14 kwietnia 2015

Flame Alchemist cz.12: Maes Hughes (FullMetal Alchemist, royai)






            Budynek Akademii Wojskowej w East City odznaczał się białą plamę wśród okolicznych lasów i terenów ćwiczebnych. Dwa bloki – jeden, pełniący funkcję szkoły i drugi, będący internatem dla rekrutów – oddzielał szeroki dziedziniec, na szczycie którego znajdowała się stołówka. Za Akademią rozciągały się strzelnice i bieżnie; słowem: teren tak ogromny, że mógł być spokojnie porównywany do wsi czy małego miasteczka.
            Roy zjawił się tam w drugim tygodniu września, z walizką i w przepisowym mundurku rekruta. Tak bardzo chciał dobrze wypaść, że pozwolić ciotce, żeby go uczesała i sama zawiązała krawat. Stanął przed wysoką bramą i zacisnął dłoń na rączce walizki.
            Przypomniał sobie wszystko, co usłyszał od najbliższych. Madame Mustang była z niego tak dumna, że wróżyła mu przyszłość Naczelnika Sił Zbrojnych, młodsza siostra – Angelina gorąco jej przytakiwała. Starsza, Joana, śmiała się, słysząc takie bzdury i twierdziła, że wszyscy w tym kraju musieliby powariować, żeby postawić głupiego Royka na szczycie. Prawie doszło do bójki, szczęśliwe Madame Mustang zarządziła, że czas na podwieczorek. Joana była przeciwna, by szedł do wojska – przekonywała go i zniechęcała jeszcze dzisiejszego ranka, nieustannie mówiąc, że zmarnuje sobie życie.
            Stuknął obcasami i wkroczył na dziedziniec Akademii Wojskowej. Im bliżej budynku był, tym zapach prochu stawał się silniejszy. Słyszał szybkie serie wystrzałów i gniewne okrzyki komandorów; trwały właśnie ćwiczenia bojowe.
            Zameldował się u przełożonych, porozmawiał z dyrektorem. Zdawał sobie sprawę, że jako jeden z nielicznych, ma ułatwiony dostęp do Akademii. Rekomendacje Madame Mustang, która znała wszystkich oficerów ze wschodu, a także pomoc pułkownika Grummana otworzyły mu wielkie drzwi, ale niektórzy patrzyli na niego podejrzliwie, z dystansem. Dyrektor Feyer uścisnął mu dłoń, mówiąc:
            - Dużo o tobie słyszałem. I jeśli choć połowa ploteczek twojej ciotki jest prawdą, jesteś bardzo obiecującym studentem.
            Uścisk miał tak mocny, że prawie pogruchotał Roy’owi palce.
            - Pamiętaj, chłopcze, że tu nikt nie robi kariery kontaktami i rodziną. Musisz sam zapracować na miano żołnierza.
            Roy wyprostował się i zasalutował.
            - Tak jest!
            Wydawało mu się, że przez twarz dyrektora przemknął cień uśmiechu.
            Został umieszczony w podłużnym pokoju z kilkunastoma piętrowymi łóżkami. Przeraził go skrajny brak prywatności; tak przywykły do wygód, jakie oferowała mu Madame Mustang, że surowe warunki Akademii zupełnie mu nie odpowiadały. Dzielił łóżko z Charlesem Avoid – niskim, krępym chłopakiem, które do szkoły posłał zamożny wuj, żeby ktoś wreszcie zrobił z niego mężczyznę, bo póki co, to jest najwyżej ciepłą kluchą. Roy od razu go polubił; był wesoły i uśmiechnięty, może trochę nieporadny.

*

            Ryk, który wyrwał pierwszorocznych rekrutów ze snu, ani trochę nie przypominał ludzkiego krzyku. Roy przez sen pomyślał, że to niedźwiedź. Nie zdążył jeszcze otworzyć oczu, gdy Charles zeskoczył z łóżka i zerwał z niego kołdrę.
            - Wstawaj! To pobudka!
            W pokoju zapanował chaos nie do opanowania. Dwudziestu ośmiu chłopaków w pośpiechu się ubierało, przepychało do łazienek i pryszniców, szukała swoich butów. Wpadali na siebie i przepychali się, a wszystko to obserwował dyżurny oficer.
            - W rzędzie! – ryknął. Roy wpadł między dwóch chłopaków – zziajany, bez krawata, z resztką pasty do zębów na wargach. – Co jest najważniejsze w wojsku!? Pytam: CO JEST NAJWAŻNIEJSZE W WOJSKU! A kiedy pytam, macie ODPOWIADAĆ!
            Roy zesztywniał. Nie całkiem tak wyobrażał sobie pierwszy poranek.
            - Dyscyplina! DYSCYPLINA!
            - Tak jest, sir! – odpowiedział mu chór chłopięcych głosów.
            Oficer spojrzał na nich krytycznie i powoli ruszył wzdłuż rzędu, zatrzymywał się czasem i wrzeszczał, gdy któryś miał krzywo zapiętą koszulę, był nieuczesany albo miał brudne buty. Roy’owi też się oberwało, za brak zawiązanego krawata. Wszyscy mieli zrobić trzydzieści cholernych pompek, przy których większość o mało nie wypluła płuc.
            Roy odsapnął dopiero w stołówce. Stanął w kolejce, dostał swoją porcję placków z jabłkami i kubek wystygniętej herbaty. Tylko spróbował i już zatęsknił za mocno ściętą jajecznicą, którą smażyła Riza, gdy była w dobrym humorze.
            Osiem godzin zleciało mu błyskawicznie: na arytmetyce rozlał atrament, na teorii wojny prawie przysnął, a z przysposobienia obronnego wrócił okrutnie poobijany. Tylko na geografii miał trochę szczęścia, popisał się przed nauczycielem, dostał krótką pochwałę i po raz pierwszy dostrzegł sens lekcji, które opłacała Madame Mustang. Dwie godziny spędził w bibliotece i uczył się tak długo, aż rozbolały go oczy. Nawet mistrz Hawkeye, przy wszystkich swoich dziwactwach, był bardziej wyrozumiali.
            Charles, z którym dzielił łóżko, miał dość po pierwszym dniu. Roy naprawdę go rozumiał; gdyby nie miał jasnego celu do osiągnięcia, prysnąłby stąd czym prędzej. Miał wrażenie, że zaczyna się najcięższy okres w jego życiu.
            I następne miesiące upływały według tego samego schematu: budził się o świcie, uczył o typach broni, taktyce walki, sposobach kamuflażu, geografii, fizyce, chemii, o zasadach przetrwania, spędzał kilka godzin w bibliotece i wreszcie wracał do łóżka, ledwo żywy. Nie miał nawet siły napisać porządnego listu ani do Madame Mustang, ani do  Rizy. Po trzech miesiącach nadał dwa telegramy: „Wszystko dobrze-stop-Tęsknię bardzo-stop-Roy-stop”. Wymyślenie tego zdania zajęło mu pięć minut; był zbyt zmęczony, by wysilić się bardziej.
            Ciężka praca się opłaciła; coraz rzadziej musiał robić pompki na zbiórkach, oceny miał nienajgorsze i był jednym z lepszych rekrutów. Schudł od kiepskiego jedzenia i wciąż miał siniaki po treningach. Najsłabiej szło mu strzelanie i ratownictwo medyczne; czterokrotnie pomylił morfinę z paracetamolem.
            U nas wszystko dobrze – pisała Riza w środku zimy. – Tata nie chce o Tobie słyszeć, ale nie przejmuj się, niedługo mu przejdzie. Mam nadzieję, że sobie radzisz. Trochę mi smutno bez Ciebie, strasznie się nudzę. Pisz częściej do mnie i do Madame Mustang, obie bardzo się martwimy.
            - Łatwo powiedzieć! – oburzył się Roy. – Trzeba znaleźć czas na to pisanie!
            A jednak na zajęciach z łączności, siadał w ostatniej ławce i ukradkiem pisał długie wiadomości. Napisał nawet trzy listy do mistrza Hawkeye z przeprosinami, ale ten na żaden nie odpowiedział. Riza wyjawiła mu w tajemnicy, że wszystkie trzy spłonęły.
            Tata nienawidzi wojska i uważa, że zmarnowałeś swój potencjał. Ma do wielki żal, bo uważa, że lepszy byłby z Ciebie alchemik niż żołnierz. ALE NIE PRÓBUJ WSPOMINAĆ O BYCIU PAŃSTWOWYM ALCHEMIKIEM! Tata nimi gardzi i uważa za zdrajców nauki. Ale nie przejmuj się za bardzo; tata niewielu ludzi lubi.

*

            Roy miał wrażenie, że przebiegło po nim stado rozpędzonych koni. Przez całe popołudnie biegali po błotnistej, mokrej drodze, zapadając się w kałużach. Przemoczył buty, zmarzł i nabawił się kataru, ale przynajmniej się nie wywrócił, jak dwóch nieszczęśników z sąsiednich koszarów.
            Wlókł się na stołówkę, marząc o ciepłym obiedzie. Właściwie, w czasie biegu też rozmyślał, co dzisiaj wybrać. Makaron z pomidorowym sosem, tartę szpinakową a może wodnisty, niedobry rosół? Potrzebował czegokolwiek, żeby zająć myśli.
            W kantynie roiło się od chłopców równie przemarzniętych jak on. Niemrawi, milkliwy bardziej niż zwykle. Roy też nie miał ochoty rozmawiać, chyba, że miałby negocjować trzy ciepłe koce, nie, lepiej cztery.
            Na szwedzkim stole stały posortowane półmiski. Sięgnął po metalową tacę, jedną z tych, które nigdy nie były dokładnie umyte i zawsze miały smugi po poprzednim i jeszcze poprzednim posiłku i bezmyślnie przypatrywał się jedzeniu. Tu i tak wszystko smakowało tak samo.
            Tarta szpinakowa stała na samym brzegu, więc sięgnąć właśnie po nią dokładnie w momencie, gdy czyjaś ręka śmignęła mu przed nosem i zgarnęła naczynie.
            - Co jest…? – Roy cofnął się zaskoczony.
            - Wybacz, druhu – wysoki okularnik z szerokim uśmiechem mrugnął do niego zaczepnie. – Ale za nic w świecie nie oddam szpinakowej tarty.
            Skinął mu głową i wyminął, wciąż się ciesząc ze swojej zdobyczy. Roy zdębiał, zmarszczył brwi i odprowadził chłopaka wzrokiem. Kojarzył go; mieszkał w sąsiednich koszarach, ale mieli razem lekcje. Zawsze przygotowany, inteligent i… cholernie irytujący! Roy w jednej chwili poczuł, że go nie cierpi.
            - Głupi cwaniaczek. Za nic w świecie nie oddam szpinakowej tarty! Też mi coś – obruszył się. Chciał wziąć następną, ale uświadomił sobie, że tamta była ostatnia.
            Zacisnął zęby i jeszcze bardziej znielubił aroganckiego okularnika.
            Co prawda, nieszczególnie lubił takie tarty, zawsze były niedopieczone, ale nie, nie zamierzał mu odpuścić!
            Z trzaskiem postawił tacę przy swoim stoliku i szturchnął Charlesa Avoide.
            - Co to za jeden? Ten w okularach?
            Charles uniósł wzrok, siorbiąc rosół.

            - Zdaje się, że Maes Hughes. A co?

6 komentarzy:

  1. Anonimowy22:09

    Jej, kolejny rozdział. *o*
    Super, czekam na następny. :3
    Fajnie, że jest coś z tego dodatkowego odcinka w tym rozdziale. ^^ ^o^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam ten dodatkowy odcinek <3 Zresztą, wszystkie cztery były świetne :) Dziękuję za komentarz :* Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ooo kocham, po prostu kocham ! Żeby tych rozdziałów było jak najwięcej :D Ściskam, Cukrowe Piórko !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaplanowanych jest sporo :) Bardzo się cieszę i dziękuję za komentarz :* Dobrej nocy :D

      Usuń
  3. Dodatkowy odcinek <3 Tak, uwielbiam go.
    Poza tym, scena w której Roy parodiuje Maesa była tak bardzo w jego stylu. Aż widziałam to oczyma wyobraźni. Serio.

    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na ciąg dalszy i mieć nadzieję, że niedługo on nastąpi :)

    Miłej nocy/dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też <3 Jest w nim tyle Roya, plus świetne zestawienie "sielankowej" akademii z rzeczywistością, z jaką zmierzyli się na froncie.
      Naprawdę? Jeny, dziękuję Ci bardzo :)
      Dobrej nocy!
      Pozdrawiam!

      Usuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)