Za miękko, uświadomiła sobie jak przez mgłę między jawą a snem, Wciąż balansowała gdzieś na granicy słodkiego, nieprawdziwego świata i rzeczywistością, która zwiastowała swoje nadejście pulsującym bólem w okolicy lewej skroni. Spróbowała znów zapaść w dziwny, odrobinę narkotyczny, stan błogości, ale coś, prawdopodobnie instynkt Jedi, ostrzegł ją przed niebezpieczeństwem.
Łóżko
w jej pokoju było zupełnie inne; twarde i surowe, bo przecież Jedi mieli się
zawsze uczyć, że nie są stworzeni do wygód i przywilejów. Tutaj wszędzie
otaczało jej coś delikatnego, puchowego, tak lekkiego, że dałaby się pociąć, że
odpoczywa właśnie na chmurze.
Błyskawicznie
dotarło do niej, że nie jest już na Coruscant w znanej sobie okolicy, a gdzieś
zupełnie indziej. Gdzie, nie było w tej chwili istotne, ważniejsze, jak się tu
dostała i jak wrócić i najlepiej skontaktować się z głupim Rycerzykiem, który
pewnie nawet nie zauważył, że jej nie ma.
Jak?
Jeszcze wieczorem kuliła się, bezskutecznie próbując zasnąć, że świadomością,
że rano mistrz urządzi jej prawdziwe piekło, bo znowu spóźni się na trening.
Przez głowę przeleciało jej, że może to podstęp durnego Rycerzyka, żeby
sprawdzić, jak sobie poradzi. Oczywiście! Tylko ktoś taki jak Anakin Skywalker
wpadłby na podobny pomysł!
Zdawała
sobie sprawę, ile w tym wyjaśnieniu jest niedociągnięć, ale chciała, panicznie
chciała, się go trzymać i utwierdzić samą siebie, że wszystko jest tylko grą. W
ten sposób dała sobie samej przeczucie, że nie spotka ją nic naprawdę złego –
bo to przecież tylko ćwiczenie z jej niereformowalnym Rycerzykiem.
W
duchu poprzysięgła, że nie da mu powodu, żeby znów powtarzał, że jest kiepska i
nie radzi sobie w sytuacjach kryzysowych, żeby znów nabijał się z jej głupich
błędów i braku myślenia, żeby miał okazję się mądrzyć na każdy temat, chociaż
rzadko kiedy miał rację.
Odepchnęła
znużenie i senność, które zdawały jej się odrobinę nienaturalne. na wszelki
wypadek nie dając znaku, że już się ocknęła. Mistrz Skywalker wielokrotnie
powtarzał, żeby zawsze była ostrożna, a chwilę po tym, jak ja przestrzegł,
robił coś wyjątkowo nierozsądnego i głupiego, na co mistrz Obi-Wan Kenobi tylko
kręcił głową z dezaprobatą.
Pokój
zdawał się być pusty, nie czuła żadnej żywej istoty, co odrobinę ją
zaniepokoiło. Przez myśl przemknęło jej, że mistrz ma jednak trochę spaczone
poczucie humoru; zdecydowanie nie podobała jej się nowa forma treningu. Sięgnęła
w Moc, szukając obecności Rycerzyka albo kogokolwiek znajomego, ale otaczała ją
dziwna pustka, obcość i poczucie odizolowania. Odetchnęła i spróbowała
roztoczyć swoją obecność w Mocy jeszcze bardziej, a jednak nic nie zyskała,
żadnej sygnału od mistrza. Cholerny głupiec! Mógł ją poinformować, że zamierza
zrobić coś nowego, wtedy nie musiałaby się zmagać z dziwnym uczuciem, że to
wcale nie jest jakaś tam gierka.
Odważyła
się otworzyć jedno oko, potem drugie. Nieznośna senność stale powracała, mimo,
że dotleniała mózg. Prawie na pewno była wywołana celowo, co też nie pasowała
do metod Rycerzyka. Gdy spróbowała podnieść się na łokciu, przed oczami stanęła
jej jakaś szalona mozaika złożona z komód, zasłoń i dywanów, która zawirowała,
zaszalała i dopiero, gdy na moment zacisnęła powieki, meble wróciły na swoje
miejsce.
Niepewnie
stanęła na nogach, rozglądając się po pomieszczeniu. W jej mniemaniu, w takim
otoczeniu spędzały czas damy, ambasadorki i królowe: wszystko dookoła było
miękkie, błogie i delikatne, a jednocześnie przesadzone i wykwintne.
Uśmiechnęła się pod nosem, zastanawiając się, gdzie zatarła się granica między
wymyślną elegancją a tandetą i kiczem.
Miecz!
Prawie zagotowała się ze złości, którą
usiłowała zakryć własne przerażenie. Mogła już przestać opowiadać samej sobie o
wyjątkowo dziwnym treningu mistrza. Gdyby chciał, by działała nie podręcznikowo
w nowym otoczeniu jako Jedi, nie zabrałby jej miecza świetlnego. Była na obcym
terytorium, zdana sama na siebie, bez kontaktu z mistrzem i Radą.
Odetchnęła,
wykonawszy serię ćwiczeń koncentrujących i jeszcze raz spróbowała zbadać
otoczenie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że powinna najpierw ufać
najnaturalniejszemu zmysłowi: oczom. Zbyt wiele czasu minęło, a ona dopiero
zorientowała się, że z pomieszczenia nie
ma wyjścia. Po prostu – wszędzie ściany, ale nigdzie włazu ani chociaż głupiego
okna.
Zrobiło
jej się gorąco. Zamknięta w pięknej celi, była całkiem bezbronna i otumaniona,
najłatwiejszy cel jaki można sobie wyobrazić. Tylko wciąż nie rozumiała: po co,
do cholery?
Stukot
obcasów dobiegł z daleka i powoli stawał się coraz głośniejszy. Rzuciła się na
łóżko, starając się wyglądać na jak najbardziej nieprzytomną
-
Tamten Jedi nie odleciał – odezwał się niski, skrzekliwy głos, przemawiający w
obcym języku. Brzmiał trochę jak gardłowy śmiech wyniszczonego przez życie
przemytnika i dobiegał z bliska. – Mściwy! Będzie nadal szukał tamtej porwanej!
Ahsoka
zesztywniała. Porwana? Mogła się tylko domyślać znaczenia słów, ale w czasie
swojej pierwszej misji miała okazję oswoić się z językiem Huttów, a poza tym w
Akademii przykładano, by byli w każdy padawan znał podstawy porozumiewania
się przynajmniej na poziomie
komunikacyjnym.
Usłyszała
cichy świst i do pokoju wpadło ciepłe powietrze, przesycone zapachem słodkiego
soku z juuna i gorzkim dymem, prawdopodobnie papierosowym. Ponownie poszukała
rozwiązania w mocy i tym razem poczuła obecność jakieś kobiety, prawdopodobnie
bardzo silnej i masywnej. Zebrała w sobie siłę, zacisnęła pięści i była gotowa
do walki.
Zerwała
się z łóżka błyskawicznie i uderzyła obcym o ścianę. Potrzebowała jednej
trzeciej sekundy, by stwierdzić, że ogromna Twi’lekanka leży w nienaturalnej
pozycji, brocząc krwią i raczej nieprędko się obudzi. Zaraz potem dostrzegła
odwiniętą zasłonę; tamtędy musiała wejść i tam mogła szukać wolności.
Zostawiwszy
nieprzytomną Twi’lekankę samą z jej raną, ruszyła w stronę wyjścia. Dopiero
teraz uświadomiła sobie, że właściwie jest bosa, a buty, podobnie jak miecz,
pas i komunikator, przepadły bez śladu. Nie mając wyjścia, popędziła boso.
Na
zewnątrz było dużo cieplej. Gryzące powietrze zdawało się pozostawać
nieruchome, jakby nikt nie wietrzył korytarzy od lat. Rozejrzała się, ale
wszędzie było pusto, co, wbrew pozorom, raczej ją zaniepokoiło. Lewo czy prawo?
Odetchnęła, powstrzymując atak kaszlu, i poszukała odpowiedzi w Mocy, przecież
tam zawsze kryło się rozwiązanie. Ruszyła.
Podłoga
parzyła stopy żywym ogniem, wydawało się, że pędzi po rozżarzonych węglach albo
świeżych, jeszcze nie ostygniętych popiołach. Nie miała nawet czym oddychać, bo
gorzkie powietrze jedynie drażniło gardło i wywoływało kolejne ataki kaszlu.
Korytarz
urwała się nagle, bez żadnego oznaczenia. Wylądowała za barem w jakimś
obskurnym kosmoporcie, gdzie zebrały się najgorsze szumowiny z całej galaktyki.
Nie wzbudziła niczyjego zainteresowania, całe towarzystwo przywykło, że ludzie
wbiegają i uciekają czym prędzej z różnych powodów, których lepiej nie znać.
Kilku podejrzliwie zerknęło na jej bose stopy i zaczerwienione od wysiłku
policzki, ale żaden się nie odezwał.
-
Proszę ale – mruknęła cicho Ahsoka,
omijając bar i siadając na jednym z pobliskich stołków. W duchu zastanawiała
się, czy po raz kolejny nie robiła tego, za co Anakin stale ją beształ (i zaraz
sam tak się zachowywał). Działała bez żadnego planu, wpadła w obce bagno i,
pozbawiona miecza, stanowiła łatwy cel. Być może tamta Twi’lekanka mogłaby jej
pomóc i wcale nie szukała zwady. Z drugiej strony, mówiła o porwaniu i to dosyć
dosadnie.
Co by zrobił Rycerzyk?, westchnęła w
duchu. Anakin Skywalker, jakkolwiek nierozsądny, gniewny i porywczy, wciąż był
dla niej największych wzorem. Jego słowa znaczyło czasem więcej niż zawiła
przepowiednia mistrza Yody. Czuła, że ma w nim poplecznika, człowieka,
przyjaciela, ojca, towarzysza, spowiednika i gorąco wierzyła, że kiedyś będzie
mogła się z nim równać.
Rzuciła
okiem na salę i skoncentrowała się na Mocy, szukając słabych umysłów. Zdawała
sobie sprawę, że dla doświadczonego Jedi żaden ze zgromadzonych nie byłby problemem,
bez trudu zmusiłby do wyznania prawd każdego Łowce, ale ona była tylko
padawanem. Westchnęła ciężko. Najgorsza była ta paskudna bezsilność, kumpela,
którą poznała już przy pierwszych swoich zadaniach. Czasem nawet mając święcący
pręt jarzeniowy nie była w stanie sobie poradzić, a co dopiero teraz, zdana na
łaskę obcych?
Pociągnęła
nosem i dopiła jednym haustem alkohol. Nie
czas na smutki, nie czas na skargi i modlitwy, zbeształa się w myślach.
Ufając Mocy, swojemu jedynemu sojusznikowi w obecnej sytuacji, ruszyła w stronę
roześmianego, upojonego pijacką atmosferą baru, Barebala.
-
Witaj – Ahsoka skłoniła się lekko i zaraz przeklęła własną głupotę. Nie miała
pojęcia, jak witają się łowcy nagród i gangsterzy, ale na pewno nie zginają się
przed sobą, jak mieli to w zwyczaju rycerze Jedi. Barabel skrzywił się nieufnie
i obrzucił Togrutankę podejrzliwym spojrzeniem.
-
On cię nie zna – burknął. Był ogromny, prawie trzy razy większy od Ashoki. Gdy
tylko do niego podeszła, wszystkie ciemnozielone łuski na jego karku zjeżyły
się groźnie. Rycerzyk przestrzegł ją, żeby nigdy, przenigdy, nie zadzierała z
tymi gadami. Byli tak samo agresywni, jak nieprzewidywalni.
-
Poproszę dwa razy ale – Ahsoka pomachała do barmana, mając nadzieję, ze
hojnością udobrucha rozgniewanego jaszczura. Prawdą było, że nie miała przy
sobie nawet złamanego kredytu, ale na razie nie to było jej największym
zmartwieniem. Tamten znów na nią łypnął.
-
On chce sok z juuna.
-
W porządku – skinęła głową. – Możemy porozmawiać?
-
O czym chcesz rozmawiać? – Barabel uderzył ogonem o posadzkę tak głośno, że aż
podskoczyła. Zarechotał paskudnie, chuchając jej w twarz gorzkim oddechem. –
Strachliwe dziecko. On nie rozumie, czego tu szukasz.
-
Niczego, handluje znaczy szukam kogoś, szukam Jedi, tak Jedi! Chcę za niego
nagrodę. – Ahsoka prawie palnęła się w głowę. Co ja plotę? – Widziałeś go może?
Barabel
sięgnął ręką po przyniesiony sok juuna i pociągnął spory łyk. Ahsoka zatarła w
duchu ręce, sądziła, że, gdy będzie senny i nietrzeźwy, z łatwością dowie się,
co to za planeta i jak się stąd wydostać, nie wzbudzając podejrzeń.
-
Był tu Jedi. On go widział – przyznał. Ahsoka zmarszczyła brwi, nie spodziewała
się podobnej odpowiedzi. – Cyria z nim gadała. Skolderker? Skydermer?
-
Skywalker – wypaliła Ahsoka. Oczy błyszczały jej od nagłej wilgoci nadziei i
pewności siebie. Skoro mistrz tutaj był, cała sytuacja nagle wydała się o wiele
jaśniejsza i prostsza.
-
Może i tak – Barabel wzruszył ramionami. – To nie jego sprawa.
-
Kto to jest Cyria? – Ahsoka ledwo skończyła mówić, a już poczuła zmianę w
nastawieniu jaszczura. Jej wścibskość wydała mu się odrobinę podejrzana i
nienaturalna; wiedziała, że w tej chwili wszelkie rozmowy się skończyły.
-
Odejdź stąd – burknął Barabel. – On nic nie wie!
-
Proszę, musisz mi powiedzieć! – zaprotestowała Ahsoka i w tej samej chwili koło
jej głowy świsnęła ogromna pieść. Barabel chybił celowo albo alkohol zmiażdżył
jego celność i widzenie, nieważne, dlaczego, ale tylko cudem uniknęła
roztrzaskania czaszki. Odskoczyła, błyskawicznie wzywając na pomoc Moc. -
Powiedz mi, kim jest Cyria.
-
Cyria – jęknął Barabel, czując, że w jego umyśle panoszy się coś nowego.
Zacisnął pięść, a wszystkie łuski na jego głowie stały dęba. Wycharczał coś
niezrozumiałego. – Jego boli! Przestań! Cyrii tu nie ma!
-
Gdzie jest? – Ahsoka nacisnęła mocniej. – Powiedz mi, gdzie jest.
-
Zniknęła, poszła tam – jaszczur miał wrażenie, że jego czaszka zaraz pęknie na
miliony kawałków, rozsadzona przez nową obecność w jego głowie: silniejszą od
niego. Próbował ją przezwyciężyć, ale bezskutecznie – cofała się, ale zawsze
wracała i czytała w nim jak w otwartej księdze. – Poszła do Królowej! –
wrzasnął i stracił oddech, roztrzęsiony i przerażony.
Ahsoka
puściła, pozwalając Barabelowi opaść na stół. Osunął się jak nieżywy, dysząc
ciężko. Jednocześnie zbierał w sobie siły, Ahsoka zauważyła, że jego ogon
uniósł się delikatnie, jakby chciał się zamachnąć i ściąć ją z nóg. Mogła
zakładać, ze gdy padnie na ziemi, rzuci się i udusi ją za grzebanie w mózgu,
ale wolała nie sprawdzać na samej sobie.
Oddaliła
się czym prędzej i wtedy zobaczyła znajomą postać w kącie. Zamarła, przekonana,
że zmęczony umysł płata jej figle, a jednak – mimo przetarcia oczu – mężczyzna nie
zniknął.
Na
widok Anakina Skywalkera uśmiechnęła się słabo, wzruszona i przejęta. Rozmawiał
z jakimś mężczyzną, twarz miał zaciętą i gniewną, bez trudu poczuła jego troskę
i strach, strach o nią. Już miała się rzucić w jego stronę, zawołać i
dziękować, że ją znalazł, gdy ktoś szarpnął ją i przyciągnął do siebie. Próbowała
się szarpać, ale ktoś zatkał jej usta i zmusił do podejścia do ściany.
Usłyszała syk otwieranego włazu i zaraz została wepchnięta w jakiś ciemny
korytarzyk. Uderzyła skronią o ścianę.
-
Mistrzu – zdołała wyszeptać, a potem ciemność zamroczyła jej umysł.
_________________________________________________
Cześć. Bardzo dziękuję za wszystkie
komentarze, strasznie mi miło. Z góry przepraszam, jeśli gdzieś zaplątała się
cholerne „Ashoka”. Nie mam pojęcia, czemu tak mi się utrwaliło w głowie, ale
ciężko to teraz ogarnąć, dziękuję Play Game za zwrócenie uwagi, starałam się
pousuwać, ale jakby gdzieś się zaplątało, to przepraszam.
Muszę powiedzieć że narzekanie na Anakina jest boskie i zabawne ^^ Gratuluje. Ja sama by czegoś takiego nie wymyślę...w ogóle co ja gadam? Ja nikomu nie dorównam w pisaniu :( Cóż. Taki mój żywot*wzdycha i wraca do czytania*
OdpowiedzUsuńAhsoka została porwana...biedny Smarkuś :( Anakin ją znajdzie. Ja to czuję :3
"Boso przez Galaktykę" Nowy serial na HoloNecie! xD Nie no żart. Zawsze coś palnę głupiego więc się przyzwyczaj ;D
Uuu...poparzone stopy muszą nieźle boleć. Możliwe jak mnie gdy asfalt miał 30 stopni, a ja po nim łaziłam :D Oczywiście rzadko tam jeździły samochody...trzeba byłoby to zobaczyć ;)
Ja tu nic nie będę więcej gadać iż ten rozdział jest
CUUUUUUUUUUUUDOOOOOOOOOOOOOWNYYYYYYYY*O*
NMBZT!
Ej, no nie mów. Czytałam Twoje opowiadania i naprawdę są świetne. Co prawda jeszcze mam mnóstwo do nadrobienia, ale bardzo mi się podoba, masz niesamowiye pomysły, więc nie gadaj :)
UsuńBoso przez Galaktykę, powiadasz? Dobre, zbili by kasę, wszyscy by oglądali.
Dziękuję za opinię, ciesze się, że się podobało^^
I z Tobą.
Trzeci raz zaczynam komentarz bo nie umiem zaczynać ;__; Na początku muszę zwyzywać bloggera bo mnie nie powiadomił o nowy rozdziale. Przysięgam na rzekę Styks, że gdyby nie to, że jest jednak trochę przydatny to zesłałabym go do Tartaru, żeby tonął w Kokytosie, Felgetonie albo biegał na ślepie po Dworze Nocy -___-
OdpowiedzUsuńA teraz o rozdziale: ASDFGHJKOJBGFU!! *o* Odbiera mi mowę! Piszesz tak genialnie, cudownie, mistrzowsko... Czuję się jakbym wypiła dzbanek nektaru i zjadła ambrozję, jeżeli Twoje ff byłyby jedzeniem to nawet boski pokarm by się chował! (Wybacz, coś mi się w głowie przewraca bo naczytałam się "Bitwy w Labiryncie"). Początek był... Zaskakujący. Naćpali Ahsokę?! Czy tylko ja się śmieję? xD I jej przemyślenia na temat Anakina, po prostu mistrzowskie =D Taki mały, złośliwy Smarkuś. Mimo całego zagrożenia ona wyzywa na Rycerzyka! A ten pomysł z treningiem... Hahaha, pewnie czuła się tak jak ja po urodzinach kumpla w wakacje: budzę się i standardowo nie wiem jaki dzień jest... Ale nagle nie wiem też co się dzieje?! A potem jebła twi'lekanką o ścianę! *^* Wdała się w swojego mistrza jak nic. I Anakin siedzi w barze a ona pije? Dziwne, że nie zauważył... Ale jakby zobaczył, oj by się działo. No czemu tak się nie da? ;__; I rozpijanie upitych łowców nagród! Demoralizowanie padawanek i tego efekty. I czemu się do niego nie wydarła? By zrobili rozróbę i tyle, no ale dobra, oberwało jej się i to się liczy. I tak zapomniałam wcześniej, ukradli jej buty! Kiedyś sama to zrobiłam =D Tylko zapomniałam jej powbijać ciernie w stopy T.T Piekielna skleroza!
Dobrze podsumowując: rozdział cudowny i genialny! <3 Nie mam słów, żeby go opisać. Masz świetny talent, tylko zazdrościć. A teraz weny, weny, weny i pozdrawiam! :3 Kończę bo samej mi się złapał jakiś pomysł, więc do napisania ;*
A ja nadal nie ogarniam tego bloggerowego informatora -,- Poważnie, niby wiem, że się wyświetla, ale nijak mi się to nie przydaje. Ale i tak na bloggerze dobrze się pracuje, nie zasłużył na e wszystkie okrucieństwa.
UsuńJeny, jak czytam Twoje opinię to aż się rumienię. Przeciez ja naprawdę nie piszę jakoś szczególnie, ba, nawet do zadowalającego poziomu mi brakuje. Specjalnie założyłam operę, żeby się podszkolić... Dziękuję Ci, ale naprawdę... =^,^=
Wiesz, jak Mistrz taki uczeń, oni oboje są siebie warci. Anakin tylko udaje rozsądnego.
Jakby od razu go zawołała, byłoby trochę za prosto ;p Zamierzam pociągnąć tą seryjkę jeszcze przez jakieś dziesięć rozdziałów.
Dziękuję za opinię, cieszę się, że się podobało. A wenę mam, w niedziele powinna być kolejna część.
Mam ferię i wenę, więc wszystko gra.
Od marca nie dawałaś znaku życia na blogu. Już się nawet pogodziłam z myślą, że rzuciłaś pisanie (takie publiczne, nie tylko do szuflafy)... A tu dziś, nagle, 8 miesięcy opowiadań do nadrobienia. Nie że nie chcę, bo uwielbiam Twój styl pisania i poczytam chętnie, alee... czy news z linkiem nowego bloga nie mógł pojawić się wcześniej? :(
OdpowiedzUsuńAna.
Domyślam się, że mowa o projekcie Huntik, który faktycznie został zakończony dawno temu. Na obecnym onecie, czy też blog.pl, ciężko jest pracować, próbowałam i szybko zrezygnowałam. Szczerze mówiąc, zastanawiałam się nad usunięciem tamtego bloga, ale mam ogromny sentyment, bo poświęciłam tam sporo czasu. Zostawiłam go dla samej siebie i nie logowałam się od długi czas.
UsuńOpera Lalek miała być jednorazowym wyskokiem, krótkim eksperymentem. Nie sądziłam, że pociągnie dłużej niż miesiąc i cały czas miałam wrażenie, że niedługo już odechce mi się pisać.
Informację na bloga wrzuciłam tak późno z prostego powodu: dopiero wtedy zaczęłam pisać o huntiku. Poprzednie opowiadania skupiały się tylko na tym serialu, więc sądziłam, że jesli ktoś zaplącze się na tamtego zakurzonego bloga, będzie szukał tylko czegoś o Huntika.
Dziękuję za komentarz, a następnym razem postaram się natychmiast wrzucać takie newsy. (Nawet nie wiedziałam, że to już osiem miesięcy minęło).
Tak, tak, o to mi chodziło.
OdpowiedzUsuńNo okay, nie ma sprawy, tylko trzeba było widzieć moją minę, gdy z nudów (właściwie miałam się uczyć, ale w takich chwilach człowiek szuka jakiegokolwiek innego zajęcia) wystukuję adres onetowego bloga i nagle news z przeniesieniem. :D A potem załamka, bo ominęło mnie grubo ponad pół roku Twojej twórczości :(
"następnym razem"? Ja tam mam nadzieję, że podobnych niespodzianek z Twojej strony nie będzie i zostaniesz na blogspocie ;)
Jeszcze raz przepraszam. Mówiąc szczerze, nie przyszło mi do głowy, że na zakurzonego Huntika jeszcze ktoś zagląda.
UsuńAle to nie jest nawet pół roku, niektóre serie są naprawdę niewarte czytania i rozwleczone, więc w rezultacie zostaje niewiele.
Wiesz, nigdy nic nie wiadomo. Na razie naprawdę podoba mi się blogspot, chociaż minęło zanim go ogarnęłam :)
Boskie,przepiękne.... Jest to coś w twoich opowiadaniach. Aż miło czytać. Pisz dalej,bo masz wielki talent!!!
OdpowiedzUsuńJenyś, jak czytam niektóre Wasze opinie to aż mi się robi gorąco. Dziękuję, ale naprawdę... nie wiem, czy zasłużyłam na takie pochwały. Prawdą jest, że wciąż uczę się pisać... Dziękuję.
UsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział. Jak będę miała więcej czasu wpadnę przeczytać Gwiezdne. Jestem ich wieelką fanką, a już zwłaszcza od momentu w którym dostałam grę na X-Boxa o czasach Imperium :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam ^^ Nie wypowiem się, bo jeśli chodzi o temat gier i konsoli to jestem kompletnym żółtodziobem i ani pe, ani me. W każdym razie, zapraszam do czytania.
UsuńPrzeczytane! Zdołałam po pochłonięciu części Komandosów Republiki (Ordo rozkminiał o macicach, serio?) I jest piękne! *.* Aż zrobiło mi się gorąco z tych emocji! Mam dreszcze, seryjnie! Ten początek jest po prostu cudowny! Ahsoka myśli, że to Anakin, typowa Ahsoka. I potem cała ta akcja, te opisy, no jednym słowem - cudowne! Ale nadal nie ogarniam Ordo patrzącego na poronienie. xD Ok, dobra, nie na temat. Czekam na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńNiech Moc będzie z Tobą! :3
Ps. Dziękuję za komentarz u mnie. ^^ Co do informacji, to miałam zły humor, blog będzie trwał (mam do przodu 5 rozdziałów:D) i lubię straszyć Des, tak fajnie się gniewa.
Wow, wow, nie czytałam Komandosów Republiki i po twoim komentarzu nie wiem, czy się cieszyć, czy żałować... Generalnie jestem nowa w książkach SW i mam jedynie zalążek... Teraz chcę kupić NJO, ale znowu nie mam kurna kasy (taaak, nie ma to jak dać się wykiwać sprzedawcy i zapłacić sto sześćdziesiąt za sześć cieniutkich Młodych Rycerzy Jedi :((( Nie mam głowy do interesów) Dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało :)
UsuńJa jak to ja tego w ogóle nie czuję. Przepraszam, ale po prostu tego nie widzę. Ahsoka jak nie Ahsoka. Ona pije, nie błagam tylko nie to. Tak Cie chwalę /w innych ff\, ale Star Wars wg mnie to nie Twoja bajka. Niemniej jednak biorę się za czytanie.
OdpowiedzUsuń