Widział coraz więcej – promienie
ciepłego słońca, twarz nieznanej mu kobiety wykrzywioną w jakimś grymasie
zirytowania, jasną czuprynę Loka wychylającą się nad jej ramieniem i
zatroskaną, dziewczęcą twarz Sophie. Zmrużył oczy i spróbował odkaszlnąć,
wypluć ten obrzydliwy, trochę słodkawy smak.
Miał
wrażenie, że został przerzuty przez ogra.
Czuł w gardle mdły smak wody z
jeziora, od której robiło mu się niedobrze. Całe śniadanie podchodziło mu do
gardła. Na oczach pozostały mu resztki kropel, które przysłaniały widok. Całą
twarz wciąż miał mokrą, ale powoli odzyskiwał pełną świadomość. Pierwszym co
zobaczył, trochę przez mgłę, były sarnie oczy – błyszczące, mądre i trochę
rozgniewane, a jednocześnie tak cudownie piękne.
Słyszał
jakieś słowa, ale nie potrafił ich zrozumieć, a im dłużej patrzył w te ślepia,
tym mniej przejmował się jakimś bełkotem. Trzy głosy splatały się w jakąś
niezrozumiałą wyliczankę, której wcale nie musiał znać, bo miał przed sobą
najpiękniejsze oczy na całym świecie.
Czyje?
Wcale
nie musiał wiedzieć. Chciał patrzeć.
- Słyszysz mnie? – dotarło do niego szorstkie pytanie. Poczuł
cienkie palce na policzku, ale ręka – do kogokolwiek należała - zamiast go
pogłaskać, po prostu uderzyła w bezsilnej próbie ocucenia.
Nie
sądził, że ktoś o takich oczach, może podchodzić do niego tak... brutalnie.
Kobiety rzadko traktowały go obcesowo. Spróbował coś wykrztusić, ale zamiast
słów z jego podrażnionego gardła wydarł się tylko niezrozumiały charkot.
- Słyszę – szepnął w końcu słabo,
przecierając oczy. Pochylała się nad nim młoda kobieta. Była cała mokra; woda
spływała jej po szczupłej twarzy, swobodnie podrażniała ramiona i skapywała na
ziemie. Luźny t-shirt lepił się do ciała, a ciemne, prawie czarne włosy,
przylgnęły do skóry.
- Dante! – usłyszał pełen ulgi głos
Sophie. Dziewczyna kucnęła przy nim i patrzyła z niemal namacalną troską, oczy
miała przestraszone i zdziwione i był pewien, że gdyby dłużej wszystko szło nie
po jej myśli, nadzwyczajnie w świecie by się rozpłakała.
- Przestraszyłeś nas – Lok pokręcił
głową, sprawiał wrażenie, jakby dopiero uspokoił się po jakimś stresie. Cieszył
się, że chociaż on nie wygląda jakby zamierzał rzucić mu się na szyje i
wyściskać. Opadł ciężko na trawę i skrzyżował nogi w kostkach.
- Już dobrze – uspokoił ich. Przeniósł
wzrok na nieznajomą, zastanawiając się, jak udało jej się pokonać ten cholerny
wir i gdzie podziali się agenci Organizacji.
- Zanim wskoczysz do wody naucz się
pływać – mruknęła z politowaniem, pomagając mu podnieść się do pozycji
siedzącej.
Zacisnął
zęby. Nie lubił, gdy kobiety się nad nim litowały. Chciał ich pożądania i
zalotnych spojrzeń. Był wściekły, że, kimkolwiek jest ta nowa nieznajoma,
zrobił na niej kiepskie wrażenie.
- Umiem pływać – wycharczał,
potrząsając głową. Kichnął głośno, zdając sobie sprawę, że zabrzmiał raczej jak
sześciolatek, który próbuje przekonać mamę, że może sam jechać na obóz albo
wrócić do domu trochę później niż zwykle.
- Właśnie widziałam – uniosła brwi,
patrząc na niego z powątpiewaniem.
- To była wyjątkowa sytuacja –
sprostował, dotykając obolałego gardła.
Dopiero teraz spojrzał na nieznajomą,
nie wiedząc, czy lepiej przeprosić za kłopot czy podziękować za ratunek. Była trochę
za chuda jak na jego gust, średniego wzrostu, smukła i krucha. Miała ciemną
cerę i ostre rysy twarzy, wiecznie zmarszczone brwi i lekko wydęte usta.
Mimowolnie zerknął na prężące się pod koszulką małe, sterczące piersi, ale
zaraz znów odwrócił wzrok, zupełnie jakby nie miał śmiałości bezpośrednio jej
obserwować. Miała w sobie jakiś szczególny magnetyzm. Zastanawiał się, czy
kiedykolwiek się już spotkali, ale chyba nigdy jej nie widział – zapamiętałby
przecież te oczy!
- Dziękuje – szepnął, wstając
niepewnie. Nogi miał miękkie – nie wiedział, czy to przez jej spojrzenie, czy
przez to, że przed chwilą prawie się utopił - trochę obawiał się stanąć, ale
powoli się wyprostował i już chciał pomóc nieznajomej, ale ona już stała –
wepchnęła dłonie do kieszeni czarnych jeansów i mrużyła oczy do słońca.
Swobodna i wolna.
- Pomogła nam z Organizacją – wtrącił
się Lok. – Znasz niezłe zaklęcia – przyznał, zwracając się do kobiety. Uniosła
brwi, niezbyt wzruszona komplementem, ale skinęła głową. – Byłaś świetna.
- Tak. Świetna. – wycedziła przez zęby
Sophie, nagle zła jak osa.
- Nie spodziewałam się spotkać tutaj
Dantego Vale’a.
Zesztywniał. Wiedział, że upokorzył
się już dość w czasie tego „podtopienia” i nie chciał wyjść dodatkowo na
ignoranta, a zanosiło się, że zaraz będzie musiał uśmiechać się z zakłopotaniem
i nieśmiało mówić „Wydajesz się znajoma,
ale możesz mi przypomnieć, skąd się znamy? I jak właściwie masz na imię?”
Z
opresji uratowało go naburmuszona nastolatka.
- A ty to kto? – Sophie zmarszczyła
nos.
- Jestem Zhalia Moon – wyjaśniła,
kiwając lekko głową.
Dante
nie krył zaskoczenia; uśmiechnął się jednak i pokiwał głową. Zhalia Moon była w
Fundacji tak krótko, że większość Łowców nawet jej nie spotkała, ale już
zdobyła sławę tej, która zawsze decyduje. Podobno była szybka, sprytna i
seksowna. To ostatnie Dante mógł potwierdzić z najwyższą stanowczością.
- Słyszałem o tobie.
- A o tobie mówi się wszędzie –
stwierdziła. Chciał zapytać, co sprowadza ją w te okolice, czy działa sama czy
ma drużynę, jak udało jej się zwyciężyć nad Organizacją, ale ubiegła go i
pierwsza się odezwała: - A to kto?
Spojrzał na Sophie i Loka.
Dziewczyna
wbijała podeszwę japonka w ziemię tak mocno, jakby nie mogła już dłużej ustać.
Skrzyżowała ręce na piersiach w sposób, jakby za wszelką cenę chciała je unieść
i ścisnąć tak, aby wyglądały na większe. Patrzyła podejrzliwie na Zhalię.
Lok
pozostał Lokiem, Który Jeszcze Nie Wie Jak Być Łowcą. Był wyraźnie
zainteresowany Zhalią – była w końcu drugim profesjonalnym Łowcą, którego
poznał. Sposób w jaki rozprawiła się z przeciwnikami sprawił, ze urosła w jego
oczach do rangi kogoś niesłychanie utalentowanego. Działała błyskawicznie, jej
ciosy był szybkie, prawie niezauważalne.
- Sophie Casterwill i Lok Lambert.
Nie
bardzo wiedział, co powinien jeszcze powiedzieć.
W
odpowiedzi skinęła głową, ale Sophie nie zamierzała kryć zdziwienia. Zazwyczaj
ludzie, a zwłaszcza ludzie ze świata Łowców, patrzyli na nią z szacunkiem albo
chociaż unosili brwi w niemym geście zdziwienia. Bo przecież byłą samą
Casterwill, pochodziła z jednego z najbardziej wpływowych rodów w całej
Fundacji. A ona nic, zupełnie, jakby nie dotarło do niej znaczenie tego
nazwiska.
Zhalia
wepchnęła ręce głębiej do kieszeni i odchyliła tułów do tyłu, wyciągając twarz
do gorącego, czerwcowego słońca. Było w tym geście coś ulicznego,
nieporządnego.
- Do zobaczenia, Dante Vale – powiedziała
w końcu. Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem.
Przez
moment miał wrażenie, jakby dostał młotkiem w głowę. Pewnie efekt podtopienia,
ale po prostu nie umiał się otrząsnąć. Gdy znikała za drzewami, nabrał ochoty
rzucić się za nią i poprosić, żeby została chociaż chwilę, żeby coś
powiedziała, może dałaby się zaprosić na jakieś ciasto do tej Łowczyni, Poliny,
u której mieszkali. Gapił się za nią jak skończony kretyn, ale to właściwie
nieważne, po prostu nie umiał inaczej.
- Dziękuję! - wrzasnął jeszcze, ale
chyba nie usłyszała.
Ludzie
zazwyczaj nie kończyli rozmowy po kilku zdaniach.
- Dante? – Sophie spojrzała na niego z
mieszaniną irytacji i zdziwienia. – Martwiliśmy się o ciebie.
- Zazwyczaj to ja wrzucam ludzi do
wody – uśmiechnął się lekko. – Wiem, że chcielibyście zdziałać coś więcej, ale
pozwólcie, że wrócimy i jakoś się... ogarnę – popatrzył wymownie na swój mokry
płaszcz i zniósł spojrzenie Loka „Długo
tak będziemy nic nie robić?”. – Chyba znaleźliśmy pewną poszlakę... Te wiry
znikąd się nie wzięły, prawda?
-
Prawda – rozpromieniła się Sophie. – Wiesz, Dante, zauważyliśmy, że to obrona
chwilowa. Nie trwa długo, bo gdy ta… - zawahała się i spojrzała w las. – Bo gdy
tamta cię ratowała, już się uspokajało.
I nareszcie pojawiła się Zhalia. Przyznam, że wyobrażałam sobię ich rozmowę ciut inaczej, tak jednak jest lepiej.
OdpowiedzUsuńSophie jest strasznie zarozumiała. Na takie spojrzenie trzeba zasłużyć, a nie tylko mieć odpowiednie pochodzenie.
Czekam na nn i pozdrawiam.
Jeśli miałabym być szczera, ja też inaczej to widziałam.
UsuńSophie od zawsze była wychowywana w przeświadczeniu, że jest jednym z ostatnich Casterwillów i za samo nazwisko należy jej się szacunek. Jeśli nie oglądałaś Huntika, bardzo polecam, jedna z fajniejszych produkcji.
Pozdrawiam.
Sophie idealnie w charakterku. "Dante ona jest zła. z resztą chuda patrz jaka ja dorodna jestem" no ale pan Vale zdaje się być już oczarowany
OdpowiedzUsuńOoo no wreszcie moja ukochana postać, która skradła serce pana Vale Bardzo podoba mi się ten rozdział, chociaż inaczej wyobrażałam sobie pojawienia się Zhalii, ale to jest ok Pozdrawiam i z ogromną niecierpliwością czekam na new ;p
OdpowiedzUsuńSorka, kochanie że dopiero teraz komentuje, ale miałam urwanie głowy. Rozdział genialny. No w końcu nasz wychrystusowany Dante, to tylko facet, cóż mu się dziwić.
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Więcej Huntika i Zhalii :)
OdpowiedzUsuńhttps://huntiklowcytajemnicdn.blogspot.com/ - zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuńŚwietne wciągające opowiadania, kocham wracać do tego, co piszesz!