1 lipca 2014

Łowcy cz.9: Magia jeziora (Huntik)

            W pokoju było duszno i gorąco, mimo że okno cały czas pozostawało szeroko otwarte. Z zewnątrz dobiegał niespokojny szum nocnego życia lasu: coś skrzeczało, coś gryzło, coś kumkało. Dante leżał nieruchomo wśród skotłowanej pościeli. Zrezygnował z t-shirtu; naga, spocona klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytm spokojnego, uśpionego oddechu. Szarawy, niewielki komar przefrunął nad jego nosem. Brzęczał piskliwie, całkiem, jak rozhisteryzowana panienka. Krążył przez chwilę nad wezgłowiem łóżka, jakby zastanawiał się, gdzie zaatakować.  Dante poruszył się gwałtownie przez sen, odganiając owada. Zdawało mu się, że spadał, tak nisko, tak głęboko, gdzieś, gdzie nie ma żadnego światła.
            Zbudził się nagle, poruszony, wilgotny, otumaniony resztkami snu.
            Spuścił bose nogi z łóżka i stanął na posadzce. Odetchnął głęboko, zastanawiając się, czemu u licha tak szybko się ociepliło. Lubił lato, lubił pływać, lubił wrażenie, że nic się nie musi, lubił wodne lody, ale upał męczył, pozbawiał go poczucia, że jest niezwyciężony. W tej chwili czuł się lepki i nieprzytomny.
            Usiadł na parapecie, jednocześnie zgniatając wściekłego komara.
            Wyciągnął z torby wysłużony holotom. Urządzenie miało już swoje lata, a z każdym kolejnym rokiem nosiło na obudowie coraz więcej zadrapań. Dante myślał o zaopatrzeniu się w nowy, ale tak bardzo przywykł do metalicznego, sztucznego głosu holotomu, że nie wyobrażał sobie planowania misji gdzie indziej.
            Urządzenie wyświetliło zielonkawy obraz pobliskiego jeziora. Lok od początku powtarzał, że grafika mogłaby być lepsza. Dante wzruszał ramionami; możliwe, że mogła, ale jego wystarczał obecny stan. Przejechał palcem i oznaczył miejsce, gdzie ostatnim razem złapały ich wiry wodne.
            Od dwóch dni przeszukiwali okolice jeziora, starając się wyznaczyć zagrożone obszary. Dante od razu założył, że tajemnicze wiry są jakąś blokadą zatrzymującą Łowców przed zdobyciem tytana. Wciąż próbował odgadnąć, jak je obejść. Przy kontakcie ciała z wodą wiry natychmiast się uruchamiały, tak szybko, że za pierwszym razem nie zdołał się wydostać i gdyby nie pomoc przypadkowej Łowczyni, byłby utopcem.
            - Nie znam żadnego takiego zaklęcia – bezradnie westchnęła Sophie. Wieczorem siedzieli przy jednym stole, popijając schłodzony sok wiśniowy. – To jak jedna wielka pułapka!
            - A może… – zawahał się Lok, ale zamilkł. – Znaczy, no, bo to trochę bez sensu, ale może by łódką?
            - Łódką? – powtórzyła zdumiona Sophie.
            - No bo, jak dotkniesz powierzchni, a tak byłoby łatwiej. Nie, dobra, to bezsensu.
            - Nie, nie całkiem.... – Dante zamyślił się głęboko. – Masz trochę racji. Wydaje mi się, że wiry uaktywniają się tylko przy brzegach… Możemy spróbować dostać się na środek jeziora… - mówił cicho, urwanymi, niedokończonymi zdaniami.
            Lok pokiwał głową, biorąc z tacy jedną z kanapek przygotowaną przez ich gospodynię.
            - Jest jeszcze Organizacja – zauważył, prawie opluwając okruszkami holotom. – Oni też czyhają.
            Dante skinął głową. Od wielu lat pracował sam i już zapomniał, jak dobrze jest mieć obok siebie kilku zaufanych ludzi, takich, którzy zawsze są gotowi pomóc, wspólnie wymyślić rozwiązanie najgorszego problemu. Uśmiechnął się bardziej do siebie niż do dzieciaków.
            - Z nimi damy sobie radę -  odparł. Celowo powiedział „my”, chociaż żadne z nich nie miało większego pojęcia o prawdziwej walce. Twarze im pojaśniały z radości.
            Dante potrząsnął głową i przyjrzał się niewielkiemu pomostowi. Wychodził daleko w głąb jeziora i wydawał się w dobrym, osłoniętym miejscu, na wypadek, gdyby Organizacji przyszło do głowy przeszkadzać im w misji. Przybliżył obraz i – ku swojemu zdziwieniu – zauważył dziwne zagłębienia na deskach.
            - Będziemy mieli robotę – mruknął do siebie, wdychając rozgrzane, nocne powietrze. Powoli świtało, dochodziła piąta nad ranem. Dante zatrzasnął holotom i przeciągnął się, ziewając głośno. Zhalia Moon, przypomniał sobie. Jakie dziwne nazwisko. Doskonale pamiętał czerwone usta, spiczaste piersi, chude ramiona i tajemnicze oczy, chociaż widział ją tylko chwile. Skąd się tu wzięła? Kim była? Po co pomogła?
            Na kolanie siadł mu kolejny komar. Ostrentacyjnie strącił owada i obiecał sobie, że już niedługo wróci do swojego klimatyzowanego mieszkania niedaleko centrum Wenecji.
*
            Dolores ściągnęła z nosa za duże, przeciwsłoneczne okulary i rozejrzała się ciekawsko. Hotelik był niewielki, bardzo kameralny, trochę zatęchły. Pociągnęła zgrabną, czerwoną walizeczkę na kółkach i ruszyła dalej przez korytarz. Zdążyła kupić kilka ciuchów i najpotrzebniejszych rzeczy, póki Organizacja ponownie jej nie zlokalizuje.
            Właściwie, nie była ani Łowcą ani agentką Organizacji. Chociaż od najmłodszych lat namawiano ją do wejścia w świat Tytanów, historia ją nudziła, a geografia usypiała. Nie nadawała się na podróżnika; ledwo odróżniła północ od południa, stawała zawsze tam, gdzie grunt się zapadał i myliła rośliny jadalne z trującymi.
            Przypadkiem poznała dwóch chłopaków na wakacjach we Włoszech. Byli tak samo nudni jak całe jej dotychczasowe, czternastoletnie życie, ale jeden z nich zaczął być tak nachalny, że zgodziła się pójść na jeden spacer miedzy kanałami. Drugi. Trzeci. W końcu na kawę. Pozwoliła się nawet przewieść kilka razy na pożyczonej vespie.
            - Uwierzyłabyś, gdyby ci powiedział, że umiem strzelać ogniem? – zapytał któregoś dnia, gdy siedzieli we dwoje, tylko we dwoje, na wąskiej, twardej ławeczce. Zachichotała tak, jak dziewczęta śmieją się z głupich żartów, gdy chcą się przypodobać.
            - A umiesz?
            - Bo, widzisz, ja jestem Łowcą – powiedział z mocą, nieświadomy, że właśnie przytula córkę jednego z ważniejszych koordynatorów zadań w Organizacji. Później działała już tylko dla sprawy – prześwietliła Lorcana i prześwietliła Dantego tak bardzo, że potrafiła przewidzieć, co zamówią w restauracji. Była podejrzliwa na tyle sprytnie, że niczego nie zauważyli.
            Przyszedł czas, gdy musiała w końcu na poważnie wejść do gry. Ojciec był wściekły, zarzucał jej, że pewnie podała kilka nazwisk, że jest nierozsądna, ale gdy usłyszał, że jeden z chłopców jest wychowankiem samego Metza, gwałtownie zmienił zdanie. Wysłał wtedy prawie p i ę t n a s t o l a t k ę  jako szpiega.
            Dolores bawiła się doskonale przez cały – byli przecież tacy młodzi i głupi. Lubiła Lorcana za opiekuńczość, a Dantego za zdolność przewodzenia. Znosiła ich paplaninę o grach wideo, a oni tolerowali, gdy chciała, by podwieść ją do centrum handlowego. Razem zwiedzili pół świata – byli we Włoszech i na Słowacji, w Irlandii i niedaleko Niemiec, nawet w Afryce i w najdalszych zakątkach Azji. Do dziś pamiętała, jak smakował pierwszy papieros wypalony na spółkę, a jak pierwsze piwo na imprezie. Całowała, cierpiała, upadała – stała się pełnoprawnym członkiem drużyny, choć pojęcie o historii miała dużo mętniejsze od chłopaków.
            - Chyba się zakochałem – mruknął do niej kiedyś Lorcan. Leżeli wtedy spoceni i zgrzani na trawie, gdzieś na południowej Słowacji. Taki czerwiec jak ten, kilka lat temu, ciepły, parny i wykańczający młode ciała. – Tak całkiem poważnie – dodał, zbliżając się do niej tak niebezpiecznie, że prawie się bała.
            Nie był to ich pierwszy pocałunek. Wiedziała, jak to jest, gdy jakiś mężczyzna ugniata wargi, drażni usta szorstkim językiem, jakby chciał udowodnić swoją dominacje w tym związku. Tym razem naprawdę płonęła – chciała go i pragnęła, całkiem, jakby był jej uzupełnieniem.
            Westchnęła i podeszła do recepcji, prosząc o mały pokoik. Opalony Hiszpan spojrzał na nią z zaskoczeniem; zapewne rzadko młode kobiety przyjeżdżał do hotelu całkiem same. Uśmiechnęła się i odnotowała z pamięci, by zdobyć nowe dokumenty. Chciała zacząć nowe życie. Przecież dla Lorcana będą jeszcze nowe kochanki, a dla Organizacji – nowi szpiedzy.
*
            Troje Łowców przemierzało las szybkim krokiem. Dante szedł przodem, stawiając ogromne, zamaszyste kroki. Nie przestawał być czujny; po ostatnim ataku Organizacji zrozumiał, że mając podopiecznych, nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Po raz pierwszy od dawna był za kogoś naprawdę odpowiedzialny; nie bardzo wiedział, czy mu się to podoba, ale zaczął się przyzwyczajać i doceniać.
            - Nie wiedziałam, że macie ochotę zebrać łomot drugi raz!
            Zorientował się, że jest otoczony o pół sekundy za późno, mniej więcej wtedy, gdy w jego stronę leciała już świetlista, gorąca kula. Uskoczył w bok, uderzając plecami w wiekowi dąb. Na moment wyparło mu powietrze w płuc, a ból w klatce odebrał siły.
            Lok nie był już zdenerwowany. Kilka poprzednich walk nauczyło go, że panika w niczym nie pomaga. Rozejrzał się błyskawicznie: kilkunastu ludzi w czarnych marynarkach w odległości od dwóch do siedmiu metrów. Nie pozwolił nikomu się trafić. Szarpnął za amulet i zerwał go z szyi.
            - WOLNY STRZELCU!
            Tytan stanął u jego boku jak najbardziej zaufany towarzysz staje u boku przyjaciela.
            - Gotowy? – Lok uśmiechnął się chytrze i mrugnął do pomocnika.
            Nie był dobry w zaklęciach, wręcz przeciwnie, gdy trenował zamiast w tarcze, trafiał w głowę Dantego i omal nie spalił jego włosów. Postawił na siłę fizyczną; od dziecka był łobuziakiem i tłukł się z chłopakami, ale nigdy nie sądził, że kopanie przyda mu się, żeby ocalić swój chudy tyłek.
            Sophie nie zawracała sobie głowy walką. Szybko zrozumiała, że Organizacja kręci się wokół jeziora, by zdobyć ukrytego w wodzie Tytana. Nie mogła pozwolić, by wykiwano ją już na pierwszej samodzielnej misji. Wyskoczyła i zgrabnie ominęła czyhającego na nią Garnitura.
            - Hej! Stój!
            Upadła na miękkie igliwie i przekoziołkowała. Tuż koło jej buta uderzyło zaklęcie i wypaliła pokaźną dziurę w ziemi. Ruszyła biegiem przez las, nie bacząc na nikogo.
            - Sophie!
            Wydawało jej się, że to Lok krzyczy za nią w obawie, że coś się stało, ale nie obejrzała się. To był jej czas! Czas, żeby się wykazać i błyszczeć. Nigdy nie biegła tak szybko. Jeszcze chwila i wypadła nad brzeg jeziora. Od razu zobaczyła, że srebrzysta tafla zaczyna się lekko burzyć, zupełnie jakby coś, co siedziało pod wodą, wyczuło energię Łowcy.
            Rzuciła kilka kamieni i patrzyła, jak wiry zaczynają się uaktywniać. Uśmiechnęła się pod nosem; wystarczyło przeczekać najgorsze, a potem zanurkować. Już sobie wyobrażała, jak Dante ją chwali za przejęcie inicjatywy i szybkie wykończenie misji. Dorzuciła jeszcze kilka kamieni, ale woda zaczynała powoli słabnąć i się uspakajać. Tak jak wtedy, gdy do akcji wkroczyła tamta kobieta.
            Ściągnęła fioletowe adidasy i ruszyła na niewielki pomost kilka metrów dalej. Dante twierdził, że zauważyć coś niepokojącego na deskach – to mogła być wskazówka, gdzie na wielkim jeziora szukać amuletu. Zagryzła mocno wargi, nie mogąc się przełamać, by skoczyć do wody.
            - No, dalej, co z tobą – mruknęła pod nosem. – Teraz, już, dajesz…
            Skoczyła.
            Wpadła do wody niezgrabnie, jak przerażone zwierzę, uderzyła o tafle wody całym ciałem, rozpryskując krople na wszystkie strony. W pierwszej chwili zimno ją ogłupiło; zamachała rękami, próbując się wydostać. Potrzebowała chwili, żeby opanować nerwy.
            Zaczerpnęła głęboko powietrza i zanurkowała. Woda była mętna i zielona, szczypała w oczy i wlewała się do nosa. Sophie cudem powstrzymała odruch wymiotny, ale wciąż płynęła niżej i niżej. Wciąż była niedaleko brzegu, na płyciźnie. Wśród zburzonej wody dostrzegła coś migoczącego.
            - Dobra robota, Sophie, jestem z ciebie taki dumny – powie Dante. Już go prawie słyszała.
            Wynurzyła się, by nabrać powietrza i znów ruszyła, wymachując rękami ze zdwojoną siłą. Była jakieś piętnaście metrów od brzegu, gdy wyraźnie zobaczyła zarys srebrnego metalu na piaszczystym dnie.
            - Kurczę, jednak Casterwill to Casterwill – Lok uśmiechnie się do niej ze szczerym podziwem.
            Zanurkowała głęboko i złapała okrągły, czarny kamyk ze srebrnymi zdobieniami. W jednej chwili cały spokój się zburzył. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poteżna fala wody wypchnęła ją na głęboką wodę. Pisnęła, nie mogąc zapanować nad własnym ciałem.
            Czuła, że lepkie wodorosty zaczynają zaciskać się na jej kostkach. Rozpaczliwie zabiła rękami o wodą, a jednak nie wypuściła znaleziska. Chwytała powietrze łapczywie jak ryba wyciągnięta z wody. W jednej chwili pożałowała, że nie zaczekała na Dantego albo Loka.
            I nagle przyszły wybawienie. Przed oczami mignęła jej czarna marynarka, a po chwili ktoś przeciął pędy krępujące jej kostki. Natychmiast wypłynęła na powietrze, wyrzucając głowę jak najwyżej, byle tylko zaczerpnąć błogosławionego powietrza.
            Oczy szczypały ją lekko, ale zmusiła się, by je otworzyć i z przerażeniem stwierdziła, że dookoła niej unoszą się agenci Organizacji: kilku mokrych Garniturów. Cali byli przesiąknięci wodą, przez to nie wyglądali na groźnych, ale Sophie była pewna, że kąpiel w jeziorze nie zmniejszyła ich siły. Wciąż byli niebezpieczni.
            - Oj – zdołała wykrztusić, przebierając pod wodą nogami.
            Szybko pożałowała, że zdecydowała się iść sama. Gdyby miała przy sobie Dantego – albo chociaż Loka! – na pewno jakoś by zwiali, wymknęli się z obławy, bo przecież razem jest lepiej. „Jaka ja byłam głupia!” – pomyślała, pomiędzy jednym rozpaczliwym oddechem a drugim.
            - Księżniczka już nie jest taka sprytna? – zarechotał ktoś przy jej uchu.
            Sophie zagryzła wściekle wargi. „Dalej, jesteś Casterwill! Nazwisko zobowiązuje”
            - Burza błysków! – krzyknęła, wypuszczając w stronę przeciwnika złotą kulę. Zaklęcie nie trafiło, ognisty pocisk był niecelny i zderzył się z taflą kilka centymetrów od celu. W powietrze wzniosła się gęsta, gorąca para. Sophie w pierwszej chwili nie wiedziała, co robić, zbyt zawiedziona chybieniem, ale po chwili wykorzystała zamglenie do ucieczki.
            Płynęła jak szalona, niezgrabnie machając rękami i nogami, zupełnie inaczej niż uczono ją na pływalni. Wyskoczyła na pomost dokładnie w chwili, gdy koło jej ucha przeleciało zaklęcie.
            - Szlag by to!
            Sophie stanęła na równe nogi. Miała przewagę, tylko chwilową, ale przewagę – była wyżej od Garniturów, oni wciąż dryfowali w wodzie, a ona znalazła się na pewnym gruncie.
            - Ostry mróz!
            Tym razem zaklęcie było dokładniejsze i energia trafiła wprost w twarz siwego, podstarzałego agenta, który już był przy niej, na płyciźnie. Mężczyzna zatoczył się i runął z pluskiem do wody. Sophie krótko cieszyła się zwycięstwem. Zaraz poczuła na szyi silne ramie.
            - Żryj to – usłyszała przy uchu kąśliwy szept. Pisnęła wściekle, ale nie zdołała się wydostać. Gdy tylko zaczynała się szarpać, uścisk się zaciskał i dusił ją coraz mocniej, tak, że traciła zmysły.
            - SOPHIE!
            Zanim się obejrzała, przy niej pojawił się Lok. Był zgrzany i spocony, całą twarz miał czerwoną i mokrą. Odepchnął od niej Garnitura i rzucił się na niego, wrzucając mężczyznę do wody, która ponownie zaczęła się burzyć. Za jego plecami już stał następny agent – Lok sprytnie uchylił się przed kopnięciem i podciął przeciwnika.
            - Lok… - wyszeptała poruszona Sophie, osuwając się na kolana.
            - To chyba nie jest ci już potrzebne!
            Nie zdążyła spojrzeć, kto do niej mówić, gdy opalona, kobieca dłoń wyrwała jej z ręki amulet z Tytanem.
            - STÓJ!
            Sophie zareagowała o pół sekundy za późno, bo Garnitur już trzymała w rękach świecidełko. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i spróbowała odzyskać Tytana, ale w tej samej chwili ktoś objął się od tyłu i powalił na ziemię. Zaklęła i szarpnęła łokciem na ślepo; trafiła dokładnie w splot słoneczny. Garnitur zachwiał się, kwicząc żałośnie i ją wypuścił.
            Z ulgą zdała sobie sprawę, że Organizacja zaczyna znikać, oddalają się i zostawiają ich w spokoju.
            - Co to, do diaska, było?
            Odwróciła się i spojrzała prosto w twarz Dantego. Był wściekły. Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Nigdy nie widziała go tak poruszone i… zawiedzionego? Cofnęła się i uśmiechnęła nerwowo.
            - Co jest…?
            - To była samowolka, Sophie! To było absolutnie nierozsądne. Coś ty myślała?
            Sophie zdębiała; przecież nie tak miało być. Liczyła na pochwały za wykazanie inicjatywy, za kreatywne myślenie, za szybkie działanie, za błyskawiczne podejmowanie decyzji. Zagryzła wargi i wytrzymała spojrzenie Dantego. Nie chciała by na nią krzyczał, a już zwłaszcza przy Loku. Poczuła w sercu dziwny smutek i niepokój.
            - Chciałam… Chciałam szybko zakończyć misję – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
            Lok stał z tyłu i słuchał w ponurym milczeniu. Poczuł się dziwnie, gdy Sophie zniknęła w trakcie walki. Nie wiedział, czy cos jej się stało, czy zwyczajnie się przestraszyła. Nie miałby jej za złe, gdyby stchórzyła – on sam piekielnie się bał za każdym razem, gdy zaklęcia śmigały koło jego czerwonych, lekko odstających uszu. Dopiero się uczyli, mieli prawo do błędów, do porażek, do lęków.
            - Jesteśmy drużyną! Nie możesz po prostu znikać i działać jak ci się podoba.
            - Zachowałam się jak profesjonalistka!
            Dante zacisnął zęby.
            - Zachowałaś się jak małolata! Sophie, to nie jest zabawa, to nie żaden pieprzony konkurs. Myślałem, że bierzesz sprawę na poważnie. Nie będziesz tu błyszczeć, rozumiesz? Straciliśmy Tytana. Zawiodłem się… Zawiodłem się na tobie, Sophie.
            Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy. Zaczęła szybko mrugać powiekami, a usta jej zadrżały. Zanim Dante się zorientował, była już na skraju płaczu. Zdusił w sobie westchnienie. Matka miała rację, gdy powtarzała mu, że najmłodsza Casterwillka to prawdziwa histeryczka.
            - Spokojnie, spokojnie – westchnął i poklepał ją po plecach. – Wszystko da się naprawić, tak?
            Sophie pokiwała drżącą główką i z wdzięcznością przyjęła od Loka chusteczkę.
___________________________
edit: Trzydziestego Opera Lalek skończyła dokładnie rok. Szybko zleciało :) 

13 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział. Masz naprawdę dar pisania i opisywania. Malujesz obrazy tymi słowami wszystko, można sobie wyobrazić, to jest poezja. :) Lubię twoje opisy postaci, są zgodne z charakterami. Zachowują się też logiczniej niż w serii znaczy Dante zachowuje się logiczniej i opieprza młodzież a nie jak w Huntik kiedy nie tylko nie objedzie, ale pocieszy oraz poklepie po ramieniu i albo nic nie powie, albo pochwali. Sophie, Sophie bardzo zgodna ze swoim charakterem. Panna Muszę Się Wykazać Jestem Casterwill I Jestem Doskonała. :D Widzę, że pojawiła się OC oraz wspomniany jest Lorcan. Pamiętam cosik ze starych blogów z towimi własnymi postaciami :) Mam nowe OTP. I Jesu znowu te cudowne opisy. Kocham twój styl i czekam na kolejne spotkanie z Zhalią oraz dalsze Zhante.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie takie słowa, zwłaszcza z Twoich ust. Trochę siedziałam, poprawiałam... I miałam nadzieję, że ten rozdział będzie lepszy od poprzednich, które trochę się łamały. Były za krótkie i nieprzemyślane. Trochę je już poprawiałam, ale fabuły już zmienić nie mogę. Mam nadzieję, że następny też będzie w porządku :)
      Jeśli chodzi o Lorcana... Dobrze, kojarzysz, był na starym blogu, a potem też na stronie. Długo się zastanawiałam, czy go wplatać. Przez moment był nawet Antoniem (!!), ale był bohaterem trzech moich opowiadań, nie mogłam go odsunąć.
      Ta historia jest połączeniem i zmieszaniem wszystkich moich poprzednich huntikowych tworów. Tylko bedzie trochę inaczej. I lepiej, mam nadzieję :)
      Dziękuję za komentarz, szalenie się cieszę ^^
      Zhalia w następnym! Tak przynajmniej mi się wydaje.

      Usuń
  2. Anonimowy09:14

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy09:56

    Fantastycznie piszesz :D Mam nadzieje że następna część bedzie szybko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie wiem, kiedy znowu coś będzie. Już teraz daję sygnał, że jeszcze tydzień i prawdopodobnie zawieszę bloga.

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do LIEBSTER AWARD przeze mnie Więcej informacji pod http://bones-castle-holmes-i-inne-op.blogspot.com/2014/07/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że o mnie pomyślałaś :*

      Usuń
  5. misiu22:53

    Przestałam czytać tę serię po 4 notce. Dlaczego? Potem przestałaś mnie informować o nowych notkach. Rzadko dodajesz, dlatego proszę, informuj.
    Muszę to nadrobić, ale myśle, że jutro mi się uda.
    Ps: Trochę późno, ale gratuluję rocznicy bloga. Dziękuję, że jesteś z nami już rok. ;)
    Ps2: Kiedy coś nowego z "Żeby z tobą być", lub "Jak wytresować smoka"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, zapomniałam. Po lewej jest opcja "obserwuj", zachęcam do skorzystania :) Ale dobrze, postaram się pamiętać o informacjach ^^
      Dziękuję, szybko zleciało :)
      Smoczek powinien być w przyszłym tygodniu... Tak myślę :)

      Usuń
  6. Anonimowy21:47

    Mam pytanie nie całkiem związane z nowym rozdziałem, który zresztą był świetny. Ktoś tutaj wspomniał o twoich wcześniejszych blogach. Na tym przeczytałam już wszystkie opowiadania związane z Huntikiem i sporą część innych.Czy można by dowiedzieć się czegoś o twoich poprzednich blogach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, czasem lepiej nie wiedzieć :)
      Moje stare blogi są s t a r e i słabsze od tego, naprawdę. Może to bardzo dumne, ale mam wrażenie, że nauczyłam się dużo od czasu, kiedy opuściłam onet i teraz jest trochę lepiej niż kilka lat temu,
      W każdym razie, zaczynałam na onecie, jak większość.Niemal wszystkie poprzednie blogi pousuwałam, trochę żałuję, bo sentymentalna jestem :)
      Starocie znajdziesz na huntik.blog.onet.pl - tam pisałam jako Flawia ponad trzy lata temu. Tak naprawdę huntikowa historia z tego bloga będzie podobna do tamtej... Nie, źle się wyraziłam. Na przykład postać z tamtego opowiadania pojawi się w tym...
      Oprócz tego pisałam jeszcze o Bleachu, Rizie Hawkeye (i znów, bardzo podobno opowiadanie pojawia się tu, ale jest rozszerzone o jakieś siedem lat), Naruto. Żaden nie przetrwał i może dobrze, bo jedenastolatka nie ma prawa pisać sensownych FF.
      Jeśli zajrzysz na starego Huntika, dasz znać, czy widzisz jakiś postęp? Mam nadzieję, że czegoś się przez lata nauczyłam.

      Usuń
  7. Anonimowy19:33

    Uf, właśnie skończyłam czytać. To raczej jasne, że rzuciłam się na Twojego starego bloga zaraz po przeczytaniu tej wiadomości.Trochę to trwało, z kilku powodów, ale teraz mogę zdać pewnego rodzaju "raport" z tego, co przeczytałam.
    Rzeczywiście, Twój stary blog jest trochę słabszy od tego, naprawdę mnóstwo się od tego czasu nauczyłaś. Ale tamten też wciągał, pewnie dlatego przeczytałam tak szybko. W pierwszych rozdziałach (odcinkach) styl był trochę słabszy, w oczy rzuciło mi się kilka powtórzeń, potem z każdym kolejnym wpisem to się poprawiało.Wyrobiłaś sobie własny, wyjątkowy styl. Postacie polubiłam (mam szczerą nadzieje, że jeśli było wspomniane o Lorcanie, to o Inez też się coś pojawi).
    W sumie to koniec raportu. Mam jeszcze pytanie, ale nie musisz na nie odpowiadać, ja zadaje dziwne pytania dla nich samych, rzadko kiedy żądam odpowiedzi ;). Nazwisko de Luce i imię Flawia skojarzyło mi się z książką Alana Bradleya, którą czytałam jakiś rok temu. Czytałaś ją?
    A, i dziękuje jeszcze, że przesłałaś mi adres starego bloga. Spodziewałam się odpowiedzi odmownej, a tak spędziłam dwa miłe wieczory.
    Naprawdę, bardzo dziękuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że to mówisz. Znaczy, że jest jakiś postęp od tamtego czasu. Mam nadzieję, że jeszcze kilka lat i znów będę lepsza. W końcu człowiek uczy się całe życie. Dziękuję Ci za te słowa :)
      Lorcan na pewno będzie i można powiedzieć, że Inez też... Ale trochę inaczej. Tu też będzie (a nawet jest już) postać, która popełniła błąd i która zraniła wiele bliskich.
      Zwykle odpowiadam na pytania. To naprawdę miło, gdy ktoś jest zainteresowany. Cieszy mnie to i motywuje :) Lubię dialog z ludźmi, z czytelnikami, mam wtedy szansę dowiedzieć się więcej, wytłumaczyć i coś wyciągnąć z każdej wypowiedzi. Także jeśli cokolwiek - pytaj śmiało :)
      Tak, czytałam! Och, pamiętam, że po lekturze chciałam być chemikiem! A potem przyszło gimnazjum i okazało się, że nie mogę nauczyć się nawet układu okresowego i trója z chemii semestr w semestr. Zrezygnowałam :D W każdym razie, z tego co pamiętam, książka bardzo mi się podobała i chyba do niej wrócę, skoro o niej przypomniałaś.
      A dlaczego miałabym odmówić? :D Jasne, teksty tam - zwłaszcza te z początku - są obciachowe, ale ktoś kiedyś powiedział mi, że chciałby mieć wgląd w "jak to wszystko się zaczęło". Mam myślenie z serii "czemu nie".
      To ja dziękuję za opinię i wszystkie miłe słowa :) Jestem ogromnie wdzięczna.
      W razie co - jestem rozmowna i odpowiadam :D

      Usuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)