Czkawka czuł, jak huczy mu w uszach,
gdy przekroczył granice wioski Berk. Szedł sztywno, rozglądając się głupkowato.
Świtało. Spróbował rozciągnąć ramiona i zachowywać się tak, jak zachowują się
tutejsi chłopcy. Jeszcze bardziej zesztywniał. Gdy w jednym z domów otworzyło
się okno i wyłoniła się gigantyczna broda, a zaraz za nią wiking, aż
podskoczył. Spróbował pomachać, przecież chodzi o to, żeby być miłym, ale broda
zupełnie go zignorowała.
Szedł pod kuźnię, do Pyskacza.
Obiecał, że będzie pomagać, ale w głębi serca czuł, że zupełnie się do tego nie
nadaje. Nic nie wiedział o wykuwaniu broni. A do tego to miała być broń na
smoki. Aż się wzdrygnął. Jak miał spojrzeć w oczu jednemu z podopiecznych matki
po całym dniu tłuczenia włóczni do ubijania?
Bez trudu odnalazł kuźnię. Z komina
unosił się brzydki, czarny dym. Czkawka zadarł wysoko głowę, ale chmury gęsto
spowijały niebo. Przyszło mu na myśl, czy nad wyspą kręcą się jakieś smoki.
Zajrzał przez otwór w drzwiach. W
środku było ciemno i parno, na rozgrzanym piecu błyskały kawałki wypolerowanego
metalu. Niektóre były już gotowe, przypominały groty do włóczni albo do strzał.
Ze ścian zwisały wielkie młoty, na widok których Czkawce zrobiło się słabo.
Prawie palnął się w głowę. Zapragnął
zawrócić. On z wikingami? On z brodatymi mięśniakami? Byle szczyl był tutaj dwa
razy większy od niego. Przecież złamie kręgosłup, jeśli spróbuje podnieść taki
młot!
- No, jesteś!
Pyskacz wystawił głowę z okna i machnął
do niego serdecznie. Czkawka rozejrzał się panicznie, jakby zastanawiając się,
czy już zacząć wiać, ale w końcu przekroczył próg i odetchnął głęboko.
Stało się. Został (prawie) kowalem w
wiosce Berk.
- Chyba nie jesteś stąd, co? –
Pyskacz obrzucił go krótkim spojrzeniem.
- Aż tak to widać? – Czkawka nerwowo
potarł dłonie o uda.
- Do naszych brakuje ci jakieś
siedemdziesiąt kilo! – zarechotał Pyskacz i klepnął młodego w plecy tak, że
tamtym prawie zakręciło. – Nie będziesz miał tu łatwo, dzieciaku.
Czkawka rozmasował obolałe ramię.
- Chodzi o tamtego… Słoika?
- Stoika! – huknął Pyskacz. – Wodza to
ty szanuj! To nie tylko dobry wiking, ale i mój stary przyjaciel. A jaki
wojownik! Na piątą wiosnę swojego życia ukręcił smokowi łeb.
- I to się chwali? – zapytał z
przerażeniem Czkawka, a Pyskacz spojrzał na niego jak na głupiego.
Wszystko robię źle, jęknął w myśli
Czkawka.
- Chyba mnie nie lubi…
- Nie to, żeby cię zaraz nie lubił…
Pocieszną masz mordę, to i czemu miałby cię nie lubić. Rzecz w tym, że ociupinę źle mu się kojarzysz.
- Źle mu się kojarzę? – powtórzył kwaśno
Czkawka.
- Nie miej mu za złe – Pyskacz pochylił
się nad piecem i dołożył tyle drewna, że aż buchnęło, gdy żywica się zajęła.
Kuźnię wypełniał przyjemny zapach palonego drzewa. – To przez twoje imię?
- Imię mam nie takie? – obruszył się
Czkawka. – No chyba z denka przesada… Nie moja wina przecież.
- Stoik miał syna o tym imieniu –
wyjaśnił cicho Pyskacz. – Nie mówi się tutaj o tym, ale to był dla niego
straszny cios. To sprawka smoków.
Czkawka rozdziawił usta. Syn wodza
zabity przez smoki? Wzdrygnął się i spróbował sobie wyobrazić jak to wyglądało.
Pewnie tamten był podobny do ojca – wielkie, rudy i krzepki. Też ukręcał smokom
łby albo bawił się ich kośćmi już w kołysce. Wikingowie są pamiętliwi, to
wiedział na pewno. Jak miał ich przekonać, że smoki wcale nie są takie złe,
skoro nad wioską wisiało widmo Martwego Czkawki?
- To było dawno… ale nam wszystkim
wciąż żal dzieciaka – dodał Pyskacz. – Zrób nam wszystkim przysługę i nie pytaj
nigdy o Czkawkę.
- Jaa-a-asne – westchnął właściwy
Czkawka. Lepiej być nie mogło. Wkurzał wodza samym swoim nazwiskiem. – Czy to
dlatego on jest… taki?
Pyskacz zmarszczył wielkie,
krzaczaste brwi.
- A myślisz, że taka rana
kiedykolwiek się goi? Idź mi przynieś drewna!
Czkawka, chcąc nie chcąc, powlókł
się na tyły kuźni, do drewutni. Gdzieś z tyłu głowy krążyła mu myśl o Tamtym
Czkawce. Syn wodza, zapewne bohater, ile mógł mieć lat? Skoro ojciec tak
rozpamiętywał jego śmierć, musiał być dzielny na miarę wikinga… Westchnął
ciężko. Te waśnie – smoki, wikingowie – zdawały się być tak głębokie, że aż
niemożliwe to załagodzenia. A on bardzo chciał tutaj zostać…
Położył palik na wielkim pniu i
sięgnął po siekierę. Była tak wielka, że aż go przeciążyła i niebezpiecznie
przechylił się na lewo. Pięknie, po prostu pięknie. Spróbował się zamachnąć,
ale nie wycelował i ostrze tylko drasnęło palik, wbijając się głęboko w
pieniek. Czkawka zaklął po cichu i spróbował odzyskać siekierę; nic z tego.
Weszła na amen. Zaparł się nogami i spróbował ją wyszarpać. Też nic. Tylko się
przewrócił i poleciał na plecy.
Runął tyłem, aż zobaczył dziwnie
dużo gwiazd na jasnym niebie. Znienacka usłyszał wolne, kpiące klaskanie. W
pierwszej chwili nie wiedział, czy ktoś bije mu brawo, czy może w uszach coś mu
się poobijało.
Odchylił głowę i zobaczył Astrid.
Patrzyła na niego jak na niegroźnego idiotę.
- Ale z ciebie oferma – rzuciła i
przeszła mu nad głową.
Czkawka gapił się z zachwytem na
gruby warkocz i ładne nogi. Pomyślał, że nikt nigdy nie powiedział mu czegoś
tak kochanego.
Astrid chwyciła drąg od siekiery i
jednym ruchem wyrwała siekierę z pnia.
- O to chodziło? – sarknęła i podała
ją Czkawce. A raczej zawiesiła niebezpiecznie blisko jego gardła. Chłopak przełknął
ślinę i uśmiechnął się nieszczerze.
- Ano o to… A bo ty silna jesteś
widzę, nie, no to się chwali, jak kobieta, bo, w lesie nie, tutaj takie
odludzie trochę, no to silna kobieta się chwali, co nie, przydaje się –
wyrecytował, podnosząc się niezdarnie.
Astrid zmrużyła oczy.
- Z ciebie to jednak jest oferma.
Ciekawa jestem, jak sobie poradzisz ze smokami – prychnęła i odwróciła się,
zarzucając pięknym, złotym warkoczem.
- Zobaczysz, jestem świetny… ze
smokami!
Astrid odwróciła się i spojrzała na
niego spod rzęs. Czkawka aż westchnął. Ależ ona była cudowna!
- Wiesz, że tutaj, jak nie zabiłeś
smoka, to nic nie znaczysz?
Czkawka aż zamarł.
- GDZIE DO DREWNO, DO STU DIABŁÓW?
Astrid uśmiechnęła się pod nosem.
- Pyskacz jest trochę grubiański,
ale idzie się przyzwyczaić.
- Taaak… Trochę…
Doczekałem się... i tak jestem zły że komentuje teraz... aż 3 godziny po dodaniu!!!
OdpowiedzUsuńJednak ze względu na ogromny ból głowy i czekającą mnie naukę (niemiecki <3) rozpisywać się nie będę. (Tylko tak troszkę, no bo to w końcu JWS!)
Pyskacz odwzorowany super! Styl mówienia i jego byt, dobór słów. Idealnie.
Astrid, może zbyt wielkiej roli nie miała w tym rozdziale, jednak również nie pozostawia żadnych złudzeń. Astrid to... Astrid :D
No i w końcu Czkawka. Czkawka to moja ulubiona postać z całej serii (zwłaszcza ten mały Czkawka z I części), to też nie dziw, że twoje opowiadanie, pisane z jego punktu widzenia (można tak rzec) jest dla mnie błogosławieństwem. Ciapowatość (że tak to nazwę) Czkawki jest... inna niż typowa ciamajda. Czkawka jest rozkoszny, ale i fascynujący w swojej postaci. Dlatego też uważam, że mimo pozorów jest to najtrudniejsza do odwzorowania postać z JWS. No i u Ciebie jest on baaaaaaardzo podobny do oryginału. Może nie aż tak jak np. Pyskacz, ale nie ustępuje zbyt wiele. Jest na prawdę genialny (tyle że tu chyba zawsze będę wymagał bo moja ulubiona postać :D). Więc i tak podziw, bo serio łudząco go przypomina.
Cała historia mnie zaczęła trochę zastanawiać. Czy Val powiedziała Czkawce o ich przeszłości? Pewnie nie... bo gdyby tak było, Czkawka już dawno chciałby znaleźć ojca i wikingów, a nawet jeśli nie, to trafiając na Berk zaczął by coś węszyć, a już na pewno gdy usłyszał historię Czkawki - syna wodza... także... Zastanawia mnie to :D
Kończąc już powiem, że to jedne z najlepszych (serio) opowiadań jakie czytałem, a twój styl pisania ma w sobie magię porównywalną do serii JWS, a to się chwali. Tak więc... <3 <3 <3 i czekam na kolejną część!
Ps. Weny itd.
Nareszcie! Tak długo czekałam i się doczekałam. Brakowało mi twojego stylu pisania, ale jak zwykle w ogóle mnie nie zawiodłaś. Z rozdziału na rozdział coraz lepiej. Jestem pod wrażeniem. I tak jak powiedział mój przedmówca, jestem zachwycona odwzorowaniem postaci z filmu. U mnie wszystko jest przeciwieństwem - chodzi bardziej o Czkawkę - dlatego ogromnie ci gratuluję tak świetnego go przedstawienia. Tak samo Pyskacz. Uwielbiam go, jest jedną z moich ulubionych postaci. Tobie wyszedł no świetnie! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next. Pozdrawiam :)
Stęskniona za twą twórczością, Hero :*
Mała reklama :D
http://nigdyniebedziedobrze.blogspot.com//
Oooo, dziękuję za takie serdecznie słowa <3 Zawsze przy pisaniu fanficków włączam sobie fragment filmu, najczęściej sam początek, żeby sobie przypomnieć, jak postacie mówią i jak się zachowują... Bardzo się cieszę, że ci się podobało <3 I postaram się już więcej nie robić takich długich przerw :)
UsuńPozdrawiam!
Super!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś. Wreszcie mogę przeczytać jakieś fanfiction na poziomie. U Jo zawsze dobrze, tym razem też. Czkawka, oj Czkawka, nie nadajesz się tu.
OdpowiedzUsuńWróciłam! I nie chcę nigdy więcej znikać <3 Ooo, ty już wiesz, ile Twoja opinia dla mnie znaczy :33 Dziękuję, dziękuję!
Usuńświetny next! Kiedy następny? A tak wogule zapraszam cię na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://zupelnie-inna-historia-jws.blogspot.com/