17 sierpnia 2013

Ktoś (one-shot, Avatar:Legenda Aanga, zutara)


        - Ile to się będzie jeszcze ciągnąć?
        Pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo Azula była zbyt zajęta zabawą koronką przy swojej sukni, by zwrócić uwagę na zmartwienia swojego brata. Siedziała spokojnie, nieco przygarbiona i nieobecna, opierając się o ścianę i milczała, zupełnie jakby była w swoim świecie.
        Zuko, nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji, wrócił do żmudnego podpisywania raportów. Kiedyś myślał, że obowiązki Władcy Ognia będą dużo przyjemniejsze niż wielogodzinne ślęczenie nad papierami. Dziwne, że te wszystkie księgi, w których zaczytywał się z matką jako dziecko, nie mówiły nic o stertach listów, sprawozdań i próśb, a skupiały się jedynie na heroicznych walkach, wspaniałych bitwach, pięknych kobietach i wystawnym życiu.
        Właściwie, nie był znudzony, a poirytowany. Wciąż te same zgłoszenia, problemy, spory. Tu grupa bandytów próbowała zaatakować przejezdnych, tu znowu próby zamachu na kuzyna ciotki bratanka gubernatora od strony żony albo jakieś niedopatrzenie w budżecie kraju. Ile można!
        Tymczasem sterta wcale się nie zmniejszała, a wręcz przeciwnie, służący doniósł mu dodatkowy zestaw kartek. Miał ochotę spalić te wszystkie śmieci i posłać do czorta, byle ulżyć obolałemu od wysiłku nadgarstkowi.
        Azula nagle uniosła roziskrzone ślepia i Zuko przez moment był pewny, że w jednym ze swoich napadów furii rzuci się na niego, ale tylko rozejrzała się po pokoju, jakby nagle stał się dla niej interesujący. Pomyślał, że gdyby cisnęła błyskawicą, zniszczyłaby sterty raportów, pomagając w jego niedoli. Wstała i zaczęła spacerować po pokoju, milcząc.
        Mimo całej swojej nieprzewidywalności, Azula została stworzona, by rządzić. Despotyczna, władcza i silna potrafiła podporządkować swojej woli całe wojsko. Czasem chciałby dostać od niej jakąś radę, jak zdusić bunt jakiegoś admirała albo wykorzenić z szeregów wojska niechęć do innych nacji.
        - Zuzu...
        Mógł mieć dwadzieścia dwa lata, mógł być najpotężniejszym człowiekiem w całym kraju, mógł mieć na jedno zawołanie pół wojska przed sobą, ale co z tego, skoro własna siostra nie miała szacunku do jego pozycji, wciąż nawołując go po prostu „Zuzu” jakby miał kilka lat.
        - Hmm? – uniósł oczy znad papierów i zobaczył, że Azula przygląda się portretowi rodzinnemu. Podwinęła rękawy sukni, stanęła na palcach i zdjęła obraz ze ściany gabinetu. Przeraził się, że - chcąc pokazać mu, że uznanie jej, szalonej kobiety, za spokojną i rozsądną, rzuci jedną z niewielu pamiątek po matce i roztrzaska ją o ścianę. Odetchnął z ulgą, gdy po prostu przygląda się surowej twarzy ojca, łagodnym oczom matki i zawziętych min ich dwojga.
        - Pomyślałam, że wtedy byłeś bardzo szczęśliwy – wyjaśniła, odkładając obraz na miejsce. Usiadła na podłodze i zamyśliła się głęboko. Zuko uniósł brew, ale nic nie powiedział. Czasem Azula snuła swoje bezcelowe wywody o sprawach filozoficznych, bo po prostu jej się nudziło, ale czasem szyfrowała w nich znaki, że zaraz może się zrobić niebezpiecznie.
        - To były szczęśliwe dni naszej rodziny – przytaknął ostrożnie, obserwując rozpalone oczy Azuli.
        - W rodzinie jest się szczęśliwym – stwierdziła. Zuko wciąż nie rozumiał, do czego właściwie ona drąży, ale na wszelki wypadek wstał i podszedł do siostry, by móc udaremnić wszelką próbę zamachu na siebie lub służbę. Przykucnął i odgarnął zabłąkane pasmo włosów, które opadła na czoło.
        Gdzie się podziała tamta wyrafinowana sadystka? Czyżby umarła, pozostawiając jedynie skorupę, która budziła jedynie litość, a nie strach? Zuko pamiętał, że dawniej siostra budziła lęk we wszystkich, nawet w nim samym, bo miała w sobie coś diabolicznego. Była przerażająca, ale piękna w swoim okrucieństwie. Teraz pozostała z niej tylko żałosna wariatka, z której służba drwiła po cichu.
        - Potrzeba ci rodziny – stwierdziła, marszcząc po dziecięcemu nos.
        - Mam rodzinę – odpowiedział, coraz bardziej nie rozumiejąc, czy chce po prostu strzępić język czy chce coś przekazać. – Ciebie. I mam przyjaciół.
        - Nie. – Azula wstała, zupełnie jakby coś postanowiła. Spojrzała na niego z góry z powagą pięciolatki i zadecydowała: - Potrzeba ci żony.
        Zuko omal się nie przewrócił. Zgięte nogi odmówiły mu posłuszeństwa i omal się nie przechylił. Stłumił śmiech i wstał z kucek, zastanawiając się, co takiego naprowadziło siostrę na takie postanowienie.
        - Bzdura, całkiem mi dobrze – odparł. Już miała coś powiedzieć, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Zuko zostawił ją na chwilę samą i skierował się w stronę drzwi, modląc się, żeby to nie był kolejny służący z papierami.
        Ku jego zdziwieniu, w drzwiach pojawiła się smukła, opalona kobieta w granatowych szatach. Nie spodziewał się gościa o tak później porze, a już zwłaszcza nie takiego.
        - Lordzie Zuko – kobieta pochyliła głowę z lekkim uśmiechem, świadoma, że nie lubił, gdy przyjaciela zwracali się do niego w ten sposób. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
        - Oczywiście, że nie, Magu Kataro – odparł, przedrzeźniając jej oficjalny ton. – Proszę, wejdź.
        Katara z Plemienia Wody często bywała w Kraju Ognia w sprawach politycznych. Konflikty w stosunkach ich krain były często, dużo częstsze niż innych nacji i niemal stale trzeba było je łagodzić z różnym skutkiem. Powód jej obecnej wizyty był taki sam jak wcześniejszych, i tak jak za każdym poprzednim razem, ugościł ją w swoim pałacu.
        - Na przykład ona! – wykrzyknęła nagle Azula, łapiąc Katarę za ręce. – Jest nadęta, ale by się na dała, co myślisz, Zuzu?
        - Nadała do czego? – Katara uniosła brwi i spojrzała pytająca na Zuko, po czym przeniosła wzrok na Azulę. On też nie zrozumiał, o co właściwie chodziło siostrze, a znając jej zmienność, mogło się to tyczyć wszystkiego.
        Azula, zirytowana, że ludzie wokół niej są tak niepojętni i pozbawieni zdolności logicznego myślenia, pokręciła głową i zaczęła wyjaśniać:
        - Rozmawiałam z Zuzu i...
        Zuko przerwał jej w tej samej chwili, zrozumiawszy, o co chodzi. Katara nadawała się na jego żonę, o tym mówiła! Spąsowiał na samą myśl o takim absurdzie. Gdyby pozwolił siostrze skończyć, pewnie zaczęliby się razem śmiać do łez z niedorzeczności takich bredni, ale... Coś w nim nie chciało poruszać dziwnego tematu.
        - Powinnaś już iść – powiedział, oddając siostrę w ręce pokojówki, która pojawiła się znikąd. Odetchnął z ulgą, gdy już wyszła, świadomy, że Katara byłaby z pewnością zażenowana pomysłami Azuli.
        Napotkał jej pełen współczucia wzrok i nieśmiały uśmiech.
        - Jak z nią? – spytała bez zgryźliwości czy szyderstwa. Opadł ciężko na fotel, wskazując jej miejsce naprzeciw niego.
        - Jak widać. Ma lepsze i gorsze dni, czasem chce mnie podpalić, a czasem gra kochającą siostrzyczkę – westchnął cicho.
        - Przykro mi – powiedziała.
        - Nie jest ci przykro. Chciała cię zabić i całą twoją drużynę. Dlaczego miałabyś jej żałować? – zirytował się Zuko, a gładkie do tej chwili czoło spochmurniało i zmarszczyło się groźnie.
        - Owszem, jest mi przykro, bo jest twoją siostrą i nie cieszy mnie twoje nieszczęście – odparła Katara, urażona oskarżeniem przyjaciela.
        - Przepraszam – mruknął cicho. – Co cię sprowadza? – powiedział już głośniej, chcąc odciągnąć myśli od siostry, w obawie, że jeszcze zapyta, o czym wcześniej mówiła. Wolał uniknąć tematu, nie chciał jej urazić. W końcu była dziewczyną samego Avatara.
        - Chciałam ci podziękować za załatwienie tej sprawy – wyjaśniła, mając na myśli spór między wioską osiedloną głównie przez uchodźców z Plemienia Wody, którzy umknęli tu wiele lat temu, jeszcze przed narodzeniem jej i Zuko, i osiedlili się na stałe a grupą zdesperowanych magów ognia, mających dość równości między narodami.
        - Nie zrobiłem nic, co wykraczałoby poza moje obowiązki. Wyjeżdżasz, prawda? – spytał ze smutkiem, którego sam nie rozumiał.
        - Tak – przyznała. – Mam dość wiecznego kursowania między krajami, wykańcza mnie to.
        - Więc zostań jeszcze kilka dni, odpoczniesz – zaproponował, posyłając jej zachęcający uśmiech. – Byłaś tu tyle razy, a chyba jeszcze nigdy nie zwiedziłaś miasta.
        - Chciałabym – westchnęła, zwieszając bezradnie ramiona. – Ale to nie takie proste, Zuko.
        - Ależ to jest bardzo proste – zbagatelizował natychmiast. – Jedno polecenie, a służba będzie gotowa na przedłużenie twojego pobytu, a ja obiecuje dotrzymać ci towarzystwa. Nie sądzę, żeby twój chłopak miał pretensje za drobne spóźnienie.
        Katara wywróciła oczami, ale wydawało mu się, że skuliła się w sobie i posmutniała lekko.
        - Już nie chłopak – mruknęła tak cicho, że sądziła, iż usłyszy ją tylko stempel do papieru, a jednak ponure wyznanie doszło do uszu Zuko. Chciał zapytać o więcej, ale wrodzona dyplomacja kazała mu milczeć i powstrzymać ciekawskie pytania. Poczuł jednak coś na kształt satysfakcji...? Nie potrafił tego wyjaśnić. Katara szybko zaczęła mówić dalej: - Nie mam na myśli takich przeszkód. Martwiłabym się, co się dzieje w moim Plemieniu. Mam wielu chorych, którzy potrzebują opieki, a Magowie z sąsiedniego Plemienia nie mogą robić wszystkiego.
        - Obowiązek, co?
        - Obowiązek – przytaknęła. – I ty też masz swoje obowiązki, prawda? Powinnam iść.
        - Daj spokój – Zuko powstrzymał ją gestem. –  Moje obowiązki mogą poczekać. Wiesz, jak rzadko goszczę tu przyjaciół? Twój brat niemal nie opuszcza wyspy Kyoshi, Toph przepadła gdzieś w Królestwie Ziemi, ty zjawiasz się tylko w sprawach politycznych, a Aang wpadnie od wielkiego dzwonu. Brakuje mi towarzystwa.
        Katara wydawała się przez moment rozważać propozycję, świadoma, że powinna być gotowa do długiej podróży statkiem, jaka ją czekała, a zerwana noc na pewno niczemu nie pomoże. A jednak spędzenie czasu w towarzystwie dawno niewidzianego przyjaciela wydawało jej się dużo ciekawsze niż kolejna noc spędzona na przekręcaniu się z boku na bok i wpatrywaniu się w księżyc.
        - Niech będzie – powiedziała, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Zuko uśmiechnął się i odsunął ze stolika papiery, żeby nie psuły mu widoku na gościa. Część kartek zsunęła się na podłogę z szelestem, ale nie zwrócił na to uwagi.
        - Mogę spytać, o co chodziło Azuli? – zerknęła na niego bystrymi, niebieskimi oczami.
        Zuko spojrzał na nią zaskoczony pytaniem. Według wszelkiej logiki, powinien się nie przejmować, opowiedzieć jej historyjkę w formie żartu, a potem oboje zaśmiewaliby się przez resztę spotkania. Nie potrafił mówić o pomyśle, by ona była jego żoną, bez rumieńca, mimo, że był Władcą Ognia. Nagle przez głowę przemknęła mu szalona myśl, że może powinien spróbować pogłębić swoją relację z Katarą, przecież zawsze mu się podobała. Dzielna i inteligentna, a przy okazji egzotyczna i piękna była niemal idealnym materiałem na żonę. Omal nie uderzył się w czoło na tę idiotyczną myśl. Czyżby Azula zaraziła go niedorzecznością?
        - Zuko...?
        - Tak? – wybudził się ze swoim absurdalnych myśli.
        - Odpłynąłeś na chwilę – przypomniała mu.
        - Wybacz, mam dużo pracy i na chwilę zająłem się nie tym, co trzeba. O czym my to... – zawiesił, jakby w zamyśleniu, lustrując Katarę wzrokiem. Odkąd spotkali się po raz pierwszy kilka lat temu wypiękniała. Z rumianego podlotka przemieniła się w poważną kobietą i jedynym, co pozostało jej z dziecka, były wielkie, naiwne oczy. Może wypadałoby powiedzieć, że były pełne nadziei czy miłości, ale Zuko zawsze  twierdził, że odzwierciedlały zaufanie, którym darzyła połowę, jeśli nie cały, świat.
        - O twojej siostrze i waszej rozmowie – podsunęła błyskawicznie.
        - Będziesz się śmiać, jak ci powiem – westchnął cicho. – Doszła do wniosku, że potrzeba mi żony. No i wtedy weszłaś ty i...
        - I doszła do wniosku, że mogę być kandydatką – Katara zaśmiała się serdecznie. – Azula ma nieprawdopodobne pomysły, doprawdy. Ja i ty? Co za absurd! Dawno nikt nie powiedział nic równie zabawnego.
        - Tak, niemożliwe – Zuko zawtórował jej, ale jakoś niepewnie. Dziwnie się poczuł, gdy Katara tak wyśmiała taką możliwość. Mimo, że daleko mu było do zakochania, miała w sobie urok, który go przyciągał. Poczuł się nieco urażony, ale nie dał po sobie poznać.
        Minęła północ, gdy jeszcze rozmawiali, a tematom zdawało się nie mieć końca. Zuko zdjął z włosów tradycyjną ozdobę rodziny królewskiej i pozwolił opaść pasmom na ramiona i czoło, odchylił się na krześle, balansując na dwóch nogach. Katara z kolei ściągnęła pantofle i podwinęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami.
        - Zimno ci? – zaniepokoił się Zuko, natychmiast wzywając do siebie służbę. – Chłodna dzisiaj noc – zauważył.
        - Daj spokój, jest dobrze. Przywykłam do znacznie niższych temperatur. Ale faktycznie, jakoś dziwnie chłodno jak na te okolice.
        Kiedy znużona służąca w czerwonych szatach zjawiła się w drzwiach, starając się ukryć zmęczenie, Zuko nakazał przynieść ogniste wino i koc dla Maga Katary, na co kobieta bez słowo opuściła pomieszczenie. Za moment znów zjawiła się razem z tacą, na której ustawiono dwa głębokie, pozłacane kielichy z ciemnoczerwonym, parującym płynem. Postawiła je na blacie, z największym namaszczeniem uważając na kielichy, najpewniej bardzo cenne. Podała Katarze miękkie, puszyste zawiniątko i ukłoniła się z szacunkiem, znikając za drzwiami.
        - Nie trzeba było – mruknęła Katara, otulając się miękkim kocem.
        Zuko tylko pokręcił głową i zamyślił się nad czymś głęboko, zerkając za okno. Niebo było ponure i zachmurzone, zupełnie jakby zbierało się na deszcz, a księżyc ledwo przebijał się przez burzową zasłonę. Usłyszał urwany pisk Katary, gdy właśnie miał pytać, jak zamierza wracać, gdy zbiera się na burze.
        - Niech to diabli – jęknęła cicho Katara, ocierając sparzone wargi. Kielich omal nie wypadł jej z rąk, gdy odstawiała go z powrotem na blat. – Mogłeś powiedzieć, że to wrzątek!
        - Nie wrzątek – potrząsnął głową. – Jest parujący, ma w nazwie ogień, prosiłem o niego, bo ci zimno. Myślałem, że jesteś dość bystra, by się zorientować, że możesz się poparzyć.
        Wywróciła tylko oczami i dmuchnęła na wino, starając się jakoś je ostudzić. Milczeli dłuższą chwilę, oboje skupieni na sobie. W pokoju zaległa tak zwana dobra cisza. Cisza spokojna i wyrozumiała, a nie natarczywa i nieprzyjazna.
        - Mogę być wścibski? – spytał nagle Zuko.
        - Możesz.
        - Rozstałaś się z Aangiem, prawda?
        - Nie zawracasz sobie głowy grzecznościami, tylko walisz prosto z mostu, hę? – Katara zmarszczyła brwi.      Zuko zmieszał się natychmiast i szukał innego tematu, byle tylko odwrócić jej uwagę od swojej nieuprzejmości. Ona jednak mówiła dalej: - Ale tak, masz rację. Nie jesteśmy już razem. Zabawne, że potrafiliśmy być ze sobą, kiedy wszystko dookoła się sypało, a gdy nagle wojna ucichła, my się posypaliśmy – wyjaśniła gorzko.
        - Przykro mi – mruknął Zuko.
        - Dlaczego? Może tak powinno być, nie wiem. Jesteśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi. Może zawsze tak było, a tragedie wyolbrzymiły nasze uczucia? Nie wiem, nieważne... – westchnęła ponuro. – Och, przepraszam. Zebrało mi się na nudne wynurzenia, obiecuję przestać.
        - Nie, daj spokój. Chcesz pogadać, to pogadajmy. Wiem, że ciężko jest pożegnać kogoś, kogo się uważało za partnera.
        - Mówisz o Mai? – Katara spojrzała na niego bystro. Niewiele o niej wiedziała, rozmawiały rzadko, zazwyczaj o polityce albo gospodarce. Być może spowodowane było to małomównością Mai, a może brakiem jakichkolwiek więzi i brakiem chęci ich zawiązania.
        Skinął głową.
        - Rozstaliśmy się w gniewie co najmniej trzy lata temu. Jakoś nie potrafiliśmy znieść siebie nawzajem, ona zbyt ponura, a ja zbyt zapracowany.
        - Żałujesz?
        - Nie wiem. Była dobrą partią, bez wątpienia, no wiesz. Córka dawnego gubernatora, wszyscy oczekiwali, że będziemy razem. Jej rodzina liczyła, że zostanie „Firelady”, a poddani widzieli w niej idealną Władczynię. Było, minęło – powiedział chłodno. Sam nie wiedział, czy żałował, czy cieszył się z samotności. Miał zbyt wiele obowiązków, by myśleć o tym, co bezpowrotnie minęło.
        Katara uniosła brwi, ale nie spytała o nic więcej.
        - Czasem mam wrażenie, że czegoś brakuje, wiesz? – powiedziała nagle, patrząc na niego w taki sposób, że w jego brzuchu pojawił się dziwny ucisk. – Czegoś potrzebnego do szczęścia.
        - Nie czegoś – szepnął, pochylając się nad stołem. – Kogoś.
        - K o g o ś?
        Wstał zza biurka i podszedł do niej, kucając przed fotelem. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zgubił gdzieś sens słów.
        Nie wiedział, czy była to kwestia zauroczenia czy błogiego upojenia winem, ale poczuł nagle dziwne pragnienie. Nie patrzył dłużej w te bezdenne oczy, po prostu ją pocałował. Nie tak, jak całował Mai, nie tak, jak całuje się na dobranoc, ale dziko i niespokojnie. Jakby chciał zakleić rany po rozstaniu jej smakiem, jakby nigdy w życiu nie kochał, jakby marzył o tym od wieku.
        I chociaż logika nakazywała jej go odepchnąć, nazwać „dupkiem”, oddała pocałunek, zaplatając palce w jego włosy. Szukała językiem jego języka, gryzła i wzdychała słabo, czując coś dziwnego w sercu.
        - Miałam rację! – usłyszeli piskliwy okrzyk pełen szalonej radości. Azula zaglądała do gabinetu przez szparę i uśmiechała się triumfalnie. – Braciszek ożeni się z Nadętą!
        Nim zdążyli zaprzeczyć, umknęła gdzieś, w sobie tylko znane miejsce. Katara otarła usta i spojrzała na Zuko błyszczącymi oczami.

        - Chyba faktycznie kogoś mi brakuje.

13 komentarzy:

  1. Rumiko-san12:23

    Trochę przydługie i miejscami traciło sens, ale podobało mi się :D Końcówka najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh nie... nie mów, że lubisz Zutarę. Dla mnie istnieje tylko on i Mai... albo ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, shippuje Zutarę jak cholera :)
      Mój numer jeden w parach z Aanga.

      Usuń
    2. Mogłaś nie mówić. Istnieje tylko on i Mai. Fanatyczka pod tym względem się kłania. Ale to już mówiłam, w każdym razie już wolę Toph i Sokkę, w ogóle wolę Toph od Katary, więc już ona lepiej by się nadawała na żonę mojego Zuko. Katara jest Aanga, koniec krpka. Nie chcę brzmieć niemiło, więc nie bierz tego do siebie.

      Usuń
    3. Wśród par z Aanga mój numer jeden to Zutara, jak pisałam :D
      Do Kataang też nic nie mam, są w porządku. I chyba nie ma pary w Aangu, której bym całkowicie nie mogła przełknąć.

      Między Toph i Katarą nie umiem wybrać; obie są w porządku i obie lubię. Toph widzę ewentualnie z Aangiem, ale z Sokką już gorzej, bo sympatią darzę też Suki.

      Usuń
    4. Też lubię Suki, ale właściwie nie wiem czy nie wolałabym jego i Sokki. Pozostaje jeszcze nasz księżyc (Yue), ciekawej jak to jest mieć za dziewczynę księżyc.

      Usuń
    5. Anonimowy17:10

      Nie wiem, czy nie wolałabym Toph i Sokki, nienawidzę pisać na telefonie.

      Usuń
    6. Yep, rozumiem, bo gdy sama piszę na telefonie robię zawsze jakieś omyłki, coś gubię. Na swoim pierwszym, pierwszym dotykowym uczyłam się pisać chyba z miesiąc. A skoro o tym mowa - za każdym razem, gdy telefon coś zgubi/przekręci, przypomina mi się ten komiks z Chatolandii - http://takbardzozle.blogspot.com/2013/04/79-zdradliwa-suka.html.
      Yue była dla mnie za krótko... Jakoś w ogóle nie widziałam jej w układaniu parrignów z Avatara. Zniknęła po kilku odcinkach i chyba nie pałałam do niej specjalną miłością.
      Toph i Sokka... U mnie średnio, widzę ich bardziej jako kumpli, chociaż mieli swoje urocze momenty, jak ten, gdy Sokka przyznaje się, że nie pamięta matki.

      Usuń
    7. Tyle że w komiksach, Toph i Sokka, do siebie pasowali. Czytałaś te tłumaczone przez Linsdey (czy jak to się to pisze)? I dlatego zresztą ta para mi się spodobała, co nie znaczy, że każdemu musi. W sumie trudno byłoby ich sobie wyobrazić razem, ale jak już się to zrobi to wyglądają razem bardzo ładnie. A i nawet w odcinkach się na niego rzuciła, bo myślała, że to Suki, (byli w wodzie) ale to strasznie słodko wyglądało...

      Usuń
    8. Chyba nie :c
      Z komiksów kojarzę tylko Research czy jakoś tak, ale to bardziej ze streszczeń niż z czytania.
      A, pamiętam! To chyba było w Wężowej Grobli czy jakoś tak. I ten rumieniec Toph, gdy zorientowała się, że to jednak nie Sokka jest jej bohaterem i ratownikiem <3 Faktycznie uroczo.

      Usuń
  3. Anonimowy21:35

    Więcej takich miniaturek! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy18:28

    Piękne =D mam nadzieję że napiszesz jeszcze jakiś one show z Zuko i Katara :)

    OdpowiedzUsuń
  5. myślę, że świetnie charakteryzujesz bohaterów i używasz ładnego, dojrzałego języka. Czuć powiew świeżości! Jednak mam zastrzeżenia do zbyt szybkiego pocałunku Zuko i Katary...
    Wpadnij na mój blog o tej samej tematyce będę wdzięczna :) zutara-wodaiogientojednosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)