17 października 2013

"...żeby z Tobą być" cz.11 (Ben10, Gwevin]

         Zanim Gwendolyn zdążyła zareagować, zanim Ben zdążył go powstrzymać, zanim Czarodziejka zdążyła poszerzyć triumfalny uśmiech, Kevin już atakował. Zdawać by się mogło, że przestał być człowiekiem – obudziła się w nim dzika bestia, bestia nieokiełznana i szalona. Natarł na nią szybko i zaatakował z całych sił. Gdyby ktoś zajrzał mu teraz w oczy, dojrzałby tylko bezwzględność i furię. Nie zdążyła się uchylić, gdy ręka pokryta zbroją z kamienia trzasnęła w jej delikatne ramię, a kopnięcie uderzyło w brzuch. Zgięła się w pół, splunęła, ale on nie miał litości. Znów się na nią rzucił, okładając pięściami, nie pozwolił jej uciec.
         - Przecież on ją zabije...! – wrzasnął Ben, uderzając w zieloną, świecącą tarcze Omnitrixa. Zdawało się, że jego mięśnie napuchły, pochylił się, jakby coś go od środka łamało, zawarczał dziko, wykrzywił twarz w okrutnym grymasie, cały porósł dziwną, pomarańczową sierścią.
         Zawarczał głośno, przechylając w stronę Gwendloyn kudłaty łeb.
         - Świetny wybór – sarknęła Gwendolyn, z niechęcią patrząc na śliniącego się wulpimancera z ostrymi, wystającymi zębami. Kosmita, przypominający trochę specyficzną mieszankę wielkiego psa i kota, zawarczał głośno i skoczył na szamocząc się parę.
         - Nie wtrącaj się, Tennyson – krzyknął Kevin. Jedna chwila, w której odwrócił wzrok od swojej ofiary, by odepchnąć od siebie Dzikopyska, wystarczyła, by Czarodziejka wyszeptał ciche zaklęcie. Różowa kula many uderzyła go z całej siły, odleciał kilkanaście metrów, spadając z kamiennego pomostu. Gwendolyn w ostatniej chwili zdołała utworzyć platformę, na którą spadł.
         - Szlag by cię, Levin! – wrzasnęła Czarodziejka. Oczy płonęły prawdziwym ogniem, podniosła się z klęczek i splunęła z pogardą na skręcającego się z bólu Dzikopyska. Dopiero teraz Gwendolyn zorientowała się, że on też mocno oberwał.
         - Chyba zostałyśmy same – syknęła, odgarniając rudy kosmyk, który wysunął się spod gumki. – Jak za dawnych lat.
         - Nie tęskniłam – odparła Czarodziejka.
         Gdzieś w natłoku myśli przez głowę Gwendolyn przewinęła się zazdrość. Poczuła się nagle bardzo blada, szara i stara, pełna żalu, przy Czarodziejce była jak zużyta, szmaciana lalka. Tamta przez lata wypiękniała, stale zadbana, stale wyjątkowa, stale piękna, a ona – zbrzydła i schudła. Dodatkowo Czarodziejka była starsza o kilka lat, a i tak wyglądała na młodszą i ładniejszą.
         Chociaż w głębi siebie wiedziała, że to nierozsądne i płytkie, poczuła, że ogarnia ją gniew. W mgnieniu oka wytworzyła z many wielkie, lśniące macki i zaatakowała. Gwendolyn skoczyła do góry, unikając pierwszej i drugiej, ale już trzecia zacisnęła się na jej kostce. Pisnęła, upadając na twarz. W ostatniej chwili zdążyła zamortyzować uderzenie, zasłaniając się rękami.
         - Wyszłaś z wprawy, skarbie? – Czarodziejka już stała przed nią. Skrzyżowała ręce na dorodnych, krągłych piersiach i uśmiechnęła się złośliwie. Gwendolyn miała przed nosem czarne, wysokie kozaki z metalowymi czubami.
         - Na pewno jestem lepsza od ciebie! – warknęła, odcinając więżącą ją mackę. Kilka różowych pocisków poleciało w stronę Czarodziejki, starała się kupić czas na ucieczkę. Zdołała dostać się na wyższy poziom, lepiej będzie jej walczyć z wysoka.
         Zawsze były przeciwniczkami. Odkąd pamiętała. Spotkały się, gdy Gwendolyn była zaledwie dzieckiem, kapryśnym, marudnym i przemądrzałym dzieckiem. Przez wiele lat stale się ze sobą spierały, rywalizując w różnych kwestiach. Każda chciała udowodnić, że jest lepsza w manipulacji maną, każda chciała pokazać, że jest silniejsza. Biły się nawet o chłopców, Gwendolyn pamiętała to doskonale, chociaż teraz cała sprawa wydawała się bardziej żenująca niż poważna.
         - Uciekaj, i tak cię znajdę!
         Czarodziejka w sekundę pojawiła się za nią. Gwendolyn nie zdążyła odwrócić głowy, gdy potężna fala many zwaliła ją z nóg. Poturlała się w stronę krawędzi i zdążyła się złapać tylko cudem. Wisiała nad przepaścią, bez szans na pomoc.
         - Oj, skarbie, chyba przegrywasz – szepnęła Czarodziejka, mrużąc oczy. Wydawało jej się, że przez te szpary zasznurowane farbowanymi rzęsami błyszczy potężna, surowa energia. Nadepnęła na palce Gwendolyn z całych sił.
         - Grrrech... – jęknęła żałośnie, patrząc prosto w oczy rywalki. Jakie to zabawne, że mimo upływu lat, mimo, że już dorosły, mimo, że znały się tyle czasu, ich nienawiść nie osłabła ani na chwilę. Gdy tylko wyobrażała sobie twarz wroga, widziała właśnie te oczy – błyszczące, przyciemnione cieniami, groźne.
         - Zdychaj, suko – szepnęła Czarodziejka, miażdżąc jej palce butem. Nie dała rady dłużej się utrzymać, zaskowyczała i spadła w dół. Nie zobaczyła już uśmiechu przeciwniczki, uśmiechu dumnego i triumfalnego.
         Wbiła się w niższy podest. Ból złapał ją nagle, nie zdołała nawet krzyknąć, dyszała słabo, nie mogąc uspokoić rozdygotanego ciała. Tępy ból promieniował po całym jej ciele, rozchodząc się od pleców po czubki palców.
         Dzikopysk nie czekał dłużej. Rzucił się na Czarodziejka, wbijając pazury w jej ramię. Pisnęła, ale nie cofnęła się ani kroku, oplotła maną kosmitę i odrzuciła go kilkanaście metrów. Tym razem nie zamierzał dać się tak łatwo pokonać, zarył łapami w podłoże i wyhamował tuż przed krawędzią. Niczym byk znów natarł, biegł w jej stronę, zostawiając za sobą ciężką chmurę kurzu. Gdy wystrzeliła maną, odskoczył na boki.
         - I tak się wykończę! – warknęła, posyłając kolejne pociski. Odskakiwał, wymijał, skręcał, żaden z ataków go nie dosięgnął. Czarodziejka była zbyt zajęta próbami zabicia go, by usłyszeć skradającego się Kevina.
         Właściwie, Kevin wcale się nie skradał. Wybiegł na nią z dzikim wrzaskiem, jedną rękę przemienił w potężny młot, a drugą w ostry mieć. Zauważyła go dopiero, gdy był tuż przy niej. Zdążyła się jedynie uchylić, gdy zamachnął się mieczem. Kilkanaście uciętych, srebrnych pasem poleciało na pomost. Kevin znów atakował, zamachnął się mieczem i tylko cudem wyrwała się i uciekła kilka poziomów wyżej. Dzikopysk uderzył łapą w zielono-czarny symbol Omnitrixa i przemienił się w innego kosmitę. Wygiął się w jakiejś okrutnej agonii, a z jego ciała wysunęły dwie dodatkowe łapy, stał się jakby wyższy i potężniejszy.
         - Czteroręki!
         - Myślałem, że wyrosłeś z wrzasków – sarknął Kevin.
         Nagle pod ich stopy upadły drobne, brązowe kamienie – niekształtne, krzywe, nieoszlifowane. Zanim zdążyli sobie przypomnieć, że dobrze już znali ich działanie, zaczęły błyskawicznie rosnąć, a na przodzie uwypukliły się głowy potworów. Kilkanaście istot, przypominających trochę byki bez rogów, stało przed nimi niczym stado wściekłych psów. Obślinione, dyszące, tylko czekały, by rzucić się i zaatakować.
         - Naprawdę myślisz, że to nas powstrzyma?! – wrzasnął Czteroręki.
         - Na pewno zatrzyma na jakiś czas! – odparła śpiewnie i rzuciła się do ucieczki, przeskakując nad przepaścią między pomostami. W mgnieniu oka otworzyła portal i znikła w miejsce tylko jej znane. Zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył ją powstrzymać, przejście zaszumiało, zabłysnęło i zamknęło się bezpowrotnie.
         - Cholera by ją – jęknął wściekły Kevin.
         – Skopiemy im dupy i ruszamy do pałacu – zakomenderował Czteroręki, łapiąc dwa warczące stworzenia. Uderzył nimi o siebie, jakby były dwoma talerzami. Roztrzaskały się na drobne kawałki, a zaraz w ich ślady poszły kolejne.
         - Nie rozkazuj mi, Tennyson – warknął Kevin, kopiąc stwora i zrzucając go z pomostu. – Gdzie do cholery jest Gwen, kiedy jest potrzebna?!
         Gwendolyn wbiegła na pomost dokładnie w chwili, gdy wypowiadał te słowa. Wbrew sobie, poczuła, że coś w niej pęka. Brzmiał jakby była tylko dawnym przyjacielem, kimś, z kim łączyły tylko obowiązki, żadne inne, cieplejsze więzi. Skoncentrowała się na manie wewnątrz kamiennych stworów i zacisnęła pięści. Przez moment nic się nie działo, tak rzadko używała tego zaklęcia, że wyszła z wprawy. Wyszeptała jakieś niezrozumiałe słowa, ledwo poruszając wargami.
         Nagle stwory zadygotały, a zaraz potem rozpadły się na milion drobnych kawałeczków, po prostu wybuchły. Kevin zdumiony cofnął się kilka kroków, omal nie wpadając na Czterorękiego. Ten spojrzał z uznaniem na kuzynkę i pokiwał głową.
         - Dajesz czadu, kuzyneczka.
         Gwendolyn pomyślała, że to trochę zabawne, że mimo upływu lat, mimo dojrzałości i pozycji statecznego ojca dwójki dzieci, nadal gadał jak niewyżyty szesnastolatkiem. Dla niej kuzyn na zawsze miał pozostać tym rozczochranym dzieciakiem, który kradł jej spinki, tylko po to, żeby jej dokuczyć.
         - Idziemy – sapnął Kevin.
         - A wiesz gdzie? – Gwendolyn uniosła brwi na taką wysokość, że Kevin poczuł się jakoś nieswojo. Zdał sobie sprawę, że wyrosła między nimi niewidzialna bariera, której przekroczenie po tylu latach wydawało się być niemożliwe.
         Żałował. Żałował wielu rzeczy. Wszystko potoczyło się nie tak, jak jej obiecywał. Miało być małe, trzypokojowe mieszkanie, miało być dziecko, miały być marzenia, miało być cudownie. Tymczasem wszystko się popsuło; to znaczy popsuli, on popsuł i ona popsuła. Zapomniał, że była jego snem. Ona zapomniała, jak to jest być zakochaną.
         - Namierzysz ją? – Czteroręki  podniósł z ziemi kilka srebrnych kosmyków, które obciął Kevin w czasie walki. Gwendolyn dotknęła ich opuszkami chudych palców, włosy rozwiał jej niewyczuwalny podmuch, a oczy zabłysły na różowo. Czuła manę tętniącą w każdej jej żyle, czuła energię wypełniającą każdą komórkę.
         - Tam – szepnęła, wskazując drogę. – Tam jest Czarodziejka.

         - Idziemy – zadecydował Czteroręki, przemieniając z powrotem w człowieka. 

4 komentarze:

  1. misiu08:53

    Coś czuję, że oni ją zabiją. Byłoby fajnie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za bardzo lubię Czarodziejkę, żeby jej się od razu pozbywać ;p
      Nowość pewnie w niedziele, ewentualnie wtorek.

      Usuń
  2. Blog jest (jak pisałam już dzisiaj kilka razy XD) Genialny! Ale mogłabyś powiadamiać mnie o nowych rozdziałach? Bo jeszcze nie wiem jak ten blog funkcjonuje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo za wszystkie komentarze, cieszę się, że się podobało :D Jasne, będą informować. Pozdrawiam,

      Usuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)