21 grudnia 2014

"...żeby z Tobą być" cz.21 (Ben10, Gwevin)

            Pierwsza ochłonęła Verdona.
            - Zawsze powtarzałam, że Kevin Levin to wariat i nie wolno mu  ufać! A wy nie, bo on chce odpokutować! – oznajmiła wzburzona. – Mam nadzieję, że teraz zrozumieliście, że jego miejsce jest w Wielkiej Nicości!
            - PRZESTAŃ! – ryknął Devlin, wyrywając się z uścisku bladej, roztrzęsionej Gwendolyn. – Kim ty w ogóle jesteś, żeby wszystkich oceniać? – krzyknął, ale głos mu się załamał, a w oczach stanęły łzy. Szybko spuścił wzrok i zacisnął wargi, bo żaden nastolatek nie chce być widziany w takim stanie.
            - To powtórka – szepnęła słabo Gwendolyn, osuwając się na krześle. – Tak samo było wtedy… Dawno temu, Ben, pamiętasz? Wtedy też… Czerpał moc z energii elektrycznej, a potem nie mógł przestać…
            - … i ześwirował – dokończył Ben z kwaśną miną. – Ale… Słyszałaś, co on powiedział?
            - A kogo to obchodzi! – Verdona wzruszyła ramionami. – Lepiej go namierzyć i zamknąć zanim znowu kogoś skrzywdzi!
            - Mój ojciec nikogo nie skrzywdził! – zaprotestował Devlin, a Verdona wbiła w niego ostre, przezywające spojrzenie.
            - Tak myślisz, dzieciaku? Ile wiesz o jego przyjaźni z Benem i Gwendolyn? Myślisz, że zawsze było między nimi idealnie? Wielokrotnie skrzywdził ich oboje… A twoja mama? Gdzie ona teraz jest? Czy jej nie skrzywdził?
            - Wystarczy, Verdono! – huknęła Gwendolyn. – Przestań gnębić tego biednego chłopaka!
            - A ty, Gwendolyn, znowu popełniasz błąd! Ogromny błąd, po którym będziesz się zbierać następne dziesięć lat! – odparowała Verdona. – Wszyscy jesteście skończonymi głupcami, skoro nie widzicie, że Kevin Levin to bestia. Głodna bestia, która – gdy raz spróbuje! – zawsze będzie łaknąć energii.
            - Verdono, wyjdź – poprosił lodowato Ben.
            - Słucham?
            - Proszę cię, wyjdź. Jesteś moją babcią i bardzo cię szanuję, ale Kevin to mój przyjaciel i członek rodziny…
            - On nie jest już naszą rodziną! – wykrzyknęła oburzona Verdona. – I nigdy nie powinien się w niej znaleźć!
            - Wyjdź i wróć, gdy będziesz chciała nam pomóc, a nie obrażać Kevina – zakończył Ben. Głos miał cichy, ale tak stanowczy, że ani Ken ani Devlin nie śmieliby mu się sprzeciwić.
            Verdona uniosła wysoko głowę i  z wściekłą miną rozpłynęła się w różowej mgle.
            - Gwen, bądź łaskawa nigdy więcej jej nie zapraszać, dobrze? – Ben odetchnął głęboko. Oczy mu błyszczały z emocji. Wybuch Kevina zrobił na nim ogromne wrażenie i bardzo zaniepokoił. Nie chciał znów patrzeć, jak jego przyjaciel stacza się na dno, a jego kuzynka zużywa tony chusteczek, smutna, nieszczęśliwa zraniona. Odkaszlnął. – Spójrzmy na sprawę logicznie. Najpierw odebrał telefon od pani Levin, a potem… - Ben zawiesił głos. Nie wiedział albo nawet nie chciał nazywać obłędu przyjaciela. - Wykrzyknął imię Czarodziejki… Powinniśmy założyć, że to ona dzwoniła, ona go sprowokowała. Musimy go namierzyć. Ma ze sobą telefon, więc nie powinno być trudno.
            - Ben.
            Gwendolyn uniosła zielone, wyblakłe oczy i spojrzała na niego z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nadszedł moment, gdy musiała przyznać się do swojej koszmarnej tajemnicy.
            - Musimy porozmawiać – szepnęła cichutko, mocno się czerwieniąc.
            Ben spojrzał na nią zdziwiony. Ostatni raz słyszał ten niepewny, zawstydzony głos, gdy Gwendolyn wyznała mu, że wczoraj wzięła za męża Kevina Levina. Zmarszczył brwi, ale posłusznie ruszył za nią.
            Pokój Gwendolyn był jednym wielkim pobojowiskiem. Ben aż zatrzymał się w drzwiach na widok wszechobecnego bałaganu. Gwendolyn zawsze była ułożona i lubiła porządek, ale najwyraźniej przez lata wyzbyła się perfekcjonizmu, bo wszędzie dookoła leżały powyrywane kartki, ogromne księgi zaklęć i nadpalone, pachnące świece.
            - Co ty tu wyrabiasz? – spytał podejrzliwie, manewrując między porzuconymi tomiszczami. Dobrnął na łóżku i usiadł, prostując długie nogi. – Gwendolyn, nie chciałem  nic mówić, ale od pewnego czasu… zachowujesz się cokolwiek dziwnie.
            Gwendolyn już nie wytrzymała ciągłych nerwów, strachu i poczucia, że wydała wyrok końca świata. Miała dość.
            Ku zdziwieniu i przerażeniu Bena, wybuchnęła szlochem.
            Rozdziawił usta i zamarł, patrząc tylko jak drżą jej ramiona i jak krzyczy, chowając twarz w dłoniach. Nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować, podszedł i niezdarnie ją objął. Dawna, uczuciowa Gwen płakała. Dorosła, lodowata Gwendolyn zaciskała zęby i ze wszystkim radziła sobie sama.
            - To moja wina… Ona mnie oszukała! Ja… Ben, ona znowu… Ziemia… Tak bardzo spaprałam… - wydyszała, między jednym atakiem płaczu a drugim. Ben poprowadził ją w stronę łóżka, tym razem depcząc po książkach i zgniatając jakąś czerwoną świece.
            - Opowiedz mi wszystko – poprosił, biorąc w dłonie jej suche, chude dłonie. – Kto cię oszukał?
            - Czarodziejka – Gwendolyn pociągnęła nosem. – Ben, po tym wszystkim, co się stało… Chciałam, żeby wszyscy byli bezpieczni. Chłopcy, ty, Julia… Kevin. Nie zniosłabym, gdyby Czarodziejka znowu wam coś zrobiła…
            Ben słuchał w milczeniu.
            - Powiedziała, że Kevin zabrał klucz ze statku Ragnaroka. Że ona teraz jest z nim i że potrzebuje tego klucza… Że Ragnarok chce klucza. Pamiątka dawnej chwały – wychlipała. – I ja dałam jej ten klucz!
            - Co zrobiłaś? – Ben wciągnął ze świstem powietrze. Wchodzenie w jakiekolwiek interesy z Czarodziejką było dla niego niedorzeczne.
            - Myślałam, że skoro statek dawno wybuchł, to klucz na nic jej się nie przyda… Ale ona mnie ogłuszyła i zabrała klucz… I teraz jestem pewna, że ten klucz był czymś więcej, że ona go wykorzysta… I tak strasznie się boję! – znowu zaczęła płakać.
            Ben poklepał ją po plecach i mocno przytulił, kiwając się w przód i w tył. Czuł, że powinien nakrzyczeć na Gwendolyn za tak nierozsądne działanie, ale nie śmiał, gdy zobaczył ją rozbitą, smutną i przestraszoną. Po prostu jej żałował.
            - Poradzimy sobie. Ty, ja i Kevin. Tak jak zawsze – obiecał cicho, a Gwendolyn poczuła, że kamień spada jej z serca.


*

4 komentarze:

  1. misia18:43

    Biedna Gwendolyn, jakoś tak mi jej się żal zrobiło. Ale zasłużyła sobie, mogła nie mieszać. Ben powinien ją porządnie zjechać, a nie tulić i pocieszać.
    Poza tym skoro wiedzą, że u mamy Kevina jest Hope, to raczej powinni tam iść, a nie się wydzierać na siebie, albo mazać.
    A Verdona? Nie wiem, czy robisz to umyślnie, ale moja nienawiść do tej postaci stale rośnie. Dobrze, że Ben wyrzucił ją z domu, choć mam nadzieję, że wróci, aby przeprosić Kevina i jego syna, bo była bardzo niesprawiedliwa.
    A ja dalej nie wiem, co z panią Levin.
    No cóż, wszystko się okaże, mam nadzieję niedługo.
    Pozdrawiam, weny życzę i czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko jechać po zapłakanej kobiecie... Przynajmniej mi cała złość przechodzi, jak widzę, że komuś stają łzy w oczach :c
      Ja Verdonę uwielbiam właśnie za to, ze jest taka podła, tak parszywie do wszystkich podchodzi. Nigdy nie chciałabym mieć takiej babci, ale jako postać jest fantastyczna - wredna jak mało kto, fakt.
      Verdona przeprasza? Niemożliwe :D
      (Lubię rzeczy niemożliwe)
      Dziękuję ślicznie za komentarz, również pozdrawiam i zapraszam ponownie :*

      Usuń
  2. Rany, mimo tej całej wredności Verdony, to nawet ją lubię. Mswojej yślałam jednak, że pomoże swojej wnuczce. A tak w ogóle, ciekawe co Czarodziejka zrobiła z mamą Kevina. No bo, raczej jej nie zabije?
    Ale co tu dużo mówić, zakochałam się w tym blogu i w Twoim stylu pisania (można tak powiedzieć). Naprawdę dobra robota ;)
    scissorrraven

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ją lubię :D Jest okropna, ale ciekawa :)
      Verdona jeszcze nie skończyła, ale jej duma została mocno urażona. Ten typ nienawidzi być wyganiany, a już na pewno nie przez młodszego i nie anodytę.
      W następnym rozdziale będzie mama Kevina :)
      Dziękuję Ci ślicznie za takie miłe słowa :) Cieszę się, że się podoba! Pozdrawiam i zapraszam ponownie :)

      Usuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)