24 lutego 2014

Liebsten Award



Hej, witam Was bardzo serdecznie :)

Zostałam nominowana do zabawy Liebsten Award przez Zamrożone :) Serdecznie dziękuję, dziewczyny :* I nudziło mi się, więc post świeci się od głupich obrazków, które tylko utrudniają czytanie... Ale po prostu chciałam je wstawić. 

 Pozwolę sobie przypomnieć zasady gry:

Nominacja do Liebsten Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób i informujesz ich o tym (nie można nominować osoby, która cię nominowała) oraz zadajesz 11 pytań.


 1.Od jak dawna piszesz?
Trzecia klasa szkoły podstawowej. Wiem, że zanudzałam ludzi swoimi historiami, zaplątała się tam nawet opowieść o Anakinie i Obi-Wanie, którzy rozbili się na naszej Ziemi O,o, i wiem, jakie musiało to być męczące... Przepraszam wszystkich, którzy musieli to znosić... Swojego pierwszego bloga (poświęconego anime Bleach) założyłam mając niecałe jedenaście lat, a więc był to rok dwa tysiące dziesiąty. Chyba. Od tamtej pory pisałam systematycznie, stale zatruwając internety swoimi wypocinami. Jak tak patrzę to już całkiem sporo czasu...


2.Kim jest twój idol? (Imię, nazwisko, ogólnie dane xD)
Wow, nie, bez takich... Za dużo wymieniać. Jest wielu ludzi, których bardzo szanuję i cenię, podziwiam, ale ciężko wybrać jakiegoś "idola".  Powiedziałabym, że Rafał Ziemkiewicz. Podkradłam ojcu wszystkie jego książki i naprawdę mam do niego wielki szacunek... Ale nie mogę, bo wciąż mam przed sobą lekturę jego sztandarowego dzieła Michnikowszczyzna.  Cenię sobie wykłady prof. Wolniewicza, chociaż nie zgadzam się w nim ze wszystkimi sprawami (choćby jeśli chodzi o pogląd dotyczący transplantacji). Z życia bardziej codziennego, każdego ranka spotykam osoby, które są niesamowicie dobrym przykładem, ale ich wymieniać nie będę.  Z muzyki, odkąd skończyłam jedenaście lat, uwielbiam Pidżamę Porno i Strachy na Lachu, więc odpowiem bez wahania: Krzysztof Grabowski. (właśnie teraz leci płyta Marchew w Butonierce). Nie wiem, chyba jednak nie mam jakiegoś konkretnego idola, autorytetu.

3.Czy szczególnie wielbisz jakieś zwierzęta?
Nieee... Chyba nie. Nie jestem typem osoby, która musi pogłaskać każdego pieska, każdego kotka i każdego konika. I chyba żadnego nie wielbię, poza moim Łysym. Nie mam nic przeciwko psom, pod warunkiem, że nie pokażą zębów, bo wtedy dostaje ataku paniki :D Ale kotki są fajne. Kiedyś miałam pięć, przyplątały się na kilka dni, a potem przeprowadziły się do sąsiada... Podsumowując, zwierzątka niespecjalnie mnie lubią, ja się boję, że mnie pogryzą. Tylko mój stary Łysy mnie kocha... Chyba... Mam nadzieje...



4. Jaki jest twój ulubiony film Disneya?

Serio? Czemu wszystkie pytania wymagają ode mnie dłuugich odpowiedzi? Na to się nie da odpowiedzieć normalnie... Ale, spróbujmy... Ale weźmy tylko te animowane, okej? Zawsze bardzo lubiłam Mulan, Tarzana, Małą Syrankę... I na tym się zamknę, bo mogę wymieniać tak całkiem długo. A i jeszcze może mniej znana Atlantyda. Hah, Kida, naprawdę ją uwielbiam. A z produkcji ostatnich lat to pewnie padnie na Krainę Lodu...



5.Czym różni się film od książki i co, według Ciebie, jest lepsze?

Czym różni? No, generalnie książka jest z papieru, a film nie :p A tak poważnie, to wiadomo, że film nie zmusza do myślenia i używania wyobraźni - no jasne, wiem, wiem, są takie, gdzie człowiek myśli, rozważa i odnajduje sens - ale generalnie na ekranie masz pokazane wszystko i wyobraźnie możesz odstawić w kąt. Przy książce każdą scenę trzeba sobie wyobrazić, stworzyć w głowie... Lepsze? Ani to, ani to. Nie jestem zwolenniczką teorii: książka lepsza niż film, uważam, że w każdym pojawiają się lepsze i gorsze przykłady. A tak konkretnie: Milczenie Owiec - książka typowo pociągowa, fajna, ale przecież nie genialna, a film - prawdziwe arcydzieło. Z drugiej strony może, dajmy na to Nędzników. Książka genialna (wiecie ile ja się omęczyłam, żeby zdobyć ten cholerny pierwszy tom? w żadnej księgarni w Lublinie nie było -,-), ale ostatni film nie oddawał jej w odpowiednim stopniu... Wróć! Kiepski przykład, to była bardziej adaptacja musicalu, który jest adaptacją książki... Nieważne. Wiecie, o co mi chodzi? Ale jeśli miałabym wybierać między książką a filmem, postawiłabym jednak na książkę.Tak jakoś...


6. O czym marzysz?

O konkretnych marzeniach się nie mówi, ale o ogółach można: o miłości, rodzinie, podróżach... Śnię o tym, o czym śnią wszyscy. Chciałabym kochać i być kochana, chciałabym zawsze mieć tak dobrą rodzinę, jaką mam, chciałabym zobaczyć cały świat... I zrealizować wszystkie swoje plany. Słowem, być spełniona. Za kilkanaście lat mięć skończone studia i możliwość przyszłości w moim własnym kraju. A tak bliżej, patrząc na te najbliższe dni... Znaleźć w sobie więcej odwagi? Śmiałości? Nie wiem, na najbliższe dni nie mam marzeń, mam cele.


7. Kim chciałaś być, gdy byłaś mała? (5-7 lat)

A to się zmieniało prawie z dnia na dzień, jeśli miałabym być szczera. Idę też po radę do taty, on pewnie wie lepiej ode mnie. Pamiętam weterynarza (wpływ Doktora Dolittle), pielęgniarkę (co moja mama wybijała mi z głowy w każdej wolnej chwili, zresztą bardzo skutecznie), nauczycielkę  (co z kolei wybijały mi obie ciotki i babcia), malarkę (haha, to jest akurat zabawne, bo w tej chwili nie wiem nawet, jak pędzel w łapie trzymać). I chyba tyle, w tym wieku były głównie te pomysły :) A tak, chciałabym być też księżniczką.

8.Czy planujesz powiązać swoją przyszłość z pisaniem?
Nie. Jestem za słaba, wielu rzeczy się uczę (mniej więcej w tym celu założyłam tego bloga :)), piszę jedynie dla własnej przyjemności. Nie sądzę, żebym nadawała się do roli pisarza. Niesamowicie szanuję ludzi, którzy potrafią się z tego utrzymać, porwać innych swoich twórczością, stworzyć komuś dzieciństwo.



9. Masz jakieś motto, przysłowie życiowe? 
Jestem cholernym leniem i wszystko robię na ostatnią chwilę, więc gdy latam i na szybko załatwiam piętnaście rzeczy, byle się tylko wyrobić, w nerwach powtarzam sobie: Dam radę, zawsze daje. Nie wiem, czy można to nazwać mottem, ale jakoś muszę się uspokoić, no :)



10. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?

Wolność. Co to w ogóle jest w o l n o ś ć? - zapyta ktoś  z boku.  Może jeszcze rodzina. Tak, rodzina jest ważna... Ale, właściwie nie wiem. Możliwość działania. Ale ja się nie nadaje, nie lubię, gdy ludzie się na mnie skupiają... Zbyt mało wiem o życiu, żeby głośno odpowiadać na tak... trudne? pytania.  Ale chyba brak ograniczeń. Prawda. Dopiero się uczę odnajdywać sens w absurdach i myśleć, nie powtarzać.


11. Bez kogo/czego nie potrafiłabyś żyć? (Wypisz przynajmniej trzy przykłady)

Hmm... Bez dwóch osób z mojej rodziny, nazwisk tutaj wymieniać nie potrzebuje. A poza tym, bez mojego przyjaciela i bez kilku dobrych koleżanek. Jestem kiepska w nawiązywaniu głębokich relacji z ludźmi, wolę niespecjalnie zaangażowane relacje.  Ej, no nie lubię takich pytań, są zbyt skomplikowane na moją prostą, człowieczą głowę. Jest więcej niż trzy, co z tego, że takie niekonkretne :p A bez czego... Nie wiem. O, bez tlenu, tak to na pewno.

 Ostatnio nominowałam jedenaście blogów, a głupio mi powtarzać ten sam skład, dlatego tym razem daruję sobie wymyślanie pytań i powtarzanie tego samego schematu. Jeszcze raz dziękuję za nominację i pozdrawiam. Rozdział niedługo!

16 lutego 2014

Najlepsze z Romy w Teatrze Starym w Lublinie





15 lutego w Teatrze Starym w Lublinie zagrali aktorzy z Romy razem ze spektaklem Najlepsze z Romy.

Odkąd dostałam płytkę z Upiora w Operze i z Tańca Wampirów i odkąd przeczytałam Nędzników, chciałam pojechać do Romy i zobaczyć wszystkie musicale na żywo. 

Niestety, do Warszawy mam daleko - czy z Lublina gdziekolwiek jest blisko?? do stolicy tylko sto osiemdziesiąt kilometrów, pewnie, jedziemy, co tam - a portfel mój do najgrubszym nie należy.  Wyprawa do Warszawy jest sporym kosztem, dodać bilety... 
Publiczność najgłośniej klaskała przy
kawałkach, gdzie kilka osób tańczyło. 
Panie absolutnie śliczne :)

Udało mi się zobaczyć Upiora w Operze, który na jakiś czas został przeniesiony do Białegostoku... Do Białegostoku mam  jeszcze dalej, jakby nie patrzeć O,o Ale nie o tym teraz. Aha, i Upiór absolutnie genialny! 


Teatr Stary w Lublinie zaprosił artystów z Romy do nas, blisko i dzięki temu mogłam dostać chociaż namiastkę tego, co mogłabym obejrzeć, gdybym mieszkała choć trochę bliżej Warszawy. Zaskoczyło mnie trochę parcie na kulturę: bilety w grudniu, dwa miejsca drugiej kategorii ledwo dostałam, a ceny biletów skutecznie uszczuplają portfel, ale sala pełna. Zresztą, myślę, że każdy kto poszedł, był zadowolony.

Większość występów polegała na tym, 
że artysta wychodził, śpiewał na środku 
sceny i znikał. Podejrzewam, że ze względu
na te miejsca ciężko oglądałoby się
przedstawienie z dekoracją i fabułą..
No muszę wspomnieć o cenach. Za pierwszą kategorię 120 złoty za miejsce? Serio? Nie stać mnie na takie wydatki, przepraszam. Tak się złożyło, że dostałam miejsca z tej drugiej kategorii, ale gdybym miała siedzieć na nim wygodnie - nie widziałam sceny. I osiem dych. Poradziłam sobie, co prawda, wdrapałam się na podłokietnik i na ściankę oddzielającą loże od loży, ale najwygodniej nie było. 
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Starego, sama nie robiłam z powodu zakazu. Co prawda panienka po prawej się nie dostosowała, ale to nie ja tam byłam od pilnowania przestrzegania reguł tylko obsługa, więc się zamknęłam i ignorowałam błyskającą kamerę.

Pozdrawiam małżeństwo siedzące przed nami, w pierwszym rzędzie, w tej samej loży (w naszej były akurat cztery miejsca). Pani wychodziła średnio co siedem minut, a pan przedrzemał całe przedstawienia, a potem całą jego uwagę pochłonął telefon komórkowy. 
I przy okazji, Teatr Stary pięknie odnowiony.

Najlepsze z Romy to zlepek najsławniejszych, najlepszych, najładniejszych, naj kawałków z TM Roma. Pojawiła się Wieczność z Tańca Wampirów, niestety, jedyny utwór z całego musicalu. Mam dwie, stare, porysowane płyty z nagraniami, ale samego musicalu nie dane mi było zobaczyć, w internecie znaleźć go nie mogę. Chciałabym usłyszeć na żywo Czerwone Trzewiki czy Czosnek, ale pojawiła się tylko wspomniana wieczność. Ale wyszła świetnie: szczególnie stroje i taniec, zwłaszcza taniec. Kliknijcie w link, sami zobaczcie na własne oczy.

Poryczałam się na On my Own (czy też Sama Tak, jak kto woli). Może trochę odnosi się do mojej obecnej sytuacji, na pewno nie tak bardzo, ale jakoś... trochę tak. Nieważne. Pani, która śpiewała, wielkie brawa! Niby w teatrze wzruszam się przy każdej okazji, ale wyszło pięknie. I znowu wyciągnęłam dwa potężne tomiszcza Nędzników i od nowa zaczynam czytać.


Na "Pamięć" łezka się w oku kręciła, 
muszę przyznać :) Chciałabym 
obejrzeć Koty w całości...
A póki co rozpoczynam polowanie
na płytkę z muzyką.
Przedstawienie rozpoczęło się optymistyczne - Dzień Dobry! Pani bardzo przyjemny głos, panowie - radosne głosy. Jeszcze ta ławeczka, aż mi się humor poprawił. Deszczowej Piosenki nie widziałam, ale chciałabym... Moja ciocia pojechała razem z wycieczką do Warszawy i jednym z elementów był właśnie spektakl. Podobno było cudnie. I jeszcze pojawiło się równie przyjemne Mojżesz, czy możesz przeskoczyć przez morze?

Wspomnij moją dawną urodę, moje grzechy za młodu - nie mogła zabraknąć fenomenalnej Pamięci z musicalu Koty. Wyszło po prostu cudnie. Wiem, że ciągle komplementuje, ale naprawdę nie mam się czego czepiać. No dobra, czepiam się miejsc i tego, że siedząc normalnie nie widziałam sceny prawie wcale -,- Ale same Najlepsze z Romy są absolutnie genialne i nie mam prawa powiedzieć złego słowa... Bo było wspaniale.

Ogromne wrażenie robił Jezus Christ SuperS┼ar, nie znalazłam nigdzie nagrania, ale była to Modlitwa w Ogrójcu, naprawdę - pan, który śpiewał, wielkie brawa, pięknie, przejmująco, szczerze. 
Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Meluzyna
chodzi za mną odkąd usłyszałam w 
Teatrze Starym... I cały czas gdzieś z tyłu
głowy słyszę: tak historia się zaczyna,
 jaka taka, jaka taka...

Oprócz tego pojawiła się Meluzyna z Akademii Pana Kleksa. I dla jednej wspólnej chwili zapomina o śmieszności... Jasne, nie brzmiało tak fajnie jak oryginał, brakowało tej chrypy, tego pazura, ale i tak super. Szkoda, że zabrakło Pustoraka, który w niektórych edycjach Najlepszych z Romy pojawia się u boku Meluzyny.

I oczywiście Grease! Letnie Noce, czy też Summer Night, uwielbiam^^ W oryginale oczywiście dużo, dużo lepsze, ale i tak wyszło uroczo. Trzy dziewczęta (w tym Sandy) i trzech chłopców z Danny'm na czele. I o ile Letnie Noce zasługiwały na brawa, to były tylko przedsmakiem dla Magnetycznych Fal (czyli znane wszystkim You're The One That I Want). Uwielbiam^^

Całość zakończyła Mamma Mia Opamiętaj się, odśpiewana z radością, wykrzyczana, wytańczona, wyklaskana - fajnie, bo i publiczność zaangażowana, szczególnie pani z loży po lewej, klaskała tak mocno, że chyba miała czerwone dłonie. Był aplauz na stojąco, zwłaszcza na górze, na dole mniej. 


No i jeszcze wesołe, pełne życia Dziś nie jest na to czas z musicalu Crazy for You. Też kiedyś tak zrobię, nie, nie, nie odbieram, dziś nie mam czasu, dziś nie mam na to ochoty. Panie z telefonami śliczne, różowe, słodkie.
Dziś tańczy i dziś nie jest na to czas :))

Wszystkie numery były genialne - ja wspomniałam tylko o tych, które akurat przyszły mi na myśl. Słowem - Najlepsze z Romy faktycznie są genialne. Gdybym miała marudzić, chciałabym więcej Nędzników i więcej Tańca Wampirów. Ale naprawdę: bardzo, bardzo, bardzo polecam :) Śliczne panie, piękne głosy, wspaniała muzyka. No i Teatr Stary pozytywnie mnie zaskoczył, co prawda miejsc nie dużo, ale bardzo ładny i w środku i na zewnątrz. Genialnie, genialnie, genialne. Bardzo przyjemna sobota.

15 lutego 2014

Gonitwa V (Gwiezdne Wojny)


         Premier Donar Tuia wzbudzała zaufanie niemal u każdego, kto poprosił o spotkanie. Poruszała się lekkim, prawie tanecznym krokiem, uśmiechała i komplementowała gości na wszystkie sposoby. Aż do przesady, stwierdził Anakin Skywalker, ale nie odezwał się ani słowem, pozwalając, by senator Padme Amidala przejęła pałeczkę i przemawiała do premier i niektórych przedstawicieli rządu. On i mistrz Obi-Wan Kenobi prawie się nie odzywali, występując bardziej w roli ochroniarzy niż rzeczywistych posłańców senatu.
         Być może, gdyby poznał czarującą kobietę w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach, uznałby ją za prawdziwą duszę towarzystwa i wspaniałego rozmówce, a jeszcze lepszego słuchacza, ale teraz miał wrażenie, że każda minuta oddala go od Smarka.
         Jego jedyny trop to paskudna Twi’lekanka, która zagadnęła go wkrótce po przylocie. Stwierdziła wtedy, że póki co jego padawanka ma się dobrze, a zaraz potem użyła jednego z tajnych włazów w ścianie, od których roiło się w każdym budynku za wynędzniałej planecie. Znała jego nazwisko, a na dodatek wiedziała, gdzie trzymają – bo był najzupełniej pewien, że jego Smark został porwany wbrew własnej woli – Ahsokę.
         Im dłużej wysłuchiwał niewiele znaczących przemów obu polityków, tym bardziej się złościł.
         - Tracimy czas – syknął do towarzysza, ale mistrz Obi-Wan tylko uniósł dłoń w geście proszącym o zachowanie ciszy. Dawny uczeń tylko posłał mu pełne zniecierpliwienia spojrzenie i opadł na fotel, naprzeciw nowopoznanej premier.
         Od początku był pewien, że wymyślona na siłę misja tylko przeszkodzi mu w poszukiwaniach. W głębi serca cieszył się, że ma przy sobie mentora i ukochaną żonę, ale strach o życie padawanki Ahsoki Tano przysłaniał wszystkie uczucia. Wiedział, że ma niejasny umysł, a myśli ciężkie i zamknięte na prawdę, ale nie umiał odrzucić lęków. Stracił matkę, nie mógł stracić siostry.
         Sala, w której ich przyjęto, była śmiesznym przykładem pychy władców. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć, prezentowano przepych i wytworność. Ściany przyozdobiono licznymi tkaninami w przeróżnych wzorach i zdobieniach. Były dosłownie wszędzie, zakrywały nawet wejścia, co odrobinę drażniło Anakina. Nie miał pojęcia, za którą kotarą był właz, którym tu weszli i gdyby ktoś atakował, byliby w pułapce.
         Premier - uśmiechnięta i rozchichotana jak podlotek, a nie jak władczyni - siedziała na wysokim krześle na szczycie stołu, pogrążona w dyskusji z Padme. Reszta rządu trzymała się z tyłu, milcząca i jednolita, podobnie ubrana, jakby nie byli konkretnymi jednostkami z tożsamością, a jedynie częścią programu politycznego wesolutkiej Donar Tui. Nie odzywali się i Anakin zaczął podejrzewać, że może zabroniono im wyrażać własne zdanie.
         - Cieszę się, że Senat zainteresował się naszym problemem – zaszczebiotała premier, ściskając dłoń Padme. Tamta wygięła usta w jednym ze swoich dyplomatycznych uśmiechów, które mogły oznaczać cokolwiek według własnej interpretacji, ale szczerze odwzajemniła uścisk. Anakin przewrócił oczami. Nigdy nie rozumiał panującej wśród kobiet mody na wylewność, zwłaszcza w przypadkach, gdy były sobie całkiem obce.
         - Senat nie może pozostawać obojętny – powiedziała Padme z mocą, sprawiając, że wśród przedstawicieli rozległ się szmer zainteresowania. Anakin, mając już wcześniej wiele okazji do słuchania polityków, wiedział, że to tylko puste frazesy. W ustach Padme, jak u części utalentowanych mówców, brzmiały jednak prawdziwe i szczerze.  – Uczynimy wszystko, co w naszej mocy, by zażegnać problemy waszej planety. Przestępczość szerzy się w Galaktyce, czas, by zacząć ją wykorzeniać.
         Anakin stłumił rozbawione parsknięcie. Znał dobrze realia pół-światka przestępczego Galaktyki i wiedział, że wprowadzanie w nim prawości byłoby bezcelową próbą. Na planetach takich jak ta nielegalny handel i gangi rozwijały się szczególnie intensywnie, bo rząd był zazwyczaj zbyt słaby, by je powstrzymać... Albo zbyt skorumpowany. Nawet jeśli uda im się pozbyć wszystkich kryminalistów, to znajdą sobie nowej miejsce, może nawet trochę bardziej przyjemne. Fabryki, pokrywające prawie całą planetę, wydzielały tyle dymów, że Anakin krztusił się za każdym razem, gdy zbliżali się do którejś z nich. Zastanawiał się, jak mieszkańcy wytrzymywali w takich warunkach.
         - Dziękuję, senatorze Amidala. Mój lud pragnie życie w zgodzie i uwolnienie się od tego problemu wiele dla nas znaczy – premier co prawda rozmawiała z Padme, ale Anakin wiedział, że jej wzrok błądzi  ponad jej ramieniem, skupiając się głównie na Jedi. Była zaniepokojona, nieważne, że jej twarz promieniowała. Podobnie jak Padme, była wyćwiczona w sztuczkach politycznych i utrzymywaniu tego samego wyrazu twarzy niezależnie od sytuacji, ale nie potrafiła zamaskować obaw w Mocy. Mogła grać wesolutką, ale Anakin czuł jej niechęć i swego rodzaju niepewność... spowodowaną konkretnie jego osobą. 
         Zmarszczył brwi. Nie chciała go tu. Nie Obi-Wana i nie Padme, ale właśnie jego, jakby stanowił zagrożenie albo mógł... coś popsuć. Tak, zdecydowanie wyczuł, że premier najchętniej wyprosiłaby go za drzwi, a jeszcze lepiej – zmusiła do opuszczanie planety. Nie rozumiał jedynie, dlaczego. Był ochroniarzem, rycerzem, generałem – i niewiele go obchodziła polityka czy problemy rządu. Mógł założyć, że słyszała o jego bójkach w pobliskim barze – Anakin w głębi serca nie rozumiał, dlaczego bandyci trzymają się tak blisko siedziby premier; albo byli na tyle śmiali, albo mieli odpowiednie układy z politykami – i nie życzyła sobie rozrabiaki w swoich progach, ale instynkt, instynkt wyćwiczonego rycerza Jedi, podpowiadał mu, że jest coś więcej.
         Wrócił pamięcią do swoich niedawnych wizyt wśród paskudnych typów i innych wyrzutków prawych światów, ale nie wydawało mu się, by powiedział coś pod adresem rządu albo skrzywdził kogoś, kto mógłby być na usługach wielce szanownej premier. Spróbował posłać nić Mocy do mistrza, ale ten tylko pokręcił głową, przekonany, że dawny uczeń znów chce go pogonić, by jak najszybciej zakończyli sprawę i opuścili komnaty premier.
         Nagle jedna z kotar odsunęła się i do środka weszła potężna, niebieskoskóra Twi’lekanka. Anakin prawie zachłysnął się własną śliną, wciągnął ze świstem powietrze i poderwał się z miejsca na równe nogi. Znał ją i doskonale pamiętał pierwsze spotkanie...
         - To ty!
         Czuł na sobie zdumione spojrzenie towarzyszy i zszokowany wzrok premier Donar Turii, ale nie zawracał sobie głowy wyjaśnieniami. Musiał zmusić kobietę do gadania, wyciągnąć każdą informacje związaną z Ahsoką, dowiedzieć się absolutnie wszystkiego.
         Twi’lekanka co prawda przystanęła zaskoczona, ale zaraz się zreflektowała i przybrała minę, jakby pierwszy raz widziała krzyczącego Jedi. Nie miał wątpliwości, że go rozpoznała, ale z jakiegoś powodu, nie chciała się przyznać do tamtej wymiany zdań. Ruszyła swobodnie w stronę premier, kręcąc zalotnie biodrami, po czym skłoniła się w stronę senator Amidali.
         - Przykro mi, Jedi, ale obawiam się, że cię nie pamiętam – przemówiła cicho i pokornie. Anakin zapamiętał ją zupełnie inaczej, wtedy była rozbawiona jego bezradnością, pijana i obrzydliwie wulgarna w swoich zachowaniu; teraz zdawała się być wzorowym sługą. Gdzieś, przez Moc, dostrzegł, że jej pokora jest czystą grą, udaną sztuczką.
         - Kpisz ze mnie? – warknął, nie zwracając uwagi na cichą prośbę Padme o zachowanie spokoju. Zbliżył się do oszustki, a co za tym idzie też do premier tak blisko, że kilku strażników sięgnęło po blastery. Czuł, że Moc świerzbi go w opuszkach palców, rozpływa się po całej skórze i pali każdą żyłę. Miał wrażenie, że jakaś siła pcha go, by wykorzystał swój gniew, przemienił frustrację w potęgę, zwrócił się ku łatwej ścieżce.
         - Anakinie – Obi-Wan powstał i delikatnie spróbował zachęcić ucznia, by powrócił na swoje miejsce i nie przerywał więcej rozmów senator Padme Amidali z premier Donar Turią. – Możesz nam powiedzieć, co się dzieje?
         Skywalker zignorował nauczyciela, nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Wlepił wzrok w pozornie niepewną i pokorną twarz Twi’lekanki; widział, że w jej oczach błąka się ta sama kpina, którą wyprowadziła go z równowagi przy ich pierwszej rozmowie.
         - Generale Skywalker – premier przemówiła ostro, ale Anakin nie słuchał: miał wrażenie, że słowa kobiety przeleciały gdzieś koło jego głowy, daleko, były głuche i odległe, a przede wszystkim – nieznaczące. Jego jedyna poszlaka stała przed nim i nie zamierzał stracić szansy.
         - Gdzie jest Ahsoka?! – wrzasnął, pozwalając, by Moc przekroczyła granice: rozlała się po jego ciele nieprzyjemnym zimnem, które niemal parzyło i wzięła we władze jego zmęczoną duszę. Uniósł dłoń i lekko zgiął palce ku przerażeniu swojego mistrza i senatora.
         Padme krzyknęła cicho.
         Ciało Twi’lekanki uniosło się w powietrzu, jakby była piórem pchniętym przez podmuch otworu wentylacyjnego. Twarz jej posiniała, rozdziawiła usta jakby była rybą wyrzuconą na brzeg, a rękami spróbowała rozerwać niewidzialną pętlę, która – w miarę jak Anakin zginał palce – stawała się coraz ciaśniejsza. Z gardła wydobywały się jedynie urwany, proszący oddech.
         - Pchrese...gstań! – spróbowała wykrztusić, ale zamiast zrozumiałych słów, z jej ust wydobył się spazmatyczny, szlochający szmer. Szarpała się, ale bezskutecznie. Moc była sprzymierzeńcem ludzi takich jak Anakin, mogli ją wykorzystywać wedle własnego uznania, nawet, by wyżyć się i zemścić. Strażnicy co prawda mieli wyciągnięte blastery, ale bali się strzelić, przekonani, ze jeśli pozbawią życia Jedi, razem z nim zginie duszona.
         Obi-Wan w pierwszych sekundach był zbyt zdumiony, by reagować, ale zaraz odzyskał jasność myślenia i, co za tym idzie, zapanował nad sytuacją. Złapał ucznia za dłoń i posłał ku niemu tak wiele kojących i uspokajających myśli, jak tylko zdołał. Patrzył, jak palce mężczyzny – który teraz był przerażonym chłopcem – rozluźniają się powoli, a ciało Twi’lekanki leci bezwładnie na ziemię.
         - Generale Skywalker! – krzyknęła wzburzona premier. Była przerażona: pierwszy raz miała styczność z Jedi, który dusiłby jej własnych podwładnych w jej własnej posiadłości na jej własnej planecie. – Czego pan chce od niej chce?
         - Ta kobieta wie, gdzie jest Ahsoka! Żądam wyjaśnień! Co tu robi i gdzie trzyma Ahsokę!
         - Annie, uspokój się – wyszeptała błagalnie Padme.
         Prawdą było, że Zakon Jedi miał na pieńku z połową Galaktyki. Senat winił rycerzy za każde niepowodzenie, każdą planetę, która poparła separatystów i każdą skargę od planet neutralnych. Kanclerz patrzył nieufnie na każde ich posunięcie, chyba nie podobało mu się promowanie ideologii Jedi, sprawiał wrażenie,  jakby chciał się ich pozbyć, chociaż Padme nie rozumiała, dlaczego: przecież do oni, swoiści strażnicy pokoju, stanowili swego rodzaju spoiwo dla Galaktyki, w czasie wojny czy w czasie pokoju.
         Nie chciała, żeby teraz wybuchł skandal z jej mężem w roli głównej. HoloNet z przyjemnością podchwyciłby wiadomość o szalonym Jedi duszącym polityka z pokojowej planety.
         - Gdzie!? – Anakin wcale jej nie słuchał: wpatrywał się w Twi’lekankę ze szczerą nienawiścią, którą wykorzeniano z niego odkąd wstąpił do Zakonu Jedi wiele, wiele lat temu. Chciał tylko wiedzieć, chciał zobaczyć Smarka, uściskać i powiedzieć, że już nigdy nie pozwoli, by zniknęła.
         Twi’lekanka podniosła się powoli, najpierw na kolanach, a potem wyprostowała się i popatrzyła na niego tak bezczelnie, jak tylko pozwalały jej załzawione oczy. Rozmasowała zaczerwienioną szyję, ale i tak w kącikach jej ust błąkał się jakiś dziwny, pogardliwy uśmiech.
         - Nie znam cię, Jedi, i nie znam twojej Ahsoki – odparła zachrypniętym głosem. – Mogłabym kazać się aresztować za atak na moje życie...
         - Zamknij się, pomiocie Sithów! – wrzasnął Anakin i ruszył w stronę kobiety. Gdyby nie silna ręka dawnego mistrza, najpewniej wyciągnąłby z niej informacje siłą. Cofnął się i spróbował oddychać spokojnie, ale żadna z koncentrujących sztuczek Jedi, których uczył go Obi-Wan, nie zadziałała. Widział tylko mrok: ciemny dym, który spowił jego myśli, zamroczył umysł i otwierał drogę do wyrzucania z siebie całego gniewu i samotności, jakie kłębiły się w nim, odkąd Ahsoka zniknęła. – Gadaj!
         - Anakinie, na moc, przestań – nawet Obi-Wan zaczynał tracić cierpliwość. Nie mogli pozwolić, żeby kolejna planeta – nawet tak zabiedzona i zadymiona jak ta – poparła ruch separatystów, tylko dlatego, że jego uczeń znów okazał się egoistą. O nic go nie winił, znał ten strach o życie przyjaciela, ale zaczynał widzieć, że jego uczeń przestaje już odróżniać, gdzie zaciera się granica między czarnym a białym.
         - Nie, mistrzu! Nie przestanę. Widziałem ja w tamtym barze! Mówiła, że wie gdzie jest Ahsoka, mówiła...! – zawiesił głos, świadom własnej bezsilności i nagle zawstydzony wybuchem gniewu.
         - Nie mam w zwyczaju odwiedzać barów – odparła Twi’lekanka, zbliżając się do premier, która wciąż zdawała się być oniemiała i przejęta zajściem, jakie przed chwilą miało miejsce. – Musisz mnie z kimś mylić.
         - No cóż, myślę, że powinniśmy odejść – zaczęła Padme, ale Anakin przerwał jej, nie zwracając uwagi na nikogo poza Twi’lekanką.
         - Kłamiesz! Byłaś tam! Razem z jakimś Riordaninem!
         - Nie wiem, o czym mówisz, Jedi.
         - Generale, zanim ponownie rzucicie się na któregoś z moich ludzi – powiedziała tak spokojnie, jak tylko pozwalały jej emocje – proszę, pozwólcie mi ręczyć za Cyrię. To wielki przyjaciel mojej rodziny, wierzę, że nie skrzywdziłaby nikogo.
         Anakin prawie zatrząsnął się ze złości, ale zdobył się na poważny, uniżony ton.
         - Premierze, moja padawanka zniknęła ze świątyni kilka dni domu. Trop prowadzi tutaj i ta kobieta rozmawiała ze mną! Wiedziała, czego szukam. Wiedziała, gdzie jest Ahsoka! Miała jej miecz! Zniszczyła kryształ!
         Padme wypuściła powietrze ze świstem. Musiała zapanować nad sytuacją: nie pozwolić, by premier zerwała tak przyjemnie zawartą współpracę i jednocześnie zawalczyć o sprawę męża. Zanim zdążyła coś powiedzieć, władczyni odezwała się pewnie:
         - Nie znam żadnej Ahsoki – odparła ostro premier. Kenobi wyczuł w niej nagle jakiś dziwny strach i... kłamstwo. Nie pozwolił, by ktokolwiek dostrzegł jego zaskoczenie, ale w głębi siebie czuł – bardziej Mocą, niż umysłem – że premier doskonale zna sprawę padawana Ahsoki Tano.
         – A Cyrii wierzę bezgranicznie. Obawiam się, generale Skywalker, że będę zmuszona umieścić was w areszcie za atak i zagrożenie życia.

__________
Jest. Notka miała być dużo wcześniej, półtorej tygodnia temu, ale, mówiąc szczerze, nie mam czasu na nic, nawet oddychać ^^'' Chciałam napisać one-shot walentynkowy (Kyp i Jaina *,*), ale nie było siły ani ochoty. Z rozdziału jestem średnio zadowolona, ale lepiej go już nie napiszę, z każdą poprawką i tak jest gorzej. Jak tam walentynki? Bo wczoraj był czternasty luty, jakby ktoś nie zauważył przytłaczającej ilości serc i różu. Ja jestem bardzo zadowolona, byłam na małej imprezie, dziś lecimy z dziewczynami na Zimową Opowieść, a potem do Teatru Starego na Najpiękniejsze z Romy... Pozdrawiam.
I jeszcze spóźnione...