15 grudnia 2013

"...żeby z Tobą być" cz.15 (Ben10, Gwevin]

         Kevin miał wrażenie, że zaraz się udławi. Cisza, jaka zaległa w pokoju, doprowadzała go do szału, męczyła, wykańczała, a jednocześnie nie potrafił jej przerwać. Chciał się odezwać, ale nagle nie umiał wydobyć z siebie głosu, nie wiedział, co powinien powiedzieć. Słuchał milczenia syna, czekał, aż spłynie na niego fala wyrzutów, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego cisza ciągnęła go na dno i nie umiał się wydostać, dusił się.
         Devlin był odbiciem jego, gdy miał jedenaście lat. Podobnie drapał nos, gdy się zastanawiał, podobnie unikał patrzenia ludziom w oczy, podobnie rozwalał zamki. I podobnie nie lubił mówić, spowiadać się ani słuchać cudzych wyznać. Zdawało się, że jeśli którykolwiek się nie odezwie, będą tak milczeć przez nieskończoność. Ale żaden nie umiał powiedzieć niczego odpowiedniego.
         Kevin stał w drzwiach, oparty o framugę, ze zwieszonymi ramionami, spokorniały i przygnębiony. Wstyd był niedomówieniem. Czuł, że pali się z poczucia winy. Zostawił dzieciaka sam na sam z podłym światem i gdyby nie cholerny Tennyson, najpewniej wylądowałby na ulicy, okradając automaty albo staruszki.
         Devlin siedział na łóżku, wyłamywał sobie wszystkie palce po kolei, a potem jeszcze kostki. Co prawda nie spojrzał na ojca ani razu, ale doskonale zdawał sobie sprawę, kto zapukał do jego sali. Nawet nie wiedział, czy chce słuchać tłumaczeń i przeprosin.
         Wśród ciszy nieznośne stawało się tykanie zegara. Przypominało bombę, która odmierza minuty do wybuchu. Kevin miał wrażenie, że zaraz coś się stanie, że syn wygarnie mu wszystko, co zebrało się przez lata, że nastąpi eksplozja gniewu, a jednak nie. I z każdym kolejnym tik-tak coraz bardziej się niecierpliwił. Tik-tak. Tik-tac. Tik-tac. Przestał wytrzymywać w chwili, gdy minęła już kolejna minuta nicniemówienia.
         - Dev – przemówił cichym, drżącym głosem grzesznika, który szuka właściwej drogi. Syn spojrzał na niego ciemnymi oczami z jakimś niewyjaśnionym szacunkiem, na który nie zasłużył. Chciał powiedzieć, że jest dupkiem, nie ojcem. Chciał powiedzieć, że popełnił zbyt wiele błędów. Chciał powiedzieć, że teraz wszystko się zmieni.
         - Podobno cię operowali – przerwał chłopak zduszonym tonem. Poczuł, że za wszelką cenę musi uniknąć trudnych tematów. To jak rozdrapywanie starych ran, które już się zasklepiły. Szukał innych tematów, mniej ważnych, prostszych.
         - Zwiałem z sali wybudzeń – przyznał Kevin, podchodząc do łóżka syna. Chciał zażartować, ale Devlin nawet się nie uśmiechnął. Za to powiedział coś miażdżąco prawdziwego:
         - Zawsze uciekasz, tato?
         Być może Kevin nie poczułby się tak dotknięty, gdyby słowa nie były paskudnie prawdziwe. Skrzywił się, ale nie odpowiedział, być może nie potrafił głośno mówić o własnych porażkach.
         - Przepraszam – wyrzucił z siebie w końcu. Jedyne, co potrafił z siebie wykrztusić. Czuł, że traci kontrole nad rękami, że ręce mu się trzęsą, a palce zaczynają irytująco świerzbić. Zacisnął dłonie w pieści i czekał, aż usłyszy, że jest śmieciem.
         - Ja... – Devlin zawahał się przez moment i wyciągnął rękę ku ojcu. Nie wiedział, co powinno się powiedzieć, nie wiedział... Podobnie jak Kevin, gubił się w słowach. Dotknął ramienia ojca i zanim się zorientował, przytulił się do niego jak trzylatek.
         - Przepraszam – powtórzył jeszcze raz Kevin. W jednym słowie zawarł wszystko, co chciał mu wytłumaczyć. Żal minionych dni i obietnice, że następne będą lepsze. Że już się nie stoczy, że już będzie silniejszych niż cholerna potrzeba potęgi.
         *
         Kluczyk. Najzwyklejszy, srebrny kluczyk z brelokiem w kształcie truskawki. Niby rzucony, pozostawiony w pośpiechu na środku biurka, a jednocześnie położony tak, by od razu przy wejściu rzucał się w oczy.
         Gwen prawie rozlała kawę. Potrzebowała chwili, by podejść i zastanowić się, co u diaska właśnie się dzieje. Nauczyła się, że nic w jej życiu nie dzieje się przypadkowo i kluczyk, który najpewniej powinien się teraz znajdować głęboko schowany w domu Bena nie znalazł się u niej przypadkiem. Czarodziejka najpewniej dawała jej sygnał. Bardzo jasny.
         Odstawiła plastikowy kubek na szafkę. Odkąd się przebudziła, żyła wyłącznie na kawie, zbyt przerażona świadomością, że Czarodziejka znów postanowi ją odwiedzić ze swoimi niezrozumiały umowami. Wyszła tylko na chwilę, a to wystarczyło, żeby jeszcze raz się pojawiła i zostawiła wymowny prezent.
         Nie miała wątpliwości, że to Czarodziejka. Wyczuwała w pokoju resztki jej energii. Podobnie jak wszystkie istoty energetyczne i używające many, zostawiała po sobie charakterystyczny ślad. Mogła go zamaskować bez problemu, ale celowo chciała pokazać, kto proponuje spotkanie.
         Kluczyk prowadził do malutkiego mieszkanka, które Gwendolyn i Kevin kupili niedługo po ślubie. Od czasu, gdy ich drogi się rozeszły, stało puste, ale systematycznie opłacane z kosmicznie wysokiej pensji Hydraulika.
         Czarodziejka przekazała jasne zaproszenie. Czekam na ciebie, Gwendolyn prawie słyszała w uszach jej głos. Jednocześnie uprzejme, a jednocześnie niepokojące, bo oznaczały pułapkę. Wiedziała, że samotne spotkanie z wrogiem jest  ryzykowne i głupie, a jednak czuła, że i tak pójdzie. Musiała wiedzieć, czemu Czarodziejka tak uparcie szuka z nią kontaktu. Ostatnio powtarzała, że chodzi o klucz, który kiedyś służył do odpalania statku. Po co klucz, skoro teraz nie ma już statku? Zbudował nowy? Ale w takim razie zbudował tez nowy klucz. Sentyment? Jakoś nie pasowało do najgroźniejszego bandyty w układzie.
         Ściągnęła wyblakłą szpitalną koszulę i odszukała swoje własne ciuchy, a właściwie podarowane przez Julię. Bluzki były za luźne, a spodnie trochę przykrótkie, ale na razie musiały wystarczyć. Nie pytając lekarza o zgodę, wyszła z oddziału.
         *
         Wepchnęła kluczyk i spróbowała przekręcić, ale drzwi nie ustąpiły. Wystarczyło lekko nacisnąć klamkę, żeby ustąpiły, otwierając przed nią brudne, zakurzone mieszkanie. Nawet jeśli czasem wynajmowała kogoś, żeby zajął się mieszkaniem, sprawiało wrażenie zapomnianego. Kluczyk był całkiem niepotrzebny, tylko zaproszenie.
         Przestąpiła próg i ruszyła. Po lewej kuchnia, w której Kevin próbował gotować, chociaż przecież potrafił przypalić nawet wodę. Po prawej sypialnia, gdzie co noc pokazywał jej, jak to jest widzieć kosmos po wewnętrznej stronie powiek. Po środku drzwi do małego pokoiku, który pełnił jednocześnie funkcję gabinetu Kevina i jej biblioteczki.
         Bez wahania skierowała się właśnie tam. Zgodnie z jej oczekiwaniami, Czarodziejka czekała wewnątrz. Nawet nie uniosła głowy, pogrążona w lekturze. Tomiszcze na jej kolanach była stare i poniszczone, niektóre kartki wysunęły się i wyglądało, że trzymają się już tylko ostatnich skrawkiem.
         - Czego ty chcesz?
         Dopiero teraz podniosła oczy, spojrzała spod rzęs, choć takie spojrzenie, zazwyczaj posyłała mężczyznom, wydęła usta i zatrzasnęła książkę. Tak jak podejrzewała, była to jedna z wielu ksiąg zaklęć, które przez lata zgromadziła.
         - Jak wiele książek ukradłaś mojemu wujkowi? – spytała, odkładając tomik z szacunkiem, zupełnie jakby miała przy sobie cząstkę jedynej ocalałej rodziny.
         Hex miał ogromną bibliotekę, pełną ksiąg o magii, przepowiedniach i zaklęciach. Za każdym razem, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli, szukała pomocy w jego zbiorach. Doskonale wiedział, że często go nawiedza, ale zaczął to akceptować, bo warunkiem, że nie atakowała i oddawała pożyczone książki. O niektórych zapomniała i teraz zbierały kurz w opuszczonym mieszkaniu. Nawet nie wiedziała, czy Hex nadal żyje.
         - Czego ty chcesz? – powtórzyła.
         - A ty, czego chcesz? – Czarodziejka stanęła tak blisko niej, że ocierała się o nią piersiami. Ciągle miała tą minę, ponętną i tajemniczą, zupełnie jakby czuła, że ma kontrolę. Gwendolyn zdała sobie sprawę, że nie rozumie jej gry, ale chce rozgryźć zasady i stanąć jak równy z równym.
         Czego chciała? Nie czuć. Nie czuć bólu. Pozbyć się uczucia straty. Odepchnąć żal. Nie potrafiła codziennie zmagać się ze snami, które przypominały tyle słodkich historii z dawnych lat. Nie dawała rady wmawiać sobie, że cała jej przeszłość była błędami.
         Czego chciała? Spokoju i bezpieczeństwa. Odkąd wróciła na Ziemię, stale miotała się pomiędzy szpitalem a polami bitwy, zupełnie jakby wpadła w wir walki. Ponad wszystkie pragnęła przestać się bać, że bliscy zostaną zabici. Kevin albo Devlin. Albo Ben. Albo...
         I rodziny. I ciepła. I miłości. I Kevina.
         - Chcę tego samego, co ty – Czarodziejka nagle złagodniała. Oczy miała dziwnie szkliste, a wargi zaczęły jej drżeć. – I wreszcie znalazłam odpowiedniego człowieka, Gwennie, pozwól mi być szczęśliwą. Jeden ruch i obie będziemy miały wszystko.
         Odpowiedniego człowieka?
         - Ragnarok? – wykrztusiła zdumiona Gwendolyn. Spodziewała się wszystkiego, ale na pewno nie romantycznej relacji między tymi dwoje. Chociaż... Czarodziejka zawsze wchodziła w poronione związki. Przyganiał kocioł garnkowi.
         - Tak – Czarodziejka uśmiechnęła się delikatnie, tak, jak uśmiechała się do Darkstara, gdy była jeszcze nastolatką. – A on potrzebuje tego klucza, chce mieć cokolwiek po dawnej potędze, rozumiesz? Jego obsesja. Daj mi to. Daj mi mój spokój. A ja dam ci swój.
         Nie, nie rozumiała. Cały wizerunek zakochanej, oddanej Czarodziejki wydawał jej się podejrzany, zwłaszcza, że wiele razy wcześniej mówiono już o zemście. A może go przekonała? Może tak, jak ona, chciała tylko spokoju i poczucia, że żadne dawne porachunki nie zagrodzą drogi do szczęścia?
         Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, Czarodziejka wyminęła ją i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Gwendolyn stała i analizowała jej słowa, zbyt skupiona, żeby zobaczyć przebiegły uśmiech, który czaił się na ustach przeciwniczki.
         *
         - W porządku. Na pewno masz pytania – Kevin stał przy oknie i przyglądał się okolicy. Szary, szpitalny parking powoli pustoszał, lekarze kończyli dyżur, a nocą niewielka część personelu pozostała w pracy, reszta wracała do domu na błogosławiony odpoczynek. Miał wrażenie, że oddycha mu się jakoś lżej. Zburzył mur, który jego przestępstwa zbudowały przez lata, a który oddzielał jego i jego syna.
         - Co teraz będzie?
         Kevin wciągnął ze świstem powietrze, ale nic nie powiedział. Czemu smarkacz ze wszystkich pytań wybrał najtrudniejsze? Co teraz będzie, zależy do cholernego Tennysona i jego decyzji. Ma całkowite prawo zamknąć go w nicości, wyzwać od bandytów i drani. Ma całkowite prawo go ułaskawić ze względu na dawne dzieje.
         - Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą.
         - Nie zostawisz mnie? – upewnia się Devlin i chociaż wygląda poważnie, głos mu drży. Przez całe życie czuł się jak wygnany pies, pozbawiony domu i bezpiecznej przystani. Miotał się między ulicą a Tennysonami.
         - Nie – tego akurat był pewny.
         - W porządku.
         I znowu milczenie, ale już nie złe, ale ciepłe i pełne zrozumienia. Żaden z nich nie przepadał za mówieniem, jak przystało na facetów. Zabawne, że Kevin potrzebował wiele czasu, by dorosnąć, a Devlin w wieku kilkunastu lat tak wiele wiedział i przeżył. Może nawet więcej niż powinien.
         - Ben to twój przyjaciel?
         Kevin zawahał się przez moment. Czy Tennyson faktycznie był mu aż tak bliski? Miał współpracowników przy handlu, ale chyba nie przyjaciół. Z drugiej strony, to on zawsze ratował go, gdy przewracało mu się w głowie.
         - Tak.
         - A ciotka Gwendolyn?
         Kevin wyprostował się gwałtownie. Gwendolyn. Jak to idiotycznie brzmiało! Nie było go wśród Tennysonów bardzo długo, ale wciąż nie mógł się przyzwyczaić do zmian. Ben idiotycznie wyglądał z brodą, a Gwen... Co się z nią porobiło? Gwendolyn. Nieprzystępna Gwendolyn.
         - Też – odpowiedział w końcu. Devlin popatrzył na niego podejrzliwie, ale nie drążył. Milczenie wydało mu się cokolwiek podejrzane, ale wolał nie wiedzieć, za wiele.

         Kevin zmrużył oczy, by widzieć lepiej. Przez parking przebiegła Gwendolyn, wracała z sobie tylko znanego miejsca. Co ona znowu kombinuje? 
__________________________
Wreszcie. Nie wyszło, tak jak chciałam, ale chyba lepiej już nie będzie. 

6 komentarzy:

  1. misiu12:49

    Później, niż chciałam, ale jestem.
    Rozdział cudowny, wartobyło czekać. Mam nadzieję, że Kevin faktycznie nie opuści już Devlina. Co do Gwen, to chyba zgłupiała na stare lata. Powinna wiedzieć, że Czarodziejce się nie ufa i nawet nie rozważać innej opcji, niż pokonanie przeciwniczki i najlepiej wysłanie jej do nicości.
    Pozdrawiam i czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam :) Poprawię się, następny rozdział chyba będzie wcześniej. Mówię chyba, bo nigdy nie wiadomo jak to wyjdzie.
      Zgłupiała? Właściwie, ona sama nie wie, czego chce.
      Swoje przeżyła i niewiele było w tym szczęścia, a jeśli już, było to szczęście bardzo ulotne, pijane wesele i plastikowy pierścionek. Marzy tylko, by mieć spokój.
      A Czarodziejka to twardy gracz i na dodatek zna ją od bardzo dawna, więc wie, gdzie uderzyć.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. super w końcu nowa notka. Znalazłam tego bloga całkiem niedawno i jestem nim zachwycona. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Postaram się pisać częściej, ale brak czasu (taka ładniejsza nazwa na lenistwo) nie zawsze pozwala. Nowość raczej będzie niedługo i mam nadzieję, że następnym razem nie będzie tego "w końcu" :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Anonimowy15:51

    Dobrze że kevin pogodził się z devlinem! Jedną uwaga kiedy nowy rozdział ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie drugiego, ale być postaram wyrobić się na pierwszego :) Pozdrawiam.

      Usuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)