-
Tam jest wejście – syknął Milo, wskazując palcem na potężną bramę otaczającą
murem imponujący, marmurowy budynek z wysokimi, rzeźbionymi kolumnami i
licznymi kotarami w oknach. – Główne.
Drugie prowadzi od kantyny dla pilotów, ale tam zawsze węszą agenci Donar Turii
i werbują ludzi.
-
Po co? – spytała tępo Ahsoka, wciąż oszołomiona swoim wybuchem.
Milo
zacisnął zęby.
-
Pod rządami tej krowy nigdy nie było dobrze. Coraz większe podatki, coraz
wyższe ceny, coraz niższe płace. Wstrętna paskuda, żyje jak królowa. Masz
pojęcie, ile razy próbowaliśmy pozbawić ją władzy? Ale ona jest sprytniejsza –
oferuje worek kredytów, cokolwiek i szuka szpiegów, którzy będą jej donosić o
buntach. Czyni ich swoimi sługami, którzy są na każde jej wezwanie, którzy sprzedali
by dla niej dusze… Żałośni zdrajcy. Wydostają się z nędzy by wpaść w nędze
moralną.
Ahsoka
patrzyła na niego poważnie.
-
Ma pod sobą łowców nagród, którzy liżą jej stopy i znajdują tu azyl. Układa się
z najgorszymi szumowinami w galaktyce, tylko po to, by mieć więcej, więcej,
więcej – burknął z szczerą pogardą. – Grożą pogłoski, że kumpluje się z
Sithami.
-
Sithami? – powtórzyła zdumiona Ahsoka.
-
Mniej więcej kilkanaście dni przed tym, jak tu przybyłaś – zamyślił się Milo. –
Cyria, piesek Donar Turii, pewnie ja widziałaś, wielka Twi’lekanka, nie umie
utrzymać języka za zębami i kłapnęła coś o jakimś lordzie czy innymi hrabi… To
ważne?
-
Bardzo – mruknęła Ahsoka. Instynktownie czuła, że jej przybycie na tą
zabiedzoną planetę wiązało się z interesami zakładanej Donar Turii z Sithami.
-
Musimy się przedostać na drugą stronę – Milo wychylił się i spojrzał ponuro na
potężną bramę. – Dasz radę zrobić to coś… No, te wasze Jedi-Sztuczki?
Ahsoka
pokręciła głową. Poprzedni wybuch nie tylko ją wymęczył, ale także przeraził –
nie chciała na razie używać Mocy, a przy każdym ruchu ręce jej dygotały,
nieważne, jak bardzo starała się to powstrzymać.
-
W takim razie cię podsadzę – zadecydował Milo i zniknął w ciemności.
-
Stój! – pisnęła cicho Ahsoka, ale chłopca już nie było. Wytrzeszczała oczy,
próbując dostrzec coś w ciemności, ale na próżno – mrok był gęsty i
nieprzenikniony. Usłyszała tylko hałas kamieni rzucanej niedaleko, może
dwadzieścia metrów od jej kryjówki.
Milo
odwrócił uwagę strażników.
Ponownie
wybuchło zamieszanie, a Milo wyłonił się z ciemności tak szybko, jak zniknął.
Złapał ją za nadgarstek (co sprawiło, że Ahsokę przeszedł nieznany dotąd
dreszcz) i pociągnął w stronę muru.
-
Właź!
Wdrapała
się na jego ramiona, omal nie łamiąc mu stopą nosa i stanęła chwiejnie,
wyciągając ręce ku krawędzi muru.
-
Ugh, pospiesz się, jesteś diabelnie ciężka.
-
Odezwał się. Ramiona jak u motylka – odgryzła się Ahsoka, choć Milo miał krzepę
jak mało który chłopak w jego wieku. – Znalazło się delikatnie paniątko.
Podciągnęła
się na rękach i usiadła na szczycie muru. Zerknęła na druga stronę i, wciągając
ze świstem powietrze, rzuciła się nieznane. Wylądowała twardo na marmurowym
placu wśród krzaków dziwnych, obcych roślin. Rozmasowując stłuczoną przy upadku
nogę, pognała do bramy i otworzyła ją od wewnętrznej strony. Milo wślizgnął się
do środka, a w tej samej chwili padło na nich lodowate światło latarki.
-
Cieszę się, że przyszłaś w odwiedziny, Jedi Tano – odezwał się zaczepny, słodki
głos. Na skraju placu stała śliczna kobieta w kremowej, powłóczystej sukni.
Uśmiechała się, odsłaniając równe, białe zęby. Za plecami miała cały oddział
uzbrojonych strażników.
-
Donar Turia! – Milo splunął z odrazą.
Kobieta
jakby tego nie zauważyła. Zmrużyła oczy i przyjrzała się Ahsoce.
-
Jesteś mi potrzebna, a wciąż mi uciekasz. Doprawdy, lepiej byś na tym wyszła,
gdyby nie musiała wciąż cię gonić. Ale wróciłaś, dobrze, że wróciłaś. Ahsoka,
prawda? Cudownie, chodź ze mną, porozmawiamy.
Ahsoka
czuła na sobie zdumione i nienawistne spojrzenie Mila, który nie mógł
przełknąć, że Donar Turia zamierzała przeciągnąć kolejną osobę na swoją stronę.
Ahsoka niewiele rozumiała i nie odpowiedziała, ale premier wyciągnęła w jej
stronę ramię i pociągnęła ją do pałacu.
-
Przykro mi, że spotkało cię tu tyle nieprzyjemności.
-
Eeee…
-
Nie jesteś tu przypadkiem, wiesz? Bardzo mi na tobie zależy, jesteś podobno
bardzo utalentowana i bardzo mądra, a mi potrzeba takich ludzi. Widzisz,
niełatwo być dobrym rządcą, gdy otaczają cię głupcy i łgarze. Jesteś mi bardzo
potrzebna…
Ahsoka
wyplątała się z jej uścisku, nie słuchając słodkiego trajkotania.
-
Co będzie z Milo?
-
Z kim? – Donar Turia zatrzepotała rzęsami i rozejrzała się ze zdziwieniem. – Z
tym dzieciakiem?
-
Wypuść go i daj to, czego zażąda, a ja…
-
Pomożesz mi, tak? – roześmiała się podekscytowana Donar Turia. Klasnęła w
dłonie i przywołała jakiegoś strażnika, wyszeptała mu instrukcję na ucho i znów
pociągnęła Ahsokę do swojego pałacu. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem,
kochanie.
-
Czego ty chcesz? – Ahsoka strąciła jej gładką, wypielęgnowaną rękę ze swojego
ramienia. Nerwowo zastanawiała się, o jaką pomoc może chodzić. – Dlaczego tu
jestem? Po co jestem ci potrzebna?
*
Ahsoka,
wbrew sobie, założyła nową, bladozieloną sukienkę z granatowymi zdobieniami na
rękawach i zjadła pierwszy porządny posiłek od dawna. Donar Turia dopiero wtedy
zaprosiła ją na marmurowy taras pełen egzotycznych roślin. Wszędzie unosił się
słodki, odurzający zapach kolorowych kwiatów, wyjątkowo rzadkich i wyjątkowo
pięknych.
Donar
Turia stała przy poręczy i wpatrywała się w zamyśleniu w nierozkwitnięty,
czarny pąk. Ahsoka zbliżyła się do niej nieśmiało. Pomyślała, że ten obłędny
taras, pełen rzeźb na poręczach, ekskluzywnych roślin i marmurowych płyt z
błyszczącymi kamyczkami na krawędziach, stanowi obrzydliwy kontrast dla nędzy,
która wyzierała z każdego kąta pospolitych dzielnic tej planety.
-
Czego ty ode mnie chcesz?
-
Mogłabym ci niczego nie tłumaczyć, ale… Mamy jeszcze trochę czas do przybycia
Mistrza.
Ahsoka
nadstawiła uszu. Mistrza?
-
Zobacz – Donar Turia uśmiechnęła się z blaskiem w oczach.
Uniosła
dłoń, a Ahsoka ujrzała, jak jedno z krzeseł chybocze się lekko, a po chwili
delikatnie szybuje ku górze, drżąc lekko. Po chwili opadło z trzaskiem na ziemię,
gdy Donar Turii zabrakło silnej woli.
Ahsoka
rozdziawiła usta.
-
Widzisz, jestem wrażliwa na moc, choć nieźle to ukrywam – zachichotała,
opierając się o murek. – Moi rodzice nie wysłali mnie do świątyni i chwała im
za to, gdziekolwiek teraz są. Prowadziłabym nędzne życie Jedi, pozbawione
przyjemności. Nawet nie wiesz, ile ty tracisz, Ahsoko. Życie może być o wiele
przyjemniejsze, gdy dasz się trochę ponieść emocjom. Po latach okazało się, że
Moc może być przydatna w rządzeniu… Nawet nie wiesz, jak ciężko jest przepchnąć
niektóre ustawy!
Ahsoka
cofnęła się o krok, rozumiejąc jej tok myślenia. Jedi nie łaknęli władzy, byli
strażnikami pokoju, pragnęli pomagać, a nie rządzić. Donar Tura chciała
wykorzystać swój talent do sterowania innymi – wpłynąć na kilku posłów,
ministrów czy innych senatorów i uczynić siebie jedyną panią smutnej,
wynędzniałej planety.
-
Mistrz chciał mnie sprawdzić, czy nadaję się na jego uczennice – szepnęła Donar
Turia, a jej oczy zapłonęły niepokojącym, niezdrowym plaskiem.
-
Jaki mistrz? – warknęła ostro Ahsoka.
-
Byłaś moim wyzwaniem, Ahsoko, wyzwaniem, które wypełniłam wzorowo.
Ahsoka
poczuła ostrzegawcze pulsowanie z tyłu głowy. Coś – nie… ktoś! – nadciągał,
ktoś pełen gniewu… Ahsoka znała tego człowieka, na pewno już go spotkała, ale
nie mogła sobie przypomnieć, gdzie. Zbliżał się Sith – tego była pewna.
-
Co prawda, było trochę kłopotów. Ten Anakin, chłopczyk trochę za bardzo węszył.
I ten drugi, ale obaj przepadli bez reszty. A ta durna senator na zawsze zapamięta,
żeby nie wpychać nosa w nie swoje sprawy.
Zanim
zdumiona Ahsoka zdążyła zapytać o swoim przyjaciół, poczuła ostry, urwany ból w
plecach, a potem padła na brzuch od ciosu paralizatorem.
Zdążyła
jeszcze dostrzec, że Donar Turia kłania się wzruszona i uśmiecha czarująco.
-
Mój panie, hrabio… Zrobiłam wszystko, co trzeba było, jak chciałeś.