Perfect
Logan
Huntzbrger miał w życiu wszystko: pozycję, pieniądze, stanowiska, zaszczyty,
talent, ambicję. Był uparty z charakteru, a z czasem nabrał cierpliwości i
ogłady właściwej biznesmenowi. Od urodzenia wiedział, że pewnego dnia
odziedziczy olbrzymi majątek rodzinny, obejmujący przedsiębiorstwa, wydawnictwa
i nieruchomości na całym świecie.
Nauczył
się pracować ciężko, choć była to trudna, bolesna i upokarzająca lekcja. Zaraz
po studiach stracił kilka milionów na chybionej inwestycji, która skończyła się
procesem o plagiat i długo ciągnęła się zanim, przypominając, jak był zadufany
i zbyt pewny siebie.
Logan
przetrwał. Wypił gorzkie piwo, którego nawarzył, przełknął wstyd i wstał,
bardzo powoli. Dziś wiedział, że udało się tylko dlatego, że miał dla kogo.
Czuwał nad nim niebiesokooki anioł stróż, pełen ciepła, wsparcia, piękny i
mądry, tak piekielnie mądry i bystry.
Był
w życiu tylko raz zakochany, nawet jeśli teraz zaręczył się z i n n ą.
Uchylił
drzwi sypialni, wnosząc dwie filiżanki czarnej, mocnej kawy, taką jaką lubiła
najbardziej. Jeszcze spała, skulona, z policzkiem przyciśniętym do białej
poduszki, którą przytulała do siebie ramionami. Brązowe, krótkie włosy –
krótsze niż te, które nosiła, gdy ją poznał – rozsypały się po pościeli,
niesforne i rozczochrane po nocy. Spała spokojnie, oddychając niespokojnym,
równym rytmem. Logan mógł tylko patrzeć, nie śmiał jej przeszkodzić. Uśmiechnął
się.
Pamiętał
wiersz Bukowskiego. Był o stworzeniu tego nieidealnego świata, z samobójcami,
nienawiścią, narkotykami, z błędami, miłością, która nikomu nie pomogła. Kończył
się słowami: Ale kiedy [Bóg] stworzył ciebie leżącą w łóżku / wiedział co
robi. Logan patrzył teraz na śpiącą dziewczynę i rozumiał ich sens bardziej
niż kiedykolwiek.
Rory.
Poruszyła
się nagle i przewróciła na plecy, ukazując mu gładką, delikatną twarz z
okrągłymi policzkami i zaróżowionymi, rozchylonymi ustami.
I might never be your knight in
shining armor
I might never be the one you take
home to mother
And I might never be the one who
brings you flowers
But I can be the one, be the one
tonight
Logan wiedział, że nie byli sobie
dani na zawsze ani nawet na lata – mieli tylko urywki, noce spędzane w
hotelach, kilka ukradzionych dni, gdy ona przyjeżdżała do Londynu lub gdy on
wracał do Stanów. Zawsze czuł się bezsilny wobec nieustępliwości czasu.
Zjawiała się na jeden wieczór, rozpalając go, a potem – znikała. Oboje
wiedzieli, że mają tylko d z i s i a j
i t e r a z.
Nie był dla niej, a ona nie była dla
niego. Upłynęło wiele czasu odkąd zakochał się w bezczelnej młodej dziennikarce
na Uniwersytecie Yale, odkąd ukradli razem jacht, odkąd odrzuciła jego
zaręczyny. Być może kiedyś, przed laty, mieli szanse, w którą bardzo wierzył.
Nie mógł cofnąć czasu, więc chwytał to, co mogła mu dać: ten jeden wieczór, ten
jeden poranek, ten jeden pocałunek zanim wsiądzie w samolot.
When I first saw you
From across the room
I could tell that you were
curious (oh, yeah)
Gdy się poznali, był jeszcze
nieopierzonym dupkiem. Włóczył się po kampusie z Colinsem i Finnem, skacowany –
a może jeszcze pijany – po imprezie z poprzedniego wieczora, ubawiony, w
poszukiwaniu jakieś dziewczyny, która zawróciła im w głowie w nocy. Dzisiaj nie
pamiętał jej imienia i właściwie nie był pewien, czy wtedy też w ogóle
zaprzątał sobie nim głowę.
Rory rozwieszała plakaty
zapraszająca na czuwanie po profesorze Archerze Flemmingu. Loganowi przez
moment przemknęła przez głowę, że była jego utrzymanką. Zgasiła go krótko i
ostro, jak zawsze.
- Nie lubisz mnie – stwierdził, nieco
rozbawiony. Patrzyła na niego z irytacją spod zmarszczonym brwi, zasłaniając
się plikiem plakatów. – Nie znasz mnie, a nawet mnie nie lubisz.
On polubił ją od razu. Spodobała mu
się ze swoją zaciętą miną i bystrym spojrzeniem. Miała ładne niebieskie oczy,
które przeszywały i rozszyfrowywały go zawsze.
- Rory! – przypomniała mu,
rozzłoszczona, że nie pamięta jej imienia. Podobno spotkali się wcześniej i
zachował się jak palant. W to drugie mógł uwierzyć, na studiach nie był
najlepszą wersją siebie; ale nie potrafił zozumieć, jak mógł przegapić jak
intrygującą dziewczynę.
- Okej, Rory – powiedział. – Wyglądasz
nieźle, złość dobrze ci robi.
- Nie jest zła, tylko zirytowana –
poprawiła go lodowato.
- Przeze mnie? – podchwycił.
- Przez ciebie.
- Bo nie zapamiętałem cię wcześniej?
– wciąż nie mógł zrozumieć, jak do tego doszło.
- Bo traktujesz ludzi z góry!
Miała rację, choć zrozumiał to dużo
później niż by sobie życzył. Wtedy wydała mu się naprawdę zabawna ze swoim
moralizatorskim wykładem i idealistycznym podejściem do świata. Oskarżyła go,
że traktuje ludzi, jakby byli jego służącymi.
(Był to pierwszy raz, gdy wytknęła
mu błąd. Robiła to później całymi latami, zawsze celnie i bezlitośnie. Gdyby
nie to, przegrałby pewnie pół majątku w Vegas, a drugie pół rozdał i przepił.)
- Nie powinieneś traktować ludzi
jakby byli twoimi służącymi! – wycedziła na sam koniec tyrady, jaką mu
wygłosiła. Odwróciła się napięcie i już miała odejść, ale nie mógł pozbawić się
przyjemności porozmawiania z nią odrobiny dłużej.
- Właściwie…
Spiorunowała go wzrokiem, oglądając
się przez ramię.
- Fakt, ze to wolny kraj sprawia, że
mogę mówić do każdego z takimi manierami, jakimi mi się podoba. Chociaż zasady
cywilizowanego społeczeństwa sugerują, że mogę przez to wyjść na snoba. Jeśli
chcesz dalej się dyskutować…
- Ja nie dyskutuje! – najeżyła się.
- Okej, dam ci chwilę na
zastanowienie się i podyskutujemy – powiedział, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Miał doskonały humor. Drażnienie Rory stało się jego ulubioną rozrywką,
wyzwaniem i przyjemnością na całe lata, jeszcze długo po zakończeniu collage’u.
Wbiła w niego wściekłe spojrzenie.
- Obiecuję, że następnym razem cię
zapamiętam – powiedział, naprawdę szczerze. Nie wydawała się ucieszona ani
nawet zadowolona. – A teraz powiedz mi, nie bawiłaś się ani trochę dobrze?
Nie odpowiedziała nic, zaciskając
usta. Posłał jej jeszcze jeden czarujący uśmiech i ruszył do przyjaciół, którzy
już byli na następnym piętrze akademika.
- Pan i władca! – zawołał na
odchodne.
- Słucham? – wychyliła się
zaskoczona. – Że film?
- Tak masz mnie od dzisiaj nazywać!
Usłyszał jeszcze głośne prychniecie,
zanim odeszła rozwieszać swoje plakaty. Pamiętał dokładnie, jak maszerowała,
tupiąc głośno i mrucząc pod nosem coś na jego temat.
Girl, I hope you're sure
What you're looking for
'Cause I'm not good at making
promises
Mijali się w szkole. Widywał ją na
zajęciach z angielskiego i na stołówce, gdzie zawsze brała płatki z jogurtem.
Nigdy nie przychodziła dość wcześnie, by zdążyć na czekoladowe, wiec zadowalała
się kukurydzianym z jogurtem truskawkowym. Obserwował ją. Pracowała w redakcji Yale
Daily News, on zjawiał się tam raczej jako gość. Była ambitna i tak piekielnie
bystra, że nawet najgorszy temat potrafiła przemienić z dziennikarski smaczek.
Uwielbiał z nią rozmawiać. Nigdy się
nie wycofywała, odbijała każdą jego odzywkę, honorowa, dzielna i uparta. Była
jednocześnie zabawna i pociągająca, zupełnie inna niż dziewczyny, z którymi
spędzał wieczory. Miał w niej przyjaciółkę i konkurencję.
Pamiętał jak podeszła do niego na
przyjęciu w domu Gilmore’ów. Richard i Emily odnawiali wtedy przysięgę
małżeńską. Logan był raczej znudzony – kolejne nudne przyjęcie z podobnymi
tartaletkami z łososiem i wyszukanym winem.
- Nie wiedziałam, że tu będziesz –
powiedziała chłodno Rory. Choć nigdy by się tego nie spodziewał, była wtedy
zazdrosna o dziewczynę, którą przyprowadził. Nawet nie pamiętał, kogo zabrał;
umówił się na przypadkową randkę, żeby nie uschnąć z nudów na przedłużającej
się kolacji.
- To nie ty umieściłaś mnie na
liście gości? Ładny garnitur – odparł. – Kaszmir?
Rory była świadkiem na odnowieniu
przysięgi swojego dziadka, Richarda. Zamiast sukienki – a Logan doskonale
pamiętał jak bosko wyglądała w sukienkach – nosiła dopasowany, taliowanymi
garnitur i białą koszulę.
- Chcesz zatańczyć? – spytała, a
wydawało mu się, że słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
Uśmiechnął się, mile zaskoczony i
poprowadził ją na parkiet.
Położyła mu ręce na ramionach i
spojrzała mu prosto w oczy, lekko zakłopotany. Rory tańczyła fatalnie, była
sztywna i myliła kroki. Objął ją w talii i pewnie ujął jej drobną dłonią w
swoją.
- Dlaczego przyszedłeś? – zapytała.
Miał wrażenie, że za tym pytaniem kryło się znacznie więcej niż sama chciała
przyznać.
- Open bar.
Nie uwierzyła.
- Czy ty kiedyś się ze mną umówisz? –
spytała wprost, patrząc na niego błyszczącymi oczami. Omal się nie potknął.
Była to jedna z niewielu chwil w jego życiu, gdy zabrakło mu słów. – Flirtujesz
ze mną, chyba mnie lubisz… Umówisz się ze mną, kiedyś, kiedykolwiek? Bo lubisz
mnie, prawda?
Nadal nie mógł wydusić z siebie nic
mądrego, co zupełnie opacznie zrozumiała.
- Och… - odsunęła się od niego. –
Okej… Jasne, nie ma problemu. Odprowadzę cię do stolika, a potem zapadnę się ze
wstydu.
Roześmiał się serdecznie.
- Rory, poczekaj – przytrzymał ją
mocno. – Rory.
Wbiła wzrok w czubki swoich
lakierowanych butów, dopasowanych do garnituru. Nie pozwolił jej odejść, choć
próbowała wykręcić się z uścisku..
- Chciałem się z tobą umówić –
przyznał. Myślał o tym od dnia, gdy rozwieszała plakaty w akademiku. – Po prostu…
nie sądzę, że to dobry pomysł – dodał cicho, tak, że muzyka niemal zagłuszyła
jego słowa. Rory zmarszczyła brwi, jak zawsze, gdy czegoś nie rozumiała. –
Jesteś… wyjątkowa. Jesteś piękna, mądra, niesamowicie inteligentna, bardzo
pociągająca – mówił szczerze, patrząc cały czas w jej okrągłą, jasną twarz. –
Definitywnie materiał na dziewczynę.
Mógłby przysiąc, że się zarumieniła.
- Ale ze mnie żaden materiał na
chłopaka. Nie będę udawać, że umiem randkować, bo nie umiem… Związki to nie dla
mnie, nie chce zobowiązań. Nie jestem facetem dla ciebie.
Myślał, że rozzłości ją jeszcze
bardziej albo speszy, ale Rory uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami.
Przeszył go przyjemny dreszcz, a włosy na karku stanęły dęba.
- Nie szukam chłopaka – powiedziała.
– Po prostu cię lubię i… chciałabym spędzić z tobą trochę czasu. Bez
zobowiązań? – zapytała, patrząc na niego spod rzęs. Nie mógł się oprzeć, gdy
złapała butelkę piekielnie drogiego szampana i pociągnęła go na górę.
But if you like causing trouble
up in hotel rooms
And if you like having secret
little rendezvous
If you like to do the things you
know that we shouldn't do
Then baby, I'm perfect
Baby, I'm perfect for you
Poprowadziła go na górę po schodach,
cały czas trzymając za rękę. Logan nie miał innego wyjścia, jak tylko poddać
się i… właściwie nie miał nic przeciwko. Przyjrzał się też z zadowoleniem jak
bosko jej pupa wygląda w garniturowych spodniach.
Przyjęcie odbywało się w rezydencji
dziadków Rory. Znała tu każdy pokój i korytarz, bez trudu trafili do gościnnej
sypialni. Nie zdążył się nawet rozejrzeć po pomieszczeniu, gdy Rory podsunęła mu
butelkę z szampanem, po tym jak sama pociągnęła długi łyk.
- Żyj chwilą, Huntzberger.
Westchnął.
- Na pewno tego chcesz? – upewnił
się po raz ostatni. Za nic w świecie nie pozwoliłby skrzywdzić Rory i nie
chciał tego sam zrobić. Była grzeczną, ułożoną dziewczyną, która chodziła na
randki do kina i wracała do domu przed północą. Nie wpasowywał się w schemat
jej chłopaka.
- Chce… spróbował – powiedziała.
Chwyciła kołnierzyk jego koszuli i przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go
delikatnie i czule, drżącymi ustami, ledwo muskając jego wargi. Jej dotyk był
niesamowicie elektryzujący i sam nie wiedział, czy to dlatego, ze to ich
pierwszy pocałunek, czy dlatego, że ukrywali się potajemnie na przyjęciu jej dziadków.
Gdy się odsunęła, spojrzał na jej
garnitur i zażartował:
- Jakbym całował faceta.
Zmrużyła złośliwie oczy i pocałowała
go znowu, tym razem mocniej, intensywniej, a nadal czule i z niesamowitym
wyczuciem. Nogi się pod nim ugięły. Złapał ją w talii i przyciągnął do siebie.
Smakowała słodkim szampanem, a on sam czuł się, jakby się upijał tym
pocałunkiem.
Wiedział, że nie powinni.
A jednak było idealnie.
And if you like midnight driving
with the windows down
And if you like going places we
can't even pronounce
If you like to do whatever you've
been dreaming about
Baby, you're perfect
Baby, you're perfect
So let's start right now
Każdy moment z Rory był idealny.
Zadziwiała go, imponowała, nakręcała, doprowadzała do szaleństwa i białej
gorączki. Nigdy by się nie spodziewał, że będzie miała tak szalone pomysły jak
jego. Pamiętał, jak zjawiła się na przyjęciu zaręczynowym jego siostry,
nieszczęśliwa i szukająca pocieszenia właśnie u niego. Nie rozpłakała się
jednak ani nie rozkleiła; odciągnęła go na bok zupełnie zaskoczonego i
poprosiła:
- Po prostu chodźmy gdzie indziej.
- Gdzie? – był na każde jej
zawołanie, gotów wsiąść w samochód, opuścić szyby i jechać tak szybko, że żadni
gliniarze nie złapaliby ich nawet, gdyby próbowali. Czegokolwiek by sobie nie
życzyła, spełniłby to choćby zaraz.
- Gdzieś. Daleko – powiedziała roztargniona.
Pamiętał jak bardzo zagubiona i złamana była tamtego wieczoru. Skończyła wtedy
staż w gazecie, swoją pierwszą pracę jako prawdziwa dziennikarka i ostatniego
dnia usłyszała, że lepiej gdyby zrezygnowała, bo się nie nadaje. Słowa były jak
sztylet w jej dziecięce, naiwne, pełne marzeń serce.
- Daleko? – złapał ją za ramiona i
zmusił, żeby spojrzała mu w oczy.
- Na morze – zdecydowała.
- Na morze? – powtórzył rozbawiony.
- Nie masz tu jakiegoś jachtu? –
spytała, rozglądając się po porcie pełnym luksusowych motorówek i przepięknych,
bogato rzeźbionych statków. Rodzina Logana miała całą flotę pięknych jachtów,
ale wszystkie zimowały w schronach w kilka miastach Europy.
- Chce być z tobą – powiedziała z
rozbrajającą szczerością. – Tyko ty i ja. Na morzu – dodała.
When
I first saw you
From
across the room
I
could tell that you were curious (oh, yeah)
- Ten wygląda nieźle – wycelowała
palcem w biały jacht z dwoma masztami. Odbijał światło księżyca tak pięknie,
jakby sam świecił na czarnej wodzie. Logan uniósł brwi, zaintrygowany.
- Nie nasz.
Rory wzruszyła ramionami i chwyciła
go za rękę.
- Czy to cie kiedykolwiek
powstrzymało?
Girl, I hope you're sure
What you're looking for
'Cause I'm not good at making
promises
Zdębiał, patrząc na jacht, który
zamierzała ukraść, a potem z rozkoszą pomyślał, że nie mogła podobać mu się
bardziej.
- Mam na ciebie zły wpływ –
powiedział uradowany i chwycił ją mocno za rękę. W tamtej chwili czuł, że nigdy
nie będzie chciał jej puścić.
- Chodźmy, Huntzberger! – krzyknęła,
biegnąc po pomoście. Po drodze ściągnęła eleganckie czółenka i cisnęła je do
wody, jak zbędny balast.
- Chodźmy!
But
if you like causing trouble up in hotel rooms
And
if you like having secret little rendezvous
If
you like to do the things you know that we shouldn't do
baby,
I'm perfect
Baby,
I'm perfect for you
Od tamtych wydarzeń minęło wiele
lat. Rozstali się w momencie, gdy wydawało się, że nigdy nie będą chcieli tego
samego. Logan nadal trzymał pierścionek, który podarował jej w dniu zakończenia
studiów. Był tak pewny, że chcą tego samego – pierwszy raz w życiu gotów złożyć
obietnice.
Kochał ją szczerze i nigdy nie
przestał. Była dla niego idealna. Nawet gdy go odrzuciła, nie żałował żadnej
chwili, żadnego kłopotu, który mu sprawiła. Po latach, gdy znowu się spotkali,
zrozumiał, że ona mogła go chcieć tylko z sentymentu i nostalgii, ale on zawsze
będzie jej beznadziejnie oddany.
- Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas –
powiedziała, choć byli w Londynie. Oboje dorośli, ona była wolnym strzelcem w
biznesie dziennikarzy, a on był już zaręczony z młodą francuską. Ale całowała
go tak samo jak wtedy po raz pierwszy, w rezydencji jej dziadków. Intensywnie,
mocno, szczerze.
- Vegas – odszepnął i popchnął ją na
łóżku. Nie mógł przestać jej całować. I znów, tak jak wtedy w collage’u,
umówili się na brak zobowiązań. Tego chciała.
On był jej zobowiązany sercem na
zawsze.
And if you like midnight driving
with the windows down
And if you like going places we
can't even pronounce
If you like to do whatever you've
been dreaming about
Baby, you're perfect
Baby, you're perfect
So let's start right now
Patrzył, jak Rory budzi się powoli
ze snu. Ziewnęła przeciągle i – jeszcze z zamkniętymi oczami – wyciągnęła szyję,
jakby węsząc za zapachem świeżo zmielonej kawy. Była tak idealna dla niego.
Uśmiechnęła się sennie i wyciągnęła rękę, po omacku wyszukując sznurek od jego
piżamowych spodni.
And if you like cameras flashing
every time we go out
(Oh, yeah)
And if you're looking for someone
to write your breakup songs about
Baby, I'm perfect
Baby, we're perfect
Logan położył się na niej i
pocałował w różowiutkie usta zanim
jeszcze dobrze się rozbudziła. Mruknęła z zadowoleniem i przeciągnęła się jak
kotka. Pomyślał o wszystkim, co razem przeżyli: jak uratowali spóźniony numer Yale
Daily News, jak ukradli jachy, jak opiekowała się nim po wypadku… Wreszcie ten najpiękniejszy
moment, gdy skoczyli razem na spotkaniu Brygady Życia i Śmierci. Nie był wtedy
pewien, czy przeżyją, ale przyszło mu do głowy, że nie najgorzej roztrzaskać
głowę, trzymając za rękę tak wyjątkową dziewczynę.
Tak idealną.
Wiedział, że ich sielankowe Vegas
nie będzie trwało wiecznie – w końcu nadejdzie data jego ślubu, a Rory pozna
lepszego, właściwszego chłopaka, takiego, którego przedstawi matce i nie będzie
musiała trzymać związku w sekrecie. Odsunął od siebie tą myśl i całował ją
dalej, tak zapamiętale i gorąco, bo było idealnie.
Byli idealni dla siebie.
If you like causing trouble up in
hotel rooms
And if you like having secret
little rendezvous
If you like to do the things you
know that we shouldn't do
Baby, I'm perfect
Baby, I'm perfect for you
And if you like midnight driving
with the windows down
And if you like going places we
can't even pronounce
If you like to do whatever you've
been dreaming about
Baby, you're perfect
Baby, you're perfect
So let's start right now
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)