Elsa cofnęła się dwa kroki,
zasłaniając zamarzniętymi palcami usta. Wpatrywała się w srebrnowłosego
czarodzieja, gorączkowo próbując wymyślić, co robić: uciekać, krzyczeć czy się
tłumaczyć. Wszyscy najbliżsi wiedzieli, że potrafi bawić się lodem, ale ktoś
obcy mógł uznać ją za wariatkę albo wiedźmę. Zagryzła mocno wargi.
- To pobawimy się? – bąknęła Ania.
Patrzyła to na czarodzieja, to na siostrę, czując jak atmosfera gęstnieje.
Powoli ogarniała ją panika. Było coś onieśmielającego w przestraszonej twarzy
Elsy i zdumieniu chłopca. – Bawimy się? Tak czy nie?
- Anka, nie teraz – Elsa wyprostowała
się dumnie. – Przepraszam za ten incydent – powiedziała z największym spokojem,
na jaki było ją stać.
- Incydent? – szepnął czarodziej.
- Ona ma na myśli czary – wyjaśniła uprzejmie
Anna.
- Myślę, że powinien pan już iść.
Czarodziej nagle odzyskał rezon.
Poderwał się na równe nogi, jakby pchał go wiatr i zakręcił swoją oszronioną
laską.
- Bo co?
- Bo zawołam straże.
- Sama sobie nie poradzisz?
Elsa zacisnęła pięści. Obcy śmiał
wyzywać ją na pojedynek!
- Znikaj stąd, Anka! – syknęła przez
zęby. Siostra poznała ten ton: Elsa używała go rzadko, tylko wtedy, gdy coś
naprawdę ją rozwścieczyło: kiedy zabrała jej ulubioną lalkę albo rozlała sok
marchewkowy na nowe koronki do sukienki. Schowała się na fontanną.
Elsa machnęła ręką. Nauczy już tego
wandala manier! Nic ją nie obchodziła opinia wiedźmy, przeklętej albo wariatki –
niech mówią, co chcą. Z ziemi wyrosły olbrzymie sople, które każdego by
unieruchomiły, ale tamten był szybszy – poderwał się do lotu, machnął laską i…
Elsa poczuła, że z nieba sypią płatki zimnego śniegu.
Prawie opadła na kolana.
- Czary! – szepnęła Anka, wybiegając
zza fontanny. – Takie jak twoje! Czary!
Zakręciła się dookoła, klaskając w
ręce i śmiejąc się głośno. Wystawiła język i czekała, aż jakiś płatek spadnie
prosto na nią.
- Jak…? – Elsa zbliżyła się do niego
i przyjrzała się badawczo.
- A jak ty? – spytał, kucając przed
dziewczynką.
- Tak po prostu – bąknęła nieśmiało.
– Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze potrafi…
- Czarować? – podsunął czarodziej. –
To niezła frajda, co?
Elsa rozpromieniła się i wyrzuciła
ramiona w górę. Zanim chłopak zdołał się zorientować, na jego głowę runęła
zaspa śniegu. Ryknął śmiechem, wygrzebując się z białej góry.
- Ty łobuziaro! To ja jestem tutaj
od robienia żartów!
- Teraz masz konkurencję! –
prychnęła i wzniosła wysoko królewską główkę.
- Zróbmy bitwę! – Anka podskoczyła,
podbiegła do nich i złapała za rękę najpierw siostrę, a potem czarodzieja. – Na
śnieżki!
Elsa uśmiechnęła się ślicznie.
- Jestem księżniczka Elsa z
Arendelle, a to moja młodsza siostra – dygnęła tak, jak uczyła ją mama.
Czarodziej zgiął kolano, jak
przystało przed członkiem rodziny królewskiej.
- Jestem Jack Mróz – uśmiechnął się
szeroko.
Jack padł bez sił na dziedziniec i
wyciągnął się w słońcu. Obok niego runęła Elsa, zwijając się ze śmiechu. Oboje
byli zgrzani, czerwoni i cali w białym puchu. Nagle, z wielkim piskiem,
skoczyła na niego Anka, turlając się i chichocząc.
Jack nigdy wcześniej nie miał takiej
frajdy z czarowania. Po raz pierwszy spotkał kogoś podobnego, kogoś, kto
dzielił jego dar. Nie miał pojęcia, skąd małolata miała swoje zdolności, czy
została obdarzona przez Księżyc czy może taka się urodziła, ale wiedział na pewno:
znalazł bratnią duszę.
- Ania! Elsa! – po dziedzińcu poniósł
się krzyk młodej kobiety. Jack rozejrzał się niespokojnie.
- To mama! – Anka zsunęła się z jego
brzucha. – Przyjdziesz jutro się pobawić? – spytała, wbijając w niego proszące
spojrzenie wielkich, słodkich oczu. – Z tobą jest dużo weselej!
- Mi też jest z wami weselej! –
zaśmiał się Jack, złapał dziewczynkę i podrzucił do góry, jakby nic nie ważyła.
- To ja idę! Powiem mamie, że zaraz
przyjdziesz – krzyknęła rezolutnie i pognała wprost na szeroką werandę boczną.
Elsa podniosła się, otrzepała sukienkę
i spojrzała nieśmiało na Jacka.
- Kim jesteś, Jacku Mrozie?
- Mówiłem już, że czarodziejem –
wzruszył ramionami, ale oczy mu się śmiały.
Dziewczynka utkwiła oczy w czubkach
niebieskich pantofelków.
- Myślałam, że tylko ja… że jestem
jedyną taką. Że tylko ja jedna jestem inna.
- Człowiek czuje się trochę samotny,
co? – Jack westchnął cicho. Przez całe stulecia zdążył się przyzwyczaić do
smutnego uczucia, że jest inny od wszystkich, niepasujący element, w który nikt
nie wierzy i którego nikt nie dostrzega. – Ale teraz nie będziesz sama! Nauczę
cię wszystkiego, co umiem! Będziemy się razem bawić!
- Jak przyjaciele? – szepnęła z
nadzieją Elsa.
- Jak najlepsi!
Elsa przytuliła się mocno do jego
nóg, sięgała mu ledwie do bioder. Pochylił się i wziął ją na ręce.
- Dzisiaj w nocy pójdę do moich
przyjaciół, ale jutro wrócę.
- Pokażę ci, jakiego bałwana
potrafię zrobić.
- Nie mogę się doczekać – Jack wybuchnął
śmiechem.
Elsa zeskoczyła z jego ramion i
ukłoniła się, jakby nagle przypomniała sobie, że jest księżniczką, pomachała i
odbiegła w podskokach.
Jack patrzył za nią przez chwilę, a
potem odwrócił się i pozwolił, by wiatr go porwał i wyrzucił wprost w niebo.
Beztrosko pofrunął ponad miastem, wymachując laską.
Bez trudu odnalazł polanę na środku
zielonego, wiosennego lata. Opadł spokojnie na ziemię, płosząc dwie jaskółki i
bez wahania wbiegł w tajemnicy portal, który zaledwie dwanaście godzin
wcześniej przeniósł go do cudownej krainy.
Zakręciło mu się w głowie,
przekoziołkował bezwładnie i runął ciężko na lodowaty, przemarznięty chodnik
miasta. Jack jęknął głucho; poprzednim razem lądowania była przyjemniejsze.
- Jack?! – usłyszał zdumiony głos
Zębowej Wróżki.
Podniósł ciężką głowę i ujrzał
starych przyjaciół: Zająca Wielkanocnego i Zębuszka.
- Jeszcze tu jesteście? – uśmiechnął
się szeroko. – Ooo, to takie słodkie, że się martwicie i na mnie czekacie! Ale
ty, Zając, nie masz roboty w Wielkanoc? Masz czas sterczeć tu cały dzień aż
wrócę?
Zębuszka podfrunęła do niego i
przyłożyła mu tęczową dłoń do czoła.
- Jack, nie było cię jakieś pół
minuty – szepnęła cicho. – Jesteś pewien, że wszystko z tobą dobrze?
*
Trzymajcie za mnie kciuki, błagam. Jeden dzień za mną, zostały przyrodnicze, matma i angielski....