Milo
prowadził pewnie przez ciemne zakamarki ulic. Ahsoka początkowo starała się
zapamiętywać drogę, ale przy szesnastym zakręcie zgubiła się i zrezygnowała.
Podążała za nim, mając nadzieję, że chłopak nie zamierza oddać jej w ręce
policji. Zamiast kraść lekarstwa, mógłby odebrać nagrodę (w ciemności
dostrzegła plakaty ze swoim niewyraźnym, rozmazanym zdjęciem) i kupić je
legalnie. Musiała zaryzykować.
Ruszyli
stromymi schodami w górę. Ahsoka zadarła głowę i zobaczyła mgliste, zamazane
światła w budynku daleko, daleko przed nimi. Czuła, że niedawno tu była. Moc
podpowiadała, że właśnie w tym budynku zamknięto ją, gdy zjawiła się na
zabiedzonej, zapomnianej planecie.
-
Ciszej, Jedi, ciszej! – mruknął, gdy stanęła na nieosłonięte przewody.
Gdzieś
za ich plecami zaszurały kroki. Ahsoka nie miała pojęcia, czy to kot, bezdomny
czy strażnik.
-
I szybciej!
Milo
był okropnym towarzyszem – marudził, krytykował albo w ogóle się nie odzywał,
obrażony na cały świat. Ahsoka go nie
znosiła, ale szanowała. Szanowała, bo codziennie rano wstawał do pracy, by mama
miała co włożyć do garnka, bo próbował chronić tych, których kochał, bo starał
się być dobrym człowiekiem.
Im
wyżej się wspinali, tym zabudowała stawała się bogatsza. Pozbijane, zapchlone
budy i chwiejące się kamienice zastępowały stabilne, szare budynki z wysokimi
kominami, z których wydobywał się duszący, czarny dym. Nad wejściami migotały
światła, a gdzieniegdzie kręcili się strażnicy.
Milo
przywarł do ściany, ciągnąć ją za sobą.
-
Fabryki są czynne bez przerwy.
Ahsoka
sunęła za nim przyklejona do ściany. Miała wrażenie, że oddycha zbyt głośno.
Wciąż była bosa, zmęczona, głodna i pozbawiona swojej ukochanej broni – miecza
świetlnego. Wiedziała, że musi powierzyć swój los – i los Milo – Mocy. Zaufać
sobie i zaufać Mocy. Odetchnęła i wykonała kilka ćwiczeń uspakajających, jakich
nauczył ją Anakin.
Pozostawał
jeszcze Anakin. Kiedyś wydawało jej się, że czuła jego obecność – rozgniewaną,
zawistną, przerażoną. Później oddaliła się od miejsca, w którym była uwięziona
– dziś zgadywała, że była to siedziba premier Donar Turii – i straciła z nim
kontakt. Czasem zastanawiała się, czy może zmęczony umysł nie płata jej figli.
Odetchnęła głęboko, pozbywając się wszelkich zbędnych myśli.
Milo
skręcił gwałtownie. Znaleźli się w ślepym zaułku. Jakieś chude, poskręcane
zwierzę żarło mniejsze tuż koło kontenerów ze śmierdzącymi odpadkami. Milo
postawił nogę na ścianę, chwycił się rynny przy kamienicy i zaczął się wspinać.
Kiepsko sobie radził – znoszone budy nie chciały trzymać się chropowatej
powierzchni, zsuwał się i pocił, psiocząc w nieznanym Ahsoce języku.
Rozejrzała
się ostrożnie i ruszyła za nim. Za każdym razem, gdy bose palce dotykały
ściany, czuła, jakby miliony naostrzonych igiełek wbijały jej się w ciało. Była
już prawie na szczycie, gdy Milo wyciągnął do niej rękę i pomógł wejść na dach.
W pierwszej chwili rozdziawiła usta i gapiła się na niego zaskoczona. Był to
pierwszy serdeczny, pomocny gest. I zapewne jedyny.
Przeszli
dachem kamienicy, maskowani ciemną, bezgwiezdną nocą. Ahsoka zerkała w dół na
budynki fabryk. Zadymione kominy przysłaniały jej widok na ogromne krajalnice,
stosy kamieni i ludzi w rękawicach, dźwigających sprzęty. Nawet z wysokości
czuła odrażający smród dymów.
Budynki
stały tak blisko, że przez trudu udawało im się przeskakiwać z jednego na
drugi. Odległość wahała się od metra do półtorej, a w niektórych miejscach
rozwieszono siatki i sznury na brudną bieliznę. Przy którejś takiej linie Milo
zatrzymał się i zgarnął kilka ciuchów.
-
Przebieraj się! - cisnął w nią spłowiałą koszulą i spodniami.
-
Niby po co?
Lubiła
swój strój – nawet, jeśli był w paru miejscach usmolony, przetarty i
przepocony, to wciąż pozostawał funkcjonalny i wygodny. Domyślała się, że
wkrótce dojdzie do walki, a wtedy będzie potrzebowała zwinności i szybkości.
Koszula do kolan tylko utrudniła by sprawę.
-
Dostaniemy się do pałacu od strony kantyny – wyjaśnił cicho Milo. – Donar Turia
ma na swoich usługach paru łowców nagród, a oni uwielbiają burdele podobne do
tego. Musisz wtapiać się w tłum, wyglądać jak ktoś od nas.
Ahsoka
zmarszczyła nos. Pamiętała kantynę, o której mówił Milo. Ostatnim razem, gdy
tam była, została ponownie schwytana, a chwilę wcześniej c z u ł a Anakina.
Może gdy znów się tam pojawi, odnajdzie jakieś potwierdzenie, że obecność
mistrza to nie głupie złudzenie. Mogli ją zapamiętać – w swoich ubraniach była
tą poszukiwaną Jedi, w byle jakich szmatach – przypadkową Torgutanką.
-
Odwróć się! – burknęła i odeszła jak najdalej.
Jako
Jedi rzadko miała styczność z mężczyznami – znaczy, owszem, widziała ich,
spotykała na każdym kroku, ale byli to żołnierze, towarzysze, przyjaciele, a
nie mężczyźni, którym wolno pożądać. Chociaż nie czuła od Milo choćby krztyny
sympatii, wciąż głupio jej było rozbierać się przy obcym.
Pochyliła
się i pozbyła ubrania, wciągając za dużą, męską koszule i skórzane spodnie z
pustą pochwą na broń. Swój strój zrzuciła z dachu na stertę kontenerów w
nadziei, że nikt nie zwróci na nie uwagi. Za duża koszula była zdecydowanie
zbyt rozchełstana. Zebrała materiał i zasłoniła dekolt.
-
Idziemy! – Milo przeszedł ostrożnie po desce przerzuconej na drugą kamienicę.
W
chwili, gdy Ahsoka miał ruszyć w ślad za nim, na twarz chłopaka padło ostre,
zimne światło.
-
Stać! Co tam robisz, dzieciaku!
Milo
stał sparaliżowany i patrzył tępo na strażnika zaledwie przez sekundę. A potem
zrobił najgłupszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – zaczął uciekać. Zanim
Ahsoka zdążyła krzyknąć, padły pierwsze strzały.
*
Nell
był człowiekiem z natury przyjaznym i towarzyskim. Nawet w obliczu zagrożenia
złapaniem, gdy szli przez zadymione, brudne uliczki, nie przestawał mówić.
Anakin starał się ignorował gadaninę i cierpliwie wyciszał Mocą pogłos niosący
się po ścianach, ale w głębi serca miał wrażenie, że mężczyzna jest
podstawionym szpiclem, który celowo wyprowadził go z więzienia, by jeszcze
pogłębić jego winę, a teraz daje sygnał strażnikom.
Nie
po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem ponownie nie popełnił
błędu. Jego mistrz, Obi-Wan z pewnością potwierdziłby taką opinię i dodatkowo
zbeształ za brak rozsądku. Chociaż wyrósł z czasów, gdy nosił przy uchu
padawański warkoczyk, wciąż liczył się ze zdaniem mentora i za każdym razem
czuł się trochę winny, gdy po raz kolejny robił po swojemu i wszystko się
sypało. Może gdyby posłuchał Padme, zaczekał aż sprawa zostanie załatwiona
dyplomatycznie, teraz nie włóczyłby się po jakiś zapchlonych tunelach, ale
ściskał w ramionach Ahsokę.
Właśnie,
Ahsoka.
Nastoletnia
padawanka była jedynym powodem jego pobytu na tej zadymionej, nieprzyjaznej
planecie. Kiedy tylko dowiedział się, że zniknęła, rzucił wszystko bez słowa,
uruchomił starek i zjawił się tam, gdzie poprowadziła go Moc. Odkąd stracił
kontakt ze Smarkiem, miał wrażenie, że jakaś jego cząstka roztrzaskała się. Ten
brak stale go wykańczał.
-
Słuchasz mnie, przyjacielu?
-
Musimy się pospieszyć – mruknął roztargniony. – Gdzie my, tak właściwie,
idziemy?
Nell
uśmiechnął się.
-
Do mojego domu! To już niedaleko!
Anakin
znał wielu ludzi podobnych do swojego nowego towarzysza. Wyrastali z nędzy i
nie potrafili się z niej wyrwać, zaharowywali się, by dać jak najlepsze życie
swoim dzieciom. Albo stawali się najgorszymi kreaturami Galaktyki, albo
najszczerszymi, najbardziej oddanymi kompanami, którzy ostatnią krztynę chleba
dzielą na cztery, by dla wszystkich starczyło.
Wyprowadził
go z więzienia, tak, jakby uciekał stamtąd po raz setny. Dobrze wiedział, gdzie
są patrole, którędy trzeba odbić, a gdzie szczególnie uważać. Anakin czuł, że
pomoc dzięki jego pomocy – pomocy zwykłego prostata – dał radę wymknąć się bez
wzbudzania sensacji.
Nell
był drukarzem, wesołkiem i ojcem. Tyle dowiedział się ze snutej opowieści
pełnej anegdotek o tym, jak jego córka stworzyła pierwszy rysunek albo
najstarszy syn rozpoczął pracę w fabryce. Wciąż powtarzał, jaka jego zona jest
cudowna. Anakin słuchał tego z jakimś rozczuleniem, czując, że pod jego czaszką
kłębią się myśli o Padme. Na pewno będzie wściekła, że tak namieszał…
Nell
wprowadził go do ciemnego, zgrzybiałego korytarza. W środku unosił się lepki,
wilgotny zapach zgnilizny i szczyn. Na stopniu drzemał usmolony, tłusty
robotnik. Nell podszedł do niego i potrząsnął ramieniem.
-
Przeziębisz się, przyjacielu – powiedział troskliwie. – Jeśli nie masz gdzie
iść, zapraszam cię do mnie.
Bezdomny
wybełkotał coś po pijaczkowemu.
-
Chodź! – Nell złapał go za ramię i spróbował podnieść, ale był za chudy i za
słaby, by choćby poruszyć ogromne cielsko. – No już!
Nagle
jakieś drzwi otworzyły się szeroko i ze środka wyszła chuda kobieta w długiej,
granatowej koszuli nocnej. Wyglądała jak krzyżówka upiora z kościotrupem. Twarz
miała bladą, zmęczoną, przepełnioną jakąś niepojętą udręką, cierpieniem znanym
tylko najstarszym męczennikom.
-
Nell… - głos, który się z niej wydobył, był jednocześnie jękiem, płaczem i
westchnieniem głębokiej ulgi. Padli sobie w ramiona, całując się tak, jakby nie
widzieli się co najmniej trzydzieści lat. Anakin wbił wzrok w czubki butów,
odrobinę zażenowany pokazem czułości. Wśród
westchnień i mokrego odgłosu całowania słyszał powtarzające się „Tęskniłem!”,
„Tak się bałam.”, „Kochanie…”.
Nell
wreszcie oderwał się od kobiety i objął ją mocno. Bieda uczyniła z nich
najtwardszą, najbardziej oddaną parę na całej planecie. W najgorszych,
najcięższych chwilach wciąż za sobą szaleli.
-
To mój drogi przyjaciel – Anakin Skywalker – powiedział z typowym dla siebie
rozbawieniem.
Gdy
kobieta przestawała wpatrywać się w męża, na jej twarz powracał nieszczęśliwy,
chłodny wyraz. Anakin miał wrażenie, że dźwiga ona wszystkie troski swojej
rodziny, których jego pogodny towarzysz nie dostrzegał.
-
Witaj, pani – skłonił się. – Jestem generał Skywalker, a twój mąż bardzo mi
pomógł.
-
Potrafi pomóc wszystkim, ale nie własnej rodzinie – mruknęła kobieta, ale w
głosie zabrakło złości. Za bardzo kochała męża, by móc się na niego gniewać.
Weszła
do środka, a za nią podążyli dwaj mężczyzny. Anakin rozejrzał się po skromnej,
ale czystej izbie i wyczuł coś, co go zaskoczyło i uszczęśliwiło. Ahsoka!
Ahsoka tu była! Zaledwie… kilka godzin temu? Czuł ją tak wyraźnie, jak przed
porwaniem.
Już
miał pytać, gdy w pomieszczeniu rozległ się rozrywający, skrzeczący kaszel.
Anakin poczuł, że od samego słuchanie zaczyna boleć go gardło.
-
Mały jest chory – westchnęło udręczona matka. – A twój głupi syn chce ukraść
lekarstwa ze szpitala dla strażników! Zostawił list… Nawet nie wiem, kiedy
wyszedł. To wszystko przez tą parszywą przybłędę!
-
Kogo? – Nell podszedł do śpiącego synka i zaczął głaskać go po głowie z
ojcowską czułością.
-
Była tu taka Jedi… Hano? Pano? Dano? – kobieta przylgnęła do męża. – Poradzimy
sobie, prawda?
-
Tano – poprawił Anakin. – Ahsoka Tano.
Poczuł,
że ogarnia go rezygnacja. Już prawie chwycił Ahsokę, już prawie ją znalazł, był
w miejscu, gdzie ona stała zaledwie kilka, może kilkanaście godzin temu.
Wymknęła mu się i gdzieś zniknęła. Ponownie poczuł, że Moc, świat, Galaktyka
sprzymierzona jest przeciwko niemu.
-
Tak, możliwe – kobieta pokiwała głową.
-
Znasz Jedi Tano? – tuż przy udzie Anakina rozległ się pokorny, zadziorny
głosik. – Pomogła mi.
-
Sania! – Nell zerwał się na równe nogi i objął córkę. – To moja pociecha –
uśmiechnął się szeroko do Anakina. – Ma na imię Sana. Sana! Na część naszej
planety, na cześć domu, na cześć ojczyzny.
-
Jedi Tano wróci z lekarstwami – dodała dziewczynka. – Razem z Milo wszystko
załatwią.
Anakin
zagryzł usta. W co ta Ahsoka znowu się wpakowała?
*
Padme
była naprawdę rozgniewana. Chodziła w kółko po komnacie, którą przydzieliła jej
premier Donar Turia i kipiała wściekłością. Najpierw zostawił ją Anakin, uciekł
z więzienia i postawił w sytuacji, gdy musiała tłumaczyć jego i siebie, bo
przecież grał jego ochroniarza. A teraz dodatkowo zniknął Obi-Wan Kenobi i
również o to obwiniała ją Donar Turia. Miała serdecznie dość.
Sama
musiała dźwigać dyplomatyczne obowiązki i znosić kłamstwa, jakimi zasypywała ją
Donar Turia. Na każdym kroku, w każdej sprawie. Próbowała się wyślizgnąć i
wybadać, gdzie zniknął Obi-Wan albo gdzie ukrywa się Anakin, ale na każdym
kroku napotykała strażników-ochroniarzy. Była sprytna i nie raz już dawała
sobie radę z takimi problemami, ale tym razem nie mogła się nigdzie ruszyć bez
obstawy. U w i ę z i o n a.
Węszyła
w pałacu. Wypytywała służbę, ale ci zbywali ją albo ignorowali, co tylko
pogłębiało jej zniechęcenie. Nie przywykła do takiego traktowania. Znalazła
przejść z korytarzy do kantyny, gdzie spał Anakin, gdy przybyli na tą nędzną
planetkę zapomnianą przez Senat i Kanclerza.
Wróciła
właśnie z obiadu, gdzie wysłuchiwała półgodzinnej mowy o tym, jak bardzo
oszukana i zawiedziona czuje się Donar Turia w związku z ucieczką obojga Jedi.
-
Przecież Obi-Wan nie uciekł – zauważyła chłodno Padme. Pogodziła się już, że
premier uważa jej męża za bandytę i mordercę, przestała go bronić,
uświadomiwszy sobie, że tylko zachęca kobietę do dalszego narzekania. – Był
wolny i mógł opuścić…
-
Zniknął! Może mnie okradł? Skąd mam to wiedzieć, moja droga? Dookoła siebie mam
tyle oszustów i krętaczy… Czasem już jestem zmęczona, wiesz?
Padme
nie odpowiedziała. Oszustów i krętaczy,
co? Ty przebrzydła hipokrytko!
Najwięcej
czasu spędzała w swoich pokojach, ale nawet tam czatowały na nią służące z
misami owoców i strażnicy. Za każdym, gdy napotykała kogoś z nich, ogarniał ją
szał. Najchętniej rzuciłaby planetę w diabły i wróciła do swojego zwyczajnego
życia.
Znudzona
położyła się na łóżku. Pościel szeleściła przyjemnie i pachniała jakby dopiero
co skroplono ją pachnidłami. Przypominała Donar Turię. Jej oddech był jak
powiew ciężkich, przesadzonych perfum. Padme wsunęła dłonie pod pachy i
pomyślała o Anakinie.
Gdzie
był? Jak sobie radził? Czy zdrów? Trzymał się jakoś?
Martwiła
się tak bardzo, że niemal czuła, jak jej włosy siwieją. Za każdym razem, gdy
wpatrywała się w lustro, szukała jasnych, białych pasemek, ale niczego nie
znajdowała. A mimo to, przez ostatnie stresy czuła się jakby miała trzynasta lat, a nie
trzydzieści.
Im
więcej czasu spędzała w swoich czterech ścianach, tym więcej rozmyślała.
Niepewność zmieszana ze zdenerwowaniem kotłowała jej się pod czaszką . Miała
wrażenie, że jeszcze chwila i wyważy drzwi, porozstawia strażników po kątach i
zażąda od Donar Turii prawdy.
Zerknęła
w lustro. Dwa warkocze, w które rano wplotła cztery złote wstążki, pozostały
idealnie ułożone i nawet jedno pasmo się nie wysunęło. Uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Jak każda kobieta była odrobinę próżna i lubiła pięknie wyglądać.
Korytarze
jak zwykle były ciche, ale Padme nauczyła się już, że kiedy straci czujność,
natychmiast pojawi się służąca albo strażnik. Szła spokojnie, oglądając obrazy.
Głównie portrety Donar Turii – na wszystkich wyglądała tak właściwie, że Padme
miała wrażenie, że chyba by ją poparła.
Rozejrzała
się po ścianach i po raz kolejny zwróciła uwagę na coś, co nurtowało ją
dłuższego czasu. Kamery śledziły każdy ruch w korytarzach. Gdyby tylko znalazła
nagrania, mogłaby sprawdzić, czy Anakinowi udało się bezpiecznie uciec.
Odetchnęła głęboko, zebrała materiał bladozłotej sukni i ruszyła w poszukiwaniu
właściwego pomieszczenia.
Gdyby
był z nią Anakin albo Obi-Wan mogłaby zapytać kogokolwiek, a oni za pomocą Mocy
dowiedzieliby się prawdy. Musiała grać sama najróżniejszymi sposobami. W
kieszeni miała przygotowany paralizator – na wypadek gdyby ktoś za bardzo się
nią zainteresował.
Usłyszała
hałas w bocznej odnodze korytarza. Zatrzymała się i wyjrzała ostrożnie. Przy ścianie stał droid
i majstrował przy kamerze. Po chwili odsunął się i odwrócił. Padme dostrzegła w
jego dłoniach zapis z kamer. Prawie westchnęła. Szczęście musiało jej sprzyjać!
Teraz wystarczyło, że pójdzie za droidem, a on zaprowadzi ją prosto do miejsca,
gdzie będzie mogła zobaczyć wszystkie nagrania.
Droid
założył czystą kartę i pojechał korytarzem na swoich metalowych, skrzypiących kółeczkach.
Padme podążała za nim, chowając się za każdym razem, gdy droid skręcał. Nieźle
radziła sobie w śledzeniu; nauczyła się nawet chodzić tak, by wyciszać stukot
obcasów.
Droid
przekręcił jeden z przycisków, a właz otworzył się z charakterystycznym
tchnięciem pary. Padme przestała się skrywać – wpadła za robotem do środka i
wycelowała w niego paralizatorem. Chociaż broń była przeznaczona na istoty
żywe, droidy traciły po niej kontrole nad swoimi obwodami.
Robot
zapiszczał i wypuścił ze szczypiec zapis. Padme podniosła taśmę i rozejrzała
się. Dookoła było mnóstwo podobnych, czarnych rolek. Niektóre pokryły się kurzem.
Poczuła, że znalezienie tej z korytarza, którym przebiegł Anakin, będzie niemal
niemożliwe. Przeniosła wzrok na trzymaną w rękach i uśmiechnęła się krzywo.
Przecież od czegoś trzeba zacząć.
Podeszła
do pulpitu i wsunęła taśmę. Ekran zamigotał, a po chwili ukazał się obraz
korytarza. Padme zniecierpliwiona patrzyła na pustą drogę i czekała, ale nic
się nie wydarzyło. Nie pojawił się nawet głupi droid sprzątający! Nacisnęła
strzałkę do przodu i przewinęła niemal całą taśmę. W chwili, gdy miała dać
sobie spokój, mignęła pomarańczowa istota.
Padme
cofnęła i zatrzymała film, omal nie zachłystując się powietrzem. Ahsoka! Ahsoka
Tano! Rozpoznała swoją małą przyjaciółkę bez trudu. Była bosa i uciekała przed
czymś. Nagranie mogło pochodzić sprzed kilku, może kilkunastu dni. Była tutaj…
Była tutaj, a nikt nie mógł przebywać na salonach bez wiedzy Donar Turii.
-
Padme!
Odwróciła
się zaskoczona. W drzwiach stała Donar Turia – uśmiechnęła, wytworna,
nienaganna jak zawsze.
-
Co ty tu robisz?
Padme
nie zamierzała się tłumaczyć. Musiała się dowiedzieć, czemu Ahsoka tak
rozpaczliwie uciekała i gdzie teraz jest. Postąpiła krok do przodu.
-
Gdzie jest Ahsoka? Przecież tu była!
Donar
Turia znów się uśmiechnęła. Podeszła tak blisko, że Padme znów poczuła jej
słodki, ciężki oddech.
-
Jest mi potrzebna – wyjaśniła cichutko. Zanim Padme zdążyła coś powiedzieć,
poczuła ukłucie na swoim nadgarstku i zimny płyn w żyle. Ostatnim, co
zobaczyła, była pusta strzykawka w ręce Donar Turii.
_____________________________
Zapraszam do udziału w ankiecie :)
_____________________________
Zapraszam do udziału w ankiecie :)
Jest! Nareszcie! A ja weny nie mam ;____; Szlag! :( Dobra czytam.
OdpowiedzUsuńMilo. Ty debilu, spróbuj ją oddać a tak Ci dupę skopię, że nie wstaniesz i nie usiądziesz! Nawet na czworaka chodzić nie będziesz umieć! Ja tego dopilnuje! Nie ze mną te numery!
Anakin se chodzi po uliczkach, a Padme zła!
Wybacz za, krótki kom, ale nie mam weny :(
Genialny rozdział!
Niech Moc będzie z Tobą <3
Ciocia Kiwi ^-^
Zawsze wiesz, jak wywołać na mojej twarzy gigantyczny uśmiech nawet jak jestem zła, chora i nieszczęśliwa, bo parę rzeczy ostatnio naprawdę mi nie wychodzi. Dzięki bardzo za komentarz.
UsuńI z Tobą, Kiwi, i z Tobą :*
Niesamowite! :D
OdpowiedzUsuńChyba nie uśmiercisz Padme, prawda...?
Pragnę więcej!
Staram się, żeby ta historyjka wpasowywała się w okres między Atakiem Klonów a Zemstą Sithów czyli serial Wojny Klonów i raczej nie zamierzał tak drastycznie łamać kanonu :D
UsuńSerdecznie dziękuję za komentarz :)
Nareszcie jest! Kocham to opowiadanie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :-D Super akcja, heh wszyscy mają kłopoty xD Tylko ciekawe gdzie ten Obi się obija xD
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz :) Nawet nie wiesz, jak się cieszę na takie słowa. Obi-Wan pojawi się w następnym rozdziale. On ma chyba najwięcej rozsądku ze wszystkich zamieszanych i jako jedyny uniknął największych kłopotów. Będzie próbował się porozumieć z "przyjaciółką" premier Donar Turii - Cyrią, która już wcześniej Ahsoka miała starcia. Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie :)
UsuńKolejna część pewnie dopiero w październiku. W najbliższym czasie Avatar i Frozen, według moich planów :) Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze, kiesy następny? A tak w ogóle wyłapałam dużo błędów jak chcesz to je wypiszę...
OdpowiedzUsuń*Kiedy (przepraszam komentarze piszę z teledonu)
OdpowiedzUsuńEj kolejny rozdział miał być w październiku a już jest Listopad
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że będzie to październik, a czas tak szybko ucieka! Ale w długi weekend - to znaczy od teraz do wtorku - pojawi się kolejny rozdział Gonitwy, bo ze wszystkich serii najbliżej jestem skończenia tego rozdziału :) Serdecznie przepraszam za opóźnienie!
OdpowiedzUsuńSuper, super :D
OdpowiedzUsuń