10 marca 2016

Światło 19: Ostatnie pożegnanie (Avatar:Legenda Aanga)

            - Chyba się chłopcze pomyliłeś – szabla pirata dotknęła policzka Zuko.
            - Obyś tego nie pożałował – szepnął złowrogo książę. Na jego palcach wciąż tańczył groźny płomień. Jeden nieprzemyślany ruch kapitana, a cała łajba stanęłaby w ogniu. – Daję ci ostatnią szansę…
            - Zuko! – pisnęłam. Mój głos był nienaturalny wysoki i zachrypnięty. – Zuko, ja wcale nie chcę tej butelki! Nawet nie wiem, co to jest…
            - Kapitan z przyjemnością ci go da – powiedział Zuko twardo, wbijając świdrujące spojrzenie w pirata. Naprawdę się bałam. Zuko zachowywał się jak świr. Uświadomiłam sobie, że teraz jest nie tylko potężny, ale także bezwzględny i… niepoczytalny.
            - Bratanku, pan powiedział, że nie da nam tej pamiątki – Iroh na próżno próbował załagodzić sytuację. – Nie ma potrzeby uciekać się… do przemocy. Jaki nietypowy bęben. Naprawdę, przepiękna skóra. Może założymy orkiestrę w załodze, książę Zuko?
            - Dawaj albo będzie gorąco – syknął Zuko.
            - Popełniasz błąd, bucu! – krzyknął pirat i zamachnął się szpadą. Ostrze przecięło powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Zuko. Zanim zdążyłam krzyknąć, kula ognia trafiła w ścianę, wyżerając olbrzymią dziurę.
            - Uciekajmy, Kataro! – stryj Iroh popchnął mnie w stronę schodów na pokład.
            - Co Zuko wyprawia?! – wrzasnęłam, patrząc na ten absurdalny pojedynek.
            - Pryskaj stąd, ale już!
            Przez dziurę w burcie zaczęła się przelewać woda. Kapitan wrzasnął i znów natarł na Zuko. Ten cofnął się i z furią kopnął – w powietrzu rozwiał się czarny dym, a pirat wyglądał, jakby przypaliło mu te cienkie wąsiki. Zuko wybiegł na górny pokład, a kapitan zanim, wściekle tnąc mieczem.
            - Zuko! Przestań w tej chwili!
            Chwyciłam się burty statku. Okręt piratów niebezpiecznie się chwiał i schodził coraz niżej. Chłopak walczył zajadle, jakby od tego zależała jego godność – naskoczył na pirata z taką furią, że aż odebrało mi głos.
            - Pożałujesz, że mi się przeciwstawiłeś!
            Mrugałam ogłupiała, patrząc, jak Zuko roztrąca kolejnych piratów, pokonując jednego za drugim. Rzucał się w walce tak wściekle, a ja nie potrafiłam zrozumieć – gdzie mój przyjaciel? Zuko, na którego teraz patrzyłam, nie miał z nim nic wspólnego. Zachowywał się okropnie! Był taki agresywny, gniewny, napastliwy…
            Zrozumiałam, że ja już nie wytrzymam.
            - Zuko! Uspokój się, ci ludzie nic ci nie zrobili! – napominał stryj Iroh, próbując rozdzielić walczących.
            Nie zwracałam już uwagi na nikogo. Uciekłam ze statku piratów, nawet się nie oglądając. Dotarło do mnie coś ważnego: wyprawa Zuko nie miała być miłą wycieczką krajoznawczą ani terapią, w czasie której by się uspokoił. Co ja sobie wyobrażałam… To było polowanie na Avatara z grabieniem wiosek i paleniem w programie. Aż jęknęłam.
            Minęłam zdezorientowanych żołnierzy, którzy obserwowali walkę księcia z konsternacją, niepewni, czy powinni interweniować. Nie całkiem ufali Zuko jako przywódcy, większym szacunkiem darzyli starego stryja Iroh.
            Wpadłam do swojej kajuty i zgarnęłam plecak z rzeczami. Nie miałam żadnych pieniędzy ani kosztowności, ale w tamtej chwili o to nie dbałam. Schowałam fiolkę z płynem do kieszeni, chociaż miałam szczerą ochotę cisnąć ją za burtę. Była przyczyną całej okropnej awantury.
            Zatrzymałam się tylko na chwile, gdy dopadły mnie nagłe wyrzuty. Łamałam słowo dane dawno  temu Królowej Ursie. A jednak, to nie był już ten sam Zuko.
            Nie mogłam stać po jego stronie, nie w tej wojnie.
            Dorośliśmy, uświadomiłam sobie. Dopóki byliśmy mali, dopóki bawiliśmy się w Pałacu, nie musieli myśleć, że w tej wojnie staniemy po różnych stronach. Ale wreszcie nadszedł ten moment, gdy nasza przyjaźń się kończyła.
            Było mi tak przykro. Miałam wrażenie, że cały mój świat się rozsypuje.
            Wiele lat temu, gdy mnie porwano, usychałam z tęsknoty za mamą, tatą i Sokką. Myślałam, że sobie nie poradzę, ale jednak – przetrwałam w Narodzie Ognia.
            Gdy Królowa Ursa odeszła, także myślałam, że to mój koniec. Znów dałam sobie radę, co prawda nie mogłam żyć w Pałacu, ale całkiem przyzwoicie mi się wiodło.
            Nawet kiedy Hama okazała się tak potworną osobą, czułam, że jestem sama na świecie. Ale w tych najgorszych momentach, zawsze miałam przy sobie Zuko. Był moją rodziną, najdroższym przyjacielem.
            Dzisiaj zrozumiałam, że Iroh miał rację. Zuko już nie będzie taki sam jak przed pojedynkiem – to był odmieniony człowiek, którego życia tak głęboko skrzywdziło, że został w nim tylko gniew i wstyd. Chociaż obiecywałam, że stanę przy nim, kiedy będzie mnie potrzebował, nie mogłam.
            Wyszłam na pokład z plecakiem zarzuconym przez ramię. Patrzyłam jak statek piratów płonął. Aż wstrzymałam oddech. Tak miała wyglądać misja Zuko? Czy kiedy natrafimy na wioskę ze śladem Avatara, to on puści ją z dymem? Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.
            Myślałam, że jest inny. Że nie ucieknie się do metod Najeźdźców z Północy.
            Zuko stał na brzegu nad klęczącym kapitanem. Mężczyzna łkał, patrząc na swój spalony okręt. Statek powoli szedł na dno, zatapiając się coraz bardziej i bardziej. Stryj Iroh trzymał się blisko, obracając posrebrzane pionki do Pai Sho w palcach.
            Gdy mnie zobaczył, od razu pojął – nie musiałam się tłumaczyć.
            Zuko odwrócił się z pogardą od kapitana i machnął na stryja:
            - Wracamy na okręt! Katara, za chwilę odpływamy…
            - Odpływacie, Zuko – poprawiłam.
            - O czym ty mówisz? – zastąpił mi drogę. Musiałam zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Zawsze był większy i wyższy ode mnie, ale teraz, gdy stanął nade mną jak nad gorszym, poczułam się przytłoczona.
            - Ja… nie będę dalej z wami płynąć. Zostaje tutaj.
            Zuko zamrugał zaskoczony.
            - Nie mogę tak, Zuko – wyszeptałam cicho. – Bardzo chciałam ci pomóc, ale nie potrafię.
            - Zostawiasz mnie? – Zuko zmarszczył brwi i spojrzał na mnie groźnie. – Po prostu odchodzisz?
            - Tak – szepnęłam. Czułam lodowaty ucisk w sercu i w żołądku. Porzucałam kogoś, z kim spędziłam ostatnie sześć lat życia. – Nie widzisz, że ta twoja misja jest chora? Nie wiesz nawet, czy Avatar żyje, a chcesz przetrząsnąć każdy kraj… Oszalałeś na punkcie Avatara. Już nie widzisz, co jest dobre, a co złe, Zuko! Co ty zrobiłeś z tamtymi ludźmi!
            - Nie okazali mi szacunku…
            - Mówisz jak swój ojciec! Już nie pamiętasz, jak sobie obiecywaliśmy, że będziemy ponad tą wojnę?
            - Nie chciał ci dać tego, co ci się należało… Miałaś do niego prawo! Z racji krwi!
            - Nie obchodzi mnie głupi napój! Nie był wart życia tamtych ludzi… Zuko, jeśli to jest cena odzyskania twojego honoru, to to jest straszne. Zastanów się, czy nie stracisz duszy – wycedziłam.
            Zuko zamarł rozzłoszczony, ale po chwili złagodniał. Położył mi dłoń na ramieniu i ucałował w czoło.
            - Nie zatrzymam cię. Chcesz wrócić do domu? – głos też miał już inny. Pozbawiony dumy i wściekłości, po prostu… miękki i szczery. Takiego Zuko pamiętałam i takiego kochałam.
            - Tak, Zuko – chlipnęłam. – Będę za tobą bardzo tęsknić.
            - Jeszcze się spotkamy – obiecał. – Przepraszam cię. Chyba byłem trochę… przykry w ostatnich dniach. Ale musisz zrozumieć jedno: jeśli nie schwytam Avatara, nie będę mógł godnie żyć – powiedział twardo.
            - Czy ty sam wierzysz w to, co mówisz? – spytałam z bólem. – Honor to jest coś, co ojciec może ci zabrać, a potem przyznać. To od ciebie zależy, Zuko! – widziałam, że moje słowa w ogóle do niego nie trafiają. Książe już dawno zagubił się w tym wszystkim.
            - Też będę tęsknił, Kataro – szepnął cicho i znów mnie ucałował.
            - Mam nadzieję, że zmądrzejesz – uśmiechnęłam się przez łzy. – Nie rób nic głupiego i… mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
            - Jeszcze się spotkamy – szepnął Zuko. Chociaż udawał twardego, widziałam, że jemu też nie łatwo się rozstawać. Teraz obydwoje będziemy samotni, zdani tylko na siebie. – Wierzę, że jeszcze się spotkamy.
            - Do widzenia, Zuko – stanęłam na palcach i delikatnie go pocałowałam. Nie uśmiechnął się.
            Zuko odwrócił się i odszedł zdecydowanym krokiem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, gdzie los go popchnie. Czułam, jakbyś rozstawali się na zawsze – o to, po długich, dziwnych sześciu latach nasze ścieżki się rozchodziły.
            Stryj Iroh przytulił mnie mocno.
            - Rozumiem twoją decyzję, Kataro. Minie trochę czasu zanim Zuko poukłada sobie w głowię i zanim zrozumie wiele rzeczy. Obiecuję ci, że będę przy nim. Uważaj na siebie, dziecko. Niech ci się wiedzie.
            - Ja – pociągnęłam nosem smutno – obiecałam Królowej Ursie, że z nim zostanę. Zanim zniknęła, prosiła mnie, żebym nie dopuściła, żeby skrzywdzili jej syna. A Zuko…
            Stryj Iroh zamyślił się głęboko.
            - Zuko jest jeszcze młody i taki gwałtowny. Wierzy, że musi schwytać Avatara, że to jest jego – pożal się – przeznaczenie. Ale kiedy się już trochę żyje na tym świecie, człowiek przestaje wierzyć w przeznaczenie. Jeśli tylko mój bratanek będzie miał otwartą głowę, podejmie słuszne decyzje.
            Spojrzałam na stryja podejrzliwie.
            - Stryj chyba wcale nie popiera tej wojny? – spytałam.
            Iroh uśmiechnął się smutno.
            - Dużo już widziałem, Kataro. Do tej pory głównie, ile krzywdy wynika z tej wojny. Ja też poniosłem straszną stratę. Wiesz przecież jak zginął mój ukochany syn – zamilkł na chwile, a gdy znów podjął, jego głos był dziwnie zmieniony: - Płynę z Zuko nie po to, żeby znaleźć Avatara, ale po to, żeby nie stracić kolejnego syna.
            - Nie mogę zrozumieć, czemu się tak zachowuje…
            - Wydaje mu się, że wcześniej był słaby. Za słaby. Teraz chce udowodnić światu, ale przede wszystkim samemu sobie, że jest inaczej. Mój drogi książę… Będzie się musiał jeszcze wiele nauczyć.
            Skinęłam głową i pokłoniłam się z szacunkiem Iroh.
            - Żegnaj, Stryju. Dziękuję… za wszystko.
            Zanim zdążyłam się wyprostować, stryj pochwycił mnie mocno i serdecznie uściskał. Zanim zdążyłam zaprotestować, wepchnął mi w rękę sakiewkę z brzęczącymi monetami.
            - Nie, nie wezmę tego, to za dużo – zaprotestowałam.
            - Teraz musisz sobie sama dawać radę – stryj powstrzymał mnie, gdy próbowałam mu zwrócić pieniądze. – Uważaj na siebie, dziewczynko z plemienia wody.
            Mrugnął do mnie i również odszedł. Długo stałam na brzegu i wpatrywałam się w odpływający okręt. Coś mnie nerwowo ściskało w gardle. Po raz pierwszy w życiu byłam zupełnie wolna – mogłam zrobić wszystko. I nie miałam pojęcia, co dalej – nie miałam niczego, zaczynałam z czystą kartą.
            Spojrzałam na polną drogę i zarzuciłam kaptur na głowę.

            Gdzieś przecież dojdę. 

8 marca 2016

Światło 18: Czas wyruszać... (Avatar: Legenda Aanga)

            Nie wróciłam nigdy do domu Hamy. Spakowany plecak został na dnie szafy razem z wszystkimi moimi rzeczami. Przed świtem, zanim wypłynęliśmy, zakradłam się do pałacowej pralni i ukradłam trochę ubrań Azuli. Była ode mnie wyższa i chudsza, ale wybierałam te najpraktyczniejsze – ciepłe spodnie i porządne koszule. Nie miałam pojęcia, gdzie możemy wylądować – Zuko chciał przetrząsnąć cały świat, jeśli będzie trzeba. Zdobyłam tyle, ile mogłam. Po sześciu latach miałam niewiele więcej niż gdy tu przybyłam – tylko naszyjnik mamy i nadzieję, że wszystko się ułoży.
            W porcie, kilka kilometrów od Pałacu, cumował już nasz okręt. Stryj Iroh załatwił wielki, metalowy parowiec przygotowany na wszystko: atak piratów, sztormy i skrajne warunki pogodowe. Czekał na nas, buchając czarnym dymem ze wszystkich kominów. Patrzyłam na niego krzywo – identyczne statki napadały na moje plemię. Identyczny statek zabrał mnie z domu. Nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego dreszczu.
            Zuko, z zabandażowaną twarzą, również obserwował statek, ale bez żadnych emocji. Rzadko się odzywał, a jeśli już, to wydawał surowe rozkazy załodze. Dla mnie i stryja był po prostu chłodny, jakbyś już nic dla niego nie znaczyli.
            Zarzuciłam czerwoną pelerynę na plecy i przymknęłam oczy.
            Czas wyruszać.
            - Będziesz tęsknił? – spróbowałam, oglądając się na Pałac. Być może ostatni raz oglądał ziemię Narodu Ognia. Zuko nawet się nie odwrócił.
            - Jeśli będę musiał, spędzę wszystkie dni mojego życia, polując na Avatara – splunął i zszedł po mostku na okręt. Westchnęłam ponuro. Zuko nie pożegnał się z ojcem ani z Azulą; udawał, że nic go nie rusza, ale wiedziałam, że będzie tego żałował.
            Powłócząc nogami, poszłam za nim.
            Miałam swoją skromną koję – byle prycza i kilka kufrów. Pomyślałam, że bardziej przypomina to cele więzienną niż pokój. Zuko nie dbał o luksusy, w zasadzie, nie dbał już o nic, tylko o swój honor.
            Gdyby Królowa Ursa go takim zobaczyła, pękłoby jej serce. 
            Wyszłam na górny pokład i stanęłam przy burcie obok stryja Iroh. Odbijaliśmy od brzegu. Czując na sobie ciekawe spojrzenia załogi, zarzuciłam na głowę kaptur. Czując na nosie morską bryzę, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
            - Minęło tak niewiele czasu od wygnania – stryj Iroh zapatrzył się na horyzont. Pałac był już wielkości mojego małego palca. Gdzieś w środku przesiadywał Władca Ognia Ozai. Czy w ogóle myślał o swoim synu, który znikał w świecie na straceńczej misji? – Zuko powinien odpoczywać i zbierać siły…
            - Avatar nie widziano od stu lat – przypomniałam. – Od czego on chce zacząć?
            - Od wszystkich świątyń powietrza – usłyszałam za plecami lodowaty głos. Przeraziłam się i odwróciłam zaskoczona. Zuko stał wyprostowany w pełnym mundurze, z włosami zaplecionymi w wysoki kucyk. Twarz miał skupioną, a brwi ściągnięte – właściwie, marszczył się bez przerwy. – Przeszukamy każdą, a potem cały świat. Najdalsze zakątki, wszystkie wioski. Avatar się nie ukryje.
            - Skąd wiesz, że Avatar w ogóle żyje? – jęknęłam. – Zuko, posłuchaj sam siebie! To szalone!
            - Katara ma racje… Potrzebujesz porządnego planu, książę Zuko, a nie pochopnych decyzji…
            - Co innego mógłbym usłyszeć od starego lenia! – prychnął Zuko. - Kapitanie, kurs na zachód!
            Zamrugałam zdumiona. Co Zuko wyprawiał!? Czy był świadomy, ile przykrości robi ukochanemu stryjowi?
            - Przejdzie mu kiedyś…? – zapytałam niemal bezgłośnie.
            - Mówiłem ci, Kataro, nic już nie będzie takie samo.
            - Potrzebujemy cię – spojrzałam w niebo. – Bardzo cię potrzebujemy, Urso.
            Kątem oka przyglądałam się wyprostowanym, napiętym plecom Zuko. Rozmawiał z kapitanem okrętu. Wydawał się taki twardy i pewny siebie, ale czułam, że to tylko gra. Gdyby jego mama z nami była…

Mama, ooh (anyway the winds blow), I don't wanna die
I sometimes wish I'd never been born at all.
...
I'm just a poor boy and nobody loves me.
He's just a poor boy from a poor family,
Spare him his life from this monstrosity.
...


*

            Umierałam z nudów. Przysięgam, na statku nie działo się zupełnie nic. Wiedziałam, że kierowaliśmy się w stronę Zachodniej Świątyni Powietrza, ale czas wlókł się niemiłosiernie. Zuko nie chciał ze mną rozmawiać; gdy zaoferowałam się, że mogę przemyć jego ranę, tylko się obraził. O leczeniu nawet nie wspominałam.
            Chociaż dookoła mnie był ocean, nie mogłam ćwiczyć magii wody. Załoga nie mogła się dowiedzieć, kim naprawdę jestem. Podejrzewali, że Zuko wziął ze sobą pospolitą pokojówkę dla kaprysu. Cześć żołnierzy patrzyła na mnie natarczywie, prawie napastliwie.
            Wkrótce na horyzoncie zaczął majaczyć ląd. Słabo znałam się na geografii, ale Zuko pokazał mi, że to kolonie Narodu Ognia w Królestwie Ziemi. Trzymaliśmy się blisko brzegu, żeby wkrótce wstąpić po zapasy.
            Siódmego dnia dobiliśmy do brzegu tuż przy innym okręcie. Odetchnęłam z ulgą. Podróż była męcząca i dłużyła się niemiłosiernie. Zuko za to klął pod nosem, że musimy zwlekać. Założyłam pelerynę i wyjrzałam za burtę.
            Obok nas stał pstrokaty jacht z wielobarwnymi żaglami. Wyglądał jak piękny paw w porównaniu do naszego metalowego grata. Aż westchnęłam z wrażenia.
            - Śliczna pani! – usłyszałam z pokładu. Pochyliłam się i dostrzegłam chudego człowieczka z drewnianą protezą zamiast nogi. Miał pstrokatą chustę na głowie i śmieszne, cienkie wąsiki. – Chce śliczna pani zobaczyć nasze skarby? Towar z całego świata!
            Roześmiałam się pogodnie. Brakowało mi rozrywki na statku.
            - Nie mamy czasu – odpowiedział za mnie Zuko. Przewróciłam oczami. Po pewnym czasie można było przywyknąć do jego humorów.
            - Daj spokój, Zuko, tylko spojrzymy – złapałam go za rękę i pociągnęłam na brzeg. – Załoga zdobędzie zapasy, a my się rozejrzymy. Stryju Iroh?
            - Idę, idę! – staruszek uśmiechnął się i skrzyżował dłonie na wielkim brzuchu, idąc kaczkowatym krokiem. – Podróżni handlarze zawsze mają na stanie cudeńka!
            - Nie obchodzą mnie cudeńka! To zwykli piraci! – Zuko ciskał pioruny z oczu. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio był w dobrym humorze.
            Puściłam go i ruszyłam przodem.
            - Zuko – przemówił rozsądnie stryj Iroh. – Ci ludzie podróżują po całym świecie i wiele rzeczy słyszeli. Może wiedzą coś o Avatarze?
            Uśmiechnęłam się pod nosem; stryj zawsze wiedział, jak podejść Zuko i go przekonać. Książe przez chwilę toczył walkę sam ze sobą, ale wreszcie się zdecydował.
            - Niech wam będzie! – powiedział, jakby robił łaskę.
            Uniosłam brwi, ale nic nie powiedziałam. Dogadanie się z Zuko z każdym dniem robiło się trudniejsze.
            Pirat pomachał do nas zachęcająco:
            - Witamy! Mamy pamiątki z każdego zakątka świata! Szuka panienka sukien hrabianek z Królestwa Ziemi? A może autentycznych korali wyrabianych przez nomadów powietrza?
            - Chciałam tylko się rozejrzeć – uśmiechnęłam się, a on wskazał mi drogę pod pokład. Już z daleka czułam ciężką woń kadzideł i piżma.
            - A dla panicza co? Może ręcznie rzeźbione…
            - Ja chcę informacji! Gadaj!
            Zuko należał jednak do najmilszych książąt na świecie, pomyślałam gorzko. Pod pokładem panował przyjemny, klimatyczny półmrok. Cała ładownia przepełniona była dziwactwami. Pirat nie kłamał, mieli tutaj wszystko. Z kufrów wylewały się drogocenne, haftowane sukna. Znalazłam niebieską sukienkę z ciepłym futrem przy kołnierzu, podobną do tej, jaką nosiła mama w młodości. Na ścianach błyskała kolekcja mieczy i szpad, a także kilka powykręcanych bumerangów. Jeden z mieczy – szeroki, jak moje udo – wydawał się tak ostry, że mógłby rozciąć mi palec jednym dotknięciem.
            Przeciskałam się dalej z coraz większym zachwytem. Mieli omszały galion przypominający piękną kobietę, której oczy wyglądały jak dwa złote brylanty, a także kamienną rzeźbę smoka zjadającego własny ogon. Na drewnianym kobiecym manekinie wisiały długie sznury mieniących się pereł. Każdej dziewczynie zabłysłyby oczy na taki widok.
            Już miałam dotknąć różowych, gdy zobaczyłam w kącie brzydki, obdrapany kuferek z dziwnymi szkłami. W pierwszej chwili pomyślałam, że to butelki z rumem, ale zaraz przyszło mi do głowy, że są zdecydowanie za małe. Przyjrzałam się bliżej; na samym wierzchu leżała niebieska fiolka przyozdobiona kryształkami z... symbolem plemienia wody na zakrętce! Aż wstrzymałam oddech.
            Uklękłam przy skrzyneczce i wyciągnęłam fiolkę. Obejrzałam się pod światło; płyn w środku był połyskliwy i mienił się w magiczny sposób. Nie odważyłam się jej otworzyć, przekładałam z ręki do ręki z najwyższą ostrożnością. Na sznureczku ktoś doczepił drewnianą etykietkę - Woda z Oazy Duchów. Przymknęłam oczy. Dom! Wspomnienie domu.... Hama na pewno wiedziała, czym jest dziwny płyn, ale... wzdrygnęłam się na samo wspomnienie.
            - Znalazłaś coś ciekawego, Kataro? – odezwał się stryj Iroh. – Mają tutaj posrebrzane pionki do Pai Sho! Uwierzysz? Unikaty prawie!
            - Trzydzieści sztuk złota za jeden – przypomniał pirat, który znikąd wyrósł za plecami stryja. – I nie spuszczę ani miedziaka.
            Stryj Iroh roześmiał się serdecznie.
            - Dla gracza te pionki są bezcenne, mój drogi przyjacielu.
            Pirat wyszczerzył złote zęby, ale nie przypominało to uśmiechu. W półmroku nie wydawał się już tak sympatyczny jak w świetle dnia. Zacisnęłam dłoń na buteleczce.
            - A to… ile?
            - Mam już kupca – wzruszył ramionami. – Szlachcic z Królestwa Ziemi.
            Posmutniałam, ale już miałam odłożyć fiolkę.
            - A jeśli dalibyśmy więcej? – stryj Iroh położył dłoń na ramieniu pirata. – Myślę, że się dogadamy, przyjacielu.
            Pirat pokręcił głową.
            - To stały klient, a ja cenię sobie swój honor kapitana.
            - A jaki honor może mieć gnojek i zbir? – prychnął Zuko, schodząc pod pokład.
            - Znowu ty! Już ci mówiłem, że nic nie wiem o Avatarze! Psychol jakiś…
            - Pani prosi o swoje – powiedział ostro Zuko. – I lepiej, żeby to dostała.
            - Powiedziałem przecież….
            - Ja też powiedziałem! Dasz jej za darmo.
            - Chyba sobie ze mnie żartujesz, człowieku…
            - To nie była prośba – ręka Zuko nagle stanęła w płomieniach. Zanim stryj Iroh zdążył zareagować, pirat sięgnął po swoją szable.

5 marca 2016

Światło 17: Woda w człowieku (Avatar: Legenda Aanga)


            Nie wiem, kiedy zdecydowałam, że popłynę z Zuko. Możliwe, że od początku, odkąd dowiedziałam się o jego szalonej wyprawie, wiedziałam, że i tak go nie opuszczę. Mimo, że stryj Iroh próbował mnie odsunąć, nie wyobrażałam sobie, jak miałoby wyglądać moje życie… bez Zuko. Wreszcie, bo sześciu latach, opuszczałam Naród Ognia. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co Zuko zamierza, ale wiedziałam jedno – to był krok do przodu.
            Stryj Iroh podziwiał, jak oddaną jestem przyjaciółką. Ale prawda była znacznie przykra: samolubnie liczyłam, że uda mi się w ten sposób przedostać do domu, a przynajmniej dać znać, że żyje.
            Nie obchodziło mnie, czy Zuko chce mnie na swoim okręcie, czy nie. Wyruszałam razem z nim.
            Długo nic nie mówiłam Hamie; po części dlatego, że bałam się jej reakcji, ale również czułam, że w pewnym sensie ją zdradzam. Byłyśmy rodziną, krwią z jednej krwi. Nauczyła mnie wszystkiego o naszym dziedzictwie, o naszej tradycji. Dzięki niej potrafiłam dzisiaj walczyć, bronić się i leczyć. Gdyby nie ona, byłabym nikim. Wychowała mnie na maga, ale nie była tylko mistrzynią – była też przyszywaną babcią. I mimo całej mojej wdzięczności i głębokiej więzi, porzucałam ją.
            Hama porzuciła nadzieję na powrót do domu. Żyła tutaj, z dnia na dzień, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Nigdy nie powiedziała mi, jak udało jej się uciec z więzienia i jak zachowywała anonimowość przez tyle lat. Chciała tylko przetrwać, bez wychylania się i bez emocji. Ja tak nie potrafiłam; nie pogodziłam się, że resztę życia spędzę w Narodzie Ognia.
            Pakowałam się dyskretnie, tak, żeby nie wzbudzić jej podejrzeń. I tak nie miałam niczego cennego; kilka książek od Zuko, ubrania, bukłak. Jedyną cenną pamiątką, jaka mi została, był naszyjnik mamy. Nosiłam go zawsze przy sobie. W kieszeni fartucha albo na szyi, gdy miałam wysoki kołnierz. Niebieski medalik na wysłużonej tasiemce był dla mnie cenniejszy niż wszystkie pałacowe skarby.
            - Muszę cię ostrzec, Kataro. Wiem, że chcesz towarzyszyć Zuko, ale musisz zdać sobie sprawę, że to będzie trudne dla was obojga. Nigdy wcześniej nie byłaś mu tak potrzebna jak teraz, ale Zuko będzie cię ranił – powiedział mi któregoś wieczoru Stryj Iroh. Ostatnie wydarzenia bardzo odbiły się na jego zdrowiu; posiwiał jeszcze bardziej, a broda mu się przerzedziła.     - Tak bardzo mnie boli, że on po prostu… nie pozwala sobie pomóc.
            Czułam, jakbym traciła przyjaciela. Nie mogłam się z nim w żaden sposób porozumieć, bo nie wpuszczano mnie do komnat. Zresztą, i tak chyba nie odważyłabym się z nim porozmawiać – nie po tym, jak potraktował mnie ostatnio. Stryj Iroh opowiadał mi, że rany się goją, że gorączka spadła, że Zuko powoli zdrowieje…
            A ja wiedziałam, że z moją pomocą wylizałby się z dnia na dzień!
            Gdyby tylko nie był taki głupi i uparty!
            Słuchając wywodów medyków, i ja i Iroh wiedzieliśmy, że nie mówią nam czegoś bardzo ważnego. Nie wspominali o tym, co Zuko przeżywał w środku – o ranach można zapomnieć, o tym, co zrobił mu ojciec, nigdy.
            Poprosiłam stryja Iroh by oznajmił mu – nie zapytał, czy mogę, ale oznajmił – że będę mu towarzyszyć na wyprawie.
            - A podobno kobieta na pokładzie przynosi pecha! – zażartował Stryj, ale żadnemu z nas nie było do śmiechu. To były czarne dni w Pałacu, tak samo, jak po odejściu Królowej Ursy i po śmierci Lu Tena.
            Na dzień przed wyruszeniem zebrałam się w końcu na odwagę. Z każdym dniem było mi trudniej zacząć rozmowę; im bardziej zbliżał się wyjazd, tym bardziej unikałam tematu. Podejrzewałam, że Hama będzie chciała mnie odwieźć i przekonać, żebym została tutaj.
            Siedziałyśmy, starym zwyczajem, w głównej izbie. Udawałam, że przeglądam starą książkę pożyczoną od Zuko wiele lat temu, a Hama w ciszy pochylała się nad robótką, cerowała sobie starą, zszarzałą spódnicę. Dwa razy nabrałam powietrza, chcąc się odezwać i dwa razy tylko wbiłam wzrok w jej stare dłonie, oddychając głęboko.
            - Hamo… Ja… - zaczęłam cicho. – Hamo, ja odchodzę. Jutro wyruszam z Zuko na jego wyprawę.
            Hama zaskoczona wbiła sobie igłę w palec. Zamrugała i spojrzała na mnie ciemnymi oczami.
            - Dopiero teraz mi to mówisz? – zakrztusiła się. Teraz to ja się zdumiałam; nie oburzyła się, że w ogóle ją zostawiam, tylko, że tak późno jej o tym mówię. – Nie zamierzałaś dokończyć swojego treningu na maga wody?
            - Myślałam, że umiem już wszystko… - zająknęłam się.
            Hama dopadła okna i zapatrzyła się w niebo. Niebo było bezchmurne i skrzyło się milionem gwiazd; nad Pałacem górowała jasna tarcza księżyca, oblewając wieże i mury mlecznym, delikatnym blaskiem. Zastanawiałam się, czy Zuko śpi.
            - Dzisiaj nauczysz się wszystkiego – powiedziała Hama i z jakiegoś powodu zabrzmiało to jak groźba. – Wyjdźmy, teraz mi wszystko opowiesz.
            Hama wzięła mnie pod ramię i wyprowadziła na dziedziniec. Noc była przyjemnie chłodna. Czasem zastanawiałam się, czy nie odzwyczaiłam się od mrozów panujących w domu; tutaj śniegu nie było prawie nigdy.
            - Zuko został wygnany – westchnęłam cichutko. Nie wiedziałam, od czego mam zacząć ani ile Hama już wie z Pałacowych plotek. – Wyrusza, żeby odzyskać swój honor…
            - Absurdalne!
            Wolałam rzucić takim frazesem niż podać prawdziwy cel wyprawy Zuko. To wcale nie była wycieczka krajoznawcza, to było polowanie na Avatara. Wyruszając z nim, przyłączałam się w jakiś sposób do wojny i to po niewłaściwej stronie. Jeśli Avatar był jedyną nadzieją dla świata, to powodzenie Zuko miało przesądzić losy wojny. Nie potrafiłam poukładać sobie tego w głowie.
            - A ja… chcę wrócić do domu, Hamo.
            - Naprawdę wierzysz, że ci się uda? – Hama pokręciła głową zdegustowana. – Dobrze wiesz, tak samo jak i ja, że to niemożliwe.
            - Muszę spróbować – szepnęłam. – Hamo, muszę przynajmniej spróbować.
            Hama przymknęła oczy. Poczułam, że naprawdę mnie kochała. Przywiązałyśmy się do siebie przez te kilka wspólnych lat w Narodzie Ognia.
            - Dla mnie jest już za późno, ale będę modliła się do duchów księżyca, żeby ci sprzyjały.
            Szłyśmy w zupełnej ciszy, przytulone do siebie.
            - I jeśli… jeśli rzeczywiście wrócisz, to ucałuj swoją babcię. Kochana Kana! Była wspaniałą przyjaciółką… I powiedz im, że ja… że się nie dałam, dobrze?
            Ścisnęłam ramię Hamy.
            - Wszystko im powiem, Hamo, będziesz bohaterką w wiosce!
            Hama uśmiechnęła się nieśmiało.
            - Ale najważniejsze, Kataro, musisz nauczyć przyszłe pokolenia magów wody tego, czego ja ciebie dzisiaj.
            Przełknęłam ślinę podekscytowana. Schowałyśmy się na tyłach domów służby, gdzie rzadko kiedy ktoś przychodził. Wśród stert starych śmieci buszowało kilka bezpańskich kotów, tak samo brzydkich, jak śmierdzących.
            - Nie ma drugiej tak uniwersalnej magii jak magia wody – zaczęła Hama. – Woda jest źródłem życia, otacza nas i jest wszędzie. Uczyłam cię już, że możesz wyciągnąć ją z roślin i czerpać z powietrza.
            W odpowiedzi machnęłam palcami, a na opuszkach osiadło mi kilka kropelek. Powietrze było tego wieczora bardzo suche.
            - Chodzi tutaj o otwarty umysł, Kataro. Zapamiętaj: woda jest wszędzie. Dzisiaj wreszcie powiem ci, jak udało mi się uciec z Narodu Ognia.
            Przełknęłam ślinę. Usiadłyśmy na starej wannie, którą ktoś wyrzucił sto lat temu. Ujęłam pomarszczone dłonie Hamy w swoje ręce; zdawałam sobie sprawę, jak ciężkie będzie dla niej to wyznanie.
            - Trzymali nas w klatkach, zakutych w kajdany, traktowali jak zwierzęta. Wodę dostawaliśmy rzadko, prosto do ust. Wtedy wiązali nam dłonie i stopy, żeby nikt nie zdołał tkać. Wystarczył jeden fałszywy ruch, a czekała okrutna kara – Hama aż wzdrygnęła się na to wspomnienie. – Była bezradna, dopóki nie wyczułam, że raz w miesiącu – w czasie pełni – mam więcej sił i więcej energii. Wiedziałam, że musi mi się udać uciec. Bez wody nie mogłam walczyć, ale nie mogłam też żyć. Woda jest kluczem do życia, ona je daje. Wszystko, co żyje, ma w sobie wodę. W każdym żywym organizmie płynie woda!
            Hama mówiła coraz szybciej, a jej oczy niebezpiecznie błyszczały.
            - Zaczęłam od szczura, który dłubał w łańcuchach klatki. Pod jego skórą płynęła woda, którą mogłam wykorzystać. Nauczyłam się tkać płyny w obcym ciele, w każdym żywym organizmie. Potrzebowałam lat, zanim szczur był mi w pełni posłuszny, ale Kataro, nie ma potężniejszej magii niż ta. Magia Krwi. Pozwala narzucić innym swoją wolę, możesz rządzić wszystkim… Możesz rządzić każdym.
            Puściłam dłonie Hamy, zasłaniając rękami usta. Przeraziłam się i – jakoś wbrew sobie – odsunęłam się jak najdalej. Poczułam, że naprawdę się boję i chce jak najszybciej stąd odejść.
            - Uczyłam się na szczurach, ale z człowiekiem jest tak samo. W czasie pełni księżyca zmusiłam go, żeby otworzył cele i mnie wypuścił. Z tą techniką można panować nad każdym. Kataro, o to pełnia twojego dziedzictwa. Najpotężniejsza magia. Magia krwi.
            - Hamo… Ja… Ja chyba nie potrafię – wzdrygnęłam się. Spojrzałam jeszcze raz na księżyc, tym razem z obawą. – Nie potrzebuję takiej mocy, Hamo. Umiem dość by się bronić i przetrwać. Nie chcę nikim sterować.
            Hama najeżyła się i chwyciła mnie za ramiona, potrząsając mną z całych sił.
            - Wyruszasz do świata ogarniętego wojną! Z wrogiem! Musisz wykorzystać każdy sposób, żeby zakończyć to piekło, Kataro! To twój obowiązek, twoje dziedzictwo. Musisz! Nikogo nie interesuje, czego ty chcesz. To diabły, Kataro! Pamiętasz, że latami napadali na twoją wioskę? Że mordowali nas, magów wody? Że ciebie porwali od rodziny?! To sposób zemsty.
            - Hamo! Nie będę! – wyrwałam się jej i cofnęłam przerażona. – Nigdy nie użyję magii krwi! To potworne…
            - Spójrz tylko, jakie to łatwe.
            Hama machnęła dłonią, wyprostowując chude palce. Kot myszkujący w śmieciach kwiknął żałośnie, wyprężając ogon i stanął na tylnich łapach. Zrobił kilka kroków i aż nim zarzuciło, w lewo, potem znów w prawo. Miauczał przeraźliwie, spanikowany i bezwładny.
            To samo działo się z człowiekiem.
            - Hamo! Przestań! – ryknęłam. Odwróciłam się, pragnąc jak najszybciej stąd uciekać, ale w tej samej chwili, poczułam, że całe moje ciało sztywnieje. Jakbym była marionetką, zatrzymałam się sparaliżowana. Nie mogłam nawet unieść ręki. Wrzasnęłam, ale to na nic – Hama trzymała mnie w żelaznym uścisku.
            - Jesteś chora! – krzyczałam, uwięziona we własnym ciele. Czułam, jak cała się pocę i drżę.
            - Kontroluje wszystkie żyły i wszystkie mięśnie twojego ciała – Hama zarzuciła mną jak szmacianą lalką, a mi łzy stanęli w oczach. Odebrano mi własne ciało, nie miałam nad niczym władzy. – Jesteś bezradna.
            Umysł wciąż miałam wolny. Czując na sobie światło księżyca, skupiłam całą energię w sobie. Wyobraziłam sobie kajdany, w jakie zakuła mnie Hama, a potem, jak pękają. Księżyc był moim sprzymierzeńcem od zawsze – musiałam go wykorzystać.
            Zacisnęłam oczy, a z mojego gardła wydobył się dziwny warkot. Z olbrzymią energią wypchnęłam władzę Hamy ze swojego ciała, aż ją odrzuciło.
            - Brawo, brawo…
            - Nie chcę cię więcej widzieć! – krzyknęłam z płaczem i chciałam zniknąć. Już niemal odbiegłam, gdy przede mną wyrosły olbrzymie ściany lodu. Hama wyciągnęła wodę z roślin i zagrodziła mi drogę. Odwróciłam się wściekła.
            - Przestań!
            - Jest tylko jeden sposób, żebym pozwoliła ci odejść…
            - NIE!
            Prawą ręką narysowałam krąg w powietrzu, krusząc ściany muru. Woda otoczyła moje ręce, tworząc macki. Hama była szybsza. Zanim ja zdążyłam ją zaatakować, ona przechwyciła moją wodę i przeciągnęła ją na swoją stronę; w moim kierunku poleciały ostre sople. Przekoziołkowałam, cudem unikając śmierci.
            Nawet nie zdążyłam złapać tchu, bo mur za moimi plecami nagle stopniał i runęła na mnie fala lodowatej wody, która momentalnie skostniała zamieniając się w lód. Kopnęłam na ślepo, próbując się wydostać, ale Hama była ode mnie potężniejsza.
            - Mogę tak do rana – zaśmiała się upiornie.
            Targnęłam się do tyłu, krusząc lód. Przełknęłam ślinę i zrobiłam coś, czego miałam żałować do końca życia. Wystarczyła chwila, a poczułam, ile wody płynie w Hamie – w dłoni, którą sterowała soplami, w nogach, całe jej ciało było do wykorzystania.
            Zacisnęłam pięść, a Hama pisnęła przerażona, czując, jak traci władzę. Chyba nigdy nie przyszło jej do głowy, jak obrzydliwym doświadczeniem jest jej magia krwi. Czułam jej panikę i bezradność; unieruchomiłam ją jednym ruchem. Hama pluła śliną, ale zanim spróbowała się wyrwać, sama ją puściłam.
            Opadła bezwładnie na kolana.
            - Nigdy. Więcej. Się. Do. Mnie. Nie. Zbliżaj – wycedziłam przez zęby i uciekłam. Resztki lodu po naszej walce topniały na tylnim dziedzińcu. Nie obejrzałam się za siebie ani razu; biegłam i płakałam z obrzydzenia do samej siebie.
            Byłam teraz gorsza od Najeźdźców z Pólnocy, którzy zabrali mnie z domu. Może byłam gorsza od Ozaia.
            Wślizgnęłam się do Pałacu i na ślepo poszłam dobrze znaną drogą do komnaty Zuko. To było instynktowne, nawet nie zastanawiałam się, czy mnie przyjmie – podświadomie szukałam u niego ratunku, pocieszenia.
            Przed drzwiami zatrzymałam się i odetchnęłam. Teraz oboje byliśmy tragicznie nieszczęśliwi. Weszłam cicho.
            - Czego tu chcesz? – usłyszałam zaskoczony, ale ostry głos Zuko. Nie spał. Siedział na łóżku, lecz teraz odwrócił się tyłem. Nie chciał, bym widziała jego twarz. – Po co tu przyszłaś?
            Poczułam, że dla mnie to za dużo. Rozpłakałam się na dobre. Stałam na środku pokoju i zawodziłam, głośno i bez opamiętania.
            Zuko jakby otrzeźwiał, bo doskoczył do mnie w jedną chwilę. Złapał mnie mocno i przytulił, obejmując silnymi ramionami. Pocałował mnie w czoło i głaskał po plecach. Nie potrzebowaliśmy o niczym mówić; Zuko pociągnął mnie za sobą na łóżko i położył przy sobie. Leżeliśmy w zupełnej ciszy i oddychaliśmy głęboko.
            Nie chciał mówić ani o pojedynku, ani o wygnaniu. Dwie najgorsze tajemnice chciał zachować tylko dla siebie.
            Nie chciałam mówić o magii krwi. To miała być moja najstraszliwsza tajemnica na całe lata.
            Dotknęłam palcami bandaża Zuko. Może mogłam jeszcze cokolwiek zrobić…
            - Chyba potrafiłabym…
            - Przestań.
            - Tęsknię za moim przyjacielem, Zuko – powiedziałam wreszcie. – Pozwól sobie pomóc.
            - Pomóż mi schwytać Avatara – prychnął. – Co ty zresztą możesz wiedzieć! Nic nie rozumiesz… Głupia wieśniara.
            - Mówisz jak Azula! – oburzyłam się. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że mówi tak tylko dlatego, żeby mnie zranić i od siebie odsunąć, ale i tak bolało. – Zuko, chcę ci pomóc…
            - Bądź już cicho – zarządził twardo i zamknął oczy. Wiedziałam, że nie będzie mógł zasnąć tej nocy, tak samo, jak ja, ale wolał udawać niż ze mną rozmawiać.
            Czułam się taka samotna jak zaraz po przybyciu do Pałacu.
            Nagle za oknem pojawił się księżyc. Mdłe, srebrne światło wpadło do komnaty, oświetlając twarz Zuko. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłam bliznę – czerwona, spuchnięta skóra przysłaniała napęczniałe oko. Połowa jego twarz była pomarszczona i wysuszona; wyglądał potwornie.
            Zacisnęłam zęby i pogłaskałam go po policzku.

            Musiałam być silna dla niego. Wszystko inne było teraz nieważne. Obiecałam Królowej Ursie, że zaopiekuję się jej synem. Przyszła pora na rozliczenie. 

2 marca 2016

Światło 16: Avatar (Avatar:Legenda Aanga)

            Po wybuchu Zuko tylko raz zjawiłam się w jego komnatach. Znów usłyszałam, że książę nie chce nikogo widzieć i życzy sobie pozostać sam. Tym razem nie próbowałam z nim rozmawiać, zbyt boleśnie pamiętałam ostatnia awanturę. Czułam się taka bezradna: potrafiłam i chciałam pomóc, ale Zuko nikogo do siebie nie dopuszczał.
            Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy po walce, byłam taka uradowana. Nie zastanawiałam się tak naprawdę, co Ozai mu zrobił – wiedziałam, że jest poparzony, ale stan zdrowia księcia był sekretem medyków i zwykłej służącej nikt nie przekazywał informacji.
            Ściany w Pałacu zawsze mają uszy; praczki szeptały między sobą, że książę miał wypadek przy treningu. Taka plotka została rozpuszczona przez elity królewskie, a ci, którzy znali prawdę, dla bezpieczeństwa własnej głowy, zachowywali ją dla siebie. Różnie mówiono: jedni mówili, że miał rany na brzuchu; inni, że całe ręce poharatane do kości, w najbardziej makabrycznej wersji mówiono o amputowanych wszystkich kończynach.
            Nie chciałam nawet słuchać; chciałam tylko, żeby Zuko wyzdrowiał jak najszybciej. Stryj Iroh wielokrotnie uspokajał mnie, że Zuko przeżyje.
            - Kataro, obawiam się, że to go zmieni – powiedział mi kiedyś, gdy siedzieliśmy we dwoje przy jaśminowej herbacie z miodem. – Takiej tragedii nie powinien przeżyć żaden człowiek, a Zuko jest jeszcze taki młody… Nie zmieni się tylko jego twarz, ale też… charakter. Ten dramat bardzo się na nim odbije. Na nas wszystkich.
            Nie wiedziałam, jak bardzo prorocze okażą się słowa Iroh.
            - Myślisz, że ojciec mu przebaczy? – spytałam. Za każdym razem, gdy wspominałyśmy o Władcy Ognia ogarniał mnie wstręt i nienawiść. – Zuko bardzo przypłacił za tamtą głupią naradę…
            - Został straszliwie ukarany – przyznał Iroh, siorbiąc długi łyk. – Nigdy nie zrozumiem, co chciał osiągnąć mój brat. Ale my możemy czekać aż Zuko się przebudzi.
            - Myślę… - zawahałam się. Stryj Iroh wiedział, że jestem magiem wody. Z jakiegoś powodu bardzo mu ufałam, prawie tak, jak  Królowej Ursie i Zuko, ale czy mogłam mu powiedzieć, że znalazłam nauczyciela?
            Hama miała obsesję na punkcie swojego bezpieczeństwa. Latami ukrywała się przed magami ognia, udając pospolitą wieśniaczkę. Dopiero w ostatnim latach osiadła na stałe, ukrywając się wśród Pałacowej służby. Utrzymywała, że pod latarnią jest najciemniej. Wiedziałam, że kilkakrotnie sprawiała problemy strażnikom i lokalnej władzy, ale z jakiegoś powodu wszystko rozchodziło się po kościach. Hama się wybroniła – nie wiedziałam właściwie jak sprawiła, że wszyscy trzymali się od niej z daleka ani jak uciekła z więzienia. Krzywo patrzyła na moje przyjaźnie z wrogiem. Wolałam nie opowiadać o naszym sekrecie kolejnej osobie – wystarczyło, że Zuko wiedział o moich naukach.
            - Myślę, że umiałabym mu pomóc – powiedziałam w końcu. – Czasem próbuję… robić coś… robić coś z wodą – oznajmiam wymijająco – i chyba potrafiłabym uleczyć Zuko.
            - Lepiej niż nasi medycy?
            - Uleczyć naprawdę – wyjaśniłam.
            Iroh zapatrzył się na mnie z podziwem.
            - Na wojnie człowiek uczy się wielu rzeczy – powiedział powoli. Przymknęłam oczy; nigdy nie mogła sobie wyobrazić, jak dobroduszny stryj mógł siać spustoszenie na froncie. – Nauczyłem się mordować, spalać i grabić. Nie jestem z tego dumny, choć wydawało mi się, że postępuję słusznie. Ale nauczyłem się też trochę o świecie i wiem, że magowie każdej nacji są godni podziwu. Jeśli tylko potrafisz ratować mojego bratanka, Kataro, rób co do siebie należy.
            - Niech się tylko przebudzi! – szepnęłam.
            Oczekiwałam tego dnia z wielkim zniecierpliwieniem. Modliłam się do duchów oceanu o opiekę nad moim drogim przyjacielem. I rzeczywiście, Zuko zdrowiał. Ale prawdziwa tragedia jeszcze nie nadeszła.
            Gdy wyrzucił mnie ze swoich komnat, złamał mi serce. Nie mogłam zrozumieć, czemu mnie odpycha, czemu odpycha nawet stryja Iroh.       Myślałam, że jesteśmy sobie najbliżsi – przecież po odejściu Królowej Ursy mieliśmy tylko siebie.
            Byłam taka wściekła i zraniona, że nawet nie potrafiłam płakać.
            Po prostu wyszłam. Byłam oniemiała i kręciło mi się w głowie. Iroh objął mnie ramieniem i poprowadził do swojego skrzydła. Szłam za nim jak ślepiec, powłócząc nogami. Usiadłam dopiero na przestronnym tarasie z widokiem na park.
            Stryj Iroh sięgnął po dzbanek i nalał sobie trochę herbaty. Upił łyk i skrzywił się ze wstrętem.
            - Niewiele jest na tym świecie tak okropnych rzeczy jak wystudzona herbata – spróbował zażartować, ale żadnemu z nas nie było do śmiechu.
            - Co się tam stało? – wykrztusiłam.
            Iroh przymknął oczy.
            - Zuko się bardzo dumnym człowiekiem – powiedział w końcu. – Nie zrozum mnie źle, nigdy nie chciałem, by zachowywał się, jakby wciąż przepraszał że żyje. Ale jak każdemu z rodziny królewskiej, brak mu pokory. Został skrzywdzony. Bardziej niż sobie wyobrażasz, Kataro. To go nieodwracalnie zmieniło.
            - Mogłabym go uleczyć!
            Iroh pokręcił głową.
            - Rana będzie tylko symbolem. To w sercu zapisana jest najgorsze: wstyd, gniew i ból. I dopóki Zuko nam nie pozwoli, nie zdołamy mu pomóc w tym cierpieniu.
            Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok.
            - Kataro… Jest jeszcze coś o czym nie wiesz. Ozai wydziedziczył Zuko.
            Zamrugałam zdumiona.
            - Jak to? W tej walce…
            - Nigdy nie zrozumiem, jak mój brat mógł zaatakować własne dziecko – Iroh wzdrygnął się na samo wspomnienie. – Gdy Zuko chorował, nie odwiedził go ani razu. Nawet Azula zmiękła, wiesz, że przyszła do niego kilka razy? A teraz… Książę Zuko został wygnany.
            - Wygnany?! – powtórzyłam przerażona.
            - Gdy tylko odzyska siły, ma zniknąć z kraju – Iroh obracał w dłoniach pustą szklankę. – Zuko jest teraz wygnańcem i bękartem własnej rodziny. Nie zdajesz sobie sprawy, jaki to był dla niego cios. Widzisz Ozaia jako okrutnika, ale zrozum, że syn zawsze będzie chciał dorównać ojcu. Zawsze mi powtarzano: szanuj ojca, choćby rozum stracił. To zupełnie złamało hart Zuka. Był wyczerpany po Agni Kai, a teraz…
            - Co z nim teraz będzie? – wyszeptałam.
            - Zuko ma tylko jedną szansę na odzyskanie honoru w oczach ojca. Musi schwytać Avatara.
            - Avatara?! Przecież to stara legenda… Babcia opowiadała nam ją na dobranoc.
            - Powiedz, co wiesz o Avatarze.
            Już chciałam opowiedzieć Stryjowi Iroh starą opowieść, ale poczułam przykre ukłucie w sercu. Minęło prawie sześć lat! Nie mogłam sobie nawet przypomnieć głosu babci, gdy snuła swoje bajki na dobranoc.
            Siedzieliśmy po ciemku, przy dogasającym palenisku, opatuleni drapiącym futrem. Sokka zawsze miał takie zimne stopy. Kłóciliśmy się, kto będzie spał przy ścianie. Babcia usadzała nas grzecznie i rozsiadała się wygodnie i rozkładała na kolanach plecionkę.
            - Były czasy, gdy nikt nie musiał się bać – zaczynała. – Na straży pokoju stał Avatar, który władał wszystkimi żywiołami. Potrafił miotać ogniem, burzyć ziemię, wichrzyć powietrze i władać wodą, tak jak ty Kataro.
            - Jak dorosnę, chcę być Avatarem! – przerywał jej Sokka.
            - Cicho! – mruczałam rozzłoszczona.
            - Avatar był wybrańcem – uśmiechała się babcia ciepło. – Cykl Avatara przebiega od lat niezmiennie: ogień, powietrze, woda i ziemia. Żyliśmy w pokoju, a Avatar sprawował władzę, nie tylko na tym świecie, ale też w świecie duchów. Był pośrednikiem.
            Baliśmy się z Sokką, że którejś nocy duchy naprawdę zjawią się w naszej osadzie.
            - Ale Naród Ognia zaburzył pokój. Kiedy zaatakowali, dawny porządek runął. Zaczęła się ta straszna wojna, która trwa do dziś i nie wierzę, żeby skończyła się za mojego życia… Oby za waszego. Sądziliśmy, że Avatar powstrzyma tragedię, ale zaginął. I kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze powróci…
            - To wszystko prawda – przyznał Iroh. – Avatara nikt nie widział od niemal stu lat.
            - Kiedyś wierzyłam, że Avatar powróci i uratuje świat.
            - Już nie wierzysz?
            - Przestałam, gdy porwano mnie z domu.
            Iroh zacisnął usta i nic nie powiedział. W moment pożałowałam ostrych słów; poczciwy stryj nie miał nic wspólnego z Najeźdźcami, którzy tamtego dnia zjawili się w naszej osadzie.
            - Ta misja jest… niemożliwa.
            - I Ozai doskonale o tym wie – zauważył cierpko stryj. – Pozbywa się syna na lata. Da mu okręt z pospolitą załogą i każe odpływać niewiadomo gdzie i niewiadomo na jak długo.
            - Przecież to straszne…
            - Musisz wiedzieć Kataro, że Zuko nie zrezygnuje. Tak samo jak my, jest świadomy, że powierzono mu niewykonalne zadanie. Ale pragnie odzyskać honor i twarz w oczach ojca zrobi wszystko. Kataro, on prędzej zginie niż się podda!
            - Popłynę z nim…
            - Dobrze wiesz, że to niewykonalne – westchnął Iroh. – Domyślam się, że jesteś tu już tylko ze względu na Zuko. Przez lata byłaś dla niego niezastąpiona, ale teraz będzie cię tylko ranił.
            Zacisnęłam zęby.
            - Mam pozwolić mu samemu to znosić?
            - Ja z nim popłynę – zadeklarował Iroh. – Straciłem swojego syna i Zuko jest teraz moją jedyną rodziną. Kataro, chciałbym tak samo jak ty, żeby Zuko zrezygnował. Ale on nigdy na to nie przystanie.
            Przez jeden króciutki moment – to trwało tylko sekundę – gdy usłyszałam, że Zuko jest wygnany, naprawdę się ucieszyłam. Wyobraziłam sobie, że skoro dla nas obojga nie ma miejsca w Narodzie Ognia, to możemy uciec do domu. Do prawdziwego domu, na Biegun, do mojego Plemienia. Tak, jak Zuko opiekował się mną w Narodzie Ognia, tak ja dbałabym o niego w naszej osadzie. Przed odejściem Królowej Ursy też śniłam, jak by było cudownie.
            Wszystko się sypało.
            Chociaż byłam z daleka od rodziny, jeśli w ogóle miałam jeszcze jakąś rodzinę, sama w tym dziwnym, obcym kraju, to dzięki Zuko i Królowej naprawdę byłam tu szczęśliwa. Zbudowałam sobie dom. Potem poznałam jeszcze Hamę i Stryja Iroh, miałam przyjaciółki wśród służby pałacowej. Dawałam radę.
            Teraz po raz kolejny mój świat rozsypał się na kawałki.

            - Schwytanie Avatara jest dla Zuko jedyną nadzieją – powiedział cicho Iroh.