14 września 2014

Gonitwa X (Gwiezdne Wojny)


            Milo prowadził pewnie przez ciemne zakamarki ulic. Ahsoka początkowo starała się zapamiętywać drogę, ale przy szesnastym zakręcie zgubiła się i zrezygnowała. Podążała za nim, mając nadzieję, że chłopak nie zamierza oddać jej w ręce policji. Zamiast kraść lekarstwa, mógłby odebrać nagrodę (w ciemności dostrzegła plakaty ze swoim niewyraźnym, rozmazanym zdjęciem) i kupić je legalnie. Musiała zaryzykować.
            Ruszyli stromymi schodami w górę. Ahsoka zadarła głowę i zobaczyła mgliste, zamazane światła w budynku daleko, daleko przed nimi. Czuła, że niedawno tu była. Moc podpowiadała, że właśnie w tym budynku zamknięto ją, gdy zjawiła się na zabiedzonej, zapomnianej planecie.
            - Ciszej, Jedi, ciszej! – mruknął, gdy stanęła na nieosłonięte przewody.
            Gdzieś za ich plecami zaszurały kroki. Ahsoka nie miała pojęcia, czy to kot, bezdomny czy strażnik.
            - I szybciej!
            Milo był okropnym towarzyszem – marudził, krytykował albo w ogóle się nie odzywał, obrażony  na cały świat. Ahsoka go nie znosiła, ale szanowała. Szanowała, bo codziennie rano wstawał do pracy, by mama miała co włożyć do garnka, bo próbował chronić tych, których kochał, bo starał się być dobrym człowiekiem.
            Im wyżej się wspinali, tym zabudowała stawała się bogatsza. Pozbijane, zapchlone budy i chwiejące się kamienice zastępowały stabilne, szare budynki z wysokimi kominami, z których wydobywał się duszący, czarny dym. Nad wejściami migotały światła, a gdzieniegdzie kręcili się strażnicy.
            Milo przywarł do ściany, ciągnąć ją za sobą.
            - Fabryki są czynne bez przerwy.
            Ahsoka sunęła za nim przyklejona do ściany. Miała wrażenie, że oddycha zbyt głośno. Wciąż była bosa, zmęczona, głodna i pozbawiona swojej ukochanej broni – miecza świetlnego. Wiedziała, że musi powierzyć swój los – i los Milo – Mocy. Zaufać sobie i zaufać Mocy. Odetchnęła i wykonała kilka ćwiczeń uspakajających, jakich nauczył ją Anakin.
            Pozostawał jeszcze Anakin. Kiedyś wydawało jej się, że czuła jego obecność – rozgniewaną, zawistną, przerażoną. Później oddaliła się od miejsca, w którym była uwięziona – dziś zgadywała, że była to siedziba premier Donar Turii – i straciła z nim kontakt. Czasem zastanawiała się, czy może zmęczony umysł nie płata jej figli. Odetchnęła głęboko, pozbywając się wszelkich zbędnych myśli.
            Milo skręcił gwałtownie. Znaleźli się w ślepym zaułku. Jakieś chude, poskręcane zwierzę żarło mniejsze tuż koło kontenerów ze śmierdzącymi odpadkami. Milo postawił nogę na ścianę, chwycił się rynny przy kamienicy i zaczął się wspinać. Kiepsko sobie radził – znoszone budy nie chciały trzymać się chropowatej powierzchni, zsuwał się i pocił, psiocząc w nieznanym Ahsoce języku.
            Rozejrzała się ostrożnie i ruszyła za nim. Za każdym razem, gdy bose palce dotykały ściany, czuła, jakby miliony naostrzonych igiełek wbijały jej się w ciało. Była już prawie na szczycie, gdy Milo wyciągnął do niej rękę i pomógł wejść na dach. W pierwszej chwili rozdziawiła usta i gapiła się na niego zaskoczona. Był to pierwszy serdeczny, pomocny gest. I zapewne jedyny.
            Przeszli dachem kamienicy, maskowani ciemną, bezgwiezdną nocą. Ahsoka zerkała w dół na budynki fabryk. Zadymione kominy przysłaniały jej widok na ogromne krajalnice, stosy kamieni i ludzi w rękawicach, dźwigających sprzęty. Nawet z wysokości czuła odrażający smród dymów.
            Budynki stały tak blisko, że przez trudu udawało im się przeskakiwać z jednego na drugi. Odległość wahała się od metra do półtorej, a w niektórych miejscach rozwieszono siatki i sznury na brudną bieliznę. Przy którejś takiej linie Milo zatrzymał się i zgarnął kilka ciuchów.
            - Przebieraj się! - cisnął w nią spłowiałą koszulą i spodniami.
            - Niby po co?
            Lubiła swój strój – nawet, jeśli był w paru miejscach usmolony, przetarty i przepocony, to wciąż pozostawał funkcjonalny i wygodny. Domyślała się, że wkrótce dojdzie do walki, a wtedy będzie potrzebowała zwinności i szybkości. Koszula do kolan tylko utrudniła by sprawę.
            - Dostaniemy się do pałacu od strony kantyny – wyjaśnił cicho Milo. – Donar Turia ma na swoich usługach paru łowców nagród, a oni uwielbiają burdele podobne do tego. Musisz wtapiać się w tłum, wyglądać jak ktoś od nas.
            Ahsoka zmarszczyła nos. Pamiętała kantynę, o której mówił Milo. Ostatnim razem, gdy tam była, została ponownie schwytana, a chwilę wcześniej c z u ł a Anakina. Może gdy znów się tam pojawi, odnajdzie jakieś potwierdzenie, że obecność mistrza to nie głupie złudzenie. Mogli ją zapamiętać – w swoich ubraniach była tą poszukiwaną Jedi, w byle jakich szmatach – przypadkową Torgutanką.
            - Odwróć się! – burknęła i odeszła jak najdalej.
            Jako Jedi rzadko miała styczność z mężczyznami – znaczy, owszem, widziała ich, spotykała na każdym kroku, ale byli to żołnierze, towarzysze, przyjaciele, a nie mężczyźni, którym wolno pożądać. Chociaż nie czuła od Milo choćby krztyny sympatii, wciąż głupio jej było rozbierać się przy obcym.
            Pochyliła się i pozbyła ubrania, wciągając za dużą, męską koszule i skórzane spodnie z pustą pochwą na broń. Swój strój zrzuciła z dachu na stertę kontenerów w nadziei, że nikt nie zwróci na nie uwagi. Za duża koszula była zdecydowanie zbyt rozchełstana. Zebrała materiał i zasłoniła dekolt.
            - Idziemy! – Milo przeszedł ostrożnie po desce przerzuconej na drugą kamienicę.
            W chwili, gdy Ahsoka miał ruszyć w ślad za nim, na twarz chłopaka padło ostre, zimne światło.
            - Stać! Co tam robisz, dzieciaku!
            Milo stał sparaliżowany i patrzył tępo na strażnika zaledwie przez sekundę. A potem zrobił najgłupszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – zaczął uciekać. Zanim Ahsoka zdążyła krzyknąć, padły pierwsze strzały.
*
            Nell był człowiekiem z natury przyjaznym i towarzyskim. Nawet w obliczu zagrożenia złapaniem, gdy szli przez zadymione, brudne uliczki, nie przestawał mówić. Anakin starał się ignorował gadaninę i cierpliwie wyciszał Mocą pogłos niosący się po ścianach, ale w głębi serca miał wrażenie, że mężczyzna jest podstawionym szpiclem, który celowo wyprowadził go z więzienia, by jeszcze pogłębić jego winę, a teraz daje sygnał strażnikom.
            Nie po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem ponownie nie popełnił błędu. Jego mistrz, Obi-Wan z pewnością potwierdziłby taką opinię i dodatkowo zbeształ za brak rozsądku. Chociaż wyrósł z czasów, gdy nosił przy uchu padawański warkoczyk, wciąż liczył się ze zdaniem mentora i za każdym razem czuł się trochę winny, gdy po raz kolejny robił po swojemu i wszystko się sypało. Może gdyby posłuchał Padme, zaczekał aż sprawa zostanie załatwiona dyplomatycznie, teraz nie włóczyłby się po jakiś zapchlonych tunelach, ale ściskał w ramionach Ahsokę.
            Właśnie, Ahsoka.
            Nastoletnia padawanka była jedynym powodem jego pobytu na tej zadymionej, nieprzyjaznej planecie. Kiedy tylko dowiedział się, że zniknęła, rzucił wszystko bez słowa, uruchomił starek i zjawił się tam, gdzie poprowadziła go Moc. Odkąd stracił kontakt ze Smarkiem, miał wrażenie, że jakaś jego cząstka roztrzaskała się. Ten brak stale go wykańczał.
            - Słuchasz mnie, przyjacielu?
            - Musimy się pospieszyć – mruknął roztargniony. – Gdzie my, tak właściwie, idziemy?
            Nell uśmiechnął się.
            - Do mojego domu! To już niedaleko!
            Anakin znał wielu ludzi podobnych do swojego nowego towarzysza. Wyrastali z nędzy i nie potrafili się z niej wyrwać, zaharowywali się, by dać jak najlepsze życie swoim dzieciom. Albo stawali się najgorszymi kreaturami Galaktyki, albo najszczerszymi, najbardziej oddanymi kompanami, którzy ostatnią krztynę chleba dzielą na cztery, by dla wszystkich starczyło.
            Wyprowadził go z więzienia, tak, jakby uciekał stamtąd po raz setny. Dobrze wiedział, gdzie są patrole, którędy trzeba odbić, a gdzie szczególnie uważać. Anakin czuł, że pomoc dzięki jego pomocy – pomocy zwykłego prostata – dał radę wymknąć się bez wzbudzania sensacji.
            Nell był drukarzem, wesołkiem i ojcem. Tyle dowiedział się ze snutej opowieści pełnej anegdotek o tym, jak jego córka stworzyła pierwszy rysunek albo najstarszy syn rozpoczął pracę w fabryce. Wciąż powtarzał, jaka jego zona jest cudowna. Anakin słuchał tego z jakimś rozczuleniem, czując, że pod jego czaszką kłębią się myśli o Padme. Na pewno będzie wściekła, że tak namieszał…
            Nell wprowadził go do ciemnego, zgrzybiałego korytarza. W środku unosił się lepki, wilgotny zapach zgnilizny i szczyn. Na stopniu drzemał usmolony, tłusty robotnik. Nell podszedł do niego i potrząsnął ramieniem.
            - Przeziębisz się, przyjacielu – powiedział troskliwie. – Jeśli nie masz gdzie iść, zapraszam cię do mnie.
            Bezdomny wybełkotał coś po pijaczkowemu.
            - Chodź! – Nell złapał go za ramię i spróbował podnieść, ale był za chudy i za słaby, by choćby poruszyć ogromne cielsko. – No już!
            Nagle jakieś drzwi otworzyły się szeroko i ze środka wyszła chuda kobieta w długiej, granatowej koszuli nocnej. Wyglądała jak krzyżówka upiora z kościotrupem. Twarz miała bladą, zmęczoną, przepełnioną jakąś niepojętą udręką, cierpieniem znanym tylko najstarszym męczennikom.
            - Nell… - głos, który się z niej wydobył, był jednocześnie jękiem, płaczem i westchnieniem głębokiej ulgi. Padli sobie w ramiona, całując się tak, jakby nie widzieli się co najmniej trzydzieści lat. Anakin wbił wzrok w czubki butów, odrobinę zażenowany pokazem czułości.         Wśród westchnień i mokrego odgłosu całowania słyszał powtarzające się „Tęskniłem!”, „Tak się bałam.”, „Kochanie…”.
            Nell wreszcie oderwał się od kobiety i objął ją mocno. Bieda uczyniła z nich najtwardszą, najbardziej oddaną parę na całej planecie. W najgorszych, najcięższych chwilach wciąż za sobą szaleli.
            - To mój drogi przyjaciel – Anakin Skywalker – powiedział z typowym dla siebie rozbawieniem.
            Gdy kobieta przestawała wpatrywać się w męża, na jej twarz powracał nieszczęśliwy, chłodny wyraz. Anakin miał wrażenie, że dźwiga ona wszystkie troski swojej rodziny, których jego pogodny towarzysz nie dostrzegał.
            - Witaj, pani – skłonił się. – Jestem generał Skywalker, a twój mąż bardzo mi pomógł.
            - Potrafi pomóc wszystkim, ale nie własnej rodzinie – mruknęła kobieta, ale w głosie zabrakło złości. Za bardzo kochała męża, by móc się na niego gniewać.
            Weszła do środka, a za nią podążyli dwaj mężczyzny. Anakin rozejrzał się po skromnej, ale czystej izbie i wyczuł coś, co go zaskoczyło i uszczęśliwiło. Ahsoka! Ahsoka tu była! Zaledwie… kilka godzin temu? Czuł ją tak wyraźnie, jak przed porwaniem.
            Już miał pytać, gdy w pomieszczeniu rozległ się rozrywający, skrzeczący kaszel. Anakin poczuł, że od samego słuchanie zaczyna boleć go gardło.
            - Mały jest chory – westchnęło udręczona matka. – A twój głupi syn chce ukraść lekarstwa ze szpitala dla strażników! Zostawił list… Nawet nie wiem, kiedy wyszedł. To wszystko przez tą parszywą przybłędę!
            - Kogo? – Nell podszedł do śpiącego synka i zaczął głaskać go po głowie z ojcowską czułością.
            - Była tu taka Jedi… Hano? Pano? Dano? – kobieta przylgnęła do męża. – Poradzimy sobie, prawda?
            - Tano – poprawił Anakin. – Ahsoka Tano.
            Poczuł, że ogarnia go rezygnacja. Już prawie chwycił Ahsokę, już prawie ją znalazł, był w miejscu, gdzie ona stała zaledwie kilka, może kilkanaście godzin temu. Wymknęła mu się i gdzieś zniknęła. Ponownie poczuł, że Moc, świat, Galaktyka sprzymierzona jest przeciwko niemu.
            - Tak, możliwe – kobieta pokiwała głową.
            - Znasz Jedi Tano? – tuż przy udzie Anakina rozległ się pokorny, zadziorny głosik. – Pomogła mi.
            - Sania! – Nell zerwał się na równe nogi i objął córkę. – To moja pociecha – uśmiechnął się szeroko do Anakina. – Ma na imię Sana. Sana! Na część naszej planety, na cześć domu, na cześć ojczyzny.
            - Jedi Tano wróci z lekarstwami – dodała dziewczynka. – Razem z Milo wszystko załatwią.
            Anakin zagryzł usta. W co ta Ahsoka znowu się wpakowała?
*
            Padme była naprawdę rozgniewana. Chodziła w kółko po komnacie, którą przydzieliła jej premier Donar Turia i kipiała wściekłością. Najpierw zostawił ją Anakin, uciekł z więzienia i postawił w sytuacji, gdy musiała tłumaczyć jego i siebie, bo przecież grał jego ochroniarza. A teraz dodatkowo zniknął Obi-Wan Kenobi i również o to obwiniała ją Donar Turia. Miała serdecznie dość.
            Sama musiała dźwigać dyplomatyczne obowiązki i znosić kłamstwa, jakimi zasypywała ją Donar Turia. Na każdym kroku, w każdej sprawie. Próbowała się wyślizgnąć i wybadać, gdzie zniknął Obi-Wan albo gdzie ukrywa się Anakin, ale na każdym kroku napotykała strażników-ochroniarzy. Była sprytna i nie raz już dawała sobie radę z takimi problemami, ale tym razem nie mogła się nigdzie ruszyć bez obstawy. U w i ę z i o n a.
            Węszyła w pałacu. Wypytywała służbę, ale ci zbywali ją albo ignorowali, co tylko pogłębiało jej zniechęcenie. Nie przywykła do takiego traktowania. Znalazła przejść z korytarzy do kantyny, gdzie spał Anakin, gdy przybyli na tą nędzną planetkę zapomnianą przez Senat i Kanclerza.
            Wróciła właśnie z obiadu, gdzie wysłuchiwała półgodzinnej mowy o tym, jak bardzo oszukana i zawiedziona czuje się Donar Turia w związku z ucieczką obojga Jedi.
            - Przecież Obi-Wan nie uciekł – zauważyła chłodno Padme. Pogodziła się już, że premier uważa jej męża za bandytę i mordercę, przestała go bronić, uświadomiwszy sobie, że tylko zachęca kobietę do dalszego narzekania. – Był wolny i mógł opuścić…
            - Zniknął! Może mnie okradł? Skąd mam to wiedzieć, moja droga? Dookoła siebie mam tyle oszustów i krętaczy… Czasem już jestem zmęczona, wiesz?
            Padme nie odpowiedziała. Oszustów i krętaczy, co? Ty przebrzydła hipokrytko!
            Najwięcej czasu spędzała w swoich pokojach, ale nawet tam czatowały na nią służące z misami owoców i strażnicy. Za każdym, gdy napotykała kogoś z nich, ogarniał ją szał. Najchętniej rzuciłaby planetę w diabły i wróciła do swojego zwyczajnego życia.
            Znudzona położyła się na łóżku. Pościel szeleściła przyjemnie i pachniała jakby dopiero co skroplono ją pachnidłami. Przypominała Donar Turię. Jej oddech był jak powiew ciężkich, przesadzonych perfum. Padme wsunęła dłonie pod pachy i pomyślała o Anakinie.
            Gdzie był? Jak sobie radził? Czy zdrów? Trzymał się jakoś?
            Martwiła się tak bardzo, że niemal czuła, jak jej włosy siwieją. Za każdym razem, gdy wpatrywała się w lustro, szukała jasnych, białych pasemek, ale niczego nie znajdowała. A mimo to, przez ostatnie stresy czuła  się jakby miała trzynasta lat, a nie trzydzieści.
            Im więcej czasu spędzała w swoich czterech ścianach, tym więcej rozmyślała. Niepewność zmieszana ze zdenerwowaniem kotłowała jej się pod czaszką . Miała wrażenie, że jeszcze chwila i wyważy drzwi, porozstawia strażników po kątach i zażąda od Donar Turii prawdy.
            Zerknęła w lustro. Dwa warkocze, w które rano wplotła cztery złote wstążki, pozostały idealnie ułożone i nawet jedno pasmo się nie wysunęło. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Jak każda kobieta była odrobinę próżna i lubiła pięknie wyglądać.
            Korytarze jak zwykle były ciche, ale Padme nauczyła się już, że kiedy straci czujność, natychmiast pojawi się służąca albo strażnik. Szła spokojnie, oglądając obrazy. Głównie portrety Donar Turii – na wszystkich wyglądała tak właściwie, że Padme miała wrażenie, że chyba by ją poparła.
            Rozejrzała się po ścianach i po raz kolejny zwróciła uwagę na coś, co nurtowało ją dłuższego czasu. Kamery śledziły każdy ruch w korytarzach. Gdyby tylko znalazła nagrania, mogłaby sprawdzić, czy Anakinowi udało się bezpiecznie uciec. Odetchnęła głęboko, zebrała materiał bladozłotej sukni i ruszyła w poszukiwaniu właściwego pomieszczenia.
            Gdyby był z nią Anakin albo Obi-Wan mogłaby zapytać kogokolwiek, a oni za pomocą Mocy dowiedzieliby się prawdy. Musiała grać sama najróżniejszymi sposobami. W kieszeni miała przygotowany paralizator – na wypadek gdyby ktoś za bardzo się nią zainteresował.
            Usłyszała hałas w bocznej odnodze korytarza. Zatrzymała się  i wyjrzała ostrożnie. Przy ścianie stał droid i majstrował przy kamerze. Po chwili odsunął się i odwrócił. Padme dostrzegła w jego dłoniach zapis z kamer. Prawie westchnęła. Szczęście musiało jej sprzyjać! Teraz wystarczyło, że pójdzie za droidem, a on zaprowadzi ją prosto do miejsca, gdzie będzie mogła zobaczyć wszystkie nagrania.
            Droid założył czystą kartę i pojechał korytarzem na swoich metalowych, skrzypiących kółeczkach. Padme podążała za nim, chowając się za każdym razem, gdy droid skręcał. Nieźle radziła sobie w śledzeniu; nauczyła się nawet chodzić tak, by wyciszać stukot obcasów.
            Droid przekręcił jeden z przycisków, a właz otworzył się z charakterystycznym tchnięciem pary. Padme przestała się skrywać – wpadła za robotem do środka i wycelowała w niego paralizatorem. Chociaż broń była przeznaczona na istoty żywe, droidy traciły po niej kontrole nad swoimi obwodami.
            Robot zapiszczał i wypuścił ze szczypiec zapis. Padme podniosła taśmę i rozejrzała się. Dookoła było mnóstwo podobnych, czarnych rolek. Niektóre pokryły się kurzem. Poczuła, że znalezienie tej z korytarza, którym przebiegł Anakin, będzie niemal niemożliwe. Przeniosła wzrok na trzymaną w rękach i uśmiechnęła się krzywo. Przecież od czegoś trzeba zacząć.
            Podeszła do pulpitu i wsunęła taśmę. Ekran zamigotał, a po chwili ukazał się obraz korytarza. Padme zniecierpliwiona patrzyła na pustą drogę i czekała, ale nic się nie wydarzyło. Nie pojawił się nawet głupi droid sprzątający! Nacisnęła strzałkę do przodu i przewinęła niemal całą taśmę. W chwili, gdy miała dać sobie spokój, mignęła pomarańczowa istota.
            Padme cofnęła i zatrzymała film, omal nie zachłystując się powietrzem. Ahsoka! Ahsoka Tano! Rozpoznała swoją małą przyjaciółkę bez trudu. Była bosa i uciekała przed czymś. Nagranie mogło pochodzić sprzed kilku, może kilkunastu dni. Była tutaj… Była tutaj, a nikt nie mógł przebywać na salonach bez wiedzy Donar Turii.
            - Padme!
            Odwróciła się zaskoczona. W drzwiach stała Donar Turia – uśmiechnęła, wytworna, nienaganna jak zawsze.
            - Co ty tu robisz?
            Padme nie zamierzała się tłumaczyć. Musiała się dowiedzieć, czemu Ahsoka tak rozpaczliwie uciekała i gdzie teraz jest. Postąpiła krok do przodu.
            - Gdzie jest Ahsoka? Przecież tu była!
            Donar Turia znów się uśmiechnęła. Podeszła tak blisko, że Padme znów poczuła jej słodki, ciężki oddech.
            - Jest mi potrzebna – wyjaśniła cichutko. Zanim Padme zdążyła coś powiedzieć, poczuła ukłucie na swoim nadgarstku i zimny płyn w żyle. Ostatnim, co zobaczyła, była pusta strzykawka w ręce Donar Turii.
_____________________________
Zapraszam do udziału w ankiecie :)

12 komentarzy:

  1. Jest! Nareszcie! A ja weny nie mam ;____; Szlag! :( Dobra czytam.
    Milo. Ty debilu, spróbuj ją oddać a tak Ci dupę skopię, że nie wstaniesz i nie usiądziesz! Nawet na czworaka chodzić nie będziesz umieć! Ja tego dopilnuje! Nie ze mną te numery!
    Anakin se chodzi po uliczkach, a Padme zła!
    Wybacz za, krótki kom, ale nie mam weny :(
    Genialny rozdział!
    Niech Moc będzie z Tobą <3

    Ciocia Kiwi ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wiesz, jak wywołać na mojej twarzy gigantyczny uśmiech nawet jak jestem zła, chora i nieszczęśliwa, bo parę rzeczy ostatnio naprawdę mi nie wychodzi. Dzięki bardzo za komentarz.
      I z Tobą, Kiwi, i z Tobą :*

      Usuń
  2. Anonimowy22:38

    Niesamowite! :D
    Chyba nie uśmiercisz Padme, prawda...?
    Pragnę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, żeby ta historyjka wpasowywała się w okres między Atakiem Klonów a Zemstą Sithów czyli serial Wojny Klonów i raczej nie zamierzał tak drastycznie łamać kanonu :D
      Serdecznie dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Anonimowy09:14

    Nareszcie jest! Kocham to opowiadanie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :-D Super akcja, heh wszyscy mają kłopoty xD Tylko ciekawe gdzie ten Obi się obija xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :) Nawet nie wiesz, jak się cieszę na takie słowa. Obi-Wan pojawi się w następnym rozdziale. On ma chyba najwięcej rozsądku ze wszystkich zamieszanych i jako jedyny uniknął największych kłopotów. Będzie próbował się porozumieć z "przyjaciółką" premier Donar Turii - Cyrią, która już wcześniej Ahsoka miała starcia. Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie :)

      Usuń
  4. Kolejna część pewnie dopiero w październiku. W najbliższym czasie Avatar i Frozen, według moich planów :) Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny jak zawsze, kiesy następny? A tak w ogóle wyłapałam dużo błędów jak chcesz to je wypiszę...

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy21:00

    *Kiedy (przepraszam komentarze piszę z teledonu)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy16:42

    Ej kolejny rozdział miał być w październiku a już jest Listopad

    OdpowiedzUsuń
  8. Też myślałam, że będzie to październik, a czas tak szybko ucieka! Ale w długi weekend - to znaczy od teraz do wtorku - pojawi się kolejny rozdział Gonitwy, bo ze wszystkich serii najbliżej jestem skończenia tego rozdziału :) Serdecznie przepraszam za opóźnienie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy22:14

    Super, super :D

    OdpowiedzUsuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)