15 sierpnia 2020

Jaka piękna katastrofa 2: Udało się przeżyć katastrofę (Grey's Anatomy: Chirurdzy)



2: Udało się przeżyć katastrofę


         Jestem boginią skalpela.
         Jestem boginią serca.
         Sala była niewielka, przytłaczająco niewielka. Jasne, piaskowe ściany miały działać na pacjentów kojąco i usypiająco, w rzeczywistości sprawiały wrażenie niebezpiecznie bliskich.  Z b l i ż a j ą c y c h się.  Zupełnie jakby w środku nie było powietrza, żadnej świeżości, wolności dla umysłu. Na suficie nie było żadnej plamy, wszystko dociągnięte do końca, idealnie. Nawet przez uchylone drzwi na korytarz nie wpadł żaden powiew jakiś znak, że jeszcze jest.
         Jestem  c h i r u r g i e m.
         Cristina leżała bez ruchu, wpatrując się tempo w przeciwległą ścianę. Zdawało jej się, że słyszy szum własnej krwi tak głośny, że stłumił nawet równe bicie serca. Jak przez mgłę docierało do niej, że przeżyła, że dała radę, że sobie poradziła, że jest żywa. Jednocześnie ktoś założył jej na głowę ścisłą obręcz strachu, skuwając jej myśli i zostawiając jedynie ten obrzydliwy strach. Nie mogła już nawet oddychać.
         Byłam chirurgiem.
         Nie zareagowała, gdy pielęgniarka przyszła, żeby sprawdzić, jak się czuje. Kobieta poprawiła zielony uniform i weszła do środka sztywnym krokiem. Cristina nie zwróciła uwagi, gdy poprawiła jej poduszki i przesunęła wazon z kwiatami, które ktoś przyniósł. Nie zwróciła uwagi kto ani kiedy. Być może Owen. Być może Meredith. Ale przecież to takie nieistotne. Nie próbowała słuchać, gdy pielęgniarka poruszała nieśmiało ustami. Pozwoliła, by wzięła ją za rękę i pogłaskała pokrzepiająco jak jakąś żałosną resztkę człowieka.
         Całkiem wygodnie jest niczego nie czuć i na nic nie zwracać uwagi. Cristina miała wrażenie, że nie potrzebuje już nikogo. Zamknięta sam na sam ze swoimi myślami, z biciem swojego serca, z szumem własnej krwi, czuła się chłodna i zmęczona, odrętwiała. Gdyby tylko zniknął strach, zniknął ból, zniknęły wspomnienia...
         Wypaliłam się już całkowicie.
         - Podam pani kroplówkę, dobrze? – przez barierę przedostał się cichy, nieśmiały głosik pielęgniarki. Cristina nie próbowała sobie przypomnieć, czy kiedyś już go słyszała. Kimkolwiek była młoda siostra, pozostała gdzieś poza żelazną kurtyną jej umysłu.
         Pozwoliła, by kobieta założyła jej wenflon i podłączyła do kroplówki. Chłód przeniknął do żyły i rozproszył się po ciele przyjemnym dreszczem. Cristina odwróciła głowę w kierunku okna, czując, że pokój zaczyna ją przytłaczać. Miała wrażenie, że ściany znów się zbliżają, pęcznieją i falują w jakimś niezrozumiałym tańcu. Skupiła się na tym malutkim skrawku nieba, niewielkim fragmencie rzeczywistości, tak dalekim, bo poza jej klatką.
         Klatka to pokój czy umysł?
         - Wszystko dobrze? – spytała z troską siostra, widząc krople potu na czole pacjentki. Delikatnie przetarła wilgotną, rozgrzaną skórę, wpatrując się w nią jak matka w chore dziecko. Cristina spięła całe ciało, czując, że coś niedobrego rozchodzi się po jej trzewiach.
         - Coś się dzieje?
         Meredith weszła do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Miała na sobie granatowy uniform specjalisty, który znacznie ją postarzał i jeszcze bardziej wyszczuplał. Siwe pasemka wyraźnie odcinały się na tle jasnych włosów; kiedyś Cristina sama nałożyłaby jej farbę albo zaprowadziła do fryzjera choćby siłą.
         - Pacjentka gorzej się czuje – odparła pielęgniarka, sprawdzając puls. Był szybki i niespokojny. Cristina poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Cierpka, zmęczona twarz Meredith zakołysała się niespokojnie, podobnie jak szafki i ściany.
         Cristina jęknęła cicho, próbując odnaleźć się w całym zamieszaniu. Oprócz obrzydliwych mdłości poczuła nagle miażdżący ból w dole brzucha. Skuliła się jak w pozycji płodowej i zmieliła w ustach przekleństwo.
         - Cristina! – Meredith dopadła do niej przestraszona. – Cristina, co ci jest? Zawołaj Owena! – burknęła do pielęgniarki, głaszcząc przyjaciółkę po mokrym czole. Podejrzewała, że to reakcja organizmu na ogrom stresu.
         - Mer, boli...! – wyjęczała słabo Cristina. Pierwszy raz od katastrofy dała znak, że słyszy, co się wokół niej dzieje. Gdzieś przez głowę Meredith przemknęła pełna nadziei myśl, że przyjaciółka zaczyna wybudzać się z odrętwienia. – Meeee-er...! Daj – wydyszała między jednym zduszonym jękiem a drugim. – Daj mi miskę.
         - Miskę? – Meredith oderwała się od przyjaciółki i zaczęła przeszukiwać szafki. Trzaskała drzwiczkami, ale wszędzie widziała tylko nieprzydatne segregatory i tace. Wreszcie na dole znalazła niewielką, plastikową balijkę. – Niedobrze ci, Cristina?
         Kobieta gwałtownie rzuciła się na łóżko i zasłoniła usta ręką, wgryzając się palcami w skórę. Meredith objęła ją silnym ramieniem i odgarnęła gęste, czarne loki. Cristina poczuła, że żołądek odmawia jej posłuszeństwa. Pochyliła się nad miską i zwymiotowała.
         - No już – Meredith cierpliwie głaskała ją po plecach. Monotonnymi ruchami zataczała kręgi wzdłuż kręgosłupa. – Weź się w garść, Cristina. 
            Odpowiedziało jej obrzydliwe charkanie, a ramiona przyjaciółki zatrzęsły się jak w delirium. Pod szpitalną piżamą była niemal szkieletem, chuda i sztywna. Meredith głaskała ją, czując każdy krąg na plecach. 
             - Już? - szepnęła, pomagając położyć się Cristinie z powrotem. - Prześpij się, zrobi ci się lepiej.
             Spojrzała na chorą jeszcze raz, jakby w nadziei, że znowu się odezwie albo chociaż kiwnie głową, ale Cristina znowu zatopiła się w swoim ponurym letargu. Wpatrywała się w okno, nie chciała wstać do łazienki, żeby umyć zęby ani nawet podnieść się na chwilę, żeby przepłukać usta. 
            Zablokowała się. Katastrofa odebrała jej pewność, siłę, spokój, wiarę w samą siebie, pozostawiając tylko skorupę ze smutnymi, nieobecnymi oczami. Meredith nie mogła na to patrzeć.
               Nie widziała już, że chociaż Cristina leżała nieruchomo, jej oczy były rozbiegane, a myśli skupione. Umysł niemal parował, a myśli - wcześniej uśpione przez leki uspakajające - teraz szalały. Liczyła i analizowała w głowie każdą możliwą opcję. 
                Udało sie przeżyć katastrofę, pomyślała. I nie mówiła o sobie. Dotknęła ręką brzucha i zamknęła oczy. Spała spokojnie pierwszy raz od wielu dni, a rano obudziła się bez wątpliwości i bez lęku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)