Pytanie
pozostało bez odpowiedzi, bo Azula była zbyt zajęta zabawą koronką przy swojej
sukni, by zwrócić uwagę na zmartwienia swojego brata. Siedziała spokojnie,
nieco przygarbiona i nieobecna, opierając się o ścianę i milczała, zupełnie
jakby była w swoim świecie.
Zuko,
nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji, wrócił do żmudnego podpisywania
raportów. Kiedyś myślał, że obowiązki Władcy Ognia będą dużo przyjemniejsze niż
wielogodzinne ślęczenie nad papierami. Dziwne, że te wszystkie księgi, w
których zaczytywał się z matką jako dziecko, nie mówiły nic o stertach listów,
sprawozdań i próśb, a skupiały się jedynie na heroicznych walkach, wspaniałych
bitwach, pięknych kobietach i wystawnym życiu.
Właściwie,
nie był znudzony, a poirytowany. Wciąż te same zgłoszenia, problemy, spory. Tu
grupa bandytów próbowała zaatakować przejezdnych, tu znowu próby zamachu na
kuzyna ciotki bratanka gubernatora od strony żony albo jakieś niedopatrzenie w
budżecie kraju. Ile można!
Tymczasem
sterta wcale się nie zmniejszała, a wręcz przeciwnie, służący doniósł mu dodatkowy
zestaw kartek. Miał ochotę spalić te wszystkie śmieci i posłać do czorta, byle
ulżyć obolałemu od wysiłku nadgarstkowi.
Azula
nagle uniosła roziskrzone ślepia i Zuko przez moment był pewny, że w jednym ze
swoich napadów furii rzuci się na niego, ale tylko rozejrzała się po pokoju,
jakby nagle stał się dla niej interesujący. Pomyślał, że gdyby cisnęła
błyskawicą, zniszczyłaby sterty raportów, pomagając w jego niedoli. Wstała i
zaczęła spacerować po pokoju, milcząc.
Mimo
całej swojej nieprzewidywalności, Azula została stworzona, by rządzić.
Despotyczna, władcza i silna potrafiła podporządkować swojej woli całe wojsko.
Czasem chciałby dostać od niej jakąś radę, jak zdusić bunt jakiegoś admirała
albo wykorzenić z szeregów wojska niechęć do innych nacji.
-
Zuzu...
Mógł
mieć dwadzieścia dwa lata, mógł być najpotężniejszym człowiekiem w całym kraju,
mógł mieć na jedno zawołanie pół wojska przed sobą, ale co z tego, skoro własna
siostra nie miała szacunku do jego pozycji, wciąż nawołując go po prostu „Zuzu”
jakby miał kilka lat.
-
Hmm? – uniósł oczy znad papierów i zobaczył, że Azula przygląda się portretowi
rodzinnemu. Podwinęła rękawy sukni, stanęła na palcach i zdjęła obraz ze ściany
gabinetu. Przeraził się, że - chcąc pokazać mu, że uznanie jej, szalonej
kobiety, za spokojną i rozsądną, rzuci jedną z niewielu pamiątek po matce i
roztrzaska ją o ścianę. Odetchnął z ulgą, gdy po prostu przygląda się surowej
twarzy ojca, łagodnym oczom matki i zawziętych min ich dwojga.
-
Pomyślałam, że wtedy byłeś bardzo szczęśliwy – wyjaśniła, odkładając obraz na
miejsce. Usiadła na podłodze i zamyśliła się głęboko. Zuko uniósł brew, ale nic
nie powiedział. Czasem Azula snuła swoje bezcelowe wywody o sprawach
filozoficznych, bo po prostu jej się nudziło, ale czasem szyfrowała w nich
znaki, że zaraz może się zrobić niebezpiecznie.
-
To były szczęśliwe dni naszej rodziny – przytaknął ostrożnie, obserwując
rozpalone oczy Azuli.
-
W rodzinie jest się szczęśliwym – stwierdziła. Zuko wciąż nie rozumiał, do
czego właściwie ona drąży, ale na wszelki wypadek wstał i podszedł do siostry,
by móc udaremnić wszelką próbę zamachu na siebie lub służbę. Przykucnął i
odgarnął zabłąkane pasmo włosów, które opadła na czoło.
Gdzie
się podziała tamta wyrafinowana sadystka? Czyżby umarła, pozostawiając jedynie
skorupę, która budziła jedynie litość, a nie strach? Zuko pamiętał, że dawniej
siostra budziła lęk we wszystkich, nawet w nim samym, bo miała w sobie coś
diabolicznego. Była przerażająca, ale piękna w swoim okrucieństwie. Teraz pozostała
z niej tylko żałosna wariatka, z której służba drwiła po cichu.
-
Potrzeba ci rodziny – stwierdziła, marszcząc po dziecięcemu nos.
-
Mam rodzinę – odpowiedział, coraz bardziej nie rozumiejąc, czy chce po prostu
strzępić język czy chce coś przekazać. – Ciebie. I mam przyjaciół.
-
Nie. – Azula wstała, zupełnie jakby coś postanowiła. Spojrzała na niego z góry
z powagą pięciolatki i zadecydowała: - Potrzeba ci żony.
Zuko
omal się nie przewrócił. Zgięte nogi odmówiły mu posłuszeństwa i omal się nie
przechylił. Stłumił śmiech i wstał z kucek, zastanawiając się, co takiego
naprowadziło siostrę na takie postanowienie.
-
Bzdura, całkiem mi dobrze – odparł. Już miała coś powiedzieć, gdy rozległo się
ciche pukanie do drzwi. Zuko zostawił ją na chwilę samą i skierował się w
stronę drzwi, modląc się, żeby to nie był kolejny służący z papierami.
Ku
jego zdziwieniu, w drzwiach pojawiła się smukła, opalona kobieta w granatowych
szatach. Nie spodziewał się gościa o tak później porze, a już zwłaszcza nie takiego.
-
Lordzie Zuko – kobieta pochyliła głowę z lekkim uśmiechem, świadoma, że nie
lubił, gdy przyjaciela zwracali się do niego w ten sposób. – Mam nadzieję, że
nie przeszkadzam.
-
Oczywiście, że nie, Magu Kataro – odparł, przedrzeźniając jej oficjalny ton. –
Proszę, wejdź.
Katara
z Plemienia Wody często bywała w Kraju Ognia w sprawach politycznych. Konflikty
w stosunkach ich krain były często, dużo częstsze niż innych nacji i niemal
stale trzeba było je łagodzić z różnym skutkiem. Powód jej obecnej wizyty był
taki sam jak wcześniejszych, i tak jak za każdym poprzednim razem, ugościł ją w
swoim pałacu.
-
Na przykład ona! – wykrzyknęła nagle Azula, łapiąc Katarę za ręce. – Jest
nadęta, ale by się na dała, co myślisz, Zuzu?
-
Nadała do czego? – Katara uniosła brwi i spojrzała pytająca na Zuko, po czym
przeniosła wzrok na Azulę. On też nie zrozumiał, o co właściwie chodziło
siostrze, a znając jej zmienność, mogło się to tyczyć wszystkiego.
Azula,
zirytowana, że ludzie wokół niej są tak niepojętni i pozbawieni zdolności
logicznego myślenia, pokręciła głową i zaczęła wyjaśniać:
-
Rozmawiałam z Zuzu i...
Zuko
przerwał jej w tej samej chwili, zrozumiawszy, o co chodzi. Katara nadawała się
na jego żonę, o tym mówiła! Spąsowiał na samą myśl o takim absurdzie. Gdyby
pozwolił siostrze skończyć, pewnie zaczęliby się razem śmiać do łez z
niedorzeczności takich bredni, ale... Coś w nim nie chciało poruszać dziwnego
tematu.
-
Powinnaś już iść – powiedział, oddając siostrę w ręce pokojówki, która pojawiła
się znikąd. Odetchnął z ulgą, gdy już wyszła, świadomy, że Katara byłaby z
pewnością zażenowana pomysłami Azuli.
Napotkał
jej pełen współczucia wzrok i nieśmiały uśmiech.
-
Jak z nią? – spytała bez zgryźliwości czy szyderstwa. Opadł ciężko na fotel,
wskazując jej miejsce naprzeciw niego.
-
Jak widać. Ma lepsze i gorsze dni, czasem chce mnie podpalić, a czasem gra
kochającą siostrzyczkę – westchnął cicho.
-
Przykro mi – powiedziała.
-
Nie jest ci przykro. Chciała cię zabić i całą twoją drużynę. Dlaczego miałabyś
jej żałować? – zirytował się Zuko, a gładkie do tej chwili czoło spochmurniało
i zmarszczyło się groźnie.
-
Owszem, jest mi przykro, bo jest twoją siostrą i nie cieszy mnie twoje
nieszczęście – odparła Katara, urażona oskarżeniem przyjaciela.
-
Przepraszam – mruknął cicho. – Co cię sprowadza? – powiedział już głośniej,
chcąc odciągnąć myśli od siostry, w obawie, że jeszcze zapyta, o czym wcześniej
mówiła. Wolał uniknąć tematu, nie chciał jej urazić. W końcu była dziewczyną
samego Avatara.
-
Chciałam ci podziękować za załatwienie tej sprawy – wyjaśniła, mając na myśli
spór między wioską osiedloną głównie przez uchodźców z Plemienia Wody, którzy
umknęli tu wiele lat temu, jeszcze przed narodzeniem jej i Zuko, i osiedlili
się na stałe a grupą zdesperowanych magów ognia, mających dość równości między
narodami.
-
Nie zrobiłem nic, co wykraczałoby poza moje obowiązki. Wyjeżdżasz, prawda? –
spytał ze smutkiem, którego sam nie rozumiał.
-
Tak – przyznała. – Mam dość wiecznego kursowania między krajami, wykańcza mnie
to.
-
Więc zostań jeszcze kilka dni, odpoczniesz – zaproponował, posyłając jej
zachęcający uśmiech. – Byłaś tu tyle razy, a chyba jeszcze nigdy nie zwiedziłaś
miasta.
-
Chciałabym – westchnęła, zwieszając bezradnie ramiona. – Ale to nie takie
proste, Zuko.
-
Ależ to jest bardzo proste – zbagatelizował natychmiast. – Jedno polecenie, a
służba będzie gotowa na przedłużenie twojego pobytu, a ja obiecuje dotrzymać ci
towarzystwa. Nie sądzę, żeby twój chłopak miał pretensje za drobne spóźnienie.
Katara
wywróciła oczami, ale wydawało mu się, że skuliła się w sobie i posmutniała
lekko.
-
Już nie chłopak – mruknęła tak cicho, że sądziła, iż usłyszy ją tylko stempel
do papieru, a jednak ponure wyznanie doszło do uszu Zuko. Chciał zapytać o
więcej, ale wrodzona dyplomacja kazała mu milczeć i powstrzymać ciekawskie
pytania. Poczuł jednak coś na kształt satysfakcji...? Nie potrafił tego
wyjaśnić. Katara szybko zaczęła mówić dalej: - Nie mam na myśli takich
przeszkód. Martwiłabym się, co się dzieje w moim Plemieniu. Mam wielu chorych,
którzy potrzebują opieki, a Magowie z sąsiedniego Plemienia nie mogą robić
wszystkiego.
-
Obowiązek, co?
-
Obowiązek – przytaknęła. – I ty też masz swoje obowiązki, prawda? Powinnam iść.
-
Daj spokój – Zuko powstrzymał ją gestem. – Moje obowiązki mogą poczekać. Wiesz, jak
rzadko goszczę tu przyjaciół? Twój brat niemal nie opuszcza wyspy Kyoshi, Toph
przepadła gdzieś w Królestwie Ziemi, ty zjawiasz się tylko w sprawach
politycznych, a Aang wpadnie od wielkiego dzwonu. Brakuje mi towarzystwa.
Katara
wydawała się przez moment rozważać propozycję, świadoma, że powinna być gotowa
do długiej podróży statkiem, jaka ją czekała, a zerwana noc na pewno niczemu
nie pomoże. A jednak spędzenie czasu w towarzystwie dawno niewidzianego przyjaciela
wydawało jej się dużo ciekawsze niż kolejna noc spędzona na przekręcaniu się z
boku na bok i wpatrywaniu się w księżyc.
-
Niech będzie – powiedziała, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Zuko uśmiechnął
się i odsunął ze stolika papiery, żeby nie psuły mu widoku na gościa. Część
kartek zsunęła się na podłogę z szelestem, ale nie zwrócił na to uwagi.
-
Mogę spytać, o co chodziło Azuli? – zerknęła na niego bystrymi, niebieskimi
oczami.
Zuko
spojrzał na nią zaskoczony pytaniem. Według wszelkiej logiki, powinien się nie
przejmować, opowiedzieć jej historyjkę w formie żartu, a potem oboje
zaśmiewaliby się przez resztę spotkania. Nie potrafił mówić o pomyśle, by ona
była jego żoną, bez rumieńca, mimo, że był Władcą Ognia. Nagle przez głowę
przemknęła mu szalona myśl, że może powinien spróbować pogłębić swoją relację z
Katarą, przecież zawsze mu się podobała. Dzielna i inteligentna, a przy okazji
egzotyczna i piękna była niemal idealnym materiałem na żonę. Omal nie uderzył
się w czoło na tę idiotyczną myśl. Czyżby Azula zaraziła go niedorzecznością?
-
Zuko...?
-
Tak? – wybudził się ze swoim absurdalnych myśli.
-
Odpłynąłeś na chwilę – przypomniała mu.
-
Wybacz, mam dużo pracy i na chwilę zająłem się nie tym, co trzeba. O czym my
to... – zawiesił, jakby w zamyśleniu, lustrując Katarę wzrokiem. Odkąd spotkali
się po raz pierwszy kilka lat temu wypiękniała. Z rumianego podlotka
przemieniła się w poważną kobietą i jedynym, co pozostało jej z dziecka, były
wielkie, naiwne oczy. Może wypadałoby powiedzieć, że były pełne nadziei czy
miłości, ale Zuko zawsze twierdził, że
odzwierciedlały zaufanie, którym darzyła połowę, jeśli nie cały, świat.
-
O twojej siostrze i waszej rozmowie – podsunęła błyskawicznie.
-
Będziesz się śmiać, jak ci powiem – westchnął cicho. – Doszła do wniosku, że
potrzeba mi żony. No i wtedy weszłaś ty i...
-
I doszła do wniosku, że mogę być kandydatką – Katara zaśmiała się serdecznie. –
Azula ma nieprawdopodobne pomysły, doprawdy. Ja i ty? Co za absurd! Dawno nikt
nie powiedział nic równie zabawnego.
-
Tak, niemożliwe – Zuko zawtórował jej, ale jakoś niepewnie. Dziwnie się poczuł,
gdy Katara tak wyśmiała taką możliwość. Mimo, że daleko mu było do zakochania,
miała w sobie urok, który go przyciągał. Poczuł się nieco urażony, ale nie dał
po sobie poznać.
Minęła
północ, gdy jeszcze rozmawiali, a tematom zdawało się nie mieć końca. Zuko
zdjął z włosów tradycyjną ozdobę rodziny królewskiej i pozwolił opaść pasmom na
ramiona i czoło, odchylił się na krześle, balansując na dwóch nogach. Katara z
kolei ściągnęła pantofle i podwinęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami.
-
Zimno ci? – zaniepokoił się Zuko, natychmiast wzywając do siebie służbę. –
Chłodna dzisiaj noc – zauważył.
-
Daj spokój, jest dobrze. Przywykłam do znacznie niższych temperatur. Ale
faktycznie, jakoś dziwnie chłodno jak na te okolice.
Kiedy
znużona służąca w czerwonych szatach zjawiła się w drzwiach, starając się ukryć
zmęczenie, Zuko nakazał przynieść ogniste wino i koc dla Maga Katary, na co
kobieta bez słowo opuściła pomieszczenie. Za moment znów zjawiła się razem z
tacą, na której ustawiono dwa głębokie, pozłacane kielichy z ciemnoczerwonym,
parującym płynem. Postawiła je na blacie, z największym namaszczeniem uważając
na kielichy, najpewniej bardzo cenne. Podała Katarze miękkie, puszyste
zawiniątko i ukłoniła się z szacunkiem, znikając za drzwiami.
-
Nie trzeba było – mruknęła Katara, otulając się miękkim kocem.
Zuko
tylko pokręcił głową i zamyślił się nad czymś głęboko, zerkając za okno. Niebo
było ponure i zachmurzone, zupełnie jakby zbierało się na deszcz, a księżyc
ledwo przebijał się przez burzową zasłonę. Usłyszał urwany pisk Katary, gdy
właśnie miał pytać, jak zamierza wracać, gdy zbiera się na burze.
-
Niech to diabli – jęknęła cicho Katara, ocierając sparzone wargi. Kielich omal
nie wypadł jej z rąk, gdy odstawiała go z powrotem na blat. – Mogłeś
powiedzieć, że to wrzątek!
-
Nie wrzątek – potrząsnął głową. – Jest parujący, ma w nazwie ogień, prosiłem o
niego, bo ci zimno. Myślałem, że jesteś dość bystra, by się zorientować, że
możesz się poparzyć.
Wywróciła
tylko oczami i dmuchnęła na wino, starając się jakoś je ostudzić. Milczeli
dłuższą chwilę, oboje skupieni na sobie. W pokoju zaległa tak zwana dobra
cisza. Cisza spokojna i wyrozumiała, a nie natarczywa i nieprzyjazna.
-
Mogę być wścibski? – spytał nagle Zuko.
-
Możesz.
-
Rozstałaś się z Aangiem, prawda?
-
Nie zawracasz sobie głowy grzecznościami, tylko walisz prosto z mostu, hę? –
Katara zmarszczyła brwi. Zuko
zmieszał się natychmiast i szukał innego tematu, byle tylko odwrócić jej uwagę
od swojej nieuprzejmości. Ona jednak mówiła dalej: - Ale tak, masz rację. Nie
jesteśmy już razem. Zabawne, że potrafiliśmy być ze sobą, kiedy wszystko
dookoła się sypało, a gdy nagle wojna ucichła, my się posypaliśmy – wyjaśniła
gorzko.
-
Przykro mi – mruknął Zuko.
-
Dlaczego? Może tak powinno być, nie wiem. Jesteśmy przyjaciółmi, tylko
przyjaciółmi. Może zawsze tak było, a tragedie wyolbrzymiły nasze uczucia? Nie
wiem, nieważne... – westchnęła ponuro. – Och, przepraszam. Zebrało mi się na
nudne wynurzenia, obiecuję przestać.
-
Nie, daj spokój. Chcesz pogadać, to pogadajmy. Wiem, że ciężko jest pożegnać
kogoś, kogo się uważało za partnera.
-
Mówisz o Mai? – Katara spojrzała na niego bystro. Niewiele o niej wiedziała,
rozmawiały rzadko, zazwyczaj o polityce albo gospodarce. Być może spowodowane
było to małomównością Mai, a może brakiem jakichkolwiek więzi i brakiem chęci
ich zawiązania.
Skinął
głową.
-
Rozstaliśmy się w gniewie co najmniej trzy lata temu. Jakoś nie potrafiliśmy
znieść siebie nawzajem, ona zbyt ponura, a ja zbyt zapracowany.
-
Żałujesz?
-
Nie wiem. Była dobrą partią, bez wątpienia, no wiesz. Córka dawnego
gubernatora, wszyscy oczekiwali, że będziemy razem. Jej rodzina liczyła, że
zostanie „Firelady”, a poddani widzieli w niej idealną Władczynię. Było, minęło
– powiedział chłodno. Sam nie wiedział, czy żałował, czy cieszył się z
samotności. Miał zbyt wiele obowiązków, by myśleć o tym, co bezpowrotnie
minęło.
Katara
uniosła brwi, ale nie spytała o nic więcej.
-
Czasem mam wrażenie, że czegoś brakuje, wiesz? – powiedziała nagle, patrząc na
niego w taki sposób, że w jego brzuchu pojawił się dziwny ucisk. – Czegoś
potrzebnego do szczęścia.
-
Nie czegoś – szepnął, pochylając się nad stołem. – Kogoś.
-
K o g o ś?
Wstał
zza biurka i podszedł do niej, kucając przed fotelem. Chciał jeszcze coś
powiedzieć, ale zgubił gdzieś sens słów.
Nie
wiedział, czy była to kwestia zauroczenia czy błogiego upojenia winem, ale
poczuł nagle dziwne pragnienie. Nie patrzył dłużej w te bezdenne oczy, po
prostu ją pocałował. Nie tak, jak całował Mai, nie tak, jak całuje się na
dobranoc, ale dziko i niespokojnie. Jakby chciał zakleić rany po rozstaniu jej
smakiem, jakby nigdy w życiu nie kochał, jakby marzył o tym od wieku.
I
chociaż logika nakazywała jej go odepchnąć, nazwać „dupkiem”, oddała pocałunek,
zaplatając palce w jego włosy. Szukała językiem jego języka, gryzła i wzdychała
słabo, czując coś dziwnego w sercu.
-
Miałam rację! – usłyszeli piskliwy okrzyk pełen szalonej radości. Azula
zaglądała do gabinetu przez szparę i uśmiechała się triumfalnie. – Braciszek ożeni
się z Nadętą!
Nim
zdążyli zaprzeczyć, umknęła gdzieś, w sobie tylko znane miejsce. Katara otarła
usta i spojrzała na Zuko błyszczącymi oczami.
-
Chyba faktycznie kogoś mi brakuje.
Trochę przydługie i miejscami traciło sens, ale podobało mi się :D Końcówka najlepsza.
OdpowiedzUsuńOh nie... nie mów, że lubisz Zutarę. Dla mnie istnieje tylko on i Mai... albo ja.
OdpowiedzUsuńOj, tak, shippuje Zutarę jak cholera :)
UsuńMój numer jeden w parach z Aanga.
Mogłaś nie mówić. Istnieje tylko on i Mai. Fanatyczka pod tym względem się kłania. Ale to już mówiłam, w każdym razie już wolę Toph i Sokkę, w ogóle wolę Toph od Katary, więc już ona lepiej by się nadawała na żonę mojego Zuko. Katara jest Aanga, koniec krpka. Nie chcę brzmieć niemiło, więc nie bierz tego do siebie.
UsuńWśród par z Aanga mój numer jeden to Zutara, jak pisałam :D
UsuńDo Kataang też nic nie mam, są w porządku. I chyba nie ma pary w Aangu, której bym całkowicie nie mogła przełknąć.
Między Toph i Katarą nie umiem wybrać; obie są w porządku i obie lubię. Toph widzę ewentualnie z Aangiem, ale z Sokką już gorzej, bo sympatią darzę też Suki.
Też lubię Suki, ale właściwie nie wiem czy nie wolałabym jego i Sokki. Pozostaje jeszcze nasz księżyc (Yue), ciekawej jak to jest mieć za dziewczynę księżyc.
UsuńNie wiem, czy nie wolałabym Toph i Sokki, nienawidzę pisać na telefonie.
UsuńYep, rozumiem, bo gdy sama piszę na telefonie robię zawsze jakieś omyłki, coś gubię. Na swoim pierwszym, pierwszym dotykowym uczyłam się pisać chyba z miesiąc. A skoro o tym mowa - za każdym razem, gdy telefon coś zgubi/przekręci, przypomina mi się ten komiks z Chatolandii - http://takbardzozle.blogspot.com/2013/04/79-zdradliwa-suka.html.
UsuńYue była dla mnie za krótko... Jakoś w ogóle nie widziałam jej w układaniu parrignów z Avatara. Zniknęła po kilku odcinkach i chyba nie pałałam do niej specjalną miłością.
Toph i Sokka... U mnie średnio, widzę ich bardziej jako kumpli, chociaż mieli swoje urocze momenty, jak ten, gdy Sokka przyznaje się, że nie pamięta matki.
Tyle że w komiksach, Toph i Sokka, do siebie pasowali. Czytałaś te tłumaczone przez Linsdey (czy jak to się to pisze)? I dlatego zresztą ta para mi się spodobała, co nie znaczy, że każdemu musi. W sumie trudno byłoby ich sobie wyobrazić razem, ale jak już się to zrobi to wyglądają razem bardzo ładnie. A i nawet w odcinkach się na niego rzuciła, bo myślała, że to Suki, (byli w wodzie) ale to strasznie słodko wyglądało...
UsuńChyba nie :c
UsuńZ komiksów kojarzę tylko Research czy jakoś tak, ale to bardziej ze streszczeń niż z czytania.
A, pamiętam! To chyba było w Wężowej Grobli czy jakoś tak. I ten rumieniec Toph, gdy zorientowała się, że to jednak nie Sokka jest jej bohaterem i ratownikiem <3 Faktycznie uroczo.
Więcej takich miniaturek! :)
OdpowiedzUsuńPiękne =D mam nadzieję że napiszesz jeszcze jakiś one show z Zuko i Katara :)
OdpowiedzUsuńmyślę, że świetnie charakteryzujesz bohaterów i używasz ładnego, dojrzałego języka. Czuć powiew świeżości! Jednak mam zastrzeżenia do zbyt szybkiego pocałunku Zuko i Katary...
OdpowiedzUsuńWpadnij na mój blog o tej samej tematyce będę wdzięczna :) zutara-wodaiogientojednosc.blogspot.com