-
Jakie pół minuty? - Jack zerwał się na równe nogi, strzepnął jej dłoń i
niespokojnie zakręcił się wokół własnej osi. – Latałem tak prawie cały dzień,
nie żadne pół minuty!
-
Gdzieś ty w ogóle był?! – tupnął Zając Wielkanocny. – Jeśli to kolejna kretyńska
sztuczka, to…
-
To nie jest żadna sztuczka! – oburzył się Jack. – Przysięgam! Byłem tam!
-
Ale gdzie? – dopytywała się zatroskana Wróżka Zębuszka z niepokojem fruwając
dookoła Jacka. Próbowała wyciągnąć cienkie ramionka, by go uspokoić, ale odsunął
się rozgniewany.
-
Tam jest zupełnie inaczej!! To rzeczywiście przejście, nie macie pojęcia!
Księżyc nam to pokazał, jestem pewien – Jack gorączkowo szukał słów. – Księżyc
mi to pokazał – powiedział wreszcie z mocą.
-
Niby dlaczego tobie? – Zając podejrzliwie poruszył długimi wąsami.
-
Tam wszyscy mnie widzą! – wyszeptał.
-
Może po prostu wierzą w Dziadka Mroza? – Zając wzruszył ramionami.
Wróżka
Zębuszka potrząsnęła tęczowym łebkiem i wylądowała na szczycie laski Jacka z
bardzo poważną miną.
-
Jack, rozumiemy, jakie to dla ciebie ważne, żeby czuć wiarę dzieci. I bardzo
się cieszymy, że tam wszyscy, nawet
dorośli, tak?, cię widzieli.
-
Nie o to chodzi! Ja tam po prostu byłem! Nie jako bajka dla dzieci, ale jako
normalny człowiek. I spotkałem kogoś takiego jak ja.
-
Co to niby znaczy? – fuknął Zając.
Jack
uśmiechnął się na wspomnienie dziewczynki z niesamowitą mocą. Była wyjątkowa;
tego był absolutnie pewien. Tak mądrego i bystrego dziecka nie spotkał nigdy
wcześniej.
-
Elsa potrafi czarować. Tak jak ja.
Z
zadowoleniem obserwował zaskoczenie na twarzach przyjaciół. Wróżka przymknęła
oczy i spojrzała z zamyśleniem w tarczę księżyca.
-
Może Księżyc wysłał cię tam specjalnie dla niej?
*
Księżniczka
Elsa czekała na swojego Czarodzieja następnego dnia i jeszcze następnego.
Codziennie siadała na dziedzińcu, tuż przy fontannie i wypatrywała. Początkowo
towarzyszyła jej Anna, ale mniejsza szybko się znudziła; Czarodziej pojawił się
i przepadł, jak przypadkowy gość.
Ale
Elsa zbyt go pokochała, by tak po prostu zapomnieć. Czasem w snach wyobrażała
sobie, że coś ją przerasta i że cała zamarza; zawsze wtedy budziła się spocona
i przestraszona. Była pewna, że Czarodziej mógłby ją uspokoić, pocieszyć,
zrozumieć bardziej niż ktokolwiek inny! Byli tacy sami. Przysięgał, że będą się
razem bawić i że nauczy jej wszystkiego, co sam umiał. Po kilku smutnych dniach
Elsa się poddała.
Czarodziej
ją porzucił. Odleciał daleko ze swoją sękatą laską.
Niechętnie
czarowała, chociaż Ania wielokrotnie ją prosiła i namawiała. Była zbyt
zraniona. Po raz pierwszy w życiu ktoś ją tak po prostu odrzucił.
Tamtej
tragicznej nocy do późna siedziała na okiennym parapecie w cienkiej koszuli
nocnej i wpatrywała się w księżyc. Niebo było wyjątkowo jasne; tuż nad
horyzontem skrzyła się przepiękna zorza. Gdy przymykała oczy, zdawało się, że
widzi nadlatującego Czarodzieja, który pędzi ku niej, wymachuje swoją laską i
krzyczy, że już nigdy więcej się nie spóźni. Ale gdy tylko je otwierała, nikogo
już nie było.
Nagle
na sąsiednim łóżku coś podskoczyło; Anka się przebudziła i natychmiast
poderwała. Z pościeli wynurzyła się ruda główka.
-
Elsa! Zorza!
-
Wracaj do łóżka – odmruknęła z zamyśleniu siostra.
-
Daj spokój, jak wstaje zorza, to ja też muszę! – Ania zeskoczyła z łóżka i
przypadła do okna, wpatrując się w niebo jak zaczarowana. – Bo skoro niebo nie
śpi, to trzeeeba się bawić! Koniecznie trzeba!
-
To baw się sama! – Elsa ziewnęła.
-
Sama nie ulepię bałwana! – szepnęła i chwyciła siostrę za falbankę koszuli nocnej.
Elsa już chciała ją skrzyczeć, lecz napotkała proszący, rozanielony wzrok Ani.
Nie miała serca jej odmówić.
-
No… Niech ci będzie!
Anka
roześmiała się z zachwytem, złapała siostrę za rękę i pociągnęła schodami na
dół, do największej sali w pałacu, do sali tronowej, gdzie rodzice udzielali
audiencji i wysłuchiwali skarg poddanych. Stał tam tylko tron, więc było
mnóstwo miejsca do zabawy! Można było zaczarować całą posadzkę w lodowisko!
-
Czary-mary! – zawołała Ania, wbiegając do sali tronowej.
Elsa
stanęła na środku i zakręciła młynka dłońmi. Blask, którym rozbłysły jej
dłonie, był tak jasny, że niemal nieprawdziwy. Wyrzuciła ręce w górę, a sufit
wybuchnął światłem od lodowych fajerwerków. Śnieg zaczął lekko prószyć; opadał
na ziemię powoli i cicho, skrzący i śliczny. Anka skakała w górę, piszcząc z
radości. Próbowała złapać na język jak najwięcej płatków. Elsa nawet nie
próbowała jej uciszać – jeśli pobudzi całą służbę, trudno! Może i oni przyjdą
się pobawić!
Tupnęła
mocno i nagle całą posadzkę pokrył lód. Ania ledwo mogła złapać równowagę;
ślizgała się w swoich wełnianych ciapach, raz po raz zanosząc śmiechem. Koniec
końców wylądowała w śnieżnej zaspie. Elsa wyobrażała sobie, jak wściekli będą
rodzice, gdy jutro zastaną powódź z roztopionego śniegu.
Nabrała
puchu i zaczęła formować ogromną kulę, a później drugą, trochę mniejsza.
Trzecia wyszła zupełnie niekształtna, ale stwierdziła, że bałwan powinien mieć
ciekawy wyraz twarzy, a nie taki okrągły, tępawy.
-
Cześć, jestem Olaf – powiedziała grubym, gardłowym głosem. Oczy zrobiła mu
palcem, tak samo uśmiech – zostały ciemne dziurki. – Trochę brakuje mi ciepła!
Ania
zeskoczyła z zaspy i z piskiem rzuciła się na Elsę i na Olafa.
-
Kocham cię, Olaf!
To
była najlepsza zabawa, jaką kiedykolwiek zrobiły – urządziły wielką bitwę na
śnieżki, ślizgały się jak na prawdziwych łyżwach, turlały się z większych zasp.
Elsa ledwo dyszała po takim wariactwie.
Ania
wspinała się na coraz to wyższe zaspy. Elsa patrzyła, jak zsuwa się z nich ze
śmiechem i pomyślała, że skakanie jest dużo zabawniejsze od jazdy. Cisnęła
śniegiem i tuż pod nogami Anki pojawiła się wielka góra. Gdy mała skoczyła,
stworzyła następną. Ania popatrzyła na nią z zachwytem – to było najlepsze co
do tej pory robiły!
-
Hopla! – krzyczała uradowana. Czuła się tak, jakby naprawdę latała. – Wyżej,
wyżej!
Elsa
z przerażeniem zorientowała się, że Anka skacze szybciej i szybciej; już nawet
nie patrzyła, czy ma grunt pod nogami. Pędziła w ciemno…
-
Anka, czekaj! – dłonie Elsy drżały niespokojnie. – Wolniej!
-
Dawaj! – wrzasnęła Ania i skoczyła z góry tak wysokiej, że prawie sięgała
sufitu. Elsa wpadła w panikę, krzyknęła i rzuciła się, by ratować siostrę.
Wełniany bucik poślizgnął się na lodzie i Elsa poleciała, prawie wybijając
sobie zęby. Zdążyła podnieść głowę, by zobaczyć, ze Anka leci na łeb, na szyję!
Ledwo zdołała wyciągnąć rękę, by zaczarować śnieg i złagodzić upadek małej… I
wtedy chybiła; zamiast trafić w posadzkę, uderzyła Anię.
Anka
runęła na podłogę, nieruchoma i ledwo żywa. Elsa wrzasnęła i pobiegła ku niej,
przewracając się i potykając na śliskim, ośnieżonym podłożu. Dysząc ciężko,
dopadła siostry. Była blada i cicha, taka… taka zimna! Elsa zamarła, z
przerażeniem potrząsając drobnym ciałkiem.
-
Anka, Anka! – zawodziła. Nawet nie zwróciła uwagi, że wśród rudej plątaniny
włosów siostry pojawił się biały kosmyk. – Mamo! Tato! – ryknęła ze szlochem. –
Jack! Czarodzieju! Jack!
Płakała
nad siostrą i krzyczała z przerażenia. Nie umiała powstrzymać strachu; a im
bardziej się bała, tym zimniej robiło się w sali. Pociemniało. W kątach czaił
się Mrok.
___________________
W piątek skończyłam gimnazjum.
Nie macie pojęcia, jaki to był pracowity rok. Pracowite trzy lata. Średnią mam
niezłą, wynik egzaminu jako-taki, dokończyłam wszystkie sprawy, wydałam ostatni
numer gazety, której byłam redaktorem naczelnym przez ostatnie dwa lata…
Zamknęłam jakiś etap. Bardzo dobry etap.
Rozdział miał być wczoraj, ale miałam problemy z internetem :c
No i wreszcie wakacje! Wyjeżdżam
w drugim tygodniu lipca. A jak Wasze plany? Jak odczucia po zakończeniu roku?