Burza rozszalała się na dobre już
godzinę po tym, jak opuścili Południowe Plemię wody. Niebo zmieniło się w
przerażającą, czarną dziurę, z której nieustannie lał się lodowaty, rzęsisty
deszcz. Spieniona woda uderzała o burty statku, zalewała pokład i szarpała
potężnym okrętem jakby łupiną orzecha. Nie bałam się morza, bo nauczono mnie,
że woda jest moim największym sprzymierzeńcem.
Ciasna cela pod pokładem nie miała
żadnych bulajów. Czułam, że jestem odcięta od świata, zamknięta w
najobrzydliwszym i najmniejszym miejscu na całej ziemi. Nigdy wcześniej ani
nigdy później nie byłam tak samotna i porzucona.
Słuchałam sztormu. Huk burzy głuszył
wszystkie inne dźwięki: mój szloch, krzyki żołnierzy Narodu Ognia, wściekłe
rozkazy i odległe popiskiwanie szczurów. Pod pokładem unosił się przykry, kwaśny zapach zgnilizny.
Gdy kolejna fala uderzyła z impetem,
statek zachwiał się, rzucony na lewo. Twarda, wyliniała mata bezwładnie
przeleciała na drugą stronę celi. Wstałam niepewnie, mając wrażenie, że
kołyszący pokład ucieka mi spod stóp.
Sztorm szalał na morzu, ciskając
statkiem Narodu Ognia – który nagle stał się tylko malutkim stateczkiem – na
wszystkie strony. Lodowate fale zmyły kilku marynarzy, którzy spadali do wody
bezradni. Gdy spadł pierwszy, wrzeszczeli „Człowiek za burtą!”. Kilku nawet
chciało spuszczać szalupę ratunkową, ale łódeczka zostałaby roztrzaskana przez
morze w kilka sekund.
- RUSZAĆ SIĘ, DURNIE! JAKAŚ MŻAWKA
NIE POKONA NARODU OGNIA! – przez grzmoty przedarł się ryk dowodzącego. – WEŹCIE
SIĘ W GARŚĆ ALBO PÓJDZIEMY NA DNO! TEN
STATEK… TEN STATEK PRZETRWA WSZYSTKO! JESTEŚCIE CHLUBĄ NARODU OGNIA! Jesteście…
Trzask pękającego masztu zagłuszył
krzyki. Zacisnęłam pięści i próbowałam przestać płakać. Wydawało mi się, że w
każdym kącie migają ciemne, zatroskane twarze bliskich. Mamusia zerkała na mnie
załzawionymi oczami, a tata miał minę, jakby chciał kogoś rozszarpać. Byli tuż
obok mnie, ale gdy tylko chciałam się wyrwać z tej klaustrofobicznej celi –
odchodzili, rozpływali, zostawiając mnie całkiem samą.
Nie mogłam niczego zmienić, więc
tylko płakałam i płakałam, aż zabrakło mi łez.
Nagle klapa otworzyła się z
trzaskiem. Do środka wpadało lodowate, morskie powietrze i słona woda. Gdybym
umiała posługiwać się magią, mogłabym jej użyć, ale byłam tylko słabym
dzieckiem bez pojęcia o tkaniu.
Po schodach zbiegł Yon Rha. Dopiero
wiele lat później poznałam jego nazwisko, ale od zawsze miałam w głowie
zakodowaną jego wykrzywioną, paskudnie uśmiechniętą twarz. Stanął przy kracie.
- Niedługo dopłyniemy do Narodu
Ognia – oznajmił.
- Chcę wrócić do domu… - buczałam,
wycierając nos w rękawy płaszcza.
- Nigdy tam nie wrócisz, głupia
wieśniaczko! Niech cię szlag, ty sprowadziłaś na nas tą przeklętą burzę, co?
Nigdy tam nie wrócisz! Jesteś teraz sama na tym świecie, bez nikogo, bez mamy,
bez taty, bez braciszka, głupia…
Mówił dokładnie o tym, czego się
najbardziej bałam. Wybuchnęła jeszcze żałośniejszym płaczem i słucham, jak on
się śmieje.
Obudziłam się zgrzana i zmęczona.
Przewróciłam się na drugi bok i
wtuliłam twarz w aksamitną poduszkę, wdychając zapach nieznanych mi mydeł.
Wciąż nie potrafiłam spokojnie spać w Pałacu, mimo, ze była to już kolejna noc
z rzędu spędzona na nowym terytorium.
Początkowo w ogóle nie mogłam
wygodnie się położyć. Materac był za puchaty i za miękki, zupełnie inny od
łóżka, które dzieliłam razem z Sokką w wiosce. Pierwsze dwie noce spędziłam na
podłodze, co bardzo martwiło królową Ursę i dziwiło – a może nawet śmieszyło –
wszystkie służące.
Niemal noc w noc w moich snach pojawiała
się wykrzywiona, wściekła twarz dowódcy. Wyśmiewał się ze mnie i groził, że
nigdy więcej nie zobaczę mamy. Budziłam się w środku nocy przestraszona i nie
mogłam ponownie usnąć aż do rana. Siedziałam na łożu, kiwając się w przód i w
tył, i zastanawiałam się, po co wyszywać złotymi nićmi pościel, skoro ma ona
jedynie grzać w zimną noc.
Którejś nocy, gdy tak rozmyślałam,
do środka wsunęła się postać w długiej, bordowej koszuli nocnej, z rozpuszczony
włosami i bladą, zatroskaną twarzą. Cichutko zamknęła za sobą drzwi i
przysunęła się do mojego łóżka.
- Czemu nie śpisz, Kataro?
Spojrzałam w jej ciepłą, matczyną
twarz i – nie wiem, czemu – przypomniałam sobie koszmarne oblicze dowódcy
statku Najeźdźców z Północy. Jego małe, groźne ślepia; ostre, krzywe zęby i
uśmiech pozbawiony wesołości.
- Kochanie, mów zaraz, co się
dzieje. Głodna jesteś? Azula coś ci powiedziała? A może któraś ze służących…
Królowa Ursa była wyjątkowa, ale
dostrzegłam to dopiero po wielu, wielu latach. Spieszyła z pomocą do każdego i
była gotowa zawalczyć o los najbiedniejszych i najsłabszych istot, nadwyrężając
cierpliwość męża i nadszarpując swoją reputację. Nie mogła znieść okrucieństwa
i cierpienia, więc posyłała paczki do więzień, rozdawała jedzenie, próbowała
pomagać, jak tylko umiała. Zresztą, czasem myślę, że w ten sposób buntowała się
przeciwko swojej rodzinie. Być może drażniło ją, że nikt poza Władcą Ognia nie
ma nic do powiedzenia w żadnej sprawie, więc robiło co mogła, by wesprzeć
skazanych i dopomóc skrzywdzonym.
Próbowałam jej opowiedzieć moje sny,
ale ostatecznie tylko się rozpłakałam. Pozwoliłam, by mnie przytuliła, a było
to całkiem przyjemne.
- Kataro, pamiętasz, co ci
powiedziałam? – spytała poważnie.
Głośno pociągnęłam nosem.
- Powiedziałam, że kiedyś wrócisz do
domu! I robię, co mogę, by tej obietnicy dotrzymać! – mówiła tak dobitnie, że
mogłaby pobudzić wszystkich śpiących w Pałacu. – Kochanie, przestań płakać i
czekaj cierpliwie, dobrze?
Kiwnęłam głową, naiwnie wierząc w
każde jej słowo.
- A snami się nie przejmuj, bo to
tylko s n y. Bardzo głupie sny! Yon Rha to tylko stary dureń, wiesz? Nie musisz
się go bać, kochanie, jest zły, ale przecież już nigdy, nigdy się nie
spotkacie. Dopilnuję tego.
Znów hałaśliwie pociągnęłam nosem.
- Na razie czekaj, dobrze? Bądź
cierpliwa, bo ja szukam dobrego statku, który mógłby… - Królowa Ursa zawahała
się, a w jej oczach na moment pojawiło się coś ponurego i zakłopotanego. –
Który mógłby dopłynąć bezpiecznie na Biegun Południowy.
Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam, że
mam w Królowej przyjaciółkę, a nauczono mnie, że przyjaciele się nie okłamują.
- Póki co, baw się z Zuko i cieszę
się, Kataro… Już ci mówiłam, że w Pałacu można wieźć całkiem przyzwoitce życie
– dodała smutno i wytarła rękawem koszuli moje mokre policzki.
Od tamtej pory zasypiałam z wiarą,
że jeśli ten wstrętny Yon Rha znów pojawi się w mojej głowie, obok mnie stanie
Królowa Ursa i powie mu, że jest s t a r y m
d u r n i e m. Myślałam o mamie i tacie, i Socce, o tym, jak im się
wiedzie i czy bardzo za mną tęsknią. Zastanawiałam się, w jaki sposób dać im
znak, że sobie poradziłam na obczyźnie i że niedługo do nich wrócę, tak, jak
obiecała mi Królowa Ursa.
*
- Żeby złapać pingwina, musisz być
cicho, kretynie! – burknąłem rozgniewany, gdy ptak wyślizgnął się i zniknął za
białą górą.
- Sam jesteś kretyn – obruszył się
Mono i skrzyżował ręce na piersi. – Jakbyś był lepszym myśliwym, miałbyś na
pęczki pingwinów!
- Phi, na pewno jestem lepszym
myśliwym od ciebie!
- Myśliwy musi być mężczyzną –
odparł Mono z przekonaniem, kierując się w stronę wioski. Ruszyłem za nim,
brnąc w zimnych zaspach, chociaż nie chciałem wracać do domu, bo tam wszystko
było ponure i niesprawiedliwe.
A najbardziej niesprawiedliwe było
to, że dranie z Narodu Ognia mogły napaść na naszą wioskę i zabrać małą
dziewczynkę bezkarnie.
- Jestem mężczyzną – odpowiedziałem,
zgodnie z prawdą. Jeszcze trochę i dorosnę, a tata zabierze mnie na mój
pierwszy taniec na krze i będę n a p r a w d ę dorosły. A dorośli wojownicy są
dzielni i ratują siostry.
- Mazgaj jesteś, nie mężczyzna –
zakpił Mono.
- Powtórz, a dostaniesz! –
zagroziłem, podbiegając do chłopaka. Mono tylko wyszczerzył się szeroko,
ukazując szczerbate zęby.
- A kto wczoraj ryczał jak paniusia,
co Sokka?
Pchnąłem Mono tak mocno, że runął
jak długi w zaspę. Słyszałem, że coś jeszcze krzyczał, ale przyspieszyłem i
zostawiłem go w tyle. Mono był głupi i niewiele rozumiał, ale potrafił się
dobrze bić i rzucał śnieżkami jak prawdziwymi zawodowiec. Ja n i e r
y c z a ł e m, po prostu zrobiło mi się smutno, gdy znalazłem na śniegu lalkę
Katary.
Śnieg siekł mocno, przedostawał się
przed futrzaste kaptury i za kołnierz. Parszywa pogoda! Spojrzałem na
rozgniewane, ciemne niebo. Czułem w kościach – do tej poru nie bardzo wiem, co
to znaczy, ale tata tak mówił, więc ja bezmyślnie powtarzałem – że zbliża się
burza. Wsunąłem się do domu, gdzie wesoło skwierczał ogień. Pachniało duszonymi
morskimi śliwkami i mięsem foki.
- Sokka. Jesteś.
Od trzech tygodni głos mamy miał w
sobie bardzo smutną, obcą nutę. Uśmiechała się dużo rzadziej, a jeśli już, to
bardzo melancholijnie i tęsknie. Mówiła ciszej i pochylała głową, wiecznie
zamyślona i nieobecna. Tata powiedział mi kiedyś, że kobiety mają prawo
rozpaczać, tylko dlatego, że są kobietami.
Ja nie rozpaczałem. Nie snułem się
po wiosce jak duch i nie patrzyłem z udręką w zaspy, szukając tam twarzy
Katary. To było dla bab, a nie dla wojowników. Zagryzłem wargi i robiłem to, co
wcześniej. Wymykałem się na pobliskie lodowe pustkowie i ćwiczyłem. Ciosy, pchnięcia,
gardy, rzucanie, padanie – wszystko to, co mogło się przydać wojownikowi aż do
chwili, gdy koszule miałem całkiem mokrą od potu i ledwo oddychałem. Wiedziałem,
że jestem coraz lepszy i już wkrótce, lada dzień, wezmę łódź taty i popłynę
daleko, daleko. Odnajdę Katarę i wrócę razem z nią do wioski, a wtedy będziemy
świętować i jeść aż nas będą boleć żołądki.
Mama pokiwała głową i mechanicznie
zaczęła składać ubrania.
- Tak, mamo, wróciłem. Mój żołądek
od dawna domaga się dobrego mięsa!
- A ty tylko o jedzeniu, Sokka! Są
jeszcze inne rzeczy w życiu – poklepała mnie po ramieniu i pochyliła się nad
gotującym się kociołkiem. Oboje wiedzieliśmy, że zupa nie będzie smakować tak
dobrze, jak wtedy, gdy siedziała z nami siostra.
- Owszem, są, ale jedzenie jest b a r d z o
ważne.
Gdy mama złożyła dłonie, by
podziękować duchom za szczęśliwy połów, dodałem:
- Żeby Katara szczęśliwie wróciła do
domu.
W oczach mamy pojawiło się coś
takiego, jakby za chwilę miała wybuchnąć rzewnym szlochem, ale nie przejąłem się
tym. Tata uczył mnie, że matki płaczą niezależnie od tego, czy mają powód, czy
nie. Nie wiedziała, że już niedługo, a sprowadzę Katarę z powrotem do domu.
Rolą brata jest chronić siostrę!
Do środka wpadł powiew lodowatego,
mroźnego wiatru, a zaraz za nim do środła wpełzna zmarznięta, zgarbiona postać
w ciemnych futrach z włócznią w ręku. Tata ściągnął kaptur, a na podłogę upadło
kilka zamrożonych grudek śniegu.
- Do czorta z taką pogodą!
Mama mechanicznie skinęła głową i
nałożyła każdemu z nas po porcji. Zauważyłem, że z marszu wzięła cztery miski,
tak, jak zawsze. Spojrzała na naczynie i z bólem odstawiła je w kąt, jakby z
myślą, że nikt nigdy go już nie użyje. Wepchnąłem sobie łyżkę potrawki do ust i
pomyślałem, że lada dzień wyruszę.
Jedliśmy w milczeniu. Zupełnie nie
rozumiałem, dlaczego tak szybko stracili nadzieję, że Katara kiedykolwiek wróci
do domu. Denerwowało mnie ich przygnębienie! Nie mogli się poddać i siedzieć z
nosami zwieszonymi na kwintę, zwłaszcza tata, przecież był wojownikiem.
- Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce –
mruczałem pod nosem, zajadając się potrawką.
Tata odstawił pusta misę i
odchrząknął.
- O czym mówisz, synu?
Przełknąłem ostatni kawałek foki i
powstrzymałem się, by nie wylizać naczynia. Na świecie nie było lepszej
kucharki niż mama. Z prymitywnej, mdławej diety potrafiła wyczarować najlepsze
dania.
- Zamierzam udać się na wyprawę –
oznajmiłem uroczyście.
- Świetnie, synu! – ojciec poklepał
mnie po ramieniu. – Za kilka dni wybieram się z kilkoma innymi mężczyznami na
polowanie. Będę mógł się pochwalić synem! Twoje pierwsze poważne polowanie.
- Nie – uciąłem, chociaż byłem mile
połechtany „pochwalić się synem”. – Zamierzam wyruszyć do Narodu Ognia.
Tata rozdziawił usta, a mama
pokręciła głową zdumiona.
- Sokka…
- Trenuję od dawna, tato, a w
ostatnim czasie jeszcze więcej…! Umiem nieźle rzucać, nikt w wiosce mnie nie
prześcignie, a… - zanim rozkręciłem się na dobre, tata podniósł się ciężko i
wskazał na wyjście.
Wyczołgaliśmy się z igloo. Tata
szedł szybko i pewnie, mimo, że na dworze było ciemne i wietrznie. Szedłem za
nim, nie bardzo rozumiejąc, gdzie mnie prowadzi. Wdrapaliśmy się na śnieżną
górę, skąd roztaczał się widok na lodowe pustkowie i ocean. Po lewej majaczył
czarny kształt uszkodzonego statku – pamiątka po jednym z nalotów Narodu Ognia.
- Zanosi się, że będę musiał odejść
– powiedział poważnie.
- O czym ty mówisz, tato?
- Na świecie trwa wojna, Sokka.
Potrzeba odważnych, mężnych ludzi, by powstrzymać Naród Ognia przed dalszymi zniszczeniami.
Musimy stanąć do walki, rozumiesz? Ostatni atak uświadomił nam, że nie można
dłużej stać z założonymi rękami.
- Będziesz szukał Katary?
Tata zamknął oczy, a gdy znów mówił,
głos mu drżał.
- Oczywiście, że tak, ale nawet nie
wiem, gdzie jest. Na wschodzie, na zachodzie, na morzu, w więzieniu… Gdzie? Ale
będę szukał jakiejkolwiek informacji… Dowiem się. Wkrótce wypływamy.
- Jacy „wy”?
- Wszyscy mężczyźni z naszej wioski.
- W takim razie „my”! – krzyknąłem uradowany.
– Mówiłem ci, że jestem gotowy…
Tata spojrzał na mnie w taki sposób, że zrozumiałem doskonale.
- Chyba mnie tu nie zostawisz! Wśród
bab i dzieciaków?! Żartujesz!
- Sokka, jestem z ciebie bardzo,
bardzo dumny i wiem dobrze, ile się nauczyłeś. Dobry z ciebie chłopak. Ale
jesteś za młody, żeby iść na wojnę.
- Wcale nie! Jestem silny i odważny.
- Wiem, że jesteś, ale musisz
zrozumieć, że każdy wojownik ma swoje miejsce. Gdy my odpłyniemy, mama będzie
potrzebować mężczyzny w domu. Wioska będzie potrzebować ochrony! – dodał z
mocą, przytulając mnie do siebie.
- A ty? Ty mnie nie potrzebujesz? –
chlipnąłem rozzłoszczony.
- Bądź mężczyzną, Sokka i weź na klatę
ten obowiązek – powiedział poważnie tata. Śnieg znowu zaczął padać, a dookoła
zrobiło się cicho i spokojnie. Obaj milczeliśmy. Po raz pierwszy czułem, jakby
tata potraktował mnie jak równy równego.
- Myślisz, że Katara sobie jakoś
radzi? – spytałem cicho.
Tata niczego nie powiedział, ale
zrozumiałem, że on nie wierzy w szczęśliwe zakończenie tej tragedii.
Denerwowało mnie, że pogodził się z tym, że Naród Ognia odebrał mu córkę, a
jednocześnie moja własna nadzieja zaczynała się chwiać.
- Mogę liczyć, że zajmiesz się
wioską?
Skinąłem głową poważnie. Każdy
mężczyzna ma obowiązek i powinien wiedzieć, gdzie jest najbardziej potrzebny –
powtarzałem sobie w głowie.
*
W końcu przestałam płakać i czekałam
cierpliwie, tak, jak prosiła mnie Królowa Ursa. Co prawda musiałam być
nieznośna, bo przynajmniej dwa razy dziennie zaczepiałam ją, pytając, czy udało
jej się znaleźć statek i kiedy wrócę do domu. Odpowiedź zawsze była taka sama,
ale nie przejmowałam się, bo instynktownie czułam, że Królowa by mnie nie
okłamała.
- Kataro, pracuję nad tym. Już
niedługo… Idź pobaw się z Zuko! A potem przeczytam wam jakąś opowieść, dobrze?
Szczerze polubiłam Zuko. Był wesoły
i zawsze wymyślał najdziwniejsze zabawy. Był moim Sokką w Narodzie Ognia. Potrafiliśmy
całymi dniami biegać po ogrodach Pałacu Ognia, bo doskonale czuliśmy się w
swoim towarzystwie, ale raz na jakiś czas wybuchała między nami prawdziwa
kłótnia. Kiedyś przyprowadził ze sobą dwa strusiokonie i oznajmił, że będziemy
na nich jeździć i udawać, że polujemy na prawdziwe, ziejące ogniem smoki.
- Głupi jesteś! Smoki nie istnieją –
odparłam, sadowiąc się na grzbiecie zwierzęcia. Chwyciłam mocno lejce i
zacisnęłam nogi na jego tułowiu. Nigdy wcześniej nie dosiadałam strusiokonia.
Pachniał stadniną i był przyjemnie ciepły.
- Oczywiście, że istnieją – oburzył
się Zuko. – A przynajmniej istniały. Mój naród poluje na smoki od lat, a stryj
pokonał ostatniego!
- Zniszczyliście cały gatunek?
Zuko nie usłyszał pytania, bo
próbował poprawić siodło na swoim strusiokoniu. Patrzyłam na niego i nie
rozumiałam, jak mógł być dumny, że jego naród wybił gatunek. W mojej dziecięcej
główce mordowanie było zakodowane jako coś nieludzkiego.
- Czy smoki były złe? – spytałam.
Zuko spojrzał na mnie złotymi,
wesołymi oczami i wzruszył ramionami.
- Nie wiem, Katara! Spytaj mojego
nauczyciela, on wie wszystko o historii – odparł rezolutnie.
Mama uczyła mnie, że nie wolno
zabijać bez powodu. Zmarszczyłam brwi i próbowałam sobie wyobrazić, jak mógł
wyglądać smok. Na pewno był wielki, potężny, może nawet trochę straszny… Ale
żył, może miał swoje stado (nie miałam pojęcia, czy smoki żyją w grupach, czy
samotnie, ale nawet się nad tym nie zastanowiłam).
- Tak nie wolno! – oznajmiłam
zdecydowanie.
- Czego nie wolno? – Zuko skrzywił
się. Najwyraźniej chciał jak najszybciej zacząć nasze wymyślone polowanie, bo rozmowa
zaczynała go nudzić.
- Nie można mordować całego gatunku
bez powodu!
Zuko zmrużył oczy.
- Nie robiliśmy tego bez powodu.
- W takim razie: dlaczego?
Zuko zrobił mądrą minę i powiedział
poważnie:
- Każdy, kto zabił smoka, zdobywał
sławę i stawał się legendą. Myślisz, że tak łatwo ucapić taką bestię? To
wyzwanie dla największych, najśmielszych magów. Trzeba udowodnić, ile jest się
wartym. Dla chwały.
- To żaden powód! – burknęłam i
zsiadłam ze strusiokonia. – Sam baw się w swoje głupie polowania!
- A tobie co? – zaprotestował Zuko.
– A idź sobie, jesteś tak samo beznadziejna jak wszystkie dziewczyny! I w ogóle
nic nie rozumiesz!
Przez następne dwie godzin nie
odzywaliśmy się do siebie słowem. Siedziałam nad księgami podarowanymi mi przez
Królową Ursę. Było w nich tyle wzruszających opowieści i pięknych ilustracji,
ale tego dnia wcale mnie nie cieszyły. Gdyby nie Królowa Ursa, która kazała nam
przestać „zachowywać się jak dzieci”, gniewalibyśmy się na siebie jeszcze przez
długie dni. Jednak jej polecenie było święte dla nas obojga, więc nie mieliśmy
wyjścia i wieczorem razem dokarmialiśmy żółwiokaczki.
________________
Końcówka księgi trzeciej mnie zmiażdżyła, wakacje się kończą, a ja przeżywam wrześniowe smutkowanie objawiające sie czytaniem Muminków i Mary Poppins. Jeszcze tydzień i wreszcie będę mieć Olimpijskich Herosów... A na razie idę obkładać zeszyty i myśleć, jak bardzo nienawidzę nauczycieli.
________________
Końcówka księgi trzeciej mnie zmiażdżyła, wakacje się kończą, a ja przeżywam wrześniowe smutkowanie objawiające sie czytaniem Muminków i Mary Poppins. Jeszcze tydzień i wreszcie będę mieć Olimpijskich Herosów... A na razie idę obkładać zeszyty i myśleć, jak bardzo nienawidzę nauczycieli.
Niedawno skończyłam oglądać Legendę Aanga. Po artach znalezionych wcześniej w sieci spodziewałam się zupełnie innego zakończenia. Po części również przez te arty jestem fanką shipu Katara i Zuko, więc z przyjemnością będę czytała "Światło".
OdpowiedzUsuńChyba rozumiem, co masz na myśli :) Gdzieś czytałam (tu konkretniej https://answers.yahoo.com/question/index?qid=20110806195240AASh2Vv), że Zuko i Katara początkowo mieli być razem, ale scenarzyści zmienili zdanie.
UsuńDziękuję bardzo za komentarz, cieszę się i zapraszam na dalsze rozdziały ^^
Jak zwykle świetnie. Myślałam już, że rozdział - jak to u Ciebie zwykle bywa - nie pojawi się w obiecanym terminie i jestem mile zaskoczona. Oby tak dalej. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Katara nie wróci zbyt szybko do domu, a w końcu stworzy z Zuko rokantyczny związek. Tylko mi się tak wydaje, czy w końcu Ursa stanie się dla Katary, jak matka, której tak bardzo jej brakuje?
Pozdrawiam i weny życzę.
Haha, będę się starała dopilnowywać tych nieszczęsnych terminów i może zmażę złe imię tej spóźnialskiej. Będę robić co w mojej mocy xp
UsuńNie będę zdradzać fabuły, ale to opowiadanie będzie chyba największym w moim dorobku (yay, w ogóle gdzieś w maju 2015 będzie pięć lat od kiedy po raz pierwszy pokazałam swoje coś w internetach jeszcze na onecie).
Ślicznie dziękuję za komentarz :*
Pozdrawiam!
Smoki, Katara-Matka Smoków, chroniąca je przed zakusami herosów. A tak ogólnie to kocham twoje opowiadania. Katara jest taka prawdziwa a ona i Zuko to urocze dzieci. Zastanawiam się jak ta przyjaźń się posunie i będzie trwała przy wojnie, wygnaniu Zuko, ściganiu Aanga i niechęci Sokki oraz zapewne innych osób. W końcu wygląda na to, że zmiana w Zuko będzie potężna. Z radosnego dziecka w zgorzkniałego nastolatka.
OdpowiedzUsuńKsięga 1, znaczy się Ogień (miałam nie dzielić na księgi,ale stwierdziłam, że będzie sporo rozdziałów i tak będzie jakoś czytelniej) będzie się dziać w czasie, gdy są dziećmi i trochę starszymi dziećmi, więc konflikt narodów póki co tak bardzo im nie przeszkadza, kłócą się, ale oboje jeszcze niewiele widzieli... Potem wszystko zacznie się zmieniać. Mam nadzieję, że dobrze to pokażę, bo nie wiem, czy na pewno umiem. W każdym razie, dziękuję Ci za takie ciepłe słowa :) Pozdrawiam.
UsuńCudo. Po prostu super.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńJa też nienawidzę nauczycieli i czekam z niecierpliwością na "Krew Olimpu"!
OdpowiedzUsuńRozdział taki przyjemny. Zawsze shipowałam Kataang, ale w twoim opowiadaniu chyba będę shipować Zuko i Katarę (czywiście jak będą starsi, nie bądźmy pedofilami XD). Sokka niech tak nie udaje, że mu nie smutno. Na pewno czekam na więcej i mam takie pytanko: Będziesz pisała jakiegoś fanficka na temat Percy'ego Jacksona lub olimpijskich Herosów, czy uważasz, że jest już tego za dużo?
Życzę weny i pozdrawiam
-Gacek
Mam to szczęście, że dopiero w te wakacje rozpoczęłam przygodę z PJ, wciąż mam do przeczytania całych Herosów, wiec ominie mnie nerwowo czekanie na ostatnią część. Dziś - wreszcie - dostałam dwa pierwsze tomy i gdy tylko skończy się grill - rodzinne spotkania z niezręcznymi pytaniami, sialalala - będę mogła czytać i czytać. (Ignoruje fakt, że wypadałoby ruszyć w końcu Antygonę, bo termin nagli, nagli). A jeśli chodzi o FF... Po pierwsze, fanfiction nigdy za dużo. I, jak już mówiłam, jestem bardzo zielona w sprawach Percy'egp i opowiadań z nim związanych (na razie czytałam tylko fanficki genialnej Lucy ). Nie mówię tak i nie mówię nie. Najpierw skończę Herosów, a potem zobaczymy.
UsuńGeneralnie odkąd pamiętam shipuje Zutarę, ale do Kataang też nic nie mam. W tej historii będą obie te pary :)
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
SUPER!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńDziękuję <3
UsuńA ja się sprzeciwię tym wszystkim głosom na Zutarę, ja chcę Kataanga
OdpowiedzUsuńHaha :) Nie przeczę, lubię Kataang, ale Zutara to zdecydowanie mój ukochany paring w całych Avatarze :)
UsuńMój to ............... chwila jak połączyć Mai i Zuko? Zukai, dobra niech będzie Zukai.
UsuńZukai? Może być :D Kiedyś na tumblrze mignęła mi wersja Maiko :D
UsuńNo właśnie, mi mignęło na blogu Kymea Lee ta Maiko, ale dopiero po tym jak napisałam... jeeee
UsuńOj, z tymi łączeniami to dla mnie też zawsze problem >.< Ostatnio próbowałam stworzyć coś z Rose i Scorpius i nic nie wymyśliłam ani nie znalazłam.
UsuńPisz dalej ja chce Zutare ;*
OdpowiedzUsuńZuata zawsze <3
UsuńNowości można się spodziewać w sobotę/niedzielę^^
Strasznie mi miło, że tak mówisz :) Dziękuję. Zajrzę do Ciebie ^^ Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń