Z
każda minutą robiło się coraz ciemniej, na ziemię powoli zapadała kurtyna
zmierzchu, a z każdego kąta i zakamarku ulicy biły złowrogie, ponure cienie.
Śnieg sypał gęsto, tłukł w okna, rozpryskiwał się na ziemi, szalał w powietrzu,
miotał się w szaleńczym, białym tangu. Wieczór wyjątkowo nieprzyjemny na
spacery, a opuszczanie ciepłych domostw wydawało się najgorszym z możliwych
pomysłów. Śnieg w takich chwilach nikogo nie cieszył, a jedynie doprowadzał do
szewskiej pasji kierowców, którzy musieli jakoś poprowadzić samochód przez
oblodzone drogi.
Śnieżyca
w Wielkanoc. Idealnie.
Kilkoro
dzieci z kwaśnymi, niezadowolonymi minami przyglądało się wirującym płatkom z
nosami przylepionymi do oszronionych szyb. Niektóre cieszyły się, że jutro z
samego rana przed domem postawią podobiznę królika ze śniegu, inne tylko się
krzywiły, przygotowane na rychłe nadejście wiosny. Tymczasem natura postanowiła
spłatać im figla. Natura albo... Jack Mróz.
Zając
Wielkanocny wyskoczył z tunelu i rozejrzał się po zasypanej ulicy. Wszędzie było
biało i nawet, gdyby jakieś dziecko bardzo chciało, nie zdołało by znaleźć
żadnego jajka. Być może gdyby spróbowało, jedyne co by zyskało, to uszy
odmrożone przez Jacka Mroza.
Kamienice
pochylały się smutno nad białymi ulicami, zupełnie jakby ciężar wyjątkowo
śnieżnej Wielkanocy, zniechęcił je do dumnego i prostego prezentowania kunsztu
architekta. Zaparły się jednak głęboko w ziemię i żaden podmuch ostrego,
lodowatego wiatru nie był w stanie zachwiać potężnych konstrukcji ani przedrzeć
się przez grube ściany do ciepłych mieszkań.
Z
daleka gdzieś z końca ulicy dobiegł śmiech. Znajomy, a jednocześnie
znienawidzony, cwaniacki śmiech, który doprowadzał zająca do szewskiej pasji.
Gdzieś za zakrętem czaił się Jack Mróz, pewnie przysiadł na jakimś murze i
robił komuś na złość.
Zając
ruszył pędem, trzymając się cieni rzucanych przed starą kamienicę. Tak jak się
spodziewał, Jack przysiadł na dachu blaszanego garażu, zaraz za pniem lipy, i
co jakiś czas rzucał w okno śnieżką. Coraz bardziej zirytowana pani domu
wygląda z niepokojem, ale nie mogła zobaczyć psotnika, schowanego za drzewem.
-
Jack Mróz – przemówił. Jack podskoczył zdumiony, rozejrzał się i zaraz
zobaczył, kto zdecydował się do niego zagadać w mroźny, wiosenny wieczór.
Uśmiechnął się szeroko i pomachał, zupełnie ignorując wściekłą minę Zająca.
Chyba przywykł, że przy takich numerach tamten ma ochotę rozszarpać go na
strzępy, a krwią ozdobić pisanki.
-
O, cześć! No, dawno się nie widzieliśmy, Wielkanoc mamy, to pewnie sporo
roboty, co? Jak idzie malowanie jajeczek? – roześmiał się kpiąco, wstając z
dachu. Na granatowej kurtce osiadły mu białe płatki śniegu, tworząc fantazyjną,
wilgotną mozaikę.
-
Śnieżyca w Wielkanoc? – warknął Zając. – Stary numer.
-
Ale nadal zabawny! – zachichotał Jack, zeskakując z dachu. Bose stopy miękko
uderzyły w zaspę, zupełnie jakby nie czuł zimna. – Nie podoba ci się?
-
Wyobraź sobie, że nie – łapy Zająca zacisnęły się niebezpiecznie i Jack wyczuł,
że najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej zniknie mu z oczu. Wolał nie
sprawdzać na własnej skórze, jak twardy i jak celny może być jego bumerang. Ale
nie mógł się powstrzymać przed jeszcze jednym figlem...
Zgarnął
trochę śniegu i błyskawicznie uformował niewielką śnieżkę. Zanim Zając zdążył
mrugnąć, w jego stronę poleciała lodowata kulka i rozprysnęła się na pyszczku.
Zamrugał zdumiony, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się przed
chwilą stało i przed chwilę stał nieruchomo. Otrzeźwiło go dopiero ucieszone
parsknięcie Jacka.
-
Pożałujesz! Pożałujesz! – wybuchnął wściekle, rzucając się pędem za Jackiem,
który już wzniósł się w powietrze i poszybował między spadającymi na ziemię
płatkami śniegu. Zanosił się przy tym tak głośnym śmiechem, że ledwo udawało mu
się zaczerpnąć powietrza w przerwach między salwami rechotu.
Przemierzył
długimi susami uliczkę i wypadł na skrzyżowanie, ale Jack i tak był kilkanaście
metrów dalej, obejrzał się i tylko pomachał, by zaraz zanurkować w dół ulicy i
zniknąć w białej zamieci. Zająć był blisko zakrętu, gdy o mało nie wpadł na
znajome kolorowe, pstre piórka.
-
Ząbek – warknął trochę ostrzej niż zamierzał. Nie było sensu gonić Jacka,
pewnie zdążył już gdzieś zniknąć w tej zawiei. Ale jeszcze będzie wiele okazji,
by się policzyć. – Jesteś w terenie?
Przyjazna,
zarumieniona twarzyczka Zębowej Wróżki pojaśniała od uśmiechu na widok dobrego
przyjaciela. Na kolorowych, złotych, zielonych, purpurowych, pstrych piórkach
osiadły jej płatki śniegu, ale zdawała się zupełnie nie przejmować chłodem.
Zamachała błyszczącymi skrzydłami i uśmiechnęła się jeszcze szerzej,
podrzucając w rękach mały kiełek jakiegoś dzieciaka.
-
Czasem lubię sama popracować – odparła. – Kiepska pogoda trafiła nam się na
Wielkanoc, prawda? – westchnęła, obserwując sypiące się gęsto płatki śniegu.
Chociaż Zając wiedział, że nie chciała być złośliwa, to i tak zatrząsnął się,
próbując pohamować gniew.
-
Była całkiem niezła, dopóki nie wtrącił się Jack Mróz! – burknął, grożąc
pięścią łobuzowi. Wróżka tylko uśmiechnęła się ze zrozumieniem i zatrzepotała
skrzydełkami. Nigdy nie obwiniała Jacka za figle, zupełnie jakby wciąż był
głupim dzieciakiem, a nie pełnoprawnym strażnkiem.
-
Odpuść mu – powiedziała z niemal matczyną ckliwością. – Musi się wyszaleć.
Zając
już miał odpowiedzieć, że szaleje już od kilkunastu dekad, ale nagle przed
oczami mignęła mu srebrna czupryna. Jack Mróz zjawił się nie wiadomo skąd,
opadł na ziemię, zdyszany i zmęczony, ale czymś podekscytowany z niewiadomego
powodu.
-
Po co żeś przylazł? – warknął Zając, który miał wielką ochotę natrzeć go
śniegiem tak, żeby popamiętał do końca życia, ze Wielkanoc ma być wiosenna i
ciepła.
-
Dobry Wieczór, Jack – zaszczebiotała Wróżka, uśmiechając się najczulej jak
tylko umiała. Pewnie miała wielką ochotę sprawdzić, jak tam stan uzębienia
ulubionego Strażnika, ale się powstrzymała.
-
Musicie coś zobaczyć! – powiedział Jack z mocą, uderzając kijem w chodnik.
Pobiegł ulicą w tylko sobie znaną stronę, przekonany, że pozostałą dwójka ruszy
za nim z czystej ciekawości. Zając wywrócił oczami i niechętnie ruszył,
poganiany przez Wróżkę.
Z
ciemnym, zasypanym zaułku coś intensywnie błyszczało, rozświetlając mrok nocy. Źródło
połyskiwało intensywnie, znacznie wyróżniając się na tle gęstej, zimnej nocy.
Oczy ledwo wytrzymywały bijącą jasność, oślepione nienaturalną bielą, a źródło
gwałtownie pulsowało, prawie jak serce pompujące krew.
Wróżka
wypuściła ze świstem powietrze, tak samo zdziwiona jak i przerażona. Podleciała
bliżej, a jednak zaraz znów się zatrzymała, cofnęła, jakby w obawie, że jasność
ją zaatakuje albo wciągnie do środka. Wolała trzymać się za plecami Jacka.
-
Co to jest? – bąknęła, składając dłonie. Palce nerwowo uderzały w nadgarstki, zaciskały
się i zaraz znów rozluźniały. Opuszki miała poczerwieniała od mrozu.
-
Nie wiem – Jack pokręcił głową. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
-
Ja też – Zająć wyciągnął przed siebie bumerang, przekonany, że ten zapewni mu
bezpieczeństwo przed niespotykanym światłem. Instynktownie czuł, że to nic
złego, bo przecież wszystko, co niedobre, jest zazwyczaj ponure, ciemne,
przerażające. A światło było... neutralne.
-
Księżyc mi pokazał – wyjaśnił Jack, kierując spojrzenie na poważna, beznamiętną
tarczę. Po raz kolejny pozostawił go bez informacji, wskazał sprawę i nic
więcej nie zasygnalizował, prawie jak matka, która po urodzeniu zostawia
dziecko na progu, coś w style „teraz radź sobie sam”.
Jack
zbliżył się nieśmiało do światła. Musiał zmrużyć powieki, jasność niesamowicie
raziła i uderzała w oczy tak mocno, że musiał aż przysłonić je ręką. Niewiele
widział, ale między błyskami dostrzegł niesamowicie zieloną krainę. Wszystko
sprawiało wrażenie słonecznego i pięknego, dzikiego i świeżego, jak jakiś
nieziemski sen.
-
To chyba przejście – Zając poruszył noskiem i skrzywił się lekko.
-
Przejście? – Jack spojrzał na Zająca, a potem znów na widok rozciągający się
na środku jaśniejąceho portalu. Nigdy nie
widział czegoś równie pięknego, ulotnego i tak intensywnie... zielonego. – Idę
tam – odezwał się nagle.
-
Co? – Zając popatrzył na niego zdumiony. – Przecież nawet nie wiesz, co tam
jest! Może być niebezpiecznie, głupcze.
-
Och, jednak się przejmujesz, jak uroczo – Jack uśmiechnął się kpiąco. – Chce sprawdzić.
Tam musi coś być skoro Księżyc mi pokazał! – powiedział, jeszcze raz
zadzierając głowę i przyglądając się srebrzystej tarczy. Wierzył mu od chwili,
gdy pokazał mu drogę Strażnika.
-
W porządku, Jack – odezwała się Wróżka. – Jesteś pewien?
-
Jestem – odparł rezolutnie, wepchnął dłonie do kieszeni bluzy. – Widzimy się
niedługo!
-
Uważaj na siebie! – zdążyła krzyknął Wróżka, zanim zniknął w jaśniejącym
portalu. Coś nim szarpnęło, coś zarzuciło, uderzył głową w jakąś niewidzialną
ścianę, a od kolorów mieniło mu się w oczach. Niewiele widział i niewiele
rozumiał, gdy nagle spadł na zieloną, pachnąca trawę.
czyżby szykował się ship Jackelsa? Będzie Kristianna? Sorry obejżałam sobie na necie i OTP mi się zrobiło :D ze Strażników....cóż muszę przyznać, że Frostfairy :D Jack i Tooth to moja para, ale jestem gotowa zobaczyć co z Elsą. Kobitce przyda się ktoś...przyjaciel nawet rozumiejący jej problemy,
OdpowiedzUsuńJackelsa... Trochę tak, ale nie całkiem romantycznie, bardziej chyba przychylałabym się do tej wersji przyjacielskiej, opiekuńczej, przynajmniej na początku. Będzie Kristianna <3
UsuńJakoś Zębuszki z nim nie widzę... Znaczy, przez cały film nie widziałam miedzy nimi chemii ani niczego takiego - bardziej przyjacielsko-opiekuńczo.
Dzięki za komentarz :*
Już wcześniej miałam skomentować, ale nie znalazłam czasu. Kocham Jacka i pałam wielkim uczuciem do Strażników Marzeń (Zając jest kochanym stworzeniem). Czekam na rozwinięcie akcji z Elsą, bo przecież ciągnie swój do swego, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym nie jestem za paringiem z Zębową Wróżką - to jedyna postać, która w SM mnie nie przekonuje.
Czekam na nowości! :)
Pozdrawiam,
Doskonale rozumiem, zakochałam się odkąd zobaczyłam po raz pierwszy w kinie w zeszłym roku. A ja lubię Ząbka, może niekoniecznie razem z Jackiem, ale podoba mi się jej matczyność i fanatyczne zainteresowanie zębami... Do mnie nigdy nie przyszła :( Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
UsuńNo i po raz trzeci dzisiaj! :D Uwielbiam Jacka! Jest taki genialny. Numer ze śnieżycą w Wielkanoc? Zając marudzi a ja tu w styczniu mam jesień za oknem T.T I będą Anna i Elsa tak? Jaram się *o* To będzie genialne, ja to wiem. I już nie wiem co mam pisać, wena na komentarze mi się skończyła >__< No to po raz kolejny: czekam na więcej. I weeeny! <3
OdpowiedzUsuńU mnie też - zielono i brązowa, a zero białego. Nie no dobra, dziś pojawiło się całe pół centymetra (druga a pozdrawia konserwatora, dzięki nam nie musiał odśnieżać, bo zebraliśmy każdą odrobinę przy bitwie na śnieżki/nacieraniu). Dziękuję bardzo za komentarz, mamo, az się zarumieniłam, naprawdę ^^ Pozdrawiam.
UsuńJARAM SIĘ, JARAM SIĘ, JARAM SIĘ! Nie mogę się doczekać na nowy rozdział! CUDOWNIE wsszystko opisałaś, kontynuuj, proszę *o*
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że się podoba. Nowość na pewno będzie, problem w tym, że nie wiem kiedy :) Myślę, że marcu, gdy skończy się seria, którą aktualnie piszę (Gonitwa) pojawią się kolejne część. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńNie no super czekam na Ciąg dalszy! :)
UsuńCzekam na ciąg dalszy ^^
OdpowiedzUsuńSUPER!
OdpowiedzUsuńExtra
OdpowiedzUsuńJulka
Super. Masz niezłą wenę. A opowiadania są niesamowicie wciągające. Ja dopiero zaczynam na moim blogu.
OdpowiedzUsuńfrozenlifejackfrost.blogspot.com
Zapraszam i proszę o kom...
Dzięki, jak znajdę czas to zerknę :)
UsuńHm... no dobra, nieźle się zapowiada. Tylko już roczek nie ma tego opowiadania. Będzie, nie?
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz :*
UsuńBędzie, bo naprawdę nie lubię pozostawiać opowiadań urwanych i staram się wszystkie kończyć. Rok? Przerażające, jak czas szybko ucieka. Postaram się w ferie odsmażyć to opowiadanie, powoli rozpracowuje sobie koncepcje.
Pozdrawiam!
Super! Szybko i przyjemnie się czyta. Zachowałaś spójność. Masz talent .Jeśli można to zapraszam na mojego bloga:http://straznicymarzen-krainalodu.blogspot.com/ ...( P.S nie chce i nie robię konkurencji, bo na to nie mam szans
OdpowiedzUsuńMoje ulubione!
OdpowiedzUsuń