Księga I: Ogień
Rozdział 1: Dziewczynka z Plemienia Wody
Pałac
Narodu Ognia stanowił skomplikowaną, dziwaczną plątaninę korytarzy, komnat i
tajnych przejść, o których ktoś taki jak ja nawet nie powinien wiedzieć.
Gubiłam się w nim bez przerwy, mimo, że królowa Ursa cierpliwie pokazywała mi
drogę od chwili, gdy po raz pierwszy stanęłam w progach architektonicznego cudu
będącego najlepszym świadectwem o potędze Kraju Ognia. Był gigantyczny, pełen
przepychu, elegancji; ciężkie mury zdawały się być wieczne, stać na swoim
miejscu od zawsze. Pałac przerażał i zachwycał zarazem.
-
Och, nie bój się głuptasie! – zbeształa mnie królowa Ursa, gdy po raz pierwszy
prowadziła mnie czerwonym, ciemnym korytarzem. – W gruncie rzeczy, to całkiem
miłe miejsce.
W
odpowiedzi pokiwałam tempo głową, bo nie byłam w stanie odpowiedzieć ani
trzeźwo myśleć. Królowa mówiła, a ja szłam za nią w milczeniu, bojąc się
oddychać. Gdy wreszcie otworzyła przede mną drzwi, nie wiedziałam, co zrobić.
Pchnęła mnie lekko do środka, do pachnącego, pięknego pokoju. Pierwszy raz
widziałam tyle drogocennych przedmiotów zgromadzonych w jednym miejscu, a była
to zaledwie namiastka tego, co posiadała rodzina królewska.
Gapiłam
się na wielkie, czerwone łoże z baldachimem i setkami mięciutkich, wyszywanych
poduszek; na pozłacaną toaletkę z wielkim lustrem i tajemniczymi szufladkami
pełnymi spinek i koralików; na dywan tak miękki, że bałam się po nim chodzić,
przekonana, że mogę go zniszczyć; na ogień ćwierkający wesoło w kominku.
Wszystko było tak obłędnie piękne, a jednocześnie przeraźliwie obce.
Królowa
Ursa wyrwała mnie ze strasznego, ciemnego miejsca, które – jak dowiedziałam się
dopiero wiele miesięcy później – było celą więzienną na statku Najeźdźców z
Północy, i wprowadziła w świat aksamitów, wykwintnego jedzenia, złota i
klejnotów. Nie wiem, czy była k r ó l o w
ą z tytułu, ale z pewnością była nią z
serca.
Nie
wierzyłam, że ktoś tak dobry, tak kochany, tak pomocny mógł być z Narodu Ognia.
Słyszałam o nich wszystko, co najgorsze. Wywołali wojnę, napadali na naszą
wioskę, grabili, niszcząc cały nasz dorobek kulturowy. Królowa była zupełnie
inna.
Uważałam
ją za największą przyjaciółkę. W chwili, gdy od kilkunastu godzin tkwiłam
zamknięta w obrzydliwej, przerażającej celi, ona zjawiła się i wyciągnęła do mnie
dłoń, prosząc – prosząc, a nie każąc – żebym za nią poszła. Wyprowadziła mnie
na pokład, na świeże powietrze. Pamiętam, że od wschodu wiała bryza przesiąknięta
zapachem soli i ryb, a słońce świeciło tak jasno, że nie mogłam na nie patrzeć,
bo bolały mnie oczy. Każda barwa wydawała mi się niesamowicie żywa, jaskrawa i
nieziemska.
Królowa
objęła mnie szczupłym ramieniem i uśmiechnęła się.
-
Nie myśl o tym – poradziła mi ciepłym, matczynym głosem, widząc, że z trwogą
patrzę na klapę. Wydawała mi się, że spod pokładu wyzierała ciemność i zło, że
jeśli tam wrócę, już się nie wydostanę, pozostanę uwięziona w zimnej norze, w
obrzydliwej ciemnicy, gdzie nawet powietrze jest paskudne.
Nie
mniej niż dwie godziny później byłam już umyta i przebrana w czystą, ciepłą
sukienkę w czerwonym kolorze. Wydawała mi się dziwaczna, zbyt zwiewna, trochę
za bardzo wymyślna. Brakowało mi szorstkiego, ciepłego futra, takiego, jakie
wyrabiane są w moim plemieniu. Ściskałam w ręce malutki, niebieski naszyjnik
podarowany przez mamę dawno temu; był łącznikiem pomiędzy mną a Południem.
Jakaś
służąca poprowadziła mnie krętym korytarzem do ogromnej, rozświetlonej sali.
Była to największa uczta, jaką widziałam w swoim krótkim, dziecięcym życiu. Na
stołach tak długich, że pomieściłyby całą armię biesiadników, stało zaledwie
pięć nakryć. Jedno czekało na mnie, tuż przy boku królowej Ursy. Służba kręciła
się po w tę i z powrotem, roznosząc półmiski z przysmakami z całego świata.
Wazy z zupą były tak wielkie, że matki mogłyby w nich kąpać małe dzieci.
Rozdziawiłam usta i obserwowałam świat rodziny królewskiej, nie bardzo wiedząc,
czy mogę w niego wkroczyć.
-
Co się gapisz! Kto to w ogóle jest, mamo?
Azula
już wtedy była wyjątkowo arogancka; od dziecka miała skłonność do wywyższania
się i rozstawianie wszystkich po kątach, zachowywała się, jakby była największą
panią. I rzeczywiście, była nią. Jako księżniczka miała prawo do wszystkiego.
Dziwne, że za ładną, niewinną buzią kryła się tak złośliwa pannica bez cienia
skrupułów.
-
Azula! – królowa Ursa spiorunowała dziewczynkę wzrokiem. – Zmień ton, moja
damo. To jest Katara. Będzie z nami mieszkać.
Nie
wiem, która z nas bardziej zdziwiła się tymi słowami. Azula zamrugała i spojrzała
na mnie jak na dziwadło. Nie pasowałam do towarzystwa wyższych sfer Narodu
Ognia, byłam prostą dziewczyną z Południa, wyuczoną innych prawd i innych
świętości niż ona. Nie chciała mnie tu.
Ja
miałam wielkie łzy w oczach. Królowa Ursa była zaskoczona, zapewne spodziewała
się, że z radością wejdę w ten cudowny, bogaty świat. Nie chciałam wykwintnych
dań i pięknych sukienek, jeśli przy mnie nie było mamy, taty i Sokki. Zamrugałam,
wycierając oczy z łez. Gdy żołnierze Narodu Ognia wpadli do wioski i wyciągnęli
mnie z chaty, byłam pewna, że nigdy więcej ich nie zobaczę. Królowa przywróciła
mi nadzieję, bo uwierzyłam – chociaż nie miałam do tego żadnego powodu – że odeśle
mnie z powrotem do mojego plemienia. Do Południowego Plemienia Wody.
-
Co ta wieśniaczka będzie tu robić? – burknęła Azula, unosząc jedną brew, ale
królowa Ursa była zajęta pocieszaniem mnie i próbami powstrzymania strumieni
łez. Dziewczynka przewróciła oczami i zajęła się porcją ryżu, mrucząc coś o
beksach. Ona nigdy nie płakała, bo płacz był oznaką słabości.
Chciałam
wrócić do domu. Bardzo, bardzo chciałam wrócić do mamy, do taty. Znów zagrać z
Sokką w berka albo urządzić największa na świecie bitwę na śnieżki. Królowa
kiwała głową, ocierając mi łzy, ale nie potrafiła obiecać, że kiedykolwiek
jeszcze ujrzę zaśnieżony horyzont południa.
Potrzebowałam
wiele czasu, by zrozumieć, jak wiele dla mnie zrobiła. Mimo, że byłam magiem
wody, zdołała przekonać kogo trzeba, że dziecko nie powinno gnić w więzieniu.
Nie wiem, kim – a może czym – byłabym dzisiaj, gdyby nie jej pomoc. Dała mi
schronienie w pałacu wbrew woli Władcy Ognia Azulona i swojego męża, Ozaia. Nie
wiem, jak tego dokonała, ale będę jej dłużniczką do końca życia.
-
Może kiedyś… Kiedyś wrócisz do domu – powiedziała wymijająco, sadzając mnie
blisko siebie. Usłyszałam w tych słowach obietnicę i kurczowo trzymałam się
tego kiedyś. Kiedyś. Kiedyś. Wierzyłam, że kiedyś w końcu nadejdzie.
-
Mamo! Zobacz, co namalowałem!
Chłopięcy,
wesoły głos rozległ się na sali, a po chwili w drzwiach pojawił się chłopiec z
kartką w rękach. Był tak uderzająco podobny do Azuli, ale jedynie z wyglądu.
Zachowywał się inaczej; owszem, biła od niego pewność siebie właściwa potomkom
królewskim, ale nikim nie gardził, nikogo nie nienawidził, był dzieckiem
szczęśliwym i wesołym.
-
Rychło w czas, Zuko – królowa Ursa posłała mu najcieplejszy ze swoich
uśmiechów. – Już kolacja.
Podbiegł
do niej i rozłożył na kolanach papier, pokazując jakiś bardzo skomplikowany i
pracochłonny malunek. Ze swojego miejsca nie mogłam niczego dostrzec, ale na
twarzy królowej malowało się wzruszenie i miłość tak ogromna, że mogłaby zbawić
cały świat.
Chłopiec
roześmiał się, gdy pogładziła go po głowie i wtedy mnie zobaczył. Musiałam
wyglądać żałośnie z czerwonymi, zapuchniętymi oczami i zasmarkanym nosem.
Przyjrzał mi się, nie bardzo wiedząc, co tu robię i jak powinien się zachować.
-
Kto to jest, mamo?
-
Katara. Będzie z nami mieszkać. Proszę, bądźcie dla niej mili – powiedziała,
kładąc nacisk na ostatnią częścią. Miałam wrażenie, że kieruje uwagę głównie do
Azuli, ale to Zuko pokiwał poważnie głową.
-
Ale czemu ona płacze?
Ursa
uśmiechnęła się smutno.
-
Jest daleko od domu, Zuko, bardzo, bardzo daleko. Boi się i czuje się
nieszczęśliwa. Będzie potrzebowała tu przyjaciół. Mogę na ciebie liczyć?
Zuko
pokiwał ochoczo głową i uśmiechnął się do mnie szeroko. Poczułam się trochę
lepiej, ale nie potrafiłam przestać buczeć. Kiedyś, musiałam się trzymać
obiecanego przez królową Ursę kiedyś. Przecież to kiedyś musi nadejść, prawda?
Pociągnęłam nosem ostatni raz.
-
Tata z nami nie je? – spytała zdziwiona Azula.
-
Nie, jest dzisiaj zajęty – odparła królowa Ursa, niespecjalnie poruszona
brakiem męża na kolacji.
Minęło
kilka długich dni, które spędziłam sama w swojej komnacie. Rzadko wychodziłam,
a moim jedynym gościem była królowa Ursa. Z jednej strony wciąż gnębiło mnie
poczucie samotności, a z drugiej powtarzałam sobie, że muszę wziąć się w garść
i poczekać aż nadejdzie obiecane kiedyś. W końcu odważyłam się wyjść z pokoju i
zwiedzieć wielki Pałac Ognia.
Wszystko
było tu całkiem inne niż na Południe. Gładkie, marmurowe ściany, czerwone
zasłony, złote posągi – wszystko mnie zachwycało i zdumiewało. Coraz bardziej
tęskniłam za prostotą, za swojskością moich własnych kątów, za ludźmi, którzy
byli tacy jak ja.
Służba
– najpewniej na polecenie królowej Ursy – traktowała mnie z szacunkiem, ale
większość z nich patrzyło na mnie ze zdziwieniem, podejrzliwie. Byłam obca i
nie powinno mnie tu być. Ja sama zastanawiałam się – pewnie równie intensywnie
jak oni – co właściwie tu robię.
Powoli
docierało do mnie, że jestem na terenie wrogów. Byłam wtedy zaledwie dzieckiem
i świat interesował mnie w niewielkim stopniu, bo śniegowe bitwy wydawały się
ciekawsze, ale wiedziałam, że trwa okrutna, wyniszczająca wojna. W ostatnich
latach moje plemię było coraz rzadziej nękane przez Naród Ognia, ale wciąż
pozostali wrogami. Mieszkałam wśród wrogów, jadłam z jednej misji z wrogami,
jedna z wrogów mnie ocaliła…
Gubiłam
się w tym wszystkim, a poczucie bezradności i nierozumienia denerwowało mnie i
zniechęcało. Wiedziałam tylko tyle, że chcę do domu. Jedynym, co mnie
uspokajało, była słodka obietnica królowej Ursy. Ach, jaka będzie niespodzianka
dla mamy i taty, gdy znowu stanę na lodowym lądzie i znów będziemy razem! Nie
mogąc się doczekać tej chwili, zaczęłam sobie wyobrażać ich szczęśliwe,
poruszone twarze. Przeszłam koło wielkiej czerwonej tkaniny z wyszytą historią
Narodu Ognia i miałam zawracać.
-
Katara, prawda?
Przechodziłam
koło wielkiego filara, gdy zagadnął do mnie chłopiec. Zuko! Nosił czerwony,
prosty kostium, wysokie buty, a włosy miał związane w kucyk. Onieśmielona
spuściłam głowę, nie bardzo wiedząc, jak powinnam się zachować.
-
Nie bój się mnie – ciągnął tym samym wesołym tonem.
Odważyłam
się spojrzeć mu prosto w twarz. Wciąż się śmiał.
-
Wszystko gra. Chodź, pokażę ci Pałac. I ogród. I może stajnie.
Sama
nie wiem, czemu, ale śmiało za nim ruszyłam. Był niewiele starszy ode mnie i
chyba nawiązała się między nami jakaś nić porozumienia, nie przyjaźń, ale coś
podobnego, wynikającego z prośby królowej Ursy. Skinęłam głową i pobiegłam za
nim przez pałacowe korytarze.
Dam sobie radę! Dam radę, a pewnego dnia
nadejdzie moje kiedyś.
Świetne! Kocham awatara :) Taki słodki Zuko, taka mała Katara <3 *już widzi romans* Jeszcze normalna Azula :D Świetny rozdział. Długo na niego czekałam, ale w końcu trzeba się doczekać c: Nie zauważyłam błędów. Albo ich nie ma, albo są tak bardzo malutkie i ukryte wśród przecudownej całości, że ich nie widać. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pokaże się z o wiele mniejszym odstępem czasu niż ten pierwszy :)
OdpowiedzUsuńNMBZT
Heh, heh... Właśnie zdałam sobie sprawę, ze pomiędzy prologiem a rozdziałem pierwszym upłynął rok! Początek tej historii wrzuciłam w lipcu zeszłego roku. Kurczę, jak ten czas leci >.< Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle upłynęło i trochę wstyd za takie zaniedbanie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że dopiero na obozie wpadłam na pomysł, jak ugryźć tą historię i zdecydowałam się na pierwszoosobową narrację raz Katary, a raz Sokki.
UsuńJeśli chodzi o ten romans, to nie mówię nie ani tak. Ale kocham Zutarę <3 To chyba jedna z najlepszych par z całego Avatara, którego też - jak Ty - uwielbiam.
Starałam się przelecieć wzrokiem tekst przed publikacją, żeby wyłapać literówki, ale jeśli coś mi umknęło, przepraszam. Jutro, może pojutrze, przeczytam jeszcze raz, wtedy zawsze znajduje więcej, lepiej się skupiam.
Dziękuję za komentarz :)
Obiecuję poprawę! Na rozdział drugi nie trzeba będzie czekać... roku. Auć! Kiedy to zleciało?
Pozdrawiam i NMBZT!
Nie, tylko nie Zutara. To największe zło jakie fani mogliby sobie wymyślić. Albo Mai albo nikt. Never, bujałam się w nim, owszem, ale on jest Mai i cicho.
UsuńHeh, właśnie jestem ogromną fanką Zutary. Nie mam nic do Mai ani do Aanga, ale Zutara to prawie mój OTP.
UsuńPociesza mnie, że nie tylko ja podkochiwałam się w fikcyjnych facetach :)
Prolog przeczytałam miesiąc temu. Od tego czsu czekałam tylko na rozdzial 1. Warto było! Zuzu i Katara... Tacy słodcy, tacy mali !
OdpowiedzUsuńTeraz nie pozostało mi nic innego, jak czekać na rozdział 2.
Pozdro,Julajda
PS Dzięki że mnie odwiedziłaś i zapraszam ponownie
avatar-zutara.blog.pl
Jula
Cieszę się, że się spodobało i że czekanie się opłaciło :) Bardzo dziękuję za opinię.
UsuńMyślę, że cała ta księga będzie trwać, gdy są dziećmi, przed pojedynkiem Agni Kai Zuko z ojcem.
Na pewno jeszcze do Ciebie zajrzę i czekam, aż coś opublikujesz. Pozdrawiam i także dziękuję za odwiedziny :)
Już się bałam, ze nigdy tego nie będziesz kontynuować. Cieszę się, że jednak po roku wrócił Ci pomysł na to opowiadanie. Czekam ma rozdział 2 z nadzieją, że pojawi się o wiele szybciej, niż ten.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nn.
Ps. Co z obiecaną mi już DAWNO kontynuacją opowieści z serii "Jak wytresować smoka"?
Liczę też na kolejny rozdział "Żeby z Tobą być"
Trochę to trwało, ale tak, jest :D I będę starała się już wrzucać w miarę systematycznie, bo wstyd zostawiać opowiadanie na cały rok >.< Nie wiedziałam, że tyle upłynęło, ale - szlag! - daty nie kłamią.
UsuńJak wytresować smoka... Ach, podawanie terminy źle się kończy, a nie chcę się nie wywiązać, dlatego powiem tylko, że mam stronę, czyli jakąś 1/5
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz :)
Boże to dopiero pierwszy rozdział a ja już to uwielbiam <3 pisz dalej bo naprawdę masz talent
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za takie słowa :)
UsuńOpowieść o Katarze będzie podzielona na mniej więcej trzy księgi, tak, jak w oryginalnym Avatarze, ale trochę inaczej ponazywane :)
Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu pojawi się kolejny rozdział. Zapraszam i jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAvatar: Legenda Aanga jest dla mnie ważną bajką. Bardzo ją lubię i gdy zobaczyłam, że piszesz o tym ucieszyłam się, jednak zastanawiałam się czy można zrobić z tego fan fiction, ale ty dałaś radę. Znalazłam tego bloga już dawno i jest na nim wiele tematów, które lubie np. Ben 10 (szkoda, że już nic nie dodajesz w tym temacie). Co do tego opowiadania myślę, że przeniesienie Katary do Narodu Ognia to bardzo oryginalny pomysł. Wątpię, żeby ktoś wymyślił coś takiego. Na pewno były propozycje, że to jednak Katare wzięli z wioski, lecz to ty przeniosłaś ją do Narodu Ognia. Czekam na dalszy ciąg wydarzeń. Mam nadzieje, że będzie już z późniejszych lat kiedy Katara jest w pałacu od dawna.
OdpowiedzUsuńNapisałaś na dole o tym, że mamy ci wytykać wszystkie błędy, więc masz błąd w zdaniu "Coraz bardziej tęskniłam za prostatą". Katara raczej nie ma prostaty, więc tam chyba jest błąd XD
Życzę weny!
~Gacek
Bardzo dziękuję za opinię :)
UsuńJuż poprawiłam "tęsknotę Katary za prostatą" >.< Gdzieś to przeoczyłam i wyszły takie głupoty. Dzięki za pokazanie :D
Ja też bardzo lubią Avatara. Za każdym razem, gdy oglądam, jestem zachwycona. I nawet odcinki, które widziałam kilka razy mi się nie nudzą. Ma wyjątkowy klimat, niepowtarzalny, którego nawet Korra - którą na marginesie też lubię - nie umiała w pełni oddać.
Cała pierwsze księga tego opowiadanie będzie - a przynajmniej taki mam plan - dziać się na terenie Narodu Ognia przez dłuższy czas. Katara będzie żyła w pałacu przez cały ten czas, więc tak, będzie coś z późniejszych lat :)
Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie.
HEJO!
OdpowiedzUsuńChciałabym zaprosić na fresh-ari.blog.pl na pierwszy rozdział....
PISZESZ SUPER! KOCHANA, OBY TAK DALEJ!
Weny życzę
Felicita
Dzięki za informację, na pewno zajrzę i przeczytam :)
UsuńDziękuję :) bardzo się cieszę, że się podobało i zapraszam ponownie. Pozdrawiam.
Kyyyya słodkie. Urocze i piękne. Ty masz dar opisywania. też bym tak chciała. widzieć obrazek i tak opisać. Szczęśliwy Zuko SZCZĘŚLIWY ZUKO JEST WAŻNY. pytanko małe, bo nie jest nigdzie zaznaczone. Zutara czy Kataang? Nie mam nic przecwi ani jednej ani drugiej opcji(choć wolę zutarę. tak wiem, że to oklepane i stare jak świat. Ogień/Woda ale cóż taka już jestem), ale jestem ciekawa. Bo w końcu ona mieszka teraz z Zuko w pałacu ognia...:)
OdpowiedzUsuńAle Ty opisujesz milion razy lepiej ode mnie, Jane! Wiele razy już ci mówiłam, że jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich historii. Zawsze byłaś najlepsza. Dziękuję Ci za takie miłe słowa :)
UsuńZutara czy Kataang... I to, i to :) Głownie Zutara (bo też jestem fanką, mimo, że zakazana miłość kręci mnie w jednym na dziesięć przypadków), ale miejscami domyślne, chwilowe Kataang w dalszych (dużo dalszych rozdziałach). Bardzo dziękuję za opinię :D Pozdrawiam.
Dobra kochana, przeczytałam to jeszcze raz i jestem oczarowana...
OdpowiedzUsuńJa znowu ryczę, ryczę, RYCZĘ...
Tak jak Katara...
Zastanawiam się jak musiała się czuć w obcym Narodzie Ognia....
Pozderki
Felicita
Cieszę się, że Ci się podobało i zapraszam na dalsze rozdziały :* Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam!
UsuńPiękne... Tylko, żeby matka Zuko jej nie adoptowała!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy można to nazwać adopcją, ale już uwolnienie maga wody z więzienia poważnie nadszarpnęło relację Ursy z mężem (co wyjdzie później), a odesłanie tego więźnia wykracza poza jej możliwości...
UsuńKatara zostaje z Zuko :)