Pięćdziesiąt
trzy metry od miasta Bellwood, zaraz na skraju niewielkiego lasu, dwie minuty
drogi od drogi szybkiego ruchu, pojawiły się wielkie, kilkumetrowe wrota.
Jeszcze o czwartej nikt o żadnych drzwiach nie wiedział, nikomu nie przyszło do
głowy, że ktoś mógł w ogóle stawiać wejście prowadzące donikąd w tak
niedogodnym miejscu, rzadko odwiedzanym przez ludzi. A jednak zagubiony
spacerowicz o czwartej trzydzieści zaalarmował główny posterunek policji o
wrotach znalezionych przez jego psa, który szukał miejsca do oznaczenia terenu.
Pomieszało
mu się w głowie, pomyślał policjant, a jednak wysłał radiowozem dwóch oficerów,
ostrzegając, by byli przygotowani na majaczącego dziwaka. Na miejscu okazało
się, że informator jest zupełnie zdrów psychicznie i fizycznie, a wrota nie są
wcale wytworem jego poronionej wyobraźni, są rzeczywiste, namacalne, a
jednocześnie niewyjaśnione i niepokojące.
Media
w mgnienia oka podchwyciły informacje. Spekulacje były przeróżne od zupełnie
prawdopodobnych po najdziwniejsze. Nieznana
dotąd cywilizacja ostrzega ziemię, czyżby wielkie pomniki to kolejny sygnał po
porwaniach krów i kręgach w zbożu? Hydraulicy znów będą potrzebni?,
donosiła jedna z darmowych, codziennych gazet rozdawanych w kioskach. Ekolodzy mówią stanowcze nie niszczeniu
zieleni w okolicach Bellwood! Grupa bojowników pokazuje swój sprzeciw przez
sztukę wśród lasu. Tylko u nas: wszystko o niewyjaśnionej ścianie w okolicach
Bellwood!, głosił nagłówek na dwutygodniku medycznym. Kreatywność młodych nie przestaje zadziwiać. Anarchiści z Bellwood
stworzyli coś oszołamiającego. Kto jest sprawcą monumentalnego dzieła? ,
pisała inna kolorowa gazeta, umieszczając zdjęcie wrót zaraz obok informacji o
powiększeniu piersi przez aktorkę znaną z tasiemcowych telenowel. I tak dalej,
i tak dalej. Ile redaktorów, tyle pomysłów.
Na
miejsce zdarzenia, w które nagle pojawiło się wielu ludzi, mimo wczesnej
godziny, zajechał osobowy samochód. Nikt nie zwróciłby uwagi na nowoprzybyłych,
gdyby wśród nich nie było wysokiego szatyna z charakterystycznym zegarkiem na
ręce. Takiego sprzętu nie można było pomylić z żadnym innym, a wszyscy ci,
którzy śmiało głosili, że wrota są pozaziemskie, patrzyli teraz z triumfalnym
spojrzeniem schowajcie się ze swoimi
dennymi teoriami o artystach i ekologach na innych dziennikarzy. Jeśli Ben
Tennyson, sławny na cały świat heros, pojawił się na miejscu, szykowało się coś
naprawdę dużego.
Przy
nim było tylko dwoje ludzi – chuda kobieta o rudych włosach związanych w wysoki
kucyk na czubku głowy i wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w czarnej, skórzanej
kurtce przetartej na łokciach.
Blask
fleszy był oślepiający. Wszyscy chcieli wiedzieć, czym są wrota, po co ktoś je
stworzył, czy są zagrożeniem dla ludzi, kilku ciekawskich chciało koniecznie
dostać podpis Bena, bo przecież niecodziennie spotyka się bohatera, który
ocalił Ziemię już jako dzieciak.
Ben
zdawał się nie przejmować wrotami; uśmiechnął się tak, że kilku damom zmiękły
kolana, wyjaśnił, że nie ma powodu do obaw, a on i jego partnerzy – dokładnie
tego słowa użył, co natychmiast wzbudziła zainteresowanie mediów pozostałą
dwójką – zajmą się całą sprawą.
Na
parę wspólników żywej legendy nikt nie zwrócił uwagi, do chwili, gdy
zorientowano się, kim właściwie są. Nikt
nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek ujrzeć trojkę obrońców ziemi, jak
górnolotnie nazwał ich wiele lat temu jakiś magazyn, razem, działającą
wspólnie, ramię w ramię. Niektórzy, bardziej zaangażowani w sprawy Hydraulików,
wiedzieli, że Gwendolyn Tennyson od lat działa poza Ziemią, wyjeżdżając na
misje w różne zakątki galaktyk, ale nie ona wzbudziła największe poruszenie.
Większość od razu skojarzyła Kevina Levina.
-
Wszyscy mówili, że byłeś w więzieniu? Czy to prawda?
-
Zamierzasz współpracować z Tennysonem?
-
Co sprowadza cię na Ziemię?
-
Masz coś wspólnego z pojawieniem się tego wejścia w naszym mieście?
Kevin
odwrócił twarz od migających świateł aparatów i podstawianych mu pod nos
mikrofonów. W przeciwieństwie do Bena, postanowił sobie, że odejdzie
nieopiewany w pieśniach, wolał nie pojawiać się w telewizji. Podobnie
Gwendolyn, która wbiła wzrok w czubki swoich butów, które nagle stały się
bardzo ciekawe.
-
Myślałem, że z wiekiem gwiazdorstwo przechodzi – rzucił Kevin z udawaną
swobodą, obserwując Bena, który z uśmiechem jak u celebryty, tłumaczył
reporterom sprawę, o której sam niewiele wiedział.
Gwendolyn
nie odpowiedziała, nawet nie potrafiła spojrzeć mu prosto w twarz. Napięcie
między dwójką było niemal namacalne, powietrze stawało się ciężkie, gdy tylko
pojawiali się w pobliżu. Kiedy minęło pierwsze zachłyśniecie krótkim szczęściem
ze spotkania, bo w głębi serca coś takiego czuli, wróciły inne sprawy. Czuli
się oszukani, jedno przez drugie, zdradzeni i porzuceni, samotni.
-
Ben! Sprawa się sama nie wyjaśni! – rzuciła poirytowana, odciągając kuzyna od
reporterów. Popchnęła go w stronę wielkich wrót, wytężając wzrok. Wydawało jej
się, że już kiedyś, wiele lat temu, widziała podobne drzwi. Nie czekało za nimi
nic dobrego, same kłopoty.
Omal
nie zachłysnęła się powietrzem, gdy przypomniała sobie, gdzie już wcześniej
pojawiły się takie drzwi. Dlaczego nie skojarzyła od razu, przecież wiedziała,
że Kevin walczył wcześniej z tą przeklętą Czarodziejką. Skoro tak, wejście
musiało prowadzić do Legerdomeny.
-
Coś się stało? – spytał Ben, podchodząc do drzwi. Przejechał palcami po
powierzchni, nie rozpoznając dziwnego znaleziska.
-
To przecież wejście do Legerdomeny – wyjaśniła Gwendolyn.
-
To ta kraina, w której włada Czarodziejka? – Kevin zmarszczył brwi. – Chce nas
do siebie zwabić, dlatego podstawia nam klucz pod sam nos, prawda?
-
Możliwe – skinął głową Ben. – Pamiętacie, zaklęcie, które otwiera przejście
zmienia się co ileśtam...
-
Kilka sekund – podpowiedziała Gwendolyn.
-
..., właśnie, więc nie damy rady tak po prostu wejść. Jakiś plan?
Gwendolyn
popatrzyła na wysokie wrota, zastanawiając się, kiedy ostatnim razem odwiedziła
sferę przepełnioną magią. Dokładnie pamiętała dziwne, a jednocześnie błogie
uczucie spełnienia, jakby ktoś otulił ją ciepłym kocykiem, czuła się silna,
niepokonana i wolna od wszelkich zmartwień. Mana krążyła w każdej jej żyle,
wypełniała każdą komórkę, przepełniała całe ciało. Nigdzie indziej nie zaznała
czegoś takiego. Zupełnie jak jakiś obłędny narkotyk.
Kevin
ze złością uderzył pięścią w kamienne przejście. Po raz pierwszy od wielu lat
naprawdę się bał. Przez lata samotnej tułaczki między więzieniem a światem
przestępczym zapomniał o lęku niemal całkowicie, zmienił go we własną siłę, nie
musiał się nikogo ani niczego obawiać. Energia, którą wchłaniał, dawała mu
gwarancje wygranej. Ale Devlin był głupim dzieciakiem, kimś, kto nie ma pojęcia
o prawdziwym okrucieństwie i walce, pozbawionym umiejętności potrzebnych do
wygrania z dużo silniejszym przeciwnikiem.
Pod
wpływem jego pięści drzwi błysnęły. Na jeden, krótki moment ze szczeliny
wydobył się jasno różowy błysk many wypełniającej cały wymiar. Kevin omal nie
zachłysnął się z wrażenia, zdumiony łatwością otworzenia przejścia.
-
Pułapka – stwierdziła cicho Gwendolyn. – Nawet nie ma zaklęcia, po prostu nas
zaprasza...
-
Nie mamy wyjścia – odparł Ben. – Pora na czas bohaterów! – powiedział z mocą,
popychając jedno ze skrzydeł wrót.
-
Odpuść z górnolotnymi tekstami, Tennyson – burknął ponuro Kevin. Ben posłał mu
zadziorny uśmiech. Było prawie jak za dawnych lat, a jednak owo prawie zrobiło
wielką różnicę. Co się stało przez te lata, że z najlepszym przyjaciół stali
się nagle tak odlegli?
Kevin
stanął przy nim i ramię w ramię, jak bracia, popchnęli z całych sił jedno ze
skrzydeł. Zaskakująco łatwo ustąpił, odsłaniając magiczną sferę pełną słodkiej
many. Legerdomena. Gwendolyn odetchnęła głęboko, wdychając odurzający zapach
wyczuwalny tylko dla istot magicznych. Nawet powietrze było tu naładowane maną.
Weszła
pierwsza, stąpając ostrożnie po kamiennym moście zwieszonym nad wieloma
podobnymi wśród różowej mgły. Zastanawiała się, gdzie znajdą Czarodziejkę,
Devlina i z pewnością także Ragnaroka o ile plotki i zapewniania jego sługusów
były prawdziwe i rzeczywiście przeżył eksplozje statku. Zaraz za nią poszli Ben
i Kevin.
Kevin
zwolnił trochę, zostając nieco z tyłu. Pochylił się nad krawędzią, szukając
jakiegokolwiek śladu kogoś, kto mógł pomóc odnaleźć jego syna albo poszlaki
prowadzącej prosto do Czarodziejki albo jeszcze lepiej – Ragnaroka.
-
Levin – usłyszał głos zaraz nad uchem.
Ben
mierzył go nieprzychylnym wzrokiem, zupełnie jakby zastanawiał się, czy dobrze
postąpił dając mu kolejną szansę. Minę miał zaciętą i surową, skrzyżował
ramiona na piersi i czekał na wyjaśnienia, a jednak Kevin nie wiedział, z czego
miałby się tłumaczyć. Ze wszystkich grzechów, które popełnił w całym swoim
zyciu? Ben zdążyłby się zestarzeć nim usłyszałby całą spowiedź.
-
Czego, Tennyson?
-
Pamiętaj, mam cię na oku. Jesteś na cenzurowanym. Jeden fałszywy ruch i
lądujesz w Nicości na zawsze. Nie obchodzi mnie, jakim cudem za każdym razem
uciekasz – powiedział zupełnie poważnie, patrząc prosto w twarz dawnemu
przyjacielowi. - Tym razem udupię cię tak, że będziesz mógł najwyżej pomarzyć o
ucieczce.
Nim
Kevin zdążył się odciąć, usłyszeli hałas. Most kilkanaście metrów przed nimi
dosłownie się zawalić, runął w dół z ogłuszającym hukiem w dół. Gwendolyn stała
po drugiej stronie przepaści, równie zaskoczona co oni.
-
Co się do cholery stało? – krzyknął Ben, rozglądając się zdumiony. – Te mosty
nie zawalają się od tak po prostu!
-
Ktoś im pomógł – odpowiedział melodyjny, piękny głos.
Wysoka,
smukła, elegancka postać w czarnym, błyszczącym kombinezonie stała na jednym z
wyższych pomostów, przyglądając się im z nieskrywaną pogardą. Sposób w jaki
patrzyła, pełen wyższości i niechęci, rozwścieczył Kevina. Zakręciła długim,
ozdobionym na końcu głową kobry i złotą obręczą kijem, a jej dłoń otoczyła
bladoróżowa poświata.
-
Czarodziejka – wysyczał złowrogo Kevin, mierząc ją spojrzeniem.
-
Chcesz rewanżu, Levin? A może szukasz synka?
Rozdział bardzo fajny. Wkurzyła mnie tylko jedna rzecz. Szybko się skończył, a ja jestem bardzo ciekawska. :) Już sobie wyobrażam jak Kevin zabija czarodziejkę, albo ona jego. Znając jednak ciebie szybko pojawi się następny. Czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńNo, przyznaję, był krótszy niż inne, ale postaram się poprawić.
UsuńNie, absolutnie, nigdy w życiu, Czarodziejka jest nietykalna. Absolutnie najlepsza postać w całej kreskówce, no gdzieżbym ją skrzywdziła. Nie ma opcji. Pozdrawiam.
Oby nic nie było Devlinowi ; ;
OdpowiedzUsuń