Prawdę mówiąc, Roy, spodziewałam się, że wkrótce napiszesz mi coś takiego Nie jestem więc zdziwiona, wręcz przeciwnie – jestem dumna jak nigdy wcześniej. Zawsze byłeś mądry i odważny, a przecież nasz kraj potrzebuje takich ludzi! Powiedziałam już wszystkim przyjaciółkom, że mój Royek zostanie Naczelnikiem Sił Zbrojnych! - Roy nie mógł się nie uśmiechnąć. Cóż za wielkie słowa! – Porozumiałam się już z Dyrektorem Akademii Wojskowej, jest zachwycony i z przyjemnością cię przyjmie.
         Odłożył list i starannie schował do koperty. Na wszelki wypadek schował go do szuflady, żeby Riza niczego nie zauważyła. Jeszcze nie wspomniał jej, że zamierza wyjechać. Znał ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że będzie przeciwna, a nie chciał więcej kłótni.
         Riza była jego najlepszą przyjaciółką. Odkąd mistrz Hawkeye zaczął chorować i coraz więcej czasu spędzał zamknięty w czterech ścianach, zbliżyli się do siebie i pomagali nawzajem. Pożyczyła mu cyrkiel, by mógł rysować równe koła transmutacyjne, a on czasem obierał ziemniaki, gdy gotowała zupę.
         Dobrze wiedział, że może jej powiedzieć wszystko, ale zachował dwa sekrety – plan złożenia podania do szkoły wojskowej i przyczynę pożaru sprzed kilku miesięcy. Spacerowali wtedy w drodze do piekarni, a on miał na sobie skradzione rękawiczki mistrza. Klasnął w dłonie i w jednej chwili stare pędy ziemniaków stanęły w płomieniach. Wielokrotnie analizował w pamięci, jak mogło do tego dojść – czy to właśnie była tajemnica alchemii płomienia, którą odkrył mistrz? Odłożył rękawiczki i przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie ruszał cudzych rzeczy. Riza nie doszukiwała się przyczyn wypadku – nie widziała w tym nic nadnaturalnego, stwierdziła, ze tak się zdarza. I dobrze, pomyślał Roy. Umarłby ze wstydu, gdyby odkryła kradzież.
         Zresztą, Riza też miała swoje tajemnicę, wiec nie miał wyrzutów, że coś przed nią ukrywa. Wciąż nie powiedziała mu, co wytatuowane jest na jej plecach. Kiedyś, na początku swojego pobytu w domu Hawkeye, usłyszał jej szloch. Chociaż wyganiała go i psioczyła, został, by ją pocieszyć. Na jej plecach zobaczył czarny, świeży tatuaż. Nigdy nie poruszali tego tematu, ale był pewien, że odpowiedzialny za to jest jej ojciec. Nie mógł pojąć, jak mistrz – nieważne, jak bardzo zdziczały i pokręcony – mógł skrzywdzić własną córkę.
         W ciągu ostatniego tygodnia dostał jeszcze dwa listy.
         Zgłupiałeś kompletnie! Zawsze wiedziałam, że jesteś kretyn, ale żeby do wojska? – pismo jego siostry, Joany było nierówne, jakby ręka jej drżała. Ze zdenerwowania. – Za mundurem panny sznurem, tak? Wyślą cię gdzieś na obrzeża, a ty dasz się zastrzelić. Koniec historii Wielkiego Generała Mustanga. Albo lepiej – resztę życia spędzisz za biurkiem, zanudzając się na śmierć! Ciotka może się rozpływać, że jej ukochany bratanek będzie generałem, ale wspomnisz moje słowa – będziesz  żałował tej decyzji! Wiesz, że w akademiach wojskowych są sami tyrani? Chcesz być takim tyranem? Zresztą, rób co chcesz! Co mnie to obchodzi! Mój brat zmarnuje sobie życie, ale co tam!
            Joana była prawdziwą pacyfistką, z czego reszta rodziny skrycie się podśmiewała. Nie tyle były to jej poglądy, ile jej nowego chłopaka. Był Ishvarczykiem, jak ona. Poznali się na potańcówce u wspólnej przyjaciółki. Od tamtej pory Joana codziennie zakręcała włosy na wałkach i podkradała ciotce biały puder, za jasny dla jej ciemnej, brązowej cery.
         Ostatni list najbardziej go zaskoczył. Był zamknięty pieczęcią, ze specjalnym stemplem oznaczającym listy na koszt wojska.
         Roy, Twoja ciotka to koszmarna plotkara i całe East City już wie, jaki będzie z ciebie wspaniały żołnierz. – pisał pułkownik Grumman. – Nie zrozum mnie źle, kibicuje ci, ale jej przechwałki trochę mnie bawią. Akademia wojskowa, tak? Dobrze, że taki młody człowiek jak ty chce wesprzeć kraj i wiedz, że rozmawiałam już o tobie z dyrektorem Ferey’em.
         Nie piszę jednak, by zachęcać Cię czy odwodzić od wstąpienia do wojska. Jest coś innego. Chodzi o mojego zięcia, Bertholda. Dla własnego dobra nie mów mu, że zamierzasz zostać Państwowym Alchemikiem. Wyrzuci cię, nie zechce udzielać lekcji i wyklnie od psów wojskowych. Uwierz mi, przyjacielu, ze świecą szukać drugiego takiego przeciwnika Państwowych Alchemików. Uważa ich za niewolników i kretynów.
         Zauważyłeś już pewnie, że moja wnuczka żyje w żałosnych warunkach. Gdyby Berthold przyjął licencje – a pewnie już zorientowałeś się, że jego badania i osiągnięcia dają mu szansę, by takową zdobyć – mieli by więcej pieniędzy niż mogliby wydać. Ale patrz, on odmawia i wyklina wojsko, skazując moją wnuczkę na mieszkanie w tej ruderze.
         Ostrzegam, Roy, zachowaj Akademię Wojskową dla siebie. Oszczędzisz sobie przykrości i nerwów mojemu zięciowi.
         Trzymaj się, chłopcze. Ucałuj moją Rizę.
         - Roy, słuchaj...
         Do pokoju wpadła Riza, jak zwykle bez pukania. Podskoczył i w pośpiechu wcisnął list do tylnej kieszeni spodni. Wolał jeszcze nie wspominać o swoim wyjeździe. Odwrócił się i za wszelką cenę starał się nie wyglądał na człowieka, który coś ukrywa.
         - Co tam chowasz? – spytała prosto z mostu.
         Nie wyszło.
         - Nic takiego.
         Riza zmierzyła go tak podejrzliwym spojrzeniem, że aż zrobiło mu się gorąco. W końcu wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się przyjaźnie.
         - Masz ochotę na spacer?
         Roy odetchnął z ulgą.
         - Z przyjemnością.
         Dyskretnie wysunął list z kieszeni i rzucił pod biurko. Podał Rizie ramię i zamknął za nimi drzwi. Zeszli po schodach najciszej jak mogli, by nie zbudzić mistrza Hawkeye, którego każdy szmer doprowadzał do furii.

         Roy ze smutkiem pomyślał, że to prawdopodobnie jeden z jego ostatnich spacerów przed dołączeniem do szkoły wojskowej. Nie wyobrażał sobie poranka bez śniadania z Rizą i bez przekomarzań.

7 lutego 2015

Światło 04: Obietnica Kiedyś (Avatar: Legenda Aanga)

            Zuko pochylał się w zamyśleniu nad piękną, ręcznie malowaną ilustracją w książce. Śledziliśmy mapę świata. Objaśniał mi granicę Królestwa Narodu Ognia, a ja pokazałam mu, gdzie się urodziłam i gdzie wrócę.
            - Po co chcesz wracać? – obruszył się Zuko. – Źle ci tu?
            - A tobie byłoby dobrze bez mamy? – odparowałam ze złością. Miękkie łóżko, królewskie śniadania i całe to bogactwo nie mogło mi zastąpić zapachu gotowanych morskich śliwek i ciepłych uścisków.
            - Biegun Południowy… Kiedyś cię tam zabiorę, na Północ zresztą też! – obiecał poważnie Zuko, zaplatając swój mały palec z moim. – Słowo.
            Uśmiechnęłam się szeroko, zatrzaskując atlas map. Gdzieś w głębi głowy odezwała się przygnębiająca myśl, że moi przyjaciela nadużywają słowa kiedyś. Królowa Ursa wciąż obiecywała, że kiedyś wrócę do domu, Zuko powtarzał, że kiedyś zabierze mnie do bliźniaczego Plemienia, ale wszystko to brzmiało odlegle, prawie nieprawdziwie.
            Minęło sześć miesięcy. Dni płynęły szybko, można było przyzwyczaić się do bladych ludzi, czerwonych ubrań i ciepłej, słonecznej pogody, tak niepodobnej do śnieżyc i zamieci Południa.
            Godzinami bawiłam się z Zuko, odwiedzaliśmy miasto, a Królowa Ursa obiecała, że zabierze nas na Żarzącą Wyspę, gdzie plaże są pełne kamyczków, a woda jest tak czysta, że stojąc na głębi wciąż można dojrzeć swoje stopy.
            Nie było źle, radziłam sobie, mając nadzieję, że mama nie tęskni, że czeka w pokoju na mój powrót bez łez. Po raz pierwszy obchodziłam urodziny bez towarzystwa rodziny i po raz pierwszy dostałam tak wiele cennych prezentów.


            Po raz pierwszy odkąd byłam w Pałacu Książę Ozai spędził trochę czasu z rodziną. Królowa Ursa niewiele mi powiedziała, ale usłyszałam coś o Szalenie Ważnym Obiedzie z Szalenie Ważnymi Generałami. Gdy pomagałam jej się przygotować, nie wyglądała na zadowoloną, jakby nie chciała nigdzie iść, a tym bardziej zabierać ze sobą Zuko i Azuli.
            Założyła obłędną, złotą szatę ściąganą pod piersiami i błyszczącą, zdobioną kolię z czerwonymi kamieniami. Pomogłam jej upiąć włosy i podawałam cienkie szpileczki z rubinami na końcach.
            - Spędzisz dzisiejszy dzień sama, Kataro – powiedziała smutno.
            - W porządku – wzruszyłam ramionami, z uwielbieniem zerkając na jej łabędzią, gładką szyję, elegancką linię ramion i długie, szczupłe palce. Bez wątpienia była najpiękniejszą kobietą świata. – Pomogę w kuchni.
            - Dobra z ciebie dziewczynka – Królowa Ursa pogłaskała mnie po czole. Na moje życzenie zaplatała mi boczne pasma na boki, tak, jak robiła to mama.  – Musze już iść.

             
            Przekradłam się cichaczem do pomieszczeń dla służby. Zanim wkroczyłam w jakiś korytarz, długo nasłuchiwałam, czy nikt nie idzie. Irracjonalnie bałam się, że zza jakiejś ściany wyłoni się Ozai. W myślach widziałam jego twarz – okrutną, wykrzywioną w szyderczym uśmiechu, pokrytą bliznami, wstrętną. Bałam się go.
            W spiżarni nikogo nie było. Zwinęłam słodką, dojrzałą papaje i wyszłam na boczny dziedziniec, gdzie zwykle przesiadywaliśmy razem z Zuko. W cieniu cytrusowych drzew kryło się wąskie jeziorko, po których pływały małe żółwiokaczki, jeszcze nieopierzone i prawie ślepe. Rozejrzałam się po pustym dziedzińcu i podeszłam do jeziorka. Od pewnego czasu dręczyła mnie dziwna ochota, której nie mogłam się pozbyć.
            - Hop, hop? – zawołałam, ale nikt nie odpowiedział – krzyk poniósł się echem po dziedzińcu. Służba była zajęta przygotowywaniami do przyjęcia. Po raz pierwszy od dawna byłam całkiem sama.
            - Na wszelki wypadek nie chwal się magią wody, dobrze, Kataro? – powiedziała kiedyś Królowa Ursa. Spojrzała na mnie poważnie, jakby próbując wyczytać, co mam w głowie. – Twoja obecność tutaj… nie jest prosta do wytłumaczenia.
            - Bo jesteśmy wrogami?
            - Nie, Kataro – Królowa Ursa żałośnie potarła palcami skronie. - W pewnym sensie, ale nie my dwie. Spójrz, możemy się przyjaźnić mimo waśni pomiędzy naszymi narodami.
            - To czemu nasze narody nie mogą się przyjaźnić?
            - Dobre pytanie – westchnęła smutno Królowa Ursa. Zamyśliła się i chyba chciała jeszcze coś powiedzieć, ale tylko potrząsnęła głową. – Także, Kataro, powiedzmy, że być może parę osób niechętnie widziałoby maga wody w otoczeniu rodziny królewskiej. Uważaj!
            Zagryzłam wargi. Mój talent, mój żywioł, moja magia była jedną z niewielu rzeczy, która wciąż łączyła mnie z Południem. Zacisnęłam palce na niebieskim naszyjniku zawieszonym na szyi – prezencie od mamy, kolejnym zmyślonym kontaktem z domem.
            Usiadłam na brzegu jeziorka i wyciągnęłam linię ponad granicę z niedużych, bladożółtych kamieni otaczających wodę. Jedna z żółwiokaczek spojrzała na mnie z nadzieją, oczekując kawałka chleba.
            Prawdę mówiąc, magia była dla mnie zagadką. W mojej wiosce nie ostał się nikt, kto mógłby mnie uczyć. Ojciec czasem obiecywał, że gdy wojna się skończy – a raczej, jeśli się skończy – zabierze mnie na Północ i znajdzie mi najlepszego nauczyciela. Umiałam tyle, ile mogłam wywnioskować w opowiadań babci i ile podpatrzyłam na starych, zbutwiałych zwojach.
            Uniosłam dłoń nad powierzchnię i skupiłam się, próbując sobie wyobrazić, że we mnie krąży energia, tak samo, jak woda krąży w bajorze. Jakaś wewnętrzna blokada puściła, a ja poczułam przyjemny, uspakajający chłód.  Kropelki wody uniosły się, tworząc powoli wysoki, strumień. Uśmiechnęłam się i prysnęłam w żółwiokaczki, które spłoszone odpłynęły z głośnym kwakiem, ale zaraz wróciły, wciąż szukając kawałków bułki.
            Podniosłam się na nogi i spróbowałam uformować większy strumień. W pobliżu wody czułam się pewnie, jakbym odnalazła potężnego sojusznika. Z błyszczącymi oczami, podniosłam wysoko ręce i już miałam stworzyć słup, gdy ujrzałam siwą, opaloną kobietę kilka metrów przede mną.
            Zmroziło mnie.
            - Na wszelki wypadek nie chwal się magią wody, dobrze, Kataro?
            Jej szeroki, straszny uśmiech nie pozostawał złudzeń – widziała, jak używałam magii wody, magii wrogiej Narodowi Ognia.
            – Także, Kataro, powiedzmy, że być może parę osób niechętnie widziałoby maga wody w otoczeniu rodziny królewskiej. Uważaj!
            Przełknęłam głośno ślinę.

            - No, no – powiedziała staruszka, klaszcząc powoli w dłonie. – Interesujące.

Ktoś wie, kim jest staruszka? Rozdział napisałam strasznie szybko, bo cały dzień mam mały remont - nowy regał, przenoszenie rzeczy, przenoszenie książek. Wcześniej wszystkie były upchnięte na kilku półkach, a teraz mam dodatkowe miejsce i nagle się tak pusto zrobiło :)
Pozdrawiam :*

6 lutego 2015

Liebster Award

Cześć wszystkim :) 


Dzisiaj inaczej niż zwykle, bo nie opowiadanie, ale Liebster Award. Za każdym razem, gdy piszę tą nazwę, mam wrażenie, że zrobię błąd/literówkę. Tak się złożyło, że dostałam aż  t r z y  nominację w podobnym czasie i zamiast robić kilka oddzielnych postów, połączyłam je w jeden :) Strasznie się ucieszyłam i miałam prawdziwą frajdę, odpowiadając na te wszystkie pytania.

Od tygodnia mam już ferie, lubelskie w tym roku w środkowym terminie, więc mam czas się wyspać, pochodzić po mieście i popchnąć do przodu bloga :) Postaram się napisać już wkrótce kolejną cześć Gonitwy i Światła ^^

Przypomnę jeszcze zasady i do dzieła!
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy podziękować bloggerowi, który Cię nominował, odpowiedzieć na 11 pytań. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań


Ślicznie dziękuję Sayaki Yukai za nominację :) Strasznie się cieszę, że mnie nominowałaś :) Dziękuję i ściskam mocno!



1) Jakie były początki twojego bloga?
Końcówka czerwca, samiusieńki początek wakacji. Tak się złożyło, że od bardzo dawna nie bawiłam się w żadne fanfiction ani blogi. Znienacka postanowiłam nauczyć się lepiej skrobać - dla nauki, do egzaminu, przydaje się. I od tamtej pory - 30 czerwca będzie drugi rok! - tak to się ciągnie, powoli. Mam  nadzieję, że jest coraz lepiej :)



2) Pierwszy komentarz. Jakie uczucia budzi?

Na pewno bardzo się cieszyłam, bo to zawsze radość, gdy ktoś przeczyta, da znać, odezwie się. Od razu trochę więcej motywacji i zawzięcia, żeby pisać lepiej i lepiej :)


3) Czy miałeś/aś czas, gdy chciałeś/aś usunąć bloga?
Nie. Jestem strasznie sentymentalna i rzadko gotuję się na tak radykalne środki. Nawet moje stare blogi wciąż jeszcze kurzą się w internetach, bo od czasu do czasu lubię do nich wrócić i pośmiać się z wszystkich błędów.


4) Skąd pomysł?
Czasami - zazwyczaj w kąpieli albo przed snem - zaczynam się zastanawiać, co by było gdyby i powstaje jakaś alternatywa, coś, co powoli ewoluuje w fanficka :)


5) A teraz z innej beczki :) Ulubiona bajka z dzieciństwa?
Rudolf Czerwonosy! Miałam tą bajkę na kasecie, dostałam ją pod choinkę i przez następne dwa miesiące oglądałam prawie codziennie, w kółko, do znudzenia, aż reszta rodzinki zaczęła wariować na widok czyjegokolwiek czerwonego nosa! :)


6) Czytasz książki? Jeśli tak podaj przykład (czy tylko mi się wydaje, ale zabrzmiało to jak zadanie z testu).

Oczywiście, że czytam! Od dzieciństwa mamusia czytała mi na dobranoc i stary nawyk został. Aktualnie skończyłam fantastyczną biografię Marii Callas Zbyt dumna, zbyt krucha i książkę Stowarzyszenie Umarłych Poetów, a teraz próbuję Rok 1984 Orwella. W planach mam jeszcze: Krew Olimpu, Alicya, Przeminęło z wiatrem.


7) Hobby?
Lubię muzykę i książki (jeśli trafiliście na coś naprawdę fantastycznego, dajcie znać :) ), kiedyś bardzo interesowałam się japońskimi klimatami, mangą i anime. Zbieram podkładki pod kubki, mam ich ponad dwieście pięćdziesiąt i uwielbiam :)


8) Co to był tragizm pokolenia kolumbów? Nie no żartuje! :P Twój najdziwniejszy sen.
Rzadko pamiętam sny, ale jeden - z dzieciństwa - szczególnie utkwił mi w pamięci. Rozpoczyna się od ucieczki przed czymś naprawdę przerażającym. Dobiegłam do naszego garażu, a tam czekał na mnie Muminek, równie zaniepokojony jak ja. A potem pojawiła się jakaś klątwa i wszyscy chodzili i mnie szukali, ale nikt naprawdę nie mógł zobaczyć. Muminek powiedział, że to klątwa i że będą się tak szukać przez wieczność.


9) Shippujesz kogoś?

Pytanie rzeka, bo uwielbiając tyle różnych serii siłą rzeczy uwielbiam shippuję mnóstwo par.
Na pewno będą to Ron i Hermiona oraz Scorpius i Rose z Harry'ego Pottera. Percy i Nico, ale to wina Lucy. Korrasami od niedawna, a od dłuższego czasu Zutara. Zhalia i Dante z Huntik: Łowcy Tajemnic. Jaina i Jag z Nowej Ery Jedi. River i Jedenasty Doktor, Rose i Dziesiąty Doktor z Doctora Who. I pewnie sporo innych, ale te akurat przyszły mi do głowy :)


10) Ulubiony cytat?
Trwa wielka sztuka, a ty możesz dopisać swój wers.
- Stowarzyszenie Umarłych Poetów


11) Masz jakieś marzenie? Pochwal się :)

Chciałabym zwiedzić cały świat, znaleźć miłość, podróżować, być szczęśliwą i takie tam - to, co wszyscy. O tych prawdziwych, najskrytszych marzeniach nie mówi się głośno.


Dziękuję pięknie Kiwi za nominację :* W styczniu stuknął nam roczek znajomości, prawda? :)


1. Czy jest osoba, przez którą prawdopodobnie zwariujesz?
Sporo takich! Żyję z bandą wariatów, których po prostu uwielbiam <3


2. Co uważasz o nastolatkach okaleczających się?

Są bardzo nieszczęśliwi. Zawsze jest powód, dla którego się krzywdzą, dla którego chcą cierpieć, dlatego zawsze trzeba pomóc, podejść, odezwać się, podnieść na duchu. Czasem zwykła pogadanka wystarczy, by zacząć pocieszanie. Zdaje mi się, że coraz więcej cierpi na dżumę XXI wieku i- samotność i to ona może być przyczyną problemów.


3. Jaka fikcyjna postać jest według Ciebie odzwierciedleniem SWAG'u w żartobliwym znaczeniu?



4. Czy masz zamiar się tak naprawdę wyszaleć? W jaki sposób?
Szaleństwo jest z definicji spontaniczne, więc nie mam pojęcia w jaki sposób :D Może skoczę ze spadochronu, polecę jeszcze raz na parasolingu, będę na wszystkich koncertach, będę po prostu spełniona i świadoma, że świetnie się bawiłam :D 
Powiem ci za 40 lat, jak się wyszalałam :)

5. Jako małe dzieci, zawsze w wakacje były poobijane kolana, łokcie i ogólnie strupy... wyobrażasz sobie wakacje choćby bez jednego skaleczenie przy zabawie?
Nie dałabym rady :D Jestem trochę - bardzo - niezdarna i zawsze się wywalę, zdarte kolano, obdarte łokcie, bo ani łazić po drzewach, ani jeździć rowerem nie umiem bez upadku ;p Musiałabym spędzić całe lato w zamkniętym pomieszczeniu, żeby przetrwać bez żadnego zadrapania. Nie wyobrażam sobie!


6. Co sądzisz o plagiatowaniu?
Niegodne zachowanie, które ośmiesza kopiującego i denerwuje autora.


7. Są rzeczy, które wydają się niemożliwe. A gdyby były z pomocą jednej osoby? Kto by to był?
Doktor.


8. Co sądzisz o fałszywych przyjaźniach, gdzie jedna osoba wykorzystuje drugą, a ta pokrzywdzona nie umie się temu sprzeciwić i przyzwyczaiła się do takiego traktowania?
Wszędzie jest takich pełno i przez gimnazjum dość się na nie napatrzyłam. Przykre i przygnębiające, ale osoby trzecie niewiele mogą zdziałać, bo 'ta druga' rzadko jest świadoma swojej krzywdy. Mogę być tylko wdzięczna, że nigdy nie wplątałam się w taką dziwna relację.


9. Czy w twoim życiu gra rolę jedzenie, które tak uwielbiasz, że nawet dostajesz wenę? Co to jest? Śmiało, pochwal się! :P

Em, nie sądzę, żebym jakiekolwiek jedzenie darzyła tak głębokimi uczuciami. Jedzenie jedzeniom, jasne, przyjemnie, gdy jest dobre i w miłym towarzystwie. Czekolada jest w porządku. O, już wiem. Wszyscy w szkole uważają, że moje kanapki są świetne (dokarmiam wygłodniałych znajomych; wiecie, ile potrafi pochłonąć taki dorastający gimnazjalista?!) i ich pochwały zawsze mnie bawią i strasznie cieszą, od razu humor się poprawia.


10. Co sądzisz o swoim blogu... ogólnie o poczynaniach. Co się zmieniło od pierwszego razu? Czy ma to wpływ na Twoje życie, zajęcie? Umiałabyś z tym skończyć?

O to najlepiej zapytać czytelników. Jest jakiś postep? Mam nadzieję, że tak :) Jak to wpłynęło na moje życie? Na pewno czegoś się nauczyłam, poznałam sporo fajnych osób (między innymi Kiwi :*).  Gdyby trzeba było kończyć, pewnie tak.


11. Czy jest fikcyjna postać, która nadawałaby się na Twojego przyjaciela? Czujesz, że jest taka sama i zrozumiałaby Cię jak nikt inny?
Kochana April <3

Na pierwszą cześć pytania miałam odpowiedzieć od razu Doktor, ale Doktor nie jest taki sam jak ja - jest niepowtarzalny, unikatowy, fantastyczny. Ktoś taki sam, ktoś podobny... April. April Kepner. Naprawdę ją lubię i chyba mamy coś wspólnego :)



Bardzo, bardzo dziękuję Yuuki Kagami :) Bardzo, bardzo się cieszę, że o mnie pomyślałaś :)


1. Gdybyś mogła przenieść się do świata anime, które byś wybrała? :D


Em... Prawdę mówiąc, rzadko oglądam anime, wielkie zachwyt mi przeszedł, ale jest jedno, do którego wracam z zawsze z wielką przyjemnością - FullMetal Alchemist. No dajcie spokój, kto by nie chciał być alchemikiem?


2. Którego paringu szczerze nienawidzisz?
Chyba nie ma takiego... Większość przegryzę, a jeśli nie - po prostu unikam. Na pewno nie przepadam, gdy między postaciami jest zbyt wielka różnica wieku (Lucjusz i Hermiona, Lok i Dante) albo gdy zwykła przyjaźń jest naciągana do niewiadomo czego. Może co najwyżej NaruSaku, które kompletnie do mnie nie przemawia.


3. Czy oprócz serii anime oglądałaś jakieś anime-movie?

Jak mówiłam, w anime nie jestem najmocniejsza. Widziałam kilka filmów Bleach i oba Full Metal Alchemist. Jeśli produkcję studia Ghibli też się liczą, to Ruchowy Zamek Hauru i Mój Sąsiad Totoro.


4. Co porabiasz w czasie wolnym?
Oglądam filmy (ostatnio widziałam już po raz drugi Ratując Pana Banksa i był świetny :D), czytam książki (jak już mówiłam, Rok 1984), czasami piszę, coś tam rysuję, tańczę i ćwiczę z Mel B, wychodzę z przyjaciółmi, dobrze się bawię :D


5. Gdybyś miała szansę stworzyć coś dla świata ( np. wehikuł czasu xd ) to co by to było?
Wehikuł czasu byłby super. Albo teleporter.


6. Czy masz jakąś rzecz, która zawładnęła Twoim sercem? ( np. książka, film )
Postrzeganie świata przed i po Doctorze:)



7. Jakiej słuchasz muzyki? Polecasz jakieś zespoły/wykonawców?
Słucham każdego gatunku po trochu, mam otwartą głowę i lubię odkrywać nowe perełki. 
Aktualnie moje serce skradła raperka, co dziwne, bo kobiecy rap jest powszechnie krytykowany. Ad.M.a jest tak wyjątkowa, pomysłowa i kreatywna, szczera w swoich tekstach, że naprawdę lubię włączyć jej kawałki i słuchać, słuchać, słuchać. CyklotymiaNokturnJim MorissonMamona i absolutnie wzruszające Plankt.


8. Czy tobie też Liebster Award przypomina Złote Myśli? xD
Nigdy o tym nie myślałam, ale gdy powiedziałaś - rzeczywiście, coś jest na rzeczy!


9. Najzabawniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Straszny, nie?

Nie najzabawniejsze, ale takie, które teraz przyszło mi do głowy.
Któregoś dnia Natalcia zadzwoniła do taty i oznajmiła, że chce różowego kucyka. Kochany Tatuś zgodził się natychmiast, bo do siódmego roku życia tolerował wszystkie kaprysy. Zmęczony po pracy pojechał do pierwszego lepszego sklepu z zabawkami.
- Kucyka, byle różowego.
Wrócił uszczęśliwiony z wymarzoną zabawką, przekonany, że zaraz zostanie wyściskany i ucałowany, bo zdobył skarb. Tymczasem córa w płacz, bo ona nie chce zabawki, miał być prawdziwy, duży, żywy, RÓŻOWY kucyk, na którym mogła by jeździć. Podobno byłam obrażona przez cały wieczór, kucyk przeleżał w kącie następny tydzień i dopiero potem wrócił do łask. No miał być prawdziwy, a nie jakaś chińska zabaweczka :)

10. Co chciałabyś w sobie zmienić?
Więcej śmiałości, więcej zorganizowania i poukładania :D

11. Co w życiu ma dla Ciebie największą wartość? :)
Rodzina :)








Teraz nominację ode mnie :)
Esther Swan
Ironia
Akira
Modelandia



I pytania:


1. Seria - anime, książki, film i co dusza zapragnie - która odmieniła Twoje życie?
2. Jesteś szczęśliwy/szczęśliwa?
3. Znienawidzona lektura szkolna?
4. Jak masz na imię? Lubisz je?
5. Ulubiona piosenka?
6. Kim chcesz zostać? Czym chcesz się zajmować w przyszłości?
7. Trzy życzenia do złotej rybki?
8. Jesteś aktywny/aktywna na YT? Oglądasz jakiś vlogerów? Jakich?
9. Ukochany t-shirt?
10. Masz jakieś nawyki, przyzwyczajenia, których nie możesz się wyzbyć?
11. Ulubiona biżuteria?