-
To Tytan? – zawołała przerażona Sophie, zaciskając palce na amulecie z
Sabrielą. – Jest rozgniewany!
-
Jest cholernie wściekły! – burknęła Zhalia, rozglądając się nerwowo w ciemności.
Wciąż słyszała tylko przerażający, dziki warkot, tak straszny, że wydawał się nieludzki. –
Osłaniajmy się nawzajem! – zarządziła.
Stłoczyli
się w kole, oczekując nadejścia bestii. Czaiła się gdzieś w mroku zgrzybiałych
ścian, cierpliwa, drapieżna. Piwnica była tak ciemna, że nie sposób było
przewidzieć kolejnego ruchu potwora.
-
Burza… - zaczął cicho Dante, próbując wywołać płomień zaklęciem.
-
Zamknij się! – fuknęła Zhalia. – Spłoszysz go światłem!
-
To będziemy siedzieć po ciemku i czekać aż wbije w nas zęby!
-
Tam! – ryknął Lok, wskazując na najodleglejszy kąt piwnicy.
Ze
środka wytoczyła się obrzydliwe stworzenie, przypominało dziwną odmianą
pantery, było czarne, oślizgłe i piekielnie szybkie. Szczerzyło się, ukazując
szerokie, białe kły, z których ciekła gęsta ślina. Stąpało powoli i ciężko, ale
w każdej chwili mogło skoczyć do gardła.
Dante
instynktownie stanął przed Sophie.
-
Spokojnie… - powiedział najciszej jak potrafił. – Jest przerażone.
-
Ące – poprawił kwaśno Lok. – Przerażające.
Dante
powoli sięgnął do kieszeni i wyciągnął amulet ze skrzydlakiem.
-
Wkroczyliśmy na jego teren, więc próbuje się bronić. Dwoje z nas odwróci jego
uwagę, a reszta pobiegnie znaleźć amulet. Będziemy mogli go zapieczętować.
-
Ryzykowny plan – mruknęła Zhalia.
-
Bez ryzyka nie ma zabawy – uśmiechnął się krzywo. – Ty, Lok i Cherit
przemkniecie na niższe poziomy, gdzieś tam powinien być ukryty amulet, a ja i
Sophie spróbujemy go tutaj utrzymać przez chwilę… Teraz!
Nie
pozwolił nikomu zakwestionować planu – skoczył i wyciągnął amulet ze
Skrzydlakiem. Wielki orzeł w metalowej zbroi wzleciał wysoko, aż pod sufit
piwnicy i zaraz zapikował na dół, dziobiąc czarną bestię.
-
Rusz się! – krzyknęła Zhalia, łapiąc Loka za nadgarstek i ciągnąc wprost na
walczące Tytany. Przemknęła obok szamoczących się potworów i zbiegła po wąskich
schodach na dalszy poziom piwnicy. – Szybciej, mamy góra kwadrans, zanim kotek
rozszarpie im gardła.
Na
dole było ciemno i tak zimno, że człowieka aż przechodziły dreszcze. W
powietrzu unosił się zapach pleśni i wilgoci. Coś szemrało w oddali, jakby
drapanie albo gryzienie. Zhalia miała nadzieję, że to nie szczury.
-
Gdzie teraz? – szepnął Lok. Z jakiegoś powodu bał się mówić głośniej w tak
dziwnym miejscu.
-
Przed siebie – odparła ostro. – Burza błysków!
Palce
rozbłysły jej jasnym, ciepłym ogniem. Płomień rozświetlił odrapane, zgrzybiałe
ściany z odchodzącym tynkiem i zawalonymi cegłami. W oddali majaczył korytarz –
wąski, prowadzący niewiadomo dokąd. Zacisnęła zęby i przyspieszyła.
-
Nie ma innej drogi – powiedziała cicho. Nie była pewna, czy tłumaczy się
Lokowi, czy samej sobie.
Korytarz
ciągnął się kilkadziesiąt metrów i kończył ciężkimi, drewnianymi drzwiami z
żelaznymi okowami i kołatką tak ciężką, że Zhalia nie dała rady unieść jej
jedną ręką.
-
Myślisz, że tam jest amulet? – zapytał Lok, badając palcami drzwi.
-
Wszystko na to wskazuje, ale nie mam pojęcia, jak, do diabła, się tam dostać.
Nagle
usłyszeli hałas z góry, gorszy niż do tej pory, jakby ktoś runął z niesamowitą
siłą na kamienną ścianę. Lok aż się wzdrygnął.
-
Dante ma kłopoty – jęknął słabo Cherit, nerwowo machając długim ogonem.
-
Tytan wie, że tu jesteśmy. Jego zadaniem jest pilnowanie skarbów, więc dostaje
szału, że ktoś próbuje się włamać. Pospieszmy się! – Zhalia przeczesała włosy. –
Pomóżmy mi, na trzy wyważymy drzwi.
-
Dobra!
-
Raz-dwa – Zhalia zacisnęła mocno oczy – i trzy!
Lok
rzucił się na drzwi, ale te nawet nie drgnęły. Zatoczył się i zaskomlał z bólu.
Miał wrażenie, że ramię stanęło mu w ogniu.
-
Nie becz! Musimy wymyślić, jak otworzyć to cholerstwo. Myśl! – Zhalia znów
usłyszała, jak Tytan drapie pazurami o ścianę. Mogła sobie wyobrazić, jak
nierówna jest walka z takim monstrum.
-
Już wiem! To drewno! – zawołał Lok.
-
Co to ma do rzeczy? – oburzyła się Zhalia. – Bądź poważny!
-
Nie rozumiesz, drewno się pali! – krzyknął w pośpiechu. Przypomniał sobie
wszystkie lekcje Dantego i rady Sophie, zacisnął mocno oczy i skupił całą uwagę
na cieple w dłoni. – Burza błysków!
Zanim
się zorientował, całe drzwi stały w płomieniach. Ogień, z początku powoli
pokrywający wilgotne drewno, rozjarzył się i spalał centymetr za centymetrem.
-
Niezły jesteś – Zhalia z uznaniem pokiwała głową. Kopnęła z rozżarzone, spalone
drewno, wybijając sporą dziurę. – Nie poparz się! – wślizgnęła się do
dziwacznej groty i prawie zatrzymała się z wrażenia.
Nigdy
wcześniej nie widziała tylu skarbów w jednym miejscu. Wszystkie muzea świata
zabijałyby się o zdobione puchary, gigantyczne obrazy, suknie i tiary z
diamentami. Majątek, pomyślała
chciwie.
-
Wow – wydukał Lok. Smród spalonego drewna przypomniał Zhalii, po co naprawdę tu
przyszli. Straciła już siedem minut, a Dante i Sophie nie mieli więcej czasu. Rozejrzała
się. W oddali, za dwoma ogromnymi skrzyniami, dostrzegła postument, a na nim
gablotę.
-
Za mną!
Dolores
po raz pierwszym od kilku lat odwiedziła dom. Już prawie zapomniała, jak
wyglądał kiedyś jej pokój. Mimo, że była tu tylko z rozkazu Carli Vale, to łzy
stanęły jej w oczach, gdy weszła do przestronnego holu rodzinnej willi.
-
Witaj w domu, kochanie – mama pocałowała ją w policzek i poprowadziła do
salonu. – Myślałam, że już nigdy cię tu nie zobaczę.
-
Też tak myślałam – powiedziała przez zaciśnięte gardło.
-
Rennet, mamy gościa? – Dolores zesztywniała, słysząc znajomy, zachrypnięty
głos. Tata! – Kogo znowu
przyprowadziłaś?
-
Na pewno się ucieszysz, kochanie! – mama wychyliła się na schody i przywołała
ojca ręką. – Mamy niespodziankę!
Dolores
poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Ojciec, w przeciwieństwie do matki,
wiedział o wszystkim, co nawyprawiała w Maladze, jak pobiła jego ludzi,
uciekła, być może domyśla się nawet, że nawiązała kontakt z Fundacją Huntik.
Nagle wszystkie logiczne argumenty jej umknęły – stała w milczeniu, ze
zwieszonymi ramionami, jak niegrzeczne dziecko czekające na karę.
Tata
zszedł powoli, słyszała jego ciche kroki, wspierał się na ławce. Liczyła
stopnie; pamiętała, że było ich dokładnie siedemnaście. Przy szesnastym go
zobaczyła – wysokiego mężczyznę, w bordowej marynarce, z siwymi włosami
postawionymi na drogi żel i dwudniowym zarostem.
Zatrzymał
się, jakby zobaczył ducha i tylko patrzył. Nie potrafiła powiedzieć, co czuł –
gniew, pogardę, może chciał ją wydziedziczyć, a może ulżyło mu, że jest żywa.
Nie widziała nawet jego twarzy, bo płakała.
Tata
złapał ją i przytulił tak mocno, że prawie zgniótł jej żebra.
-
Wróciłaś do domu, dziecko! – szepnął z niewyobrażalnym bólem. – Lola, moja
Lola!
Dolores
zacisnęła zęby. Po raz drugi dotkliwie uświadomiła sobie, że znowu okłamuje
najbliższych, że za chwile, za dzień-dwa będzie musiała wykraść informację i
zniknąć, ponownie wszystkich krzywdząc. Co
z ciebie za córka, wyrzucała sobie ze wstrętem.
Wieczorem
nie zadzwoniła do Carli Vale, nie powiedziała, że dostała się do domu z
sukcesem, mimo, że ta telefonowała siedem razy. Była na nią tak wściekła, że
pewnie zerwałaby umowę i wykrzyczała, że nigdy więcej nie pomoże Fundacji
Huntik.
Gdy
mama przyszła ucałować ją na dobranoc, prawie dała sobie w twarz.
auć, Carla to jak postać z Pieśni Lodu i Ognia. Nie patyczkuje się i wykorzystuje nawet rodzinną miłość. Ojojoj Zhalia będzie miała z tą damą ciężko ZWŁASZCZA jeśli Carla jest za Meredith i ją popiera. Mama jest po stronie byłej i pewnie by chciała, żeby się zeszli. Będzie popierała faworytkę.
OdpowiedzUsuńMereidth jest starą przyjaciółką i Dantego, i Carli. Z miejsca jest na lepszej pozycji od Zhalii - tej nowej, podejrzanej. Już niedługo będzie pierwsza konfrontacja, za kilka rozdziałów.
UsuńDzięki wielkie za komentarz :*
Oo jest rozdział . Biedna Lola ;c Mam nadzieję że q następnych rozdziałach będzie więcej Zhante.
OdpowiedzUsuńHeh, dopiero niedawno się poznali, ale Zhante będzie, będzie. Jeden z moich OTP, po prostu ich uwielbiam :) Dzięki za komentarz!
UsuńZa każdym razem kiedy czytam coś Twojego, uświadamiam sobie, że gdybym tylko zaczęła ćwiczyć to może bym Ci dorównała. Ale chyba nie stać mnie na tą ciężką pracę nad wypracowaniem sobie stylu, jaką ty przeszłaś... jak to ładnie napisać, wspaniale to wszystko nam przekazujesz. Z uczuciem, każdy bohater ukazuje nam regularnie cząstkę siebie, powoli, niezbyt gwałtownie dajesz nam dawki informacji. I w sumie za to Cię podziwiam. Za wytrwałość, ciągłą pracę nad sobą i chęci.
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z najmilszych komentarzy, jakie kiedykolwiek dostałam i naprawdę, szczerze Ci dziękuję. Zamurowało mnie, gdy czytałam. To fantastyczne uczucie zostać docenioną, zwłaszcza przez kogoś, kogo się ceni. Dziękuję.
UsuńHej, nie bardzo wiem, gdzie mogłabym Cię informować o nowej notce (dawno temu prosiłaś o to, ale przerwałam pisanie), więc robię to tutaj i od razu przepraszam za wszelki spam. Zapraszam na http://www.dramione-by-empiezo.blogspot.com, a na zachętę dodaję krótki fragment " Wyobraźnia podsuwała mu jej obraz. Zaróżowione policzki, brązowe loki opadające na ramiona i pełne, malinowe usta wygięte w delikatnym uśmiechu. To była cała Granger. I miała miękkie wargi, które smakowały malinami. Od tego nieznośnego pocałunku, jednego wybryku, za każdym razem, kiedy całował przyszłą panią Malfoy, liczył, że poczuje tę samą miękkość i słodki smak malin. Jednak Astoria miała chłodne usta i nie smakowała niczym, co przywodziłoby na myśl jakikolwiek owoc. Po jego plecach przebiegły dreszcze, a on sam się wzdrygnął. "
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Award (a że znasz adres bloga to nie przypominam) :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Strasznie się cieszę <3
Usuń