Menu

30 sierpnia 2014

Światło 02: Chłopiec, prawie mężczyzna [Avatar: Legenda Aanga]


            Burza rozszalała się na dobre już godzinę po tym, jak opuścili Południowe Plemię wody. Niebo zmieniło się w przerażającą, czarną dziurę, z której nieustannie lał się lodowaty, rzęsisty deszcz. Spieniona woda uderzała o burty statku, zalewała pokład i szarpała potężnym okrętem jakby łupiną orzecha. Nie bałam się morza, bo nauczono mnie, że woda jest moim największym sprzymierzeńcem.
            Ciasna cela pod pokładem nie miała żadnych bulajów. Czułam, że jestem odcięta od świata, zamknięta w najobrzydliwszym i najmniejszym miejscu na całej ziemi. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie byłam tak samotna i porzucona.
            Słuchałam sztormu. Huk burzy głuszył wszystkie inne dźwięki: mój szloch, krzyki żołnierzy Narodu Ognia, wściekłe rozkazy i odległe popiskiwanie szczurów. Pod pokładem unosił się  przykry, kwaśny zapach zgnilizny.
            Gdy kolejna fala uderzyła z impetem, statek zachwiał się, rzucony na lewo. Twarda, wyliniała mata bezwładnie przeleciała na drugą stronę celi. Wstałam niepewnie, mając wrażenie, że kołyszący pokład ucieka mi spod stóp.
            Sztorm szalał na morzu, ciskając statkiem Narodu Ognia – który nagle stał się tylko malutkim stateczkiem – na wszystkie strony. Lodowate fale zmyły kilku marynarzy, którzy spadali do wody bezradni. Gdy spadł pierwszy, wrzeszczeli „Człowiek za burtą!”. Kilku nawet chciało spuszczać szalupę ratunkową, ale łódeczka zostałaby roztrzaskana przez morze w kilka sekund.
            - RUSZAĆ SIĘ, DURNIE! JAKAŚ MŻAWKA NIE POKONA NARODU OGNIA! – przez grzmoty przedarł się ryk dowodzącego. – WEŹCIE SIĘ W GARŚĆ ALBO PÓJDZIEMY NA DNO!  TEN STATEK… TEN STATEK PRZETRWA WSZYSTKO! JESTEŚCIE CHLUBĄ NARODU OGNIA! Jesteście…
            Trzask pękającego masztu zagłuszył krzyki. Zacisnęłam pięści i próbowałam przestać płakać. Wydawało mi się, że w każdym kącie migają ciemne, zatroskane twarze bliskich. Mamusia zerkała na mnie załzawionymi oczami, a tata miał minę, jakby chciał kogoś rozszarpać. Byli tuż obok mnie, ale gdy tylko chciałam się wyrwać z tej klaustrofobicznej celi – odchodzili, rozpływali, zostawiając mnie całkiem samą.
            Nie mogłam niczego zmienić, więc tylko płakałam i płakałam, aż zabrakło mi łez.
            Nagle klapa otworzyła się z trzaskiem. Do środka wpadało lodowate, morskie powietrze i słona woda. Gdybym umiała posługiwać się magią, mogłabym jej użyć, ale byłam tylko słabym dzieckiem bez pojęcia o tkaniu.
            Po schodach zbiegł Yon Rha. Dopiero wiele lat później poznałam jego nazwisko, ale od zawsze miałam w głowie zakodowaną jego wykrzywioną, paskudnie uśmiechniętą twarz. Stanął przy kracie.
            - Niedługo dopłyniemy do Narodu Ognia – oznajmił.
            - Chcę wrócić do domu… - buczałam, wycierając nos w rękawy płaszcza.
            - Nigdy tam nie wrócisz, głupia wieśniaczko! Niech cię szlag, ty sprowadziłaś na nas tą przeklętą burzę, co? Nigdy tam nie wrócisz! Jesteś teraz sama na tym świecie, bez nikogo, bez mamy, bez taty, bez braciszka, głupia…
            Mówił dokładnie o tym, czego się najbardziej bałam. Wybuchnęła jeszcze żałośniejszym płaczem i słucham, jak on się śmieje.
            Obudziłam się zgrzana i zmęczona.
            Przewróciłam się na drugi bok i wtuliłam twarz w aksamitną poduszkę, wdychając zapach nieznanych mi mydeł. Wciąż nie potrafiłam spokojnie spać w Pałacu, mimo, ze była to już kolejna noc z rzędu spędzona na nowym terytorium.
            Początkowo w ogóle nie mogłam wygodnie się położyć. Materac był za puchaty i za miękki, zupełnie inny od łóżka, które dzieliłam razem z Sokką w wiosce. Pierwsze dwie noce spędziłam na podłodze, co bardzo martwiło królową Ursę i dziwiło – a może nawet śmieszyło – wszystkie służące.
            Niemal noc w noc w moich snach pojawiała się wykrzywiona, wściekła twarz dowódcy. Wyśmiewał się ze mnie i groził, że nigdy więcej nie zobaczę mamy. Budziłam się w środku nocy przestraszona i nie mogłam ponownie usnąć aż do rana. Siedziałam na łożu, kiwając się w przód i w tył, i zastanawiałam się, po co wyszywać złotymi nićmi pościel, skoro ma ona jedynie grzać w zimną noc.
            Którejś nocy, gdy tak rozmyślałam, do środka wsunęła się postać w długiej, bordowej koszuli nocnej, z rozpuszczony włosami i bladą, zatroskaną twarzą. Cichutko zamknęła za sobą drzwi i przysunęła się do mojego łóżka.
            - Czemu nie śpisz, Kataro?
            Spojrzałam w jej ciepłą, matczyną twarz i – nie wiem, czemu – przypomniałam sobie koszmarne oblicze dowódcy statku Najeźdźców z Północy. Jego małe, groźne ślepia; ostre, krzywe zęby i uśmiech pozbawiony wesołości.
            - Kochanie, mów zaraz, co się dzieje. Głodna jesteś? Azula coś ci powiedziała? A może któraś ze służących…
            Królowa Ursa była wyjątkowa, ale dostrzegłam to dopiero po wielu, wielu latach. Spieszyła z pomocą do każdego i była gotowa zawalczyć o los najbiedniejszych i najsłabszych istot, nadwyrężając cierpliwość męża i nadszarpując swoją reputację. Nie mogła znieść okrucieństwa i cierpienia, więc posyłała paczki do więzień, rozdawała jedzenie, próbowała pomagać, jak tylko umiała. Zresztą, czasem myślę, że w ten sposób buntowała się przeciwko swojej rodzinie. Być może drażniło ją, że nikt poza Władcą Ognia nie ma nic do powiedzenia w żadnej sprawie, więc robiło co mogła, by wesprzeć skazanych i dopomóc skrzywdzonym.
            Próbowałam jej opowiedzieć moje sny, ale ostatecznie tylko się rozpłakałam. Pozwoliłam, by mnie przytuliła, a było to całkiem przyjemne.
            - Kataro, pamiętasz, co ci powiedziałam? – spytała poważnie.
            Głośno pociągnęłam nosem.
            - Powiedziałam, że kiedyś wrócisz do domu! I robię, co mogę, by tej obietnicy dotrzymać! – mówiła tak dobitnie, że mogłaby pobudzić wszystkich śpiących w Pałacu. – Kochanie, przestań płakać i czekaj cierpliwie, dobrze?
            Kiwnęłam głową, naiwnie wierząc w każde jej słowo.
            - A snami się nie przejmuj, bo to tylko s n y. Bardzo głupie sny! Yon Rha to tylko stary dureń, wiesz? Nie musisz się go bać, kochanie, jest zły, ale przecież już nigdy, nigdy się nie spotkacie. Dopilnuję tego.
            Znów hałaśliwie pociągnęłam nosem.
            - Na razie czekaj, dobrze? Bądź cierpliwa, bo ja szukam dobrego statku, który mógłby… - Królowa Ursa zawahała się, a w jej oczach na moment pojawiło się coś ponurego i zakłopotanego. – Który mógłby dopłynąć bezpiecznie na Biegun Południowy.
            Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam, że mam w Królowej przyjaciółkę, a nauczono mnie, że przyjaciele się nie okłamują.
            - Póki co, baw się z Zuko i cieszę się, Kataro… Już ci mówiłam, że w Pałacu można wieźć całkiem przyzwoitce życie – dodała smutno i wytarła rękawem koszuli moje mokre policzki.
            Od tamtej pory zasypiałam z wiarą, że jeśli ten wstrętny Yon Rha znów pojawi się w mojej głowie, obok mnie stanie Królowa Ursa i powie mu, że jest s t a r y m  d u r n i e m. Myślałam o mamie i tacie, i Socce, o tym, jak im się wiedzie i czy bardzo za mną tęsknią. Zastanawiałam się, w jaki sposób dać im znak, że sobie poradziłam na obczyźnie i że niedługo do nich wrócę, tak, jak obiecała mi Królowa Ursa.
*
            - Żeby złapać pingwina, musisz być cicho, kretynie! – burknąłem rozgniewany, gdy ptak wyślizgnął się i zniknął za białą górą.
            - Sam jesteś kretyn – obruszył się Mono i skrzyżował ręce na piersi. – Jakbyś był lepszym myśliwym, miałbyś na pęczki pingwinów!
            - Phi, na pewno jestem lepszym myśliwym od ciebie!
            - Myśliwy musi być mężczyzną – odparł Mono z przekonaniem, kierując się w stronę wioski. Ruszyłem za nim, brnąc w zimnych zaspach, chociaż nie chciałem wracać do domu, bo tam wszystko było ponure i niesprawiedliwe.
            A najbardziej niesprawiedliwe było to, że dranie z Narodu Ognia mogły napaść na naszą wioskę i zabrać małą dziewczynkę bezkarnie.
            - Jestem mężczyzną – odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. Jeszcze trochę i dorosnę, a tata zabierze mnie na mój pierwszy taniec na krze i będę n a p r a w d ę dorosły. A dorośli wojownicy są dzielni i ratują siostry.
            - Mazgaj jesteś, nie mężczyzna – zakpił Mono.
            - Powtórz, a dostaniesz! – zagroziłem, podbiegając do chłopaka. Mono tylko wyszczerzył się szeroko, ukazując szczerbate zęby.
            - A kto wczoraj ryczał jak paniusia, co Sokka?
            Pchnąłem Mono tak mocno, że runął jak długi w zaspę. Słyszałem, że coś jeszcze krzyczał, ale przyspieszyłem i zostawiłem go w tyle. Mono był głupi i niewiele rozumiał, ale potrafił się dobrze bić i rzucał śnieżkami jak prawdziwymi zawodowiec. Ja  n i e  r y c z a ł e m, po prostu zrobiło mi się smutno, gdy znalazłem na śniegu lalkę Katary.
            Śnieg siekł mocno, przedostawał się przed futrzaste kaptury i za kołnierz. Parszywa pogoda! Spojrzałem na rozgniewane, ciemne niebo. Czułem w kościach – do tej poru nie bardzo wiem, co to znaczy, ale tata tak mówił, więc ja bezmyślnie powtarzałem – że zbliża się burza. Wsunąłem się do domu, gdzie wesoło skwierczał ogień. Pachniało duszonymi morskimi śliwkami i mięsem foki.
            - Sokka. Jesteś.
            Od trzech tygodni głos mamy miał w sobie bardzo smutną, obcą nutę. Uśmiechała się dużo rzadziej, a jeśli już, to bardzo melancholijnie i tęsknie. Mówiła ciszej i pochylała głową, wiecznie zamyślona i nieobecna. Tata powiedział mi kiedyś, że kobiety mają prawo rozpaczać, tylko dlatego, że są kobietami.
            Ja nie rozpaczałem. Nie snułem się po wiosce jak duch i nie patrzyłem z udręką w zaspy, szukając tam twarzy Katary. To było dla bab, a nie dla wojowników. Zagryzłem wargi i robiłem to, co wcześniej. Wymykałem się na pobliskie lodowe pustkowie i ćwiczyłem. Ciosy, pchnięcia, gardy, rzucanie, padanie – wszystko to, co mogło się przydać wojownikowi aż do chwili, gdy koszule miałem całkiem mokrą od potu i ledwo oddychałem. Wiedziałem, że jestem coraz lepszy i już wkrótce, lada dzień, wezmę łódź taty i popłynę daleko, daleko. Odnajdę Katarę i wrócę razem z nią do wioski, a wtedy będziemy świętować i jeść aż nas będą boleć żołądki.
            Mama pokiwała głową i mechanicznie zaczęła składać ubrania.
            - Tak, mamo, wróciłem. Mój żołądek od dawna domaga się dobrego mięsa!
            - A ty tylko o jedzeniu, Sokka! Są jeszcze inne rzeczy w życiu – poklepała mnie po ramieniu i pochyliła się nad gotującym się kociołkiem. Oboje wiedzieliśmy, że zupa nie będzie smakować tak dobrze, jak wtedy, gdy siedziała z nami siostra.
            - Owszem, są, ale jedzenie jest  b a r d z o  ważne.
            Gdy mama złożyła dłonie, by podziękować duchom za szczęśliwy połów, dodałem:
            - Żeby Katara szczęśliwie wróciła do domu.
            W oczach mamy pojawiło się coś takiego, jakby za chwilę miała wybuchnąć rzewnym szlochem, ale nie przejąłem się tym. Tata uczył mnie, że matki płaczą niezależnie od tego, czy mają powód, czy nie. Nie wiedziała, że już niedługo, a sprowadzę Katarę z powrotem do domu. Rolą brata jest chronić siostrę!
            Do środka wpadł powiew lodowatego, mroźnego wiatru, a zaraz za nim do środła wpełzna zmarznięta, zgarbiona postać w ciemnych futrach z włócznią w ręku. Tata ściągnął kaptur, a na podłogę upadło kilka zamrożonych grudek śniegu.
            - Do czorta z taką pogodą!
            Mama mechanicznie skinęła głową i nałożyła każdemu z nas po porcji. Zauważyłem, że z marszu wzięła cztery miski, tak, jak zawsze. Spojrzała na naczynie i z bólem odstawiła je w kąt, jakby z myślą, że nikt nigdy go już nie użyje. Wepchnąłem sobie łyżkę potrawki do ust i pomyślałem, że lada dzień wyruszę.
            Jedliśmy w milczeniu. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego tak szybko stracili nadzieję, że Katara kiedykolwiek wróci do domu. Denerwowało mnie ich przygnębienie! Nie mogli się poddać i siedzieć z nosami zwieszonymi na kwintę, zwłaszcza tata, przecież był wojownikiem.
            - Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce – mruczałem pod nosem, zajadając się potrawką.
            Tata odstawił pusta misę i odchrząknął.
            - O czym mówisz, synu?
            Przełknąłem ostatni kawałek foki i powstrzymałem się, by nie wylizać naczynia. Na świecie nie było lepszej kucharki niż mama. Z prymitywnej, mdławej diety potrafiła wyczarować najlepsze dania.
            - Zamierzam udać się na wyprawę – oznajmiłem uroczyście.
            - Świetnie, synu! – ojciec poklepał mnie po ramieniu. – Za kilka dni wybieram się z kilkoma innymi mężczyznami na polowanie. Będę mógł się pochwalić synem! Twoje pierwsze poważne polowanie.
            - Nie – uciąłem, chociaż byłem mile połechtany „pochwalić się synem”. – Zamierzam wyruszyć do Narodu Ognia.
            Tata rozdziawił usta, a mama pokręciła głową zdumiona.
            - Sokka…
            - Trenuję od dawna, tato, a w ostatnim czasie jeszcze więcej…! Umiem nieźle rzucać, nikt w wiosce mnie nie prześcignie, a… - zanim rozkręciłem się na dobre, tata podniósł się ciężko i wskazał na wyjście.
            Wyczołgaliśmy się z igloo. Tata szedł szybko i pewnie, mimo, że na dworze było ciemne i wietrznie. Szedłem za nim, nie bardzo rozumiejąc, gdzie mnie prowadzi. Wdrapaliśmy się na śnieżną górę, skąd roztaczał się widok na lodowe pustkowie i ocean. Po lewej majaczył czarny kształt uszkodzonego statku – pamiątka po jednym z nalotów Narodu Ognia.
            - Zanosi się, że będę musiał odejść – powiedział poważnie.    
            - O czym ty mówisz, tato?
            - Na świecie trwa wojna, Sokka. Potrzeba odważnych, mężnych ludzi, by powstrzymać Naród Ognia przed dalszymi zniszczeniami. Musimy stanąć do walki, rozumiesz? Ostatni atak uświadomił nam, że nie można dłużej stać z założonymi rękami.
            - Będziesz szukał Katary?
            Tata zamknął oczy, a gdy znów mówił, głos mu drżał.
            - Oczywiście, że tak, ale nawet nie wiem, gdzie jest. Na wschodzie, na zachodzie, na morzu, w więzieniu… Gdzie? Ale będę szukał jakiejkolwiek informacji… Dowiem się. Wkrótce wypływamy.
            - Jacy „wy”?
            - Wszyscy mężczyźni z naszej wioski.
            - W takim razie „my”! – krzyknąłem uradowany. – Mówiłem ci, że jestem gotowy…
            Tata spojrzał na mnie w taki  sposób, że zrozumiałem doskonale.
            - Chyba mnie tu nie zostawisz! Wśród bab i dzieciaków?! Żartujesz!
            - Sokka, jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny i wiem dobrze, ile się nauczyłeś. Dobry z ciebie chłopak. Ale jesteś za młody, żeby iść na wojnę.
            - Wcale nie! Jestem silny i odważny.
            - Wiem, że jesteś, ale musisz zrozumieć, że każdy wojownik ma swoje miejsce. Gdy my odpłyniemy, mama będzie potrzebować mężczyzny w domu. Wioska będzie potrzebować ochrony! – dodał z mocą, przytulając mnie do siebie.
            - A ty? Ty mnie nie potrzebujesz? – chlipnąłem rozzłoszczony.
            - Bądź mężczyzną, Sokka i weź na klatę ten obowiązek – powiedział poważnie tata. Śnieg znowu zaczął padać, a dookoła zrobiło się cicho i spokojnie. Obaj milczeliśmy. Po raz pierwszy czułem, jakby tata potraktował mnie jak równy równego.
            - Myślisz, że Katara sobie jakoś radzi? – spytałem cicho.
            Tata niczego nie powiedział, ale zrozumiałem, że on nie wierzy w szczęśliwe zakończenie tej tragedii. Denerwowało mnie, że pogodził się z tym, że Naród Ognia odebrał mu córkę, a jednocześnie moja własna nadzieja zaczynała się chwiać.
            - Mogę liczyć, że zajmiesz się wioską?
            Skinąłem głową poważnie. Każdy mężczyzna ma obowiązek i powinien wiedzieć, gdzie jest najbardziej potrzebny – powtarzałem sobie w głowie.
*
            W końcu przestałam płakać i czekałam cierpliwie, tak, jak prosiła mnie Królowa Ursa. Co prawda musiałam być nieznośna, bo przynajmniej dwa razy dziennie zaczepiałam ją, pytając, czy udało jej się znaleźć statek i kiedy wrócę do domu. Odpowiedź zawsze była taka sama, ale nie przejmowałam się, bo instynktownie czułam, że Królowa by mnie nie okłamała.
            - Kataro, pracuję nad tym. Już niedługo… Idź pobaw się z Zuko! A potem przeczytam wam jakąś opowieść, dobrze?
            Szczerze polubiłam Zuko. Był wesoły i zawsze wymyślał najdziwniejsze zabawy. Był moim Sokką w Narodzie Ognia. Potrafiliśmy całymi dniami biegać po ogrodach Pałacu Ognia, bo doskonale czuliśmy się w swoim towarzystwie, ale raz na jakiś czas wybuchała między nami prawdziwa kłótnia. Kiedyś przyprowadził ze sobą dwa strusiokonie i oznajmił, że będziemy na nich jeździć i udawać, że polujemy na prawdziwe, ziejące ogniem smoki.
            - Głupi jesteś! Smoki nie istnieją – odparłam, sadowiąc się na grzbiecie zwierzęcia. Chwyciłam mocno lejce i zacisnęłam nogi na jego tułowiu. Nigdy wcześniej nie dosiadałam strusiokonia. Pachniał stadniną i był przyjemnie ciepły.
            - Oczywiście, że istnieją – oburzył się Zuko. – A przynajmniej istniały. Mój naród poluje na smoki od lat, a stryj pokonał ostatniego!
            - Zniszczyliście cały gatunek?
            Zuko nie usłyszał pytania, bo próbował poprawić siodło na swoim strusiokoniu. Patrzyłam na niego i nie rozumiałam, jak mógł być dumny, że jego naród wybił gatunek. W mojej dziecięcej główce mordowanie było zakodowane jako coś nieludzkiego.
            - Czy smoki były złe? – spytałam.
            Zuko spojrzał na mnie złotymi, wesołymi oczami i wzruszył ramionami.
            - Nie wiem, Katara! Spytaj mojego nauczyciela, on wie wszystko o historii – odparł rezolutnie.
            Mama uczyła mnie, że nie wolno zabijać bez powodu. Zmarszczyłam brwi i próbowałam sobie wyobrazić, jak mógł wyglądać smok. Na pewno był wielki, potężny, może nawet trochę straszny… Ale żył, może miał swoje stado (nie miałam pojęcia, czy smoki żyją w grupach, czy samotnie, ale nawet się nad tym nie zastanowiłam).
            - Tak nie wolno! – oznajmiłam zdecydowanie.
            - Czego nie wolno? – Zuko skrzywił się. Najwyraźniej chciał jak najszybciej zacząć nasze wymyślone polowanie, bo rozmowa zaczynała go nudzić.
            - Nie można mordować całego gatunku bez powodu!
            Zuko zmrużył oczy.
            - Nie robiliśmy tego bez powodu.
            - W takim razie: dlaczego?
            Zuko zrobił mądrą minę i powiedział poważnie:
            - Każdy, kto zabił smoka, zdobywał sławę i stawał się legendą. Myślisz, że tak łatwo ucapić taką bestię? To wyzwanie dla największych, najśmielszych magów. Trzeba udowodnić, ile jest się wartym. Dla chwały.
            - To żaden powód! – burknęłam i zsiadłam ze strusiokonia. – Sam baw się w swoje głupie polowania!
            - A tobie co? – zaprotestował Zuko. – A idź sobie, jesteś tak samo beznadziejna jak wszystkie dziewczyny! I w ogóle nic nie rozumiesz!

            Przez następne dwie godzin nie odzywaliśmy się do siebie słowem. Siedziałam nad księgami podarowanymi mi przez Królową Ursę. Było w nich tyle wzruszających opowieści i pięknych ilustracji, ale tego dnia wcale mnie nie cieszyły. Gdyby nie Królowa Ursa, która kazała nam przestać „zachowywać się jak dzieci”, gniewalibyśmy się na siebie jeszcze przez długie dni. Jednak jej polecenie było święte dla nas obojga, więc nie mieliśmy wyjścia i wieczorem razem dokarmialiśmy żółwiokaczki.
________________
Końcówka księgi trzeciej mnie zmiażdżyła, wakacje się kończą, a ja przeżywam wrześniowe smutkowanie objawiające sie czytaniem Muminków i Mary Poppins. Jeszcze tydzień i wreszcie będę mieć Olimpijskich Herosów... A na razie idę obkładać zeszyty i myśleć, jak bardzo nienawidzę nauczycieli.

22 komentarze:

  1. Niedawno skończyłam oglądać Legendę Aanga. Po artach znalezionych wcześniej w sieci spodziewałam się zupełnie innego zakończenia. Po części również przez te arty jestem fanką shipu Katara i Zuko, więc z przyjemnością będę czytała "Światło".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rozumiem, co masz na myśli :) Gdzieś czytałam (tu konkretniej https://answers.yahoo.com/question/index?qid=20110806195240AASh2Vv), że Zuko i Katara początkowo mieli być razem, ale scenarzyści zmienili zdanie.
      Dziękuję bardzo za komentarz, cieszę się i zapraszam na dalsze rozdziały ^^

      Usuń
  2. Misiu22:22

    Jak zwykle świetnie. Myślałam już, że rozdział - jak to u Ciebie zwykle bywa - nie pojawi się w obiecanym terminie i jestem mile zaskoczona. Oby tak dalej. ;)
    Mam nadzieje, że Katara nie wróci zbyt szybko do domu, a w końcu stworzy z Zuko rokantyczny związek. Tylko mi się tak wydaje, czy w końcu Ursa stanie się dla Katary, jak matka, której tak bardzo jej brakuje?
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, będę się starała dopilnowywać tych nieszczęsnych terminów i może zmażę złe imię tej spóźnialskiej. Będę robić co w mojej mocy xp
      Nie będę zdradzać fabuły, ale to opowiadanie będzie chyba największym w moim dorobku (yay, w ogóle gdzieś w maju 2015 będzie pięć lat od kiedy po raz pierwszy pokazałam swoje coś w internetach jeszcze na onecie).
      Ślicznie dziękuję za komentarz :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Smoki, Katara-Matka Smoków, chroniąca je przed zakusami herosów. A tak ogólnie to kocham twoje opowiadania. Katara jest taka prawdziwa a ona i Zuko to urocze dzieci. Zastanawiam się jak ta przyjaźń się posunie i będzie trwała przy wojnie, wygnaniu Zuko, ściganiu Aanga i niechęci Sokki oraz zapewne innych osób. W końcu wygląda na to, że zmiana w Zuko będzie potężna. Z radosnego dziecka w zgorzkniałego nastolatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księga 1, znaczy się Ogień (miałam nie dzielić na księgi,ale stwierdziłam, że będzie sporo rozdziałów i tak będzie jakoś czytelniej) będzie się dziać w czasie, gdy są dziećmi i trochę starszymi dziećmi, więc konflikt narodów póki co tak bardzo im nie przeszkadza, kłócą się, ale oboje jeszcze niewiele widzieli... Potem wszystko zacznie się zmieniać. Mam nadzieję, że dobrze to pokażę, bo nie wiem, czy na pewno umiem. W każdym razie, dziękuję Ci za takie ciepłe słowa :) Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Cudo. Po prostu super.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nienawidzę nauczycieli i czekam z niecierpliwością na "Krew Olimpu"!
    Rozdział taki przyjemny. Zawsze shipowałam Kataang, ale w twoim opowiadaniu chyba będę shipować Zuko i Katarę (czywiście jak będą starsi, nie bądźmy pedofilami XD). Sokka niech tak nie udaje, że mu nie smutno. Na pewno czekam na więcej i mam takie pytanko: Będziesz pisała jakiegoś fanficka na temat Percy'ego Jacksona lub olimpijskich Herosów, czy uważasz, że jest już tego za dużo?
    Życzę weny i pozdrawiam
    -Gacek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to szczęście, że dopiero w te wakacje rozpoczęłam przygodę z PJ, wciąż mam do przeczytania całych Herosów, wiec ominie mnie nerwowo czekanie na ostatnią część. Dziś - wreszcie - dostałam dwa pierwsze tomy i gdy tylko skończy się grill - rodzinne spotkania z niezręcznymi pytaniami, sialalala - będę mogła czytać i czytać. (Ignoruje fakt, że wypadałoby ruszyć w końcu Antygonę, bo termin nagli, nagli). A jeśli chodzi o FF... Po pierwsze, fanfiction nigdy za dużo. I, jak już mówiłam, jestem bardzo zielona w sprawach Percy'egp i opowiadań z nim związanych (na razie czytałam tylko fanficki genialnej Lucy ). Nie mówię tak i nie mówię nie. Najpierw skończę Herosów, a potem zobaczymy.
      Generalnie odkąd pamiętam shipuje Zutarę, ale do Kataang też nic nie mam. W tej historii będą obie te pary :)
      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Anonimowy10:09

    SUPER!

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja się sprzeciwię tym wszystkim głosom na Zutarę, ja chcę Kataanga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) Nie przeczę, lubię Kataang, ale Zutara to zdecydowanie mój ukochany paring w całych Avatarze :)

      Usuń
    2. Mój to ............... chwila jak połączyć Mai i Zuko? Zukai, dobra niech będzie Zukai.

      Usuń
    3. Zukai? Może być :D Kiedyś na tumblrze mignęła mi wersja Maiko :D

      Usuń
    4. No właśnie, mi mignęło na blogu Kymea Lee ta Maiko, ale dopiero po tym jak napisałam... jeeee

      Usuń
    5. Oj, z tymi łączeniami to dla mnie też zawsze problem >.< Ostatnio próbowałam stworzyć coś z Rose i Scorpius i nic nie wymyśliłam ani nie znalazłam.

      Usuń
  8. Pisz dalej ja chce Zutare ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuata zawsze <3
      Nowości można się spodziewać w sobotę/niedzielę^^

      Usuń
  9. Strasznie mi miło, że tak mówisz :) Dziękuję. Zajrzę do Ciebie ^^ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)