Zhalia
wysiadła z taksówki naprzeciwko nowego, święcącego od ulepszeń lotniska. Dźwignęła
na ramię zieloną, wypchaną torbę podróżną i ruszyła w stronę ruchomych schodów.
Czarne, plastikowe japonki zsuwały jej się ze stóp przy każdym kroku. Oparła
się o poręcz i kilka razy obróciła w palcach amulet z Tytanem. Chociaż był to
dopiero początek jej specjalnej misji, już czuła się jak zwycięzca.
Złamanie
zabezpieczeń systemu Fundacji Huntik było banalnie proste, a zmienienie
szczegółów misji Dantego – dziecinną igraszką. Mogłaby robić takie rzeczy
obudzona w środku nocy, półprzytomna, z zamkniętymi oczami. Szybko usunęła
nazwisko Scarlett Bryne i wstukała
swoje dane, jeszcze zanim ktokolwiek dostał materiały. Jeden ruch, wejście do
systemu i najtrudniejszy etap misji został zakończony. Bach, była już częścią
drużyny Dantego! Co prawda, na razie na miesiąc, może dwa, ale czuła – a nawet
była pewna – że na tym się nie skończy.
Była
jedną z niewielu samotnych podróżnych
wśród rozkojarzonego, łzawego tłumu. Ludzie żegnali się i witali, śmiali się i
machali, gdy ktoś znikał za bramkami. Zaczął się okres wakacyjny, okres
wycieczek i podróży rodzinnych. Zhalia skrzywiła się pod nosem.
Przepychała
się między ludźmi, z łokciami rozstawionymi przy bokach, w razie, gdyby ktoś
próbował naruszyć jej świętą przestrzeń osobistą.
Zerknęła
na zegarek; jeszcze pół godziny do odlotu i równe trzy minuty do umówionego
spotkania z Dante Vale’m i jego śmieszą drużynką. Usiadła na czarnej kanapie w
ustalonym miejscu i czekała, rytmicznie uderzając palcem o sprzączkę torby.
Chwilę
później zobaczyła rozwrzeszczaną grupę.
Dante
Vale kroczył przodem, wyprostowany, z rękami wepchniętymi głęboko w kieszenie
żółtego płaszcza. Za nim przepychała się dwójka nastolatków – dziewczyna w
wysokim kucyku i ziewający chłopak. Był tak zaspany, że wpadł na jakąś
siedmiolatkę z niebieskiej sukience, wytrącił jej loda i nawet tego nie
zauważyła. Zhalia pamiętała twarze ich obojga, ale nie zaprzątała sobie głowy
kłopotliwymi imionami.
Dante
zobaczył ją jako pierwszy – zatrzymał się w pół kroku, jakby właśnie zobaczył
zmarłego, ale po chwili jego twarz rozjaśnił szeroko uśmiech.
-
Zhalia Moon – skłonił się i pomógł jej wstać. No proszę, dżentelmen, skwitowała krótko.
-
Dante Vale – uśmiechnęła się czarująco, trochę wymuszenie. Nigdy nie lubiła się
uśmiechać, ale była naprawdę dobrą
aktorką.
-
Nie spodziewałem się, że… że to będziesz ty – podrapał się po karku i spojrzał
na nią zadziornie. Nie przeczytał
materiałów, zauważyła błyskawicznie. Nawet
nie sprawdził, kogo mu przydzielili. A podobno taki z niego profesjonalista.
Sophie
Casterwill odkaszlnęła głośniej niż było to koniecznie.
Zhalia
po raz pierwszy przeniosła na nią spojrzenie, a zaraz potem zerknęła na
zaspanego Loka. Dziewiąta rano.
Gdzieś słyszała, że nastolatkowie potrzebują niemal tyle samo snu, co małe
dzieci. Sama zawsze cierpiała na bezsenność. W sierocińcach noce było
płaczliwe; młodsze dzieci bały się ciemności i potrafiły zawodzić całymi
nocami. Później musiała się uczyć, pracować nocami, że stać w miejscu, w którym
stała teraz.
-
Mam nadzieje, że nie jesteś
rozczarowany.
-
O nie! Wręcz przeciwnie! – wydawało jej się, że Dante do niej mrugnął
porozumiewawczo.
-
To dobrze, bo mamy robotę do wykonania.
Sophie
odkaszlnęła po raz kolejny.
-
A tak! Pamiętasz moją drużynę? Sophie Casterwill – poklepał dziewczynę po
plecach i pokiwał głową z uznaniem. – Lepsza niż tysiąc encyklopedii. A to Lok
Lambert. Dopiero się uczy, ale to talent jakich mało!
Zhalia
nie mogła wybrać, które z dzieciaków bardziej się ucieszyło i bardziej się
zarumieniło, słysząc takie pochwały. Nic nie powiedziała; przypomniała sobie
tylko, że jej nigdy nie chwalono, tylko
słyszała, co mogła zrobić jeszcze lepiej. Wyszła na tym lepiej niż ci, którym
wiecznie schlebiano.
-
Do dzieła.
*
W
tym samym czasie pod inne lotnisko również podjechała wynajęta taksówka.
Na
przednim siedzeniu, gdzie zazwyczaj nikt nie siedział, rozwaliła się Carla
Vale. Bez skrępowania założyła nogi na deskę rozdzielczą i odchyliła fotel do
tyłu, prawie rozkładając się na tylne miejsce. Dolores nie bardzo wiedziała, co
zrobić z nogami, ale nie miała odwagi się odezwać. Kierowca, gdy raz zobaczył
Zabijace Spojrzenie Carli Vale, też nieszczególnie kwapił się do zwracania
uwagi.
Meredith
usiadła z drugiej strony. Wyciągnęła z podręcznej torebki przewodnik. Dolores
wyciągała szyję i zerkała, ale na próżno – nie zdołała zobaczyć, o jakim
mieście będzie czytać. Westchnęła wściekle i przeklęła w myślach.
Czuła
się więźniem od chwili, gdy przybyła do domu Carli Vale. Zabrano jej telefon (a
przy tym usłyszała kpiące, zjadliwe „Co,
chcesz dzwonić do Organizacji po wsparcie, bo coś nie wyszło z twoją kiepską
historyjką?”) i traktowano jak wroga na łasce. Wszystko to nie byłoby tak
bolesne, gdyby kiedyś nie należała do najbliższych Carli Vale i jej syna.
Kochała
ich wszystkich tak bardzo! Dantego, Lorcana, Meredith, Metza, nawet Carlę. Nie
chciała dłużej donosić, ale wszystko zrobiła nie tak. Kilka lat temu, gdy
ojciec zagroził, że odetnie ją od wszystkich środków, że ją wydziedziczy i
wyrzuci z domu bez niczego, spanikowała i natychmiast zmieniła zdanie,
porzucając Fundację Huntik. Długo pluła sobie w twarz za tak koszmarnie błędną
decyzję, ale chciała zadość uczynić, teraz, gdy nadchodziło zagrożenia dla
Łowców, pomagała. Westchnęła cicho, przygnębiona ciszą w samochodzie. Jeszcze
długo potrwa, zanim będzie mogła normalnie oddychać w swoim starym
towarzystwie.
-
Lola.
Głos
Carli z jakiegoś powodu zaczął przyprawiać Dolores o palpitację serca.
-
T-tak?
-
Zgadnij, kto aktualnie robi staż w Paryżu.
Dolores
zmarszczyła brwi. Paryż? Jak to Paryż?
Dlaczego Paryż? Ich ostatni trop – nędzna buda zielarza – prowadził do
Malagi. Próbowała rozgryźć tok myślenia Carli Vale, ale niczego nie wymyśliła.
Nie śmiała spytać, świadoma, że i tak niczego by jej nie wyjaśniona. Próbowała
sobie przypomnieć, czy Organizacja ma jakąś istotną bazę, ale nie pamiętała
takiej lokacji. Ich najważniejsze centrum znajdowało się daleko, w Pradze.
Jedynym, co kojarzyła z Paryżem, była letnia rezydencja Octerów – ulubiona
willa jej rodziców, nic istotnego. Czego Carla tam szukała? I o co chodzi z tym
robieniem stażu?
-
Staż? – powtórzyła tempo Dolores.
-
Lorcan. Może mógłby nam pomóc?
Dolores
mogłaby przysiąc, że Carla uśmiecha się parszywym uśmiechem sadysty.
Nic
nie odpowiedziała, tylko zacisnęła mocno zęby. Lorcan był jej przyjacielem,
kompanem w drużynie, ukochanym, kimś, kto jej ufał i kogo porzuciła, gdy tylko
pojawiły się pierwsze kłopoty. Na myśl o spotkaniu, poczuła, jakby ktoś mocno
strzelił ją w tył głowy albo jakby przewróciła się na oczach całej szkoły –
zażenowana, zawstydzona, oszołomiona.
*
W
środku samolotu było ciepło i duszno, a pasażerowie wciąż się wymijali w wąskim
przejściu, przydeptując sobie nawzajem stopy. Sophie pomyślała, że gdyby to nie
stary Guggenheim decydował o sposobie transportu, siedziałaby teraz w wygodnym,
przestronnym samolocie Fundacji przeznaczonego na ich własny użytek. Dante
wolał trzymać się wskazówek Fundacji, która cięła koszty, od kiedy był na
cenzurowanym przez ich nieudaną misję.
-
Co ona tu robi? – wysyczała Sophie przez zęby, sadowiąc się na małym fotelu
samolotowym. Torebkę położyła pod nogami i ściągnęła fioletową koszulę,
odsłaniając nieopalone ramiona.
-
Kto? Zhalia? Pomaga nam – odparł trzeźwo Lok.
-
Jasne, akurat nam pomaga! Spotykamy
ją d r u g i raz w takim krótkim czasie. Nie wydaje ci się
to podejrzane?
-
Przypadek? – Lok wzruszył ramionami, próbując daremnie rozplątać słuchawki.
-
Nie wierzę w przypadki!
Sophie
znała siebie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak wyczuwać ludzi. W Zhalii
było coś, czego nie rozumiała, co budziło w niej sprzeciw i co sprawiała, że
rozsądek pokrzykiwał, aby uważać, tak na wszelki wypadek.
trochę żal mi Dolores. Jest niczym z tych wszystkich piosenek, pełnych żalu i przepraszających za wszystko co zrobiła. Hurt Christiny Agurelii, Ruchome Piaski, Piosenka Księżycowa i wiele wiele innych. Zhalia :D Zhalia jest wspaniała. Chociaż pewnie i ją czeka los podobny Dolores, chociaż historia jest inna. Znaczy ona jest szpiegiem w Fundacji, ale nie z tego samego powodu co Dolores. Carla....ojej to będzie trudna przeprawa. Moja Nińcia aniołek Zhalii od razu wybaczyła, ale tutaj będzie ciężko, oj ciężko,
OdpowiedzUsuńSometimes I just wanna hide 'cause it's you I miss / And it's so hard to say goodbye / Would you tell me I was wrong? / Would you help me understand? Nie znałam za dobrze tej piosenki, nie wiem nawet, czy kiedyś ją słyszałam, a jeśli tak - niezbyt pamiętałam, ale jest taka wzruszająca, że aż się smutno robi... :c I chyba faktycznie pasuje.
UsuńPodobny... Może trochę, ale jej sytuacja jest inna. Ojciec Dolores jest naprawdę dobrze ustawiony w Organizacji - jej szpiegowanie było bardziej opowiadaniem tacie o tym, co robiła z przyjaciółmi... Zhalia doskonale wie, co robi, i tak strasznie utrudnia sytuację... :c
Carla oprócz paskudnego charakteru, ma też doskonałą pamieć...
Dziękuję ślicznie za komentarz :*
Zapraszam ponownie!
Zhalia i Dolores, kobiety tragiczne, uwielbiam je i dalej będę śledzić uważnie ich poczynania. Opowiadanie bardzo mi się podoba, zresztą jak każde Twoje ( dokopałam się do twoich starych blogów i szczerze je uwielbiam. Mam pytanie, czy ta historia będzie podobna do tej ze starszego bloga czy po prostu zostawiłaś niektóre imiona? Tak czy inaczej, masz fankę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńO mamo, naprawdę, te starocie? x.x Rozumiem, że chodzi Ci o huntik.blog.onet.pl
UsuńMam do nich ogromny sentyment, ale czasami jak przeczytam, to momentami aż faceplame z zażenowania. Miałam ledwie dwanaście lat (miesiąc po urodzinach założyłam bloga) i... no, bardzo to pokrętna historia była :) Zmieniałam scenariusz milion razy, bo za tym mnóstwo wpływów - głównie Lości i Chirurdzy.
Podobieństwa są i to duże, bo to tak jakby odrestaurowana wersja.
Meredith jest dawną kobietą Dantego, tak jak wcześniej, ale dla odmiany Lorcan pozna Inez dopiero teraz (za kilka rozdziałów) i to Dolores (nowa, która początkowo miała zastąpić Inez, ale nie umiałam się jej pozbyć :c) jest jego nieudanym zauroczeniem. Wątek matki Zhalii również się pojawi, ale troszkę inaczej, bo wtedy... za bardzo zamieszałam :)
Postacie są praktycznie te same - ale ich wątki starałam się poprawił jak umiałam najlepiej :)
Działa to tak głównie dlatego, że po zakończeniu tamtej historii - która dokonała się już nie na huntik.blog.onet.pl, ale na lowcy.ubf.pl - zaczęłam pisać kontynuację. Konsekwencje dania trzynastolatce amuletu. (To chyba najbardziej kretyński tytuł jaki można wymyślić x.x) Zbyt wiele wątków nie pasowało i się nie zgadzało, więc stwierdziłam, że napiszę obie serie od nowa.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba 'nowa wersja' :D
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się podoba. Zapraszam ponownie! ^^
Spoko, będzie świetnie. Dobrze, że nie "pozbyłaś" się Inez, bo ją bardzo lubię ( Lorcana też). Mam nadzieję, że napiszesz szybko. Co do starego bloga to się nie zgadzam, uważam, że był naprawdę dobry. Dzięki za odpowiedź. Jeszcze raz pozdrawiam.
UsuńDolores miała być 'nową' Inez, a Lorcan w pierwszych szkicach jest najpierw 'Christopherem', a potem 'Antoniem', ale wszystkie te plany się rozsypały. I chyba dobrze, że tak się stało :)
UsuńNowość... Nie chcę mówić, żeby nie rzucać słów na wiatr, ale niedługo będzie kolejna cześć, mam już półtorej strony. Sobota zaplanowana od dawna, zapowiada się świetna zabawa, ale w niedziele zamierzam dokończyć :D
Dziękuję pięknie za komentarz :*
Pozdrawiam!
Super. Bardzo lubię Zhalie. Świetnie ;)
OdpowiedzUsuńMe too <3 Ulubiona postać.
UsuńHah, cudowne. Jak mówiłam skończyłam czytać Łowców, więc powiadamiam. Z niecierpliością czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńWow, chyba czytasz wszystkie moje opowiadania <3
UsuńDziękuję ci <333 Najlepsza!