Tydzień
jest taki krótki, pomyślała Riza, zajadając się truskawkowymi ciastkami.
Siedziała na fotelu przy oknie, czytając jedną z książek pożyczonych od
starszej siostry Roya, Joany. Dużo więcej uwagi poświęciła smakołykom
przyniesionym przez jedną ze służących, widokom za oknem i sufitowi niż
przygodom egzaltowanej, narcystycznej bohaterki.
Minęły
już trzy dni jej pobytu u Madame Mustang. Miała wrażenie, jakby otworzył się
przed nią nowy, piękniejszy świat, pełen marmurowych rzeźb w ogrodach, pikników
w altanach, falbaniastych sukienek i wyśmienitych przyjęć. Już pierwszego dnia
zobaczyła połowę miasta, spędziła wspaniały wieczór w towarzystwie Joany i
Angeliny, a zaraz potem Madame zabrała wszystkich do opery. Chociaż z początku
Riza czuła się trochę dziwnie w granatowej sukience pożyczonej od sióstr Roya,
potykała się o własne nogi, nieprzyzwyczajona do obcasów, nie wiedziała, co
mówić, z czasem dopasowała się do wielkomiejskiego stylu. Nagle poczuła się na
miejscu, zupełnie jakby Joana i Angelina były jej przyjaciółkami od lat.
Drugiego
dnia całą czwórką pojechali bryczką nad jezioro oddalone od rezydencji o
kilkanaście mil. Madame Mustang, wywinąwszy się od wyjazdu obowiązkami w pracy,
obiecała, że gdy wrócą będzie na nich czekać pyszny obiad. Pogroziła Royowi
palcem, mówiąc, że jeśli chociaż spróbuje ochlapać Joanę, to może sobie
pomarzyć o deserze. Dochodziło południe, gdy wreszcie dotarli nad niewielkie
jeziorko otoczone laskiem. Tuż nad brzegiem zieleniła się miękka trawa, a
trochę dalej rosła rozłożysta lipa, dająca chociaż trochę chłodu w czerwcowy
dzień. Ktoś wybudował niestabilny, drewniany pomost, sięgający kilka metrów w
głąb jeziora.
Roy
niemal od razu rzucił do wody, pobiegł po pomoście i skończył na bombę, śmiejąc
się głośno. Riza popatrzyła na niego, a potem na dziewczęta, które nie
zdradzały żadnej ochoty kąpieli, jeszcze raz na niego, i znów na nie.
Westchnęła i pobiegła zaraz za nim, skacząc prosto do zimnej wody. Joana za nic
w świecie nie chciała wejść do wody, wrzeszczała i wyrywała się jak opętana,
gdy Roy próbował ją wrzucić.
-
Roy, puszczaj mnie, do cholery jasnej! Ja nie chcę~! – krzyczała, kopiąc i
uderzając na oślep. Ani razu nie trafiła, a uścisk Roya był pewny i silny. –
Roy, do czorta, wydłubie ci oczy, jeśli mnie nie puścisz! Powiem ciotce!
-
Och, siostrzyczko, woda jest cudowna, spróbuj – zachichotał Roy w odpowiedzi.
Niewiele robił sobie z pisków starszej siostry.
-
Roy – jęknęła żałośnie. Roy doskonale znał ten ton, wiedział, że jeśli nie
odpuści, Joana wybuchnie szlochem. Takim paskudnym, nieopanowanym szlochem, od
którego mężczyźni wariują. Sami nie wiedzą, co zrobić, by kobieta się
uspokoiła, więc zaczynają na zmianę krzyczeć i pocieszać, a ona nadal zawodzi,
rzucając się w drgawkach.
-
Dobra – westchnął, stawiając ją na pomoście. Już miała wilgotne oczy, ale
dumnie zadarła nos, cała czerwona na twarzy, i odeszła, tupiąc najgłośniej jak
umiała. Podejrzewał, że nie będzie się do niego odzywać przez najbliższą
godzinę, a potem zapomni, że cokolwiek takiego się stało. Dosłyszał jeszcze,
jak go wyklinała, ale niewiele sobie z tego robił.
Angelina
pluskała się tuż przy brzegu, wzięła ze sobą swoje ulubione lalki, których
imiona wszyscy domownicy znali na pamięć. Wśród kilkudziesięciu panienek, tylko
dwie były zabierane wszędzie – na każde przyjęcie, na każdy wyjazd, na każdą
wycieczkę. Rudowłosa, rozczochrana Selka w zielonej sukience należała do Joany,
a z czasem przeszła na młodszą z sióstr. Łysiała w niektórych miejscach, a
jedna rączkę miała pękniętą, a mimo to miała więcej uroku niż nowe i nieużywane.
Druga, blada jak ściana Marta, zawsze nosiła kapelusz, by ukryć rzadkie, jasne
pasma. Miała ładną buzię, niewinną i wesołą, a Angelina spała z nią każdej
nocy. Tego dnia także miała ze sobą dwie lalki, ubrane w niedawno uszyte,
letnie sukienki w kwiaty. Bawiła się nimi, siedząc na płyciźnie i tylko od
czasu do czasu unosiła wzrok, by przyjrzeć się Royowi i Rizie, którzy
dokazywali w najlepsze.
Roy
od wieków nie bawił się tak dobrze. Miał przy sobie dwie siostry, najbliższe
towarzyszki od wielu lat, i chociaż zdążyli się pokłócić już w pierwszych
minutach od jego przyjazdu, to cieszył się, że są teraz z nim. Na dodatek była
jeszcze Riza, dzięki której dało się znieść ich ciągle marudzenie. Gdyby nie
ona, byłyby skazany na samotne kąpiele, które przecież były takie nudne,
towarzystwo obrażonej Joany albo zabawę lalkami razem z Angeliną.
Trzeciego
dnia poszli do ogrodów w centrum miasta, pełnych altan i fontann. Riza nie
mogła się napatrzeć na marmurowego lwa, który przygniótł jakąś sarnę. Pluł z
pyska wodą, podobnie jak jego ofiara. Albo aniołki – nadzy chłopcy ze
skrzydełkami, a z ich trąbek wytryskiwały lśniące strumienie. Wszystko to było
nowe, niesamowite i ciekawe. Po powrocie do końca dnia ganiali po całej
posiadłości Madame Mustang i bawili w chowanego do upadłego. Angelina prawie
zasłabła, gdy Roy schował się i wyskoczył na nią, przebrany za ducha. Białe
prześcieradło wyglądało tak upiornie, że biedna dziewczyna pisnęła i rozpłakała
się i Madame Mustang nie mogła jej uspokoić żadnymi uściskami, obietnicami i
prośbami.
Dzisiaj
było jakoś inaczej. Joana wraz z kilkoma przyjaciółkami pojechali do kawiarni
na małe, damskie pogaduszki. Chociaż proponowała Rizie, by pojechała razem z
nimi, odmówiła. Nie znała tych dziewcząt, nie rozumiała ich żartów, nie miała z
nimi wspólnych wspomnień, tylko by się nudziła. Angelina siedziała w swoim
pokoju, pochłonięta rysowaniem. Kredki poszły w ruch z samego rana i od tamtej
pory naprodukowała już kilkanaście prac.
A
Roy... Roy był jakiś dziwny – od rana chodził przygnębiony i osowiały, niewiele
się odzywał, a na śniadanie prawie nic nie zjadł. A jeśli on nie miał apetytu,
to coś musiało być bardzo nie tak. Z początku Riza myślała, że może jest chory,
ale szybko odkryła, że przyczyna jest jakaś bardziej skomplikowana.
Westchnęła
ciężko i odłożyła książkę na bok, znudzona i niezadowolona. Chciała jeszcze
więcej wrażeń, chciała zabawy, chciała śmiechu i rozrywki. Tymczasem ten dzień
– był jakiś taki kiepski. Miała wrażenie, że marnuje ten czas cennych wakacji,
a do końca pozostało tak niewiele. Tylko trzy krótkie dni.
-
Riza.
Uniosła
wzrok i spojrzała na Roya stojącego w drzwiach pokoju. Miał na sobie zmiętą
koszulę i wyglądał na człowieka, który bardzo cierpi. Twarz miał smutną i
nieszczęśliwa, jakby działa mu się jakaś wielka krzywda.
-
Cześć – uśmiechnęła się niemrawo. – Co jest?
-
Słuchaj – Roy podrapał się po karku i westchnął ciężko. – Nie poszłabyś ze mną
na cmentarz, co? Nie chcę ciągnąć ciotki, a wolałbym nie iść sam.
W
innej sytuacji Riza wybuchnęłaby serdecznym śmiechem, przezwałaby go „bojuchem”
i do końca nabijała się z jego strachów, ale dziś nie potrafiła mu nawet
wytknąć słabości, po prostu uśmiechnęła się ciepło, tak, jak uśmiechają się
matki, gdy ich dziecko zedrze sobie łokieć w czasie zabawy i pokiwała głową.
-
Dobrze.
Droga
biegła koło ruchliwych sklepów, przez centrum miasta, a potem koło kaplicy.
Gdzieś tam, na wzgórzu, znajdował się niewielki cmentarz, trochę zaniedbany,
pełen starych lip i szarych, ciężkich płyt. Z daleka nie było go prawie wcale
widać, nie wzbudzał zainteresowania na tle głośnego miasta pełnego wyjątkowych
ludzi. Roy wybrał inną trasę; być może chciał odpocząć od szumu, pomyśleć w
spokoju.
Szli
wąską ścieżką biegnącą między młodymi brzózkami, krętą i niewygodną. Riza co
chwila czuła wpadające do butów kamyczki. Zatrzymywała się, wysypywała piach z
pantofli, ale zaraz znów były pełne, co doprowadzało ją do szewskiej pasji.
Kopała leżące na ziemi gałązki, wzniecając tumany drogowego kurzu, zrywała maki
rosnące niedaleko i mówiła mnóstwo głupich rzeczy – zupełnie jakby chciała
słowami zamaskować swoje nerwy i zakłopotanie. Roy nie odzywał się wcale i to
martwiło ją najbardziej, więc paplała o pogodzie, o ciastkach, o książkach, o
ojcu.
Brama
cmentarna była stalowa i wysoka, rzucała smutne cienie na jasną, wysuszoną
słońcem trawę. Uchylona była na tyle, żeby Roy mógł przejść bokiem, nie brudząc
rdzą marynarki kupionej kilka dni temu przez Madame Mustang specjalnie na jego
przyjazd. Riza zaczepiła falbanką czerwonej sukienki o ostre wykończenie.
Syknęła wściekle i kopnęła bramę, zupełnie jakby chciała jej oddać.
Roy
zaczekał na nią przy skręcie alejki, garbił się i pochylał do przodu, a na
dodatek nie odzywał się ani słowem. Ręce wepchnął w kieszeń i tylko od czasu do
czasu kopał zagubione szyszki, brnąc w piasek cmentarnych ścieżyn. Złapała go
za rękę, tak mocno, że prawie się skrzywił i pozwoliła się poprowadzić między
kamiennym płytami. Minęli krzak dzikich róż i dopiero wtedy zatrzymał się nad niewielkim
nagrobkiem, trochę zaniedbanym, trochę starym, trochę smutny. Jeden gliniany,
odkryty znicz już dawno się wypalił, a grot zwinął się w czarną kulkę oblepiony
w całości woskiem. Ktoś kilka dni temu zostawił bukiet żółtych różyczek.
-
To tutaj – sapnął Roy, klękając przed nagrobkiem. Zgarnął z płyty kilka listków
i resztki kurzu, przetarł dłonią po nazwiskach rodziców i wypuścił ze świstem
powietrze, a brzmiało to tak, jakby coś stało mu w gardle wielką gulą i nie
mógł odetchnąć w pełni.
Riza
po raz pierwszy zobaczyła, że to tylko chłopiec. Co z tego, że stale podrywał
jej najbliższą przyjaciółkę, co z tego, że sprawiał wrażenie takiego wolnego
ducha, co z tego, że dokuczał siostrze jak tylko mógł, skoro w głębi siebie był
t y l k o dzieckiem, które zbyt wcześnie straciło rodziców. Przykucnęła obok
niego i położyła dłoń na ramieniu, zdając sobie sprawę, że trochę się trzęsie –
z zimna czy z niepokoju? Wydawało jej się, ze jej dziwnie chłodno jak na
czerwcowy dzień.
-
Tęsknię za nimi, wiesz? – mruknął pod nosem. Czarne włosy opadły mu na czoło,
zasłaniając oczy, ale była pewna, że gdyby na nią spojrzał, zobaczyłaby łzy. Najprawdziwsze
łzy żalu, a nie takie, które wywoływał na zawołanie, gdy usiłował wyłudzić u
zbyt uprzejmej sprzedawczyni jeszcze kilka darmowych cukierków.
-
Wiem – uśmiechnęła się nerwowo, trochę zakłopotana i trochę onieśmielona jego
szczerością.
-
I jeszcze pada deszcz– dodał cierpko. Riza zdumiona spojrzała w niebo – było bezchmurne
i przyjemnie niebieskie, słońce ogrzało cały cmentarz promieniami, trawa była
ciepła i świeża. Jeszcze raz zerknęła na Roya, próbując coś zrozumieć i przez
moment myślała, że może oszalał i widzi coś, czego ona zobaczyć nie może.
-
Nie pada – pokręciła energicznie głową. Uniósł głowę i wpatrywał się w jej
twarz wielkimi, wilgotnymi oczami. Nigdy nie widziała, żeby jakiś chłopak
płakał tak otwarcie, bo to przecież takie dziewczęce i miękkie. Zrozumiała.
-
Powiedziałem: d e s z c z – powtórzył ponuro.
A więc... w ciągu jednego ranka przeczytałam wszystkie opowiadania royai i muszę się poskarżyć, że mam ochotę na jeszcze! Uwielbiam cię za to jak przedstawiłaś małą Rizę i Mustanga i ich relacje (niektórym się wydaje, że jeżeli spędzili ze sobą godzinę, to już mogą przysłowiowo 'lecieć w ślinę' - jak ostatnio przeczytałam na jednym blogu). Wielkie brawa za Bertholda - widziałam go identycznie i w mandze i anime. Moim skromnym zdaniem to najlepiej stworzona przez Ciebie postać.
OdpowiedzUsuńJedynym minusem w opowiadaniu są niedociągnięcia językowe (tzn. bardzo często przekręcasz, bądź zmieniasz osobę w czasownikach i zaimkach przymiotnych, ale to raczej błąd wynikający z szybkości pisania, bądź przeoczenia :)
A tak poza tym, pozazdrościć bogactwa językowego - tak trzymać!
Trzymam kciuki i czekam na więcej!
P.S Czy jak trafi się coś jeszcze z royai, bądź FMA, to mogłabyś mnie poinformować? :)
Pozdrawiam,
retro-journal.blogspot.com
Po pierwsze, bardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńPo drugie, przyznaje uwielbiam Bertholda, nie będę ukrywać, że chociaż zaliczył chyba jedno wystąpienie w mandze, to i tak zawsze mnie fascynował. Nie wyobrażam sobie royai bez wzmianki o nim.
Po trzecie, jeśli chodzi o wszystkie błędy, to przepraszam. Staram się je poprawiać, ale nie zawsze udaje mi się wszystko wyłapać, bo gdy piszę to już w ogóle nie myślę i przekręcam niektóre sprawy. Obiecują jeszcze nad tym popracować ^^
Pewnie, że jeszcze będzie, obiecałam sobie, że poprowadzę tą serię do samego końca, przez całą wojnę po Dzień Obiecany, a może nawet dalej. Będę informować na bieżąco.
Pozdrawiam :)
Email set-up, broadband and telephony, office infrastructure
OdpowiedzUsuńset-up are just some of the things that need to bbe carefully addressed in
order to enable a smooth work flow. You can earn 1 experience point for
crops that only take a day to grow, while crops that take longer will earn you 2
points. To create a Facebook account, vissit Facebook's website, either on the i - Pad or your home
computer.
Feel free to visit my bllog post :: farmville 2 cheats
This can be the way the white elephant gift exchange party became so well-known - by cutting down on expenditures, minimizing shoppin pressure and addkng exceptional
OdpowiedzUsuńenjoyment tto any group occasion. In addition, many with the gaames on Kongregate ofgfer achievements, rated either Easy, Medium, Hard,
or Impossible. Such games might also help kijds select their future career.
My site weeworld free vip
More than 500 million pwople currently usse Facebook. This new technology enables
OdpowiedzUsuńusers to create website pages featuring slices of their favourite websites live
on one home page. Invite can prvide thijs functionality to a Drupal website using
its Invite a Friwnd Feature to allow users of a Drupal website
too send and track invitations.
My web-site ... woozworld cheats
It was suggested that Angry Birds Space hadd attained a good number of ownloads in 35 days.
OdpowiedzUsuńThis is, in essence, what it is like to play Demon's
Souls. Fatimapromised not to forget, and Smile Bird, after kissing her
in a tender manner.
Look into my webpage - castle clash cheats