-
Nie ruszaj tamtych kabli! – warknął
Han, unosząc zaparowane gogle i mierząc dziesięcioletnią córkę najsroższym ze
swoich spojrzeń. Dziewczynka uśmiechnęła się ujmująco, ale tym razem nie
rozpuściła irytacji ojca. Posłusznie odsunęła się od uszkodzonego mechanizmu i
zajęła przestawianiem dźwigni i wciskaniem guzików.
Han
przetarł zaparowane gogle rękawem starej koszuli i ponownie pochylił się nad
otwartym włazem. Silnik podświetlny Sokoła
Tysiąclecia zajęczał nieszczęśliwie, jakby miał żal do swojego właściciela
za zapomniany przegląd techniczny, błysnął i ponownie zamilkł. Han zaklął
cicho, ale podejrzewał, że córa i tak usłyszała i od tej pory będzie powtarzać
obelgę przy każdej okazji.
-
Nie ruszaj! – krzyknął jeszcze raz i
usłyszał stłumione westchnienie i to samo przekleństwo, które sam przed chwilą
powiedział. Chociaż nie był wrażliwy na Moc i nie miał o niej bladego pojęcia,
wiedział doskonale, kiedy jego uparta córka go słucha, a kiedy próbuje
realizować swoje własne zadania – a w tym przypadku pobawienie się uszkodzonym
mechanizmem Sokoła.
Jaina
z rezygnacją usiadła przy włazie i przewiesiła nogi przez krawędź dziury, tak,
że machała pozdzieranymi butami tuż koło nosa Hana. Ilekroć próbował się skupić,
przekręcić śrubkę albo zespawać kabel, stopy córki migały mu przed oczami.
Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że Jaina celowo go drażni, czeka, aż uda się
go zezłościć, a potem zacznie bijatykę albo ucieknie i zmusi, by za nią gonił
przez całą rezydencję.
Zamiast
tego, zanim zdążyła się zorientować, poderwał się na równe nogi i złapał ją za
kostki, tak, że miała głowę na wysokości jego kolan. Jaina zapiszczała z
uciechy i spróbowała się wyrwać, ale bezskutecznie.
-
Ze mną nie wygrasz, dzieciaku! –
zawołał, ale pozwolił jej zejść na ziemie i zaraz wdrapać się na plecy. Śmiech
rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu, odbijał się echem o ściany i pewnie niósł po całej rezydencji,
nawet tam, gdzie Jacen i Anakin byli pochłonięci oglądaniem holofilmów.
Jaina
wybuchnęła śmiechem i spróbowała stanąć na jego ramionach, ale nie pozwolił.
Ściągnął ją z pleców i złapał pod ręce, zakręcił, wywołując kolejną salwę
pisków i śmiechów. Dopiero, gdy zaczęła zapominać, że w przerwie między jednym
krzykiem a drugim, należy zaczerpnąć tchu, postawił ją na podłodze i sam opadł
na ziemię.
Dziewczynka
westchnęła, zawiedziona końcem psot, ale usiadła obok niego i położyła głowę na
szerokim ramieniu ojca. Ona i Jacen byli wiernymi kopiami Hana Solo, nawet
kopiowali jego sławny na całą galaktykę uśmiech.
-
Jestem głodna – oznajmiła po chwili,
jakby w nadziei, że dostanie jakieś słodycze, ale ojciec pokręcił tylko głową.
-
Nie przypominam sobie, żeby kuchnia była
zamknięta – stwierdził, czochrając rozpuszczone włosy. Jaina miała równie
gęste i ładne włosy jak jej matka, księżniczka Leia Organa Solo, ale nigdy ich
nie czesała ani nie kręciła, zbyt zagoniona, by mieć czas na takie „babskie
bzdury”, jak zwykł mawiać Jacen. Pędziła, żeby wszystko zobaczyć, wszystko
przeżyć, wszystkiego doświadczyć.
-
Zrobisz mi coś...? – westchnęła
przymilnie, ale pokręcił głową.
-
A Moc łapek nie dała? – dźgnął ją
lekko w żebro i wrócił do pracy.
Siedziała
jeszcze chwile, ale zaraz ruszyła w stronę kuchni w poszukiwaniu czegoś, co
można by było szybko przyrządzić, a najlepiej zjeść od razu. Han podejrzewał,
że zmusi starego, złotego droida Threepio, żeby jej coś przygotował, bo sama
była zbyt leniwa, by zajmować się czymś tak prozaicznym jak gotowanie.
Chwile
potem usłyszał odległy trzask drzwiczek i uradowany okrzyk, spowodowany
najpewniej odnalezieniem ciasteczek. Han westchnął cicho. Miał w domu trzy
niemożliwe żarłoczne bestie, które znalazły każdy schowany smakołyk.
Pochylił
się jeszcze raz nad silnikiem i ponownie podjął się próby naprawy. Jeden z
przewodów zaskwierczał ostrzegawczo, błyskając niebezpiecznie. Han cofnął rękę,
nie mając ochoty składać ofiary ze swojej krwi, ale już wiedział, że tamten
uszkodzony mechanizm, który Jaina chciała reperować, ma związek z problemem z
silnikiem.
Westchnął
cicho i skupił się; delikatnie odsłonił pokrywę ostrym pilnikiem i kleszczykami
zaczął przekręcać kolejne trybiki. Ciepło buchnęło mu w twarz, w chwili, gdy
dotknął czerwonego mechanizmu. Burknął coś pod nosem, mrużąc oczy, ale
zignorował dym i nie zamierzał odpuścić.
Już
miał odłączyć jeden z kabli zasilania, gdy usłyszał krzyk, a potem huk upadku.
Zerwał
się na równe nogi, omal nie uderzając głową w krawędź włazu i omiótł
spojrzeniem sytuacje. Poczuł, że ręce zaczynają mu się pocić, a serce
przyspiesza trochę za bardzo.
Jaina
leżała bez ruchu niedaleko uszkodzonego mechanizmu z przerwanymi kablami.
Zdawała się być słaba i bezwładna, skulona w pozycji płodowej, jakby ktoś nią rzucił.
-
Cholera jasna! – wrzasnął Han,
biegnąc do dziecka.
Jaina
była uparta, tak samo jak on i Leia, a może nawet bardziej. Nieważne, że
prosił, żeby nie dotykała, przestrzegał, że może okazać się niebezpieczne, ona
musiała iść po swojemu, zrobić wszystko, węgle własnego widzi misie. Działała
zgodnie z zasadą, ja będę pierwsza, której nic się nie stanie, nieważne, że
prosił „nie wsadzaj tam nogi”, ona i
tak by weszła, nawet gdyby miała stracić całą kończynę.
Delikatnie
uniósł swoją małą dziewczynkę i niepewnie, drżącą dłonią, zmierzył puls. Był.
Odetchnął z ulgą, całując jasne czoło. Twarz miała spokojną i senną, zupełnie
nieświadomą, jakiego stracha napędziła ojcu. Straciła przytomność, to wszystko.
Han próbował się uspokoić, ale palce i tak mu drżały.
Spróbował
ją ocucić. Uderzył lekko blady policzek, modląc się, żeby znów ujrzeć
błyszczące oczy córki w kolorze koreańskiej whisky. Drgnęła i zamrugała
powiekami, krzywiąc twarz. Spróbowała przysłonić ręką oczy, zaślepiona
intensywnym światłem paneli jarzeniowych.
-
Tato...? – bąknęła cicho, prawie
płaczliwie.
Han
nie był w stanie mówić; westchnął ciężko i ucałował ją w czoło przejęty i
wzruszony, a przede wszystkim wdzięczny, chociaż nie wiedział komu. Jaina
poruszyła się lekko w jego ramionach, wciąż obolała.
-
Nie cierpię elektrowstrząsów –
westchnęła cichutko, pozwalając, by wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju, który
dzieliła z bratem bliźniakiem, Jacenem. Chciała coś powiedzieć, wytłumaczyć
się, ale nie potrafiła znaleźć słów. Wydusiła w końcu krótkie : – Przepraszam.
-
Daj spokój, dzieciaku – mruknął Han,
naciskając łokciem klamkę i wnosząc ją do pokoju. W duchu przeklinał własną
nieostrożność. Gdyby tylko był przezorniejszy, zabezpieczył kable, być może
Jainie nic by się nie stało. – Zaraz
zadzwonię po droida medycznego.
Już
miał wstać i odejść, gdy chude palce zacisnęły się na jego ręce i delikatnie
zatrzymała. Jaina patrzyła na niego ze skruchą i czym na kształt strachu i
strasznego poczucia winy; chociaż niczego nie mówiła, zrozumiał.
-
Przepraszam – bąkneła jeszcze
raz. – Powinnam była cię słuchać. Teraz jesteś zły.
Han skrzywił się
lekko. Owszem, był wściekły, ale nie na Jainę. Jeśli czegokolwiek nauczył się
od Luke’a Skywalkera, to tego, że nikt nie jest odpowiedzialny za jego uczucia,
jedynie on sam. Musiał się nauczyć za nie odpowiadać, rozumieć samego siebie,
ale nikogo nie obciążać. W tej chwili był raczej zły na samego siebie, że nie
zdołał upilnować dziecka.
-
Powinnaś – przyznał, siadając obok.
Pogłaskał dziewczynkę po czole i przez chwilę milczał. – Ale nie jestem zły.
Wydawało mu się, że
w brązowych oczach córki zatańczyły iskierki ulgi. Chciał, żeby Jaina, Jacen i
Anakin, byli najszczęśliwsi na świecie. Żeby nie musieli nigdy robić niczego
wbrew sobie. Żeby byli zdrowi, bezpieczni... Na pewno nie chciał, żeby jego
ukochana córa poznała ból.
-
Więc dlaczego...? Czuję, że coś jest nie
w porządku.
Han
uśmiechnął się krzywo. Oczywiście, Moc.
–
Wiesz, że jesteś całkiem jak ja?
Jaina
uniosła brwi całkiem tak, jak czyniła to jej matka za każdym razem, gdy udało
mu się ją zaskoczyć. A nie łatwo było zaskoczyć księżniczkę Leie Organę Solo.
-
Zawsze musiałem zrobić wszystko po
swojemu – westchnął, pozwalając, by małe, gładkie ręce bawiły się jego
dużymi dłońmi. – Spotkałem na swojej
drodze wielu ludzi... I teraz, jak tak myślę, to zaskakująco często źle
wybierałem. I przez to cierpiałem.
Jaina
zmarszczyła brwi, ale się nie odezwała.
-
Zrobiłem całkiem sporo głupot. Ale
wiesz, wszystko się ułożyło. Mam najwspanialszą żonę na świecie i troje
genialnych dzieciaków, chociaż mnie nie słuchają – dodał z krzywym,
cierpkim uśmiechem. Jaina leciutko się zarumieniła, ale minę wciąż miała poważną i zamyśloną, jakby rozważała słowa ojca.
-
Co chcesz powiedzieć? Jesteś zły, bo jestem jak ty i... robię głupoty?
-
Chciałbym cię chronić. Od całego zła,
które siedzi w Galaktyce. Ale przecież nie dam rady. Musisz sama się wielu
rzeczy dowiedzieć... Złości mnie, kiedy nie potrafię się tobą zająć jak trzeba,
co zrobić. Przyjdzie jeszcze wiele takich sytuacji, że nie będę mógł obronić
cię przed bólem...
-
To znaczy, że muszę sama sobie radzić? Bez
ciebie? - Jaina wcale nie wydawała się zadowolona; skrzywiła się i popatrzyła na niego z mieszaniną strachu i niepewności. Odszukał jej dłoń i uścisnął.
-
Dzieciaku – Han spojrzał głęboko w
oczy córki. – Nieważne, co się będzie
działo, ja zawsze będę przy tobie. Nie przeżyję za ciebie życia, nie
przecierpię wszystkiego, ale zawsze będę, słyszysz? I zawsze możesz do mnie
przyjść.
Jaina
uśmiechnęła się, podniosła się chwiejnie i ucałowała policzek ojca.
Oho, jakie to słodkie. Mała Jaina, czytałam książki z jej udziałem jak była dorosła, muszę chyba trochę nadrobić. Opowiadanie piękne jak zwykle. Interesujesz się mechaniką?
OdpowiedzUsuńHej, hej :)
UsuńRównież czytałam głównie te, w których jest dorosłą (Nowa Era Jedi, Mroczne Gniazdo, Dziedzictwo Mocy i Przeznaczenie Jedi), a z dzieciństwa w sumie tylko Młodych Rycerzy Jedi, które w sumie są pisane bardziej dla dzieci :)
Strasznie się cieszę, że Ci się podobało :)
Nie, niestety moje pojęcie o mechanice jest dość nikłe. Dlaczego pytasz? :)
W sumie dlatego, że pisałaś tu coś o tych kablach w Sokole, a mechanika to do naprawy pojazdów, nie ? Może pomyliłam dziedziny. No nie ważne. Przeznaczenie, wręcz kocham. Team Jaina + Jagged.
UsuńTak, tak, wszystko racja. Nie mam pojęcia o mechanice, po prostu wszystkie te wzmianki były tylko z tego, co przewinęło się w książkach Star Warsów :)
UsuńOni są genialni <3 Jeden z moich OTP :D Strasznie się cieszyłam przy końcówce Apokalipsy :)
Szczerze powiedziawszy, bardziej stoję przy Vestarze i Benie. A tak w ogóle ogóle,.co to OTP?
UsuńTeż byli fajni <3
UsuńOTP - One True Pairing czyli para, którą uwielbiasz, wspierasz i której kibicujesz, tak po krótce :)
Jakie kochane <3
OdpowiedzUsuńDzięki :*
Usuń