Południowe Plemię Wody było końcem
świata. Wyrzucona na skraj lądu malutka osada, pozbawiona stałego kontaktu w
innymi krajami, przypominała zapomniane, lodowe pustkowie. Sokka nie odczuwał
tego do momentu, gdy do brzegów jego ziemi dobili Żołnierze Narodu Ognia,
Najeźdźcy i zabrali mu ukochaną siostrę. Chociaż był wtedy zaledwie
dzieciakiem, pamiętał każdy szczegół, zwłaszcza czarny śnieg, który znienacka
posypał się z nieba. Gdy zamykał oczy, bez trudu przywoływał okrągłą buzię
Katary, czerwoną od mrozu.
- Idę szukać mamy – powiedziała mu
wtedy.
Czasem w nocy zastanawiał się, co by
było, gdyby ją powstrzymał. Mógł przecież kazać siostrze zostać albo lepiej:
iść z nią i bronić rodziny! Nikt go nie winił, ale on sam pluł sobie w brodę –
nie był dość silnym bratem, skoro odebrali mu małą Katarę.
Przez długie sześć lat nie zapomniał
o siostrze. Rana bolała, jakby miała się nigdy nie zagoić, ale nauczył się żyć
z myślą, że kiedyś ją odnajdzie. Gdy patrzył na zachód, wiedział, że Katara
gdzieś tam jest i że na niego czeka. Wolał nie wyobrażać sobie, jak dziewczynka
przetrwała; chciał tylko wierzyć, że jeszcze kiedyś się spotkają.
- Dziecko samo w Narodzie Ognia –
rozpaczała matka, gdy Katara zniknęła. – Ja już straciłam swoją córeczkę…
Sokka nigdy tam nie pomyślał. Jeśli
nie mama, przynajmniej on musiał być dzielny. Trzymał się każdego dnia;
pracował, uczył się walczyć i polować. I codziennie się śmiał. Czasem miał
wrażenie, że gdyby nie przymrużyć oka na świat, zupełnie by zwariował. Kiedy
był najbardziej skołowany i przyduszony, wyobrażał sobie chwile, gdy wreszcie
odnajdzie siostrę.
Nigdy nie widział okolicy. Nie
umiałby powiedzieć, czy to Biegun, czy Kraj Ognia, czy Królestwo Ziemi.
Pamiętał tylko, że Katara stała przed z nim szeroko uśmiechnięta i rozkładała
ramiona, szczęśliwa i bezpieczna.
- Sokka! Sokka! – wołała w jego
głowie, a jemu nagle przybywało sił i znów był gotowy się wyprostować i pokonać
każdą przeciwność.
Jeszcze kilka dni, jeszcze kilka
tygodni, powtarzał sobie. Planował wyruszyć w daleki świat. Godzinami studiował
mapy, chociaż wiedział, że są przestarzałe. Przygotowywał się do swojej
wielkiej podróży, chociaż nigdy nie przyznał się ojcu ani matce. Sprowadzi
Katarę do domu, niech będą spokojni. Całą i zdrową!
(Nawet, jeśli minęło tyle lat…)
Największy kryzys przyszedł, gdy
wojownicy z wioski podjęli mobilizacje wojskową. To ojciec, wódz plemienia
zadecydował, że pora wyruszyć na front. Już dawno zapowiadał Socce, że
przyjdzie czas, gdy trzeba będzie porzucić odległy Biegun i otwarcie stawić
czoła wrogowi. Przygotowali skromne okręty, tak nędzne, w porównaniu do
potężnych, żelaznych parowców Narodu Ognia.
- Chcę płynąć z wami – oznajmiał ojcu
wielokrotnie, ale odpowiedź zawsze była taka sama:
- Jesteś jeszcze za młody, żeby
ruszać na wojnę, synu. Każdy mężczyzna musi znać swoje miejsce. Ja wypływam na
wojnę, ty musisz zostać tutaj, w osadzie, by chronić…
- Katary nie umiałem ochronić!
Ojciec posłał mu ponure spojrzenie.
- Jeżeli Katara gdzieś tam jest… to
wierzę, że jeszcze się spotkacie. Czasem pozostaje nam tylko nadzieja, synu.
I, chociaż obaj byli mężnymi
wojownikami, tata przykląkł na jedno kolano i mocno objął Sokkę, jakby ten
wciąż był dzieckiem. Przytulił go z całych sił, swoje jedyne ocalałe dziecko.
Serce mu pękało, że musi zostawiać rodzinę w imię obowiązku żołnierza. Sokka
stał sztywno, ale silne ramiona ojca sprawiły, że coś w środku pękło. Zanim
zdążył się powstrzymać, po policzkach płynęły mu ciepłe łzy.
Popatrzył przez ramię ojca na swoją
łódź. Chybotała się przy brzegu, z dala od statków pozostałych wojowników. Chciał
ją zabrać na wyprawę wojenną razem z ojcem. Wyobrażał sobie, jak staną ramię w
ramię przeciwko Narodowi Ognia i jak odnajdą Katarę.
A teraz… Jego łódź miała nigdy nie wypłynąć.
- Musisz być dzielny – powiedział mu
ojciec zanim wypłynął. Sokka pamiętał jego plecy, gdy odchodził ramię w ramię
ze swoim wiernym przyjacielem, Bato.
Przejął obowiązki wodza; to on
decydował, jak rozdzielić upolowane mięso i kto jako następny wypływa na połów.
Był jeszcze dzieciakiem, nie miał nawet czternastu lat, ale podołał. Osada
przetrwała, nawet gdy wszyscy mężowie przepadli na froncie.
W dniu swoich czternastych urodzin Sokka
popatrzył na swoją łódź. Wszyscy chłopcy, którzy stawali się mężczyznami,
wypływali na morze i odbywali swój Taniec Kry. Sokka dokładnie pamiętał, jak
wuj Bato i ojciec wspominali własne rytuały. Bez tego nikt nie był prawdziwym
wojownikiem.
Patrzył na horyzont, ale nie
wypłynął sam.
Żaden Taniec Kry nie mógł sprawić,
że zostanie prawdziwym mężczyzną.
Dopiero gdy odnajdzie Katarę,
zostanie wojownikiem.
No jasne, że jesteśmy, piszesz cudownie i zawsze miło się czyta.... Co prawda nie zaglądałam tu codziennie podczas Twojej nieobecności, ale starałam się zerkać co jakiś czas, bo nie chciałam przegapić twoich tworów, które bardzo lubię. Z resztą przywiązałam się do opery mimo wszystko. Rozdział jest dobry, nawet bardzo. Wzruszyłam się i już.
OdpowiedzUsuńPatrzę na statystyki z ostatniego okresu i nie mogę się nadziwić, że naprawdę była jakaś aktywność <3 Teraz pracuję i wracam do dawnej formy, ha, jak dobrze pójdzie to będzie dwa/trzy posty w tygodniu. Teraz mam ferie, więc dużo więcej czasu na wszystko :3 Dziękuję, kurczę, nic tak nie motywuje jak takie komentarze <3 Dziękuję, dziękuję!
UsuńNo jestem zaskoczony... po tak długiej przerwie, wróciłaś i idziesz jak burza. Utalentowana burza ^^
OdpowiedzUsuńNo cóż, zawsze będę dobrze wspominał Avatara, bo to część mojego dzieciństwa i to dość spora.
A to opowiadanie to idealna historia wpasowująca się w jego klimat.
Naród ognia zawsze interesował mnie najbardziej, a już w ogóle historia jego królewskiej rodziny (głównie królowej). Pomysł na porwaną Katare jest zachwycający!
No i pięknie przekazujesz te emocje. Zrezygnowana matka, obwiniający się Sokka, wojowniczy ojciec. Ale i w pałacu... bezwzględny król, kochająca królowa, dobry Iroh, porywczy Zuko.
Nie wiem jak to jest, ale potrafisz się tak wstrzelić w moje gusta... Wybierasz produkcje, których jestem zagorzałym fanem i robisz z nich coś pięknego. Dlatego deklaruję się, że będę twoim czytelnikiem do samego końca.
Uwielbiam uczestniczyć w czymś tak wspaniałym, a twoje opowiadania z pewnością do takich rzeczy należą ;)
Pozdrawiam i życzę dalszej, tak błyskawicznej, weny ;)
Ja też jestem zaskoczona xp Chyba trochę przeginam, ale jak coś napiszę, to nie chce, żeby leżało, zaraz wrzucam. A podobno powinno się odczekać tydzień i przerobić jeszcze raz...
UsuńO jejku, jak ty mi zawsze słodzisz <3 Autentycznie. Cukier w komentarzach :p a ty wiesz, że ja sie odchudzam. Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3
Rozdziały tak szybko ^^ Och, jak mi się to podoba. Sypiesz nimi jak z rękawa co jest przyjemne, bo można poczytać coś wspaniałego. Nigdy nie zapomnę twojego bloga bo chyba jako jedyna prowadzisz tak świetnego bloga z kilkoma opowiadaniami. I to jeszcze o Awatarze i JWS - jestem podwójnie zakochana w tym blogu <3
OdpowiedzUsuńSokka jest dzielny, odważny i silny. Tak samo jak w serialu, tak i tutaj, zajmuje honorowe miejsce w moim serduszku. Jest wspaniałym bratem, który jako jedyny mocno wierzy, że odnajdzie zaginioną siostrę. Nie poddaje się, walczy do końca. Przeciw wszystkiemu :**** ^^
A ten tytuł "Łódź, która nie wypłynie", jest cudowny <3
Taaak <3 W najbliższym czasie na sto procent utrzymam takie tempo... Może was nie przemęczę nadmiarem (?)
UsuńJejku, dziękuję, nic mnie tak nie motywuje i nie cieszy, jak takie cudowne słowa <3 To bardzo, bardzo wiele dla mnie znaczy. Ściskam :3
Szybko :) Sokka chce odnaleźć Katarę, oh zaczyna robić się coraz ciekawiej i ciekawiej. Nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńJuż wkrótce wyruszy, ale Katara też w tym samym momencie zacznie swoją tułaczkę ;p
Usuń