Ahsoka
mieszała łyżką w dziwnej, brudnej wodzie, którą pani domu nazwała zupą, i
próbowała zmusić się do spróbowania. Na froncie jadała różne paskudztwa:
suszone mięso, bezsmakowe, energetyczne napoje, które miały szybko postawić ją
na nogi, kwaśne konserwy. Tym razie zupa stawała jej ością w gardle nie z
powodu smaku, ale z powodu otaczającej ją nędzy. Z tyłu głowy wciąż krążyła jej
myśl, że bulwy, które pływały w zupie, były kupione za resztkę pieniędzy
licznej rodziny.
-
Nie smakuje ci? – spytała Sania smutnym głosem.. Zwykle biegała roześmiana, ale odkąd jej brat pocił się w gorączce, przygasła i snuła się jak duch. Była zmęczona i przestraszona; Ahsoka cierpiała, widząc, jak bardzo problemy wykańczają rodzinę. Wieczory były najgorsze, wtedy wszyscy kończyli pracę i zaczynali myśleć. Myśleć o tym, jak bardzo jest źle. - Czemu nie jesz?
Ahsoka
uniosła wzrok znad miski i zmusiła się do uśmiechu.
-
Jest świetne – odparła, czując, że jej głos wcale nie brzmi przekonująco.
Każda
kolejna minuta bezczynności sprawiała, że czuła się coraz bardziej zła i
nieszczęśliwa. Wiedziała – a właściwie miała nadzieję – że jej mistrz, Anakin,
gdzieś tam jest. Ta krótka chwila, gdy dostrzegła go w kantynie, zamazywała się
w jej umyśle i zaczynała się zastanawiać, czy może zmęczony umysł nie płata jej
figli.
Chciała
zachować spokój – zgodnie z kodeksem Jedi, pragnęła być opanowana i pełna
chłodu. Być może wtedy udałoby się jej ruszyć do przodu. Serce jej się krajało,
gdy widziała, jak pani domu posępnie liczy pieniądze, składa monetę do monety,
a chory dzieciak rzuca się w gorączce na łóżku.
Gdy
trafiła to biednej rodziny liczyła, że może uda jej się znaleźć kontakt z
miejscowymi i odnaleźć Anakina. Gdyby byli razem, mogliby stąd jak najszybciej odlecieć
i zapomnieć o nędznej, smutnej planecie. Im bardziej poznawała małą Sanię, tym
bardziej współczuła okradanym przez rząd ludziom i marzyła, by poprawić ich
los.
Mistrz
uczył ją, że Jedi są strażnikami pokoju. Na planecie panował pokój, pokój
wymuszony rygorem, karami, terrorem. Marzyła, by ukrócić cierpienie obywateli,
wzniecić bunt, który objąłby wszystkie nędzne, smutne dzielnice i sprawił, że
zyskaliby nową, lepszą władzę.
-
Potrzeba rewolucji – wymsknęło jej się przy śniadaniu. – Potrzeba wielkiego
zrywu!
Pani
domu spojrzała na nią zrozpaczonym wzrokiem. Nie uśmiechnęła się ani razu od
kiedy jej synek zachorował. Wciąż wpatrywała się we wszystko nieszczęśliwym
wzrokiem człowieka na skraju przepaści, prawie nie spała i wychudła tak bardzo,
że zaczynała przypominać szkielet.
-
Zrywy kończą się zawsze tak samo. Większe podatki, aresztowania, zmniejszanie
racji żywieniowych w fabrykach – wymieniła beznamiętnie, ocierając pot z czoła chorego.
– Trzeba zaakceptować świat, jakim jest. Zapamiętaj, że jutro jest lepsze tylko
w głowie takich młodzików jak ty. My już wiemy, jak to jest, gdy przelewa się
krew za głupie marzenia.
-
Ale wy… musicie wywalczyć swoje godne życie! Przecież żyjecie jak… - urwała,
zdając sobie sprawę, że wszystko co ujrzała w ponurych dzielnicach, dla niej
jest tragedią i szokiem, ale dla nich – rzeczywistością, z którą trzeba było
się pogodzić.
-
Jak co? Przeżyłam tak pięćdziesiąt lat, to przeżyje kilka następnych.
-
Ale twoje dzieci! – Ahsoka niemal uderzyła pięścią w stół. – Powinny żyć na wolnej, sprawiedliwej planecie!
-
A czym, do diabła, jest wolność? Czy ty, Jedi, jesteś wolna? – pani domu
spojrzała na nią rozgoryczona. – Nie jesteś! Jesteś związana swoim marnym
kodeksem! Masz obowiązki wobec swojego Zakonu i wobec swojej – tfu! -
Republiki!
Ahsoka
zacisnęła zęby i nie odezwała się więcej. Kłótnia sprawiła, że matka Sani w
ogóle przestała z nią rozmawiać i tolerowała z wielką niechęcią; Ahsoka czuła,
że – choć nie jest wrogiem – sama jej obecność sprowadza na rodzinę zagrożenie.
Premier jej szukała – najstarszy brat Sani, Milo, twierdził, że widział listy gończe
na mieście.
Wraz
ze zbliżającą się nocą, w Ahsoce rósł niepokój. Obiecała sobie, że zakradnie
się do pałacu i zdobędzie lekarstwa – cokolwiek, wystarczył by antybiotyk albo
coś zbijającego gorączkę. Rodzina Sani przyjęła ją i nakarmiła, dała dach nad
głową. Nie mogła i nie chciała dłużej wykorzystywać ich gościnności. Teraz
przyszedł czas na nią – musiała ratować chorego dzieciaka.
Już
kiedyś niańczyła zarażonego bobasa – syn jednego z potężniejszych Huttów omal
nie umarł jej w ramionach. Nigdy nie widziała tak marudnego i rozzłoszczonego
stworzenia jak chory maluch. Nie mogła pozwolić, żeby brat Sani cierpiał. Każda
godzina zwiększała zagrożenie, że… Potrzasnęła głową i skupiła się na czekaniu.
Ściemniło
się powoli. Sania – radosna, podekscytowana Sania – krążyła bez celu po pokoju
i przekładała stare papierzyska, plakaty ręcznej roboty, stare ulotki. Ahsoka
nie miała śmiałości o nie pytać, ale z urwanych rozmów dowiedziała się, że cała
drukarnia należała do ukochanego ojca dziewczynki, który został zabrany za znieważenie organów władzy. Sania
czasem wspominała, że to on nauczył ją, że trzeba walczyć o swoje i nigdy nie
tracić nadziei. Był jej mentorem, drogowskazem i wielkim przyjacielem. Gdy
zniknął, ona przejęła rolę zarażania wszystkich optymizmem.
-
Jedi Ahsoka… Myślisz, że wszystko się ułoży?
-
Na pewno – odparła poważnie Ahsoka. – Na pewno.
Już
ja o to zadbam, dodała w myślach. Miała dość swojej bezczynności i czuła, że
rodzi się w niej nowe, zaciekłe uczucie – determinacja. Razem z Anakinem
podejmowała się najtrudniejszych, najpaskudniejszych misji; czuła, że da sobie
radę. Później powie do mistrza: „Ty jak
zwykle się obijałeś, a ja przechytrzyłam wredną premier i uratowałam
dzieciakowi życie!”
Leżała
bez ruchu na swoim twardym materacu i nasłuchiwała. Oddechy domowników powoli
się wyrównywały i wszyscy zapadali w krótki sen. Dzień na planecie zaczynał się
zanim wzeszło słońce i kończył późną nocą. Milo, najstarszy syn, który krzywo
patrzył na Ahsokę odkąd przybyła, wrócił do domu zaledwie kilka minut przed
spoczynkiem. Był zgrzany i wybrudzony smarem, mruknął tylko do matki, jak
bardzo nienawidzi zarządcy fabryki, w której tyrał dzień w dzień.
-
Halo? – szepnęła w ciemność na wszelki wypadek.
Odpowiedziała
jej głucha cisza.
Wstała
powoli, na drżących nogach i bezszelestnie ruszyła w stronę drzwi.
-
A więc jesteś złodziejką? Uciekasz w nocy jak tchórz?
Zesztywniała
i obróciła się przestraszona. Na środku pokoju stał Milo. Zapomniała o nim! Przed
kwadransem wrócił do domu z pracy i najpewniej jadł coś w kuchni. Nie słyszała
go, bo nie chciał budzić śpiącej rodziny. Westchnęła. Będzie miała jakoś go
zagadać; na pewno nie pozwoli jej iść. Nie cierpiał jej do tego stopnia, że
zgrzytał zębami, gdy ją mijał. Wmówił sobie, że była zagrożeniem dla
bezpieczeństwa jego rodziny. Zagryzła wargę i wyprostowała się.
-
Niczego nie ukradłam, głupku. Mam swoje sprawy.
-
A można wiedzieć, czego takie dziecko będzie szukać na mieście w środku nocy?
Bez miecza? Bez butów? Bez niczego? – uniósł brew. Nawet w ciemności widziała
jego podejrzliwe spojrzenie.
-
Nie twoja sprawa!
-
Chyba jednak moja – podszedł tak blisko, że czuła zapach jego potu i dymu fabrycznego.
Złapał ją za nadgarstek i zacisnął tak mocno, że niemal wykręcił jej rękę. –
Co, powiesz pani premier o zakazanych plakatach? O tajnej drukarni? O tym, że
mała Sania na nią wrzuca? Chcesz wkopać moją rodzinę i sama dostać trochę
kredytów? I myślisz, że ci pozwolę? – z każdym słowem coraz mocniej zacisnął
rękę.
Ahsoka
syknęła i wyszarpała nadgarstek.
-
Nie jestem jakimś kapusiem! – wycedziła przez zęby. – Idę po lekarstwa dla
małego. To wszystko.
Milo
spojrzał na nią ze zdziwieniem. Jego chłopięca twarz, która trochę za wcześnie
poznała, jak to jest, gdy dym szczypie w oczy, a pot spływa po czole po
dwunastej godzinie pracy, zastygła w bezruchu. Nie wiedział co powiedzieć; był
zbyt zszokowany, by odpowiedzieć Jedi. Nie spodziewał się od niej pomocy i
nawet jej nie chciał.
-
O.
-
To może pozwolisz mi iść? – warknęła Ahsoka, potrząsając obolałym nadgarstkiem.
-
Pójdę z tobą, Jedi Tano – dodał cichszym, pokorniejszym tonem. – Pójdę z tobą.
To moja rodzina… Mój brat.
Ahsoka
zmarszczyła brwi. Obecność złośliwego chłopaka wcale nie poprawiała jej humoru,
ale Milo znał okoliczne dzielnice. Dobrze będzie mieć towarzysza, gdyby
zdarzyły się jakieś kłopoty. Pokiwała głową i odwróciła się w stronę drzwi.
-
I… dziękuję, Jedi Tano – dodał szeptem.
Ahsoka
nie mogła się nie uśmiechnąć. Skinęła głową, czując palące zadowolenie. Domyślała
się, z jakim trudem przeszło mu to przez gardło. Zawiązali sojusz – krótką,
bardzo chłodną umowę. Ona chciała spłacić dług, on – ratować brata.
-
Chodźmy już – rzuciła przez ramię i wyszła w mrok.
__________________
Wróciłam z obozu! Z jednej strony to fajnie położyć sie wreszcie w swoim łóżku, w swojej pościeli, w swoim pokoju (zwłaszcza po ponad trzydziestu godzinach w autokarze), a z drugiej - żal, że trzeba było wrócić, że wszystko, co pozytywne kiedyś się kończy.
__________________
Wróciłam z obozu! Z jednej strony to fajnie położyć sie wreszcie w swoim łóżku, w swojej pościeli, w swoim pokoju (zwłaszcza po ponad trzydziestu godzinach w autokarze), a z drugiej - żal, że trzeba było wrócić, że wszystko, co pozytywne kiedyś się kończy.
Jestem. Proszę nie klaszczcie xD POKŁONY JUŻ! xDD Taki tam żarcik xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czy kom będzie długi, ale jestem na fonie i strasznie niewygodnie mi się komentuję, ale nie mogę taj tego zostawić obojętnie... ok. Komentuję ^^
Czym Wy ki tu Sokę karmicie?! Bigosu nie macie? Chyba, że Des kolejny wywali ła to ok xD Tak. Smarkusiowi nie smakuje, przez robi dobre miny do złej gry, ale niezbyt przekonująco :/
Aha. No tak. Tu Ciocia Kiwi xD
Ej. No. Nie umiem komentować tak bardzo długo i szczegółowo ns fonie :C
Rozdział jest naprawdę niesamowity i czekam ns ciąg dalszy :*
Niech Moc będzie z Tobą Brato-Wnuczko ♥
Ciocia Kiwi ^^
Cześć, Kiwi :D
UsuńZnam tą złość, komentowanie z telefony jest jedną z bardziej wkurzających rzeczy.
Od razu się domyśliłam, że to Ty :D Tylko jedna osoba tak naładowana pozytywną energią.
Dzięki :*
I z Tobą, Kiwi, i z Tobą.
Pozdrawiam.
Fajne^^ Szkoda tylko, że takie krótkie. Czekam na następny rozdział i na coś związanego z Avatarem.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o FF avatarowe to Światło prawdopodobnie ukaże się gdzieś pod koniec sierpnia, ale będę próbowała wcześniej.
UsuńDziękuję i pozdrawiam :)
Świetne, od dawna czekałam na "Gonitwę" i się nie zawiodłam :-D Nie mogę się doczekac,nastepnego odcinka tej opowieści :-D Heh, biedny Smarkuś ratuje życie, a Anakin sie obija xD Nie ma tak dobrze, musisz tez go wciągnąć w tę akcję, nie damy mu sie lenić xD Ahsoka,jesteś the best <3 Czekam z niecierpliwością :-D
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział będzie o Anakinie! :) I pewnie też o Padme, któa jako jedyne została w zamku i będzie musiała jakoś znosić Donar Turię, której umknęło już dwoje Jedi. Anakin czmychnął z wiezienia, a Obi-Wan gdzieś się zapodział.
UsuńDziękuję za komentarz :)
Pozdrawiam i do zobaczenia w następnej Gonitwie
Dziękuje :* W wakacje zazwyczaj mam sporo pomysłów weny, zmiany otoczenia, czas wolny, poczucie swobody dobrze wpływają na myślenie (ale niestety tyczy się to głównie innego opowiadania). Pozdrawiam i dziękuję.
OdpowiedzUsuńWybacz.... dopiero teraz zrozumiałam, że nie przeczytałam jeszcze rozdziału u Ciebie! :o
OdpowiedzUsuńKolosalne opóźnienie, ale takie się zdarzają. Rozdział jak zawsze cudowny! Niepowtarzalny, piękny. Płakać mi się chce i czekam na kolejny. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży no i... nie pozostaje mi nic jak tylko czekać.
I niech Moc będzie z Tobą <3!
Mówiłam, że który rozdział jest najlepszy? Myliłam się... bo to ten....
OdpowiedzUsuń