Pierwsza
ochłonęła Verdona.
-
Zawsze powtarzałam, że Kevin Levin to wariat i nie wolno mu ufać! A wy nie, bo on chce odpokutować! –
oznajmiła wzburzona. – Mam nadzieję, że teraz zrozumieliście, że jego miejsce
jest w Wielkiej Nicości!
-
PRZESTAŃ! – ryknął Devlin, wyrywając się z uścisku bladej, roztrzęsionej
Gwendolyn. – Kim ty w ogóle jesteś, żeby wszystkich oceniać? – krzyknął, ale
głos mu się załamał, a w oczach stanęły łzy. Szybko spuścił wzrok i zacisnął
wargi, bo żaden nastolatek nie chce być widziany w takim stanie.
-
To powtórka – szepnęła słabo Gwendolyn, osuwając się na krześle. – Tak samo
było wtedy… Dawno temu, Ben, pamiętasz? Wtedy też… Czerpał moc z energii
elektrycznej, a potem nie mógł przestać…
-
… i ześwirował – dokończył Ben z kwaśną miną. – Ale… Słyszałaś, co on
powiedział?
-
A kogo to obchodzi! – Verdona wzruszyła ramionami. – Lepiej go namierzyć i
zamknąć zanim znowu kogoś skrzywdzi!
-
Mój ojciec nikogo nie skrzywdził! – zaprotestował Devlin, a Verdona wbiła w
niego ostre, przezywające spojrzenie.
-
Tak myślisz, dzieciaku? Ile wiesz o jego przyjaźni z Benem i Gwendolyn?
Myślisz, że zawsze było między nimi idealnie? Wielokrotnie skrzywdził ich
oboje… A twoja mama? Gdzie ona teraz jest? Czy jej nie skrzywdził?
-
Wystarczy, Verdono! – huknęła Gwendolyn. – Przestań gnębić tego biednego
chłopaka!
-
A ty, Gwendolyn, znowu popełniasz błąd! Ogromny błąd, po którym będziesz się
zbierać następne dziesięć lat! – odparowała Verdona. – Wszyscy jesteście
skończonymi głupcami, skoro nie widzicie, że Kevin Levin to bestia. Głodna
bestia, która – gdy raz spróbuje! – zawsze będzie łaknąć energii.
-
Verdono, wyjdź – poprosił lodowato Ben.
-
Słucham?
-
Proszę cię, wyjdź. Jesteś moją babcią i bardzo cię szanuję, ale Kevin to mój
przyjaciel i członek rodziny…
-
On nie jest już naszą rodziną! – wykrzyknęła oburzona Verdona. – I nigdy nie
powinien się w niej znaleźć!
-
Wyjdź i wróć, gdy będziesz chciała nam pomóc, a nie obrażać Kevina – zakończył
Ben. Głos miał cichy, ale tak stanowczy, że ani Ken ani Devlin nie śmieliby mu
się sprzeciwić.
Verdona
uniosła wysoko głowę i z wściekłą miną
rozpłynęła się w różowej mgle.
-
Gwen, bądź łaskawa nigdy więcej jej nie zapraszać, dobrze? – Ben odetchnął
głęboko. Oczy mu błyszczały z emocji. Wybuch Kevina zrobił na nim ogromne
wrażenie i bardzo zaniepokoił. Nie chciał znów patrzeć, jak jego przyjaciel
stacza się na dno, a jego kuzynka zużywa tony chusteczek, smutna, nieszczęśliwa
zraniona. Odkaszlnął. – Spójrzmy na sprawę logicznie. Najpierw odebrał telefon
od pani Levin, a potem… - Ben zawiesił głos. Nie wiedział albo nawet nie chciał
nazywać obłędu przyjaciela. - Wykrzyknął imię Czarodziejki… Powinniśmy założyć,
że to ona dzwoniła, ona go sprowokowała. Musimy go namierzyć. Ma ze sobą
telefon, więc nie powinno być trudno.
-
Ben.
Gwendolyn
uniosła zielone, wyblakłe oczy i spojrzała na niego z dziwnym, nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Nadszedł moment, gdy musiała przyznać się do swojej koszmarnej
tajemnicy.
-
Musimy porozmawiać – szepnęła cichutko, mocno się czerwieniąc.
Ben
spojrzał na nią zdziwiony. Ostatni raz słyszał ten niepewny, zawstydzony głos,
gdy Gwendolyn wyznała mu, że wczoraj wzięła za męża Kevina Levina. Zmarszczył
brwi, ale posłusznie ruszył za nią.
Pokój
Gwendolyn był jednym wielkim pobojowiskiem. Ben aż zatrzymał się w drzwiach na
widok wszechobecnego bałaganu. Gwendolyn zawsze była ułożona i lubiła porządek,
ale najwyraźniej przez lata wyzbyła się perfekcjonizmu, bo wszędzie dookoła
leżały powyrywane kartki, ogromne księgi zaklęć i nadpalone, pachnące świece.
-
Co ty tu wyrabiasz? – spytał podejrzliwie, manewrując między porzuconymi
tomiszczami. Dobrnął na łóżku i usiadł, prostując długie nogi. – Gwendolyn, nie
chciałem nic mówić, ale od pewnego czasu…
zachowujesz się cokolwiek dziwnie.
Gwendolyn
już nie wytrzymała ciągłych nerwów, strachu i poczucia, że wydała wyrok końca
świata. Miała dość.
Ku
zdziwieniu i przerażeniu Bena, wybuchnęła szlochem.
Rozdziawił
usta i zamarł, patrząc tylko jak drżą jej ramiona i jak krzyczy, chowając twarz
w dłoniach. Nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować, podszedł i
niezdarnie ją objął. Dawna, uczuciowa Gwen płakała. Dorosła, lodowata Gwendolyn
zaciskała zęby i ze wszystkim radziła sobie sama.
-
To moja wina… Ona mnie oszukała! Ja… Ben, ona znowu… Ziemia… Tak bardzo
spaprałam… - wydyszała, między jednym atakiem płaczu a drugim. Ben poprowadził
ją w stronę łóżka, tym razem depcząc po książkach i zgniatając jakąś czerwoną
świece.
-
Opowiedz mi wszystko – poprosił, biorąc w dłonie jej suche, chude dłonie. – Kto
cię oszukał?
-
Czarodziejka – Gwendolyn pociągnęła nosem. – Ben, po tym wszystkim, co się
stało… Chciałam, żeby wszyscy byli bezpieczni. Chłopcy, ty, Julia… Kevin. Nie
zniosłabym, gdyby Czarodziejka znowu wam coś zrobiła…
Ben
słuchał w milczeniu.
-
Powiedziała, że Kevin zabrał klucz ze statku Ragnaroka. Że ona teraz jest z nim
i że potrzebuje tego klucza… Że Ragnarok chce klucza. Pamiątka dawnej chwały –
wychlipała. – I ja dałam jej ten klucz!
-
Co zrobiłaś? – Ben wciągnął ze świstem powietrze. Wchodzenie w jakiekolwiek
interesy z Czarodziejką było dla niego niedorzeczne.
-
Myślałam, że skoro statek dawno wybuchł, to klucz na nic jej się nie przyda…
Ale ona mnie ogłuszyła i zabrała klucz… I teraz jestem pewna, że ten klucz był
czymś więcej, że ona go wykorzysta… I tak strasznie się boję! – znowu zaczęła
płakać.
Ben
poklepał ją po plecach i mocno przytulił, kiwając się w przód i w tył. Czuł, że
powinien nakrzyczeć na Gwendolyn za tak nierozsądne działanie, ale nie śmiał,
gdy zobaczył ją rozbitą, smutną i przestraszoną. Po prostu jej żałował.
-
Poradzimy sobie. Ty, ja i Kevin. Tak jak zawsze – obiecał cicho, a Gwendolyn
poczuła, że kamień spada jej z serca.
*
Biedna Gwendolyn, jakoś tak mi jej się żal zrobiło. Ale zasłużyła sobie, mogła nie mieszać. Ben powinien ją porządnie zjechać, a nie tulić i pocieszać.
OdpowiedzUsuńPoza tym skoro wiedzą, że u mamy Kevina jest Hope, to raczej powinni tam iść, a nie się wydzierać na siebie, albo mazać.
A Verdona? Nie wiem, czy robisz to umyślnie, ale moja nienawiść do tej postaci stale rośnie. Dobrze, że Ben wyrzucił ją z domu, choć mam nadzieję, że wróci, aby przeprosić Kevina i jego syna, bo była bardzo niesprawiedliwa.
A ja dalej nie wiem, co z panią Levin.
No cóż, wszystko się okaże, mam nadzieję niedługo.
Pozdrawiam, weny życzę i czekam.
Ciężko jechać po zapłakanej kobiecie... Przynajmniej mi cała złość przechodzi, jak widzę, że komuś stają łzy w oczach :c
UsuńJa Verdonę uwielbiam właśnie za to, ze jest taka podła, tak parszywie do wszystkich podchodzi. Nigdy nie chciałabym mieć takiej babci, ale jako postać jest fantastyczna - wredna jak mało kto, fakt.
Verdona przeprasza? Niemożliwe :D
(Lubię rzeczy niemożliwe)
Dziękuję ślicznie za komentarz, również pozdrawiam i zapraszam ponownie :*
Rany, mimo tej całej wredności Verdony, to nawet ją lubię. Mswojej yślałam jednak, że pomoże swojej wnuczce. A tak w ogóle, ciekawe co Czarodziejka zrobiła z mamą Kevina. No bo, raczej jej nie zabije?
OdpowiedzUsuńAle co tu dużo mówić, zakochałam się w tym blogu i w Twoim stylu pisania (można tak powiedzieć). Naprawdę dobra robota ;)
scissorrraven
Ja też ją lubię :D Jest okropna, ale ciekawa :)
UsuńVerdona jeszcze nie skończyła, ale jej duma została mocno urażona. Ten typ nienawidzi być wyganiany, a już na pewno nie przez młodszego i nie anodytę.
W następnym rozdziale będzie mama Kevina :)
Dziękuję Ci ślicznie za takie miłe słowa :) Cieszę się, że się podoba! Pozdrawiam i zapraszam ponownie :)