Królowa Ursa zarządziła, że wracamy
następnego dnia z samego rana. Była blada i przygnębiona, rzuciła tylko, że w
stryj Iroh będzie potrzebował jej pocieszenia i pomocy z pogrzebem.
- Jak to?! – zdziwiła się Azula. –
Przecież stryj jest pod Ba Sing Se!
Królowa Ursa spojrzała na nią
ciężko.
- Iroh wraca.
- Już? – Azula zastąpiła jej drogę.
- To znaczy, że wygraliśmy? –
dopytywał się Zuko.
Wstrzymałam oddech. Nieważne, jak
bardzo kochałam Królową Ursę i jak mocno zaprzyjaźniłam się z Zuko – zwycięstwo
Narodu Ognia oznaczała porażkę wszystkich jego przeciwników, a więc – i mojego
ludu. Wzdrygnęłam się na myśl, że ludzie tak okrutni jak Najeźdźcy z Północy
mieliby przejąć cały świat.
Azula była bystrzejsza od Zuko już
od najmłodszych lat. Zrozumiała wszystko, wystarczyło, że raz spojrzała w
nieszczęśliwe oczy.
- To znaczy, że nasz stryj jest
mięczakiem – powiedziała jadowitym tonem.
- Azula! – krzyknęła Królowa Ursa.
Złapała się za ramię i próbowała odciągnąć na bok, ale dziewczynka się wyrwała
i odepchnęła rękę matki.
- A może nie?! Załamał się, prawda?
Siedzi tam i buczy po śmierci syna! Nie jest godny, żeby być następcą tronu!
- Jak możesz?! – Królowa Ursa
zasłoniła sobie usta. – Pomyśl, twój ojciec opłakiwał utratę ciebie tak samo,
jak stryj Iroh swojego syna.
- Nie chcę, żeby mnie opłakiwał –
syknęła Azula. – Wolałabym, żeby mnie pomścił. Stryjek powinien zostać i spalić
Ba Sing Se na popiół. A ten beksa wraca z podkulonym ogonem!
Królowa Ursa chwyciła ją za
nadgarstki i zmusiła, by Azula spojrzała jej głęboko w oczy. Rzadko widywałam
ją tak zdenerwowaną. Tylko Azula potrafiła doprowadzić ją do wściekłości.
Właściwie, wciąż sprawdzała, na ile sobie może pozwolić, zanim matka ją
zbeszta. Czasem myślę, że po prostu próbowała zwrócić na siebie uwagę, zmusić
wszystkich, by skupili się na niej – ale wtedy widziałam w jej zachowaniu tylko
nieludzkiego naigrywanie się z cudzej tragedii.
- Posłuchaj, młoda damo! Twój stryj
bardzo cierpi! Stracił jedyne dziecko, swojego pierworodnego, swojego dziedzica!
Nie masz prawa oceniać jego postępowania, nie masz, bo nigdy nie przeżyłaś jego
bólu! Zastanów się, zanim jeszcze raz powiesz coś tak wstrętnego! Marsz do
pokoju i nie wracaj, dopóki nie przemyślisz tych okropnych słów!
Azula zadarła nosa i przez chwilę
mierzyła matkę ciętym spojrzeniem, po czym odwróciła się i tupnęła. Wykrzywiła
się z wyższością do mnie i do Zuka i zniknęła, urażona i niezadowolona.
- Co się dzieje z tym dzieckiem… -
westchnęła cicho Królowa Ursa. Przetarła twarz dłońmi i popatrzyła na nas. –
Idźcie i wy, przed nami długa podróż.
Przez resztę rejsu nie wychodziła ze
swoich komnat. Ja i Zuko byliśmy zdani na siebie – nie śmiałam się odzywać.
Nigdy wcześniej nie pocieszałam nikogo, kto stracił bliską osobę – z
dotychczasowych rozmów zdążyłam wywnioskować, że Lu Ten był dla niego jak brat.
Wyszliśmy na górny pokład, nie
odzywając się do siebie.
- Tak bardzo współczuję stryjowi –
wyszeptał Zuko.
- Musi być mu ciężko – przyznałam,
nieśmiało biorąc Zuko za rękę.
- Lu Ten nauczył mnie wspinać się na
drzewa – powiedział, wpatrując się niewidzącym wzorkiem w zachmurzone niebo. –
Zobacz, kilka tygodni temu stryj przysłał mi ten sztylet.
Podał mi do rąk błyszczące, ciężkie
ostrze z wydrapanym napisem Nie poddawaj się bez walki. Było ostre i
perfekcyjnie wyważone; mogłam sobie wyobrazić, jak celne ciosy jest w stanie
zadać wprawiony wojownik tak dobrą bronią.
- Wtedy radził mi, żebym zawsze
walczył do końca… a teraz sam nie dotrwał. Ale wiesz, myślę, że są takie
sytuacje, gdzie nikt by nie wytrzymał. Nawet Azula. Ale i tak nie można się
poddawać, trzeba iść dalej, prawda?
- Twój stryj na pewno jest bardzo
dzielny – powiedziałam cicho.
- Oddam mu ten sztylet – wyjaśnił
Zuko. – Żeby pamiętał, że zawsze trzeba się jakoś trzymać. Nie poddawać się bez
walki.
- Nigdy – przytaknęłam.
Gdy tylko dotarliśmy do Pałacu,
wymigałam się, że muszę rozpakować kufry i ochłonąć po podróży i pobiegłam do
stajni, tam, gdzie pracowała moja mentorka i przyjaciółka – Hama. Dopadłam
drzwi i przystanęłam, przestraszona. Była wściekła, gdy odjeżdżałam na Żarzącą
Wyspę – powtarzała, że długa przerwa w treningu to nic dobrego; że ja nie mam
wiele czasu, a nauki – aż nadto; że wciąż nie nauczyła mnie najważniejszego.
Hama stała tyłem do wejścia,
pochylona i wykrzywiona, grabiła siano.
- Wróciłam…
Hama poderwała się przestraszona,
spojrzała na mnie ze zdumieniem, a po chwili w pośpiechu porzuciła grabie i
złapała mnie za ramię.
- Jesteś mi potrzebna! – zawołała
znienacka, ciągnąc mnie za sobą. Zdębiałam. Żadnego przywitania, żadnego
przytulania, żadnych wyrzutów, żadnego… czegokolwiek? Nie mając wyjścia,
pobiegłam z Hamą. – Dobrze, że wreszcie jesteś! Ozai i jego żonka są na
audiencji u starego Azulona! – wyjaśniła, prowadząc mnie do bocznego wyjścia. –
Masz pojęcie, co to znaczy?
- Nie, Hamo! Uspokój się!
Pochyliła się, tak, bym tylko ja ją
słyszała. Oczy jej błyszczały ze zdenerowania.
- To znaczy, że coś się zmienia!
Naród Ognia wykona następny krok na froncie, a my musimy wiedzieć, co to
będzie!
- Dlaczego? – zdumiałam się
zaniepokojona.
- Bo jesteśmy same na terenie wroga,
zdane tylko na siebie. Może na tej naradzie padnie rozkaz, by całą naszą wioskę
spalić na pył? Jeśli się tego nie dowiemy, niczego nie powstrzymamy – straszyła
mnie Hama z niezdrową zapalczywością. Zadrżałam.
Później zrozumiałam, że Hama miała
obsesję kontrolowania wszystkiego. Przez całe życie bała się zdemaskowania,
dlatego wciąż sprawdzała, czy żadne podejrzenie na nią nie padło. Próbowała
śledzić narady wojenne i plotki w Pałacu nie po to, by wiedzieć, co dzieje się
na świecie – tak, jak mi wtedy wmawiała, ale po to, by zadbać o swoje
bezpieczeństwo. Straszyła mnie, bo była opętana i chora z niepokoju.
Wzięłam jej słowa całkiem na
poważnie.
- Co mam zrobić?
- Zakradnij się na balkon na tyłach
sali i słuchaj! Potem wszystko mi powiesz! Pilnuj… pilnuj, czy nie będzie tam
niczego o mnie!
- Ale…
- Leć już, narada się zaczęła!
Czując, że powierzono mi ważną i
cenną misję, popędziłam krętymi korytarzami do sali tronowej. Byłam tu tylko
raz, gdy Zuko oprowadzał mnie po Pałacu. Tylko uchylił drzwi, w obawie, że ktoś
nas zauważy. To było serce Pałacu – przy samym drzwiach stało siedmiu
strażników. Ale bocznych schodów nikt nie pilnował, były zbyt wąskie i zbyt
niedostępne.
Pomknęłam na balkon i przycupnęłam
za ciężką, złotą zasłoną. Odetchnęłam, uspokoił oddech i nasłuchiwałam. Głosy
były przytłumione, ale całkiem nieźle słyszałam.
- Kochanie, pokażesz dziadkowi,
czego się nauczyłaś? – przemówił obcy, stary głos. Nieśmiało wychyliłam się zza
zasłony. Na szerokim podeście siedział bardzo stary mężczyzna, mógł mieć nawet
sto lat. Odziany był w czerwono-czarne, królewskie szaty, nosił długą brodę i
patrzył srogo na rodzinę u jego stóp. Chociaż siedzieli tyłem, poznałam
wszystkich – księcia Ozaia, wyprostowanego i sztywnego, Królową Ursę, trochę przygarbioną, a na końcu
Zuka i Azulę. A więc ten siwy z brodą to na pewno…
Władca Ognia Azulon.
Ten, którego lękał się cały świat.
Ten, który ciągnął straszną wojnę od tak dawna!
Azula wystąpiła na środek, ukłoniła
się dziadkowi. Stanęła prosto, uniosła ręce nad głowę i wciągnęła powietrze.
Trwała tak przez dłuższą chwilę, a potem znienacka!, w ułamku sekundy,
przeniosła ciężar na prawą nogę, a lewą wyrzuciła do boku. Cisnęła płomieniem w
górę, a zaraz później strzeliła w dół. Wybiła się do góry i strzeliła iskrami
tuż przed oblicze Władcy Ognia. Ten uśmiechnął się z uznaniem.
I ja, chociaż nigdy nie powiedziałam
tego Azuli, byłam pod wrażeniem. Zuko co prawda pokazywał mi swoje sztuczki, ale
nie umywał się do siostry – brakowało mu jej pewności i nieugiętości. Azula
była niezaprzeczalnie lepsza. Ogień w jej dłoniach nie był tylko zdolnością,
talentem, ale jej autentyczną częścią, czymś, co czyniło ją tak zuchwałą… i tak
niebezpieczną. Wtedy zauważyłam to po raz pierwszy – Azula używająca magii
ognia była po prostu niebezpieczna.
- Jest cudowna – powiedział cicho
Ozai. Zastanawiałam się, jaki ma wyraz twarzy. Siedział wyprostowany i
napompowany – mogłam się założyć, że pękał z dumy. – Po dziadku ma nie tylko
imię, ale i talent.
Azula wróciła na swoje miejsce z
szerokim uśmiechem. Zdawało mi się, że szepnęła coś do Zuko, ale nie mogłam być
pewna. W tym samym momencie on poderwał się na równe nogi i krzyknął:
- Chcę pokazać, czego się uczę!
Królowa Ursa już chciała wstać, ale
Ozai powstrzymał ją twardą ręką. Atmosfera momentalnie zgęstniała, zapanowała
niezdrowa cisza.
Zuko wykonał serię tych samych
ruchów, co Azula, ale nie, to nie był ten sam układ. Popis Azuli był… popisowy,
pełen gracji, nie do podrobienia. Azula już wtedy dobrze wiedziała, co to
znaczy zwyciężać. Zuko zabrakło tej śmiałości i… niecałą minutę później
wylądował twardo na pupie. Poślizgnął się na wypucowanej posadzce.
Zacisnęłam oczy.
Próbował się jeszcze podnieść, ale
nie, wszystko na nic! Wyskoczył w górę, błysnął płomieniem, ale stracił
równowagę i runął ciężko na ziemię.
- Zawiodłem – usłyszałam zduszony
głos. Schował twarz w rękaw kimona.
Królowa Ursa podbiegła do syna i
pomogła mu wstać, z troską przyglądając się zadrapanej twarzy.
- Nie! Ja bardzo lubię cię oglądać!
To wspaniałe, że nie porzucasz walki, chociaż jest zbyt ciężka – powiedziała ze
wzruszeniem, wycierając policzek Zuka. Patrzył na nią z olbrzymią, dziecięcą
miłością.
- Książe Ozaiu – przemówił Władca
Ognia. Skostniałam od samego słuchania. – Dlaczego marnujesz mój czas? To
farsa! Żałosne przedstawienie. Idźcie już, Urso, dość tych żartów!
Królowa Ursa podniosła się i odeszła
w stronę wyjścia, a dzieci ruszyły za nią. Byłam pewna, że zaraz odejdę, gdy
nagle Azula szturchnęła brata i… pobiegli schodami w stronę mojej kryjówki.
Przerażona, że mnie odkryją i narobią zamieszania; schowałam się za zasłoną,
bojąc się oddychać.
- Ojcze – przemówić cicho Ozai. –
Zdajesz sobie sprawę, że po śmierci Lu Tena, ród Iroh wygasł. Mój brat opuścił
oblężenie Ba Sing Se. Jest winien naszej porażki w Królestwie Ziemi! Kto wie,
kiedy wróci do domu… Kto wie, czy będzie w stanie sprostać roli, którą mu
wskazałeś… A ja, ja, ojcze! Jestem tutaj, a moje dzieci żyją!
- Do czego zmierzasz, Ozaiu?
- Zmień swojego następcę! – wypalił
Ozai. Zerwał się z klęczek i podbiegł do tronu ojca. – Jestem gotowy! Będę
służył tobie, będę służył Narodowi Ognia! Daj mi prawo, a będę lepszym władcą
od jutra niż Iroh byłby kiedykolwiek!
Gniew wstrząsnął Władcą Ognia.
- Śmiesz mnie namawiać do zdrady
własnego syna?! Do zdrady twojego brata?! Mojego pierworodnego?! I to po
śmierci jego jedynego dziecka?! Iroh dość już wycierpiał, ale twoja kara… Twoja
kara dopiero się zacznie!
Strzelił ogień. Nawet z tak daleka,
schowana za kotarą, czułam gorąc wściekłości Azulona. Zaciskałam mocno oczy,
bałam się ruszyć. Słyszałam, że Zuko kręci się z niepokojem… był tak samo
przerażony jak ja. Nie wytrzymał; rzucił się do biegu i zniknął na schodach. Tak
samo jak ja, nie chciał słuchać tej strasznej rozmowy.
Chciałam odejść, ale Azula trwała na
swoim miejscu. Tak długo, jak tam była, nie mogłam się ruszyć.
- Ty też poznasz ból, jakiego
doświadcza Iroh! Ból po stracie pierworodnego. Poświęcisz własnego i wtedy
zrozumiesz swojego brata!
Zesztywniałam. Ból po stracie
pierworodnego. Kilkakrotnie słyszałam przedziwne zdanie, odbijało się echem w
mojej głowie. Nie mogłam uwierzyć i nie mogłam zrozumieć, co to ma znaczyć. Pierworodny. Strata. Zuko.
Rozkojarzona, pozwoliłam zasłonie
opaść i odsłoniłam się na jedną krótką chwilę… Chwilę, w której Azula spojrzała
w złą stronę. Nasze oczy się spotkały. Patrzyłam jej głęboko w oczy i
wiedziałam, że słyszała to samo, co ja, ale wcale nie wydawała się wstrząśnięta.
Uśmiechnęła się prowokująco – rzuciła mi wyzwanie. Jaki będzie mój następny
krok? Nie zamierzała zdradzać mojej kryjówki, bo zdradziłaby swoją.
Nosiłyśmy tą samą, straszną
tajemnice. Która z nas powie Zuko? Bez słowa wysunęłam się zza kotary i
odeszłam w stronę schodów.
- Nieładnie jest podsłuchiwać,
wieśniaro – rzuciła Azula. – Ale teraz przynajmniej wiesz, co będzie z Zuko.
Tata go zabije.
- Nie mów tak! – syknęłam. – Nie waż
się tak mówić!
- Bo co? – prychnęła Azula. Nie
wytrzymałam. Zanim rozsądnie pomyślałam, już skupiłam się na wodzie cieknącej
po tylniej ścianie z nieszczelnej rury i trysnęłam Azuli w twarz. Była zbyt
zdziwiona, by krzyknąć.
- Bo to.
Zeszłam ze schodów, zaciskając
pięści. Cała się trzęsłam; wszystko było zbyt niemożliwe, by być prawdziwe. Jak
miałam ochronić mojego przyjaciela? Jak miałam ochronić Zuko?
Wypadłam na dwór, ciężko dysząc.
Hama mnie zauważyła i zaczęła wypytywać, czy ktoś mówił cokolwiek o niej.
Machnęłam ręką i odeszłam bez słowa. Cała drżałam z przejęcia i przerażenia.
Schowałam się nad jeziorem i zanurzyłam ręce w chłodnej wodzie, ale nawet ona –
mój żywioł – nie mogła pomóc.