-
Kevin E. Levin rzeczywiście próbował zabić mojego pana. A jednak mu się nie
udało – odparł Sakit. Gwendolyn zmrużyła złowrogo oczy, odtwarzając w pamięci
wybuch statku Ragnaroka. Pamiętała dokładnie płomienie i dym, które zawładnęły
całą maszyną, gdy ta rozpadła się na kawałki. Kevin ledwo się stamtąd wydostał.
Statek stał się nagle śmiertelną pułapką, w której wszędzie był ogień i duszący
smród spalenizny. Kevin zapewnił, że Ragnarok nie przeżył. Była pewna, że jego
zemsta się dokonała...
- Nie powiedziałeś, czego szukasz na ziemi –
zwróciła się do arachnomałpy.
- Omnitrixa.
- Jak wszyscy. A druga rzecz?
- Zemsta. Nie domyślasz się? – arachnomałpa
pomachała ogonem, paradując po dachu z wrodzoną gracją. – Mój pan chce zemsty.
Gwendolyn nagle zrozumiała, kto miał być jego zemstą.
Devlin. Oczywiście. Kevin spróbował zniszczyć Ragnaroka, więc odegrają się na
jego synu, bo on sam był nieosiągalny, zamknięty w Niebycie, jeśli jej
podejrzenia się nie potwierdziły.
- Już wiesz, Gwendolyn Tennyson? –
arachnomałpa skoczyła blisko, szczerząc ociekające śliną zęby. – Zgadza się.
Śmierć tego dzieciaka będzie zemstą mojego pana.
- Devlin, idź stąd! Ale już! – warknęła cicho,
starając się zasłonić chłopca. Nawet jeśli potrafił przemieniać się w ogromnego
potwora, nadal był tylko dwunastolatkiem, którego musiała obronić.
- Nie mów mi, co mam robić – odparł gniewnie,
rzucając jej krótkie, pełne złości spojrzenie. Mogła się domyślić, że, tak jak
ojciec, nienawidzi rozkazów.
- Nie czas na takie dyskusje – fuknęła. – Obudź Julię i Kena, jasne?
- Nie kombinuj, ciociu.
Nim zdążyła znowu go zbesztać, zmutował się w
swoją drugą formę. Trudno wymagać, żeby słuchał poleceń dużo mniejszej od
siebie kobiety. Nie mając wyboru, musiała się pogodzić, że będzie walczyć przy
niej.
- Znowu chcecie walczyć? Gwendolyn Tennyson,
nie prościej będzie załatwić sprawę pokojowe? Bez ofiar? Bez szkód?
- W porządku – odparła. – Ty wylatujesz, my
zapominamy o sprawie. Umowa?
- Nie do końca o taki rozejm mi chodziło –
Sakit skoczył nagle do statku. Gwendolyn przez moment miała nadzieję, że
odleci, zniechęcony początkowym niepowodzeniem w przechwyceniu Devlina i
zdobyciu Omnitrixa, a jednak zaraz znów zjawił się przy nim. Z bronią.
- Innego nie będzie – wycedziła. Miała dość rozmów.
Zaatakowała, wyrzucając świecące kule. Kosmita uskakiwał, popiskując
nieprzyjaźnie. Jeden z ataków pozostawił w dachu wielką dziurę, za którą Ben
pewnie będzie wściekły. Nie mówiąc o Julii, która urwie jej głowę.
Budując schody z many, ruszyła w stronę
gwiazd, zupełnie jakby chciała dostać się do nieba. Zaatakowała z góry, stając
na grubej platformie. Kosmita, skupiony na rzucaniu siecią w Devlina, nie
zwrócił uwagi na nadchodzący z góry atak.
Kula many poleciała wprost w kark
arachnomałpy. Rzucony siłą uderzenia, Sakit stoczył się na samą krawędź dachu.
Podniósł się z trudem i dopiero teraz strzelił z broni, którą wyniósł ze
statku.
Dla Gwendolyn giwera nie różniła się od setek
innych, pewnie miała po prostu inny moduł czy jakąś budowę. Jej wiedza na temat
kosmicznej technologii ograniczała się do minimum. Kevin pewnie zaraz
wyrecytowałby jej, z czego składa się broń, jak jej używać, z którego poziomu
pochodzi i jak ją rozłożyć na części pierwsze.
Niebieski laser wystrzelił w jej stronę.
Zdążyła wytworzyć tylko osłonę z many, która zaraz pękła pod wpływem
nieustającego ognia. Znów stworzyła barierę, tym razem mocniejszą i grubszą. Szybko pojawiła się cienka szczelina.
- Cholera by to.
W stronę małpy poleciała żarząca się kula
ognia. Devlin, który miał w swoje cześć Pyronity, strzelał w przeciwnika
gorącymi pociskami. Zaraz potem z jego lewej ręki, która wyglądała jak ramię
Inferna z zegarka Bena, wypadły kolejne. Arachnomałpa zaskomlała i wybiła się w
górę, wyrzucając swoją sieć.
Nim Gwendolyn zdążyła się zasłonić, lepka maź
przygwoździła ją do ziemi. Warknęła poirytowana i spróbowała się szarpnąć. Bez
skutku. Pajęczyna trzymała się mocno i wydawała się być nie do rozerwania.
Udało jej się uchronić jedną rękę przed
zamotaniem. Uważając by nie dotknąć lepkich nitek, wyciągnęła z kieszeni spodni
od piżamy telefon i wystukała numer Bena.
- Gwen, jestem na autostradzie, wracam do
domu, jest środek nocy. Czego ty chcesz? – westchnął zmęczonym tonem,
zapominając o zwyczajowym „cześć” czy jakimś grzecznym pytaniu, co się dzieje.
- Wredny kosmita od Ragnaroka robi kłopoty.
Chce Devlina i Omnitrixa. Przyjedź szybciej, do cholery! – mruknęła ze złością,
nadal wyszarpując się z sieci.
- Już tam jestem – krzyknął Ben do telefonu i
się rozłączył. Utworzyła z many dwie ostre uchwyty i rozcięła pajęczynę niczym
papier.
W tym czasie, gdy ona wzywała pomoc, kosmitą
zajął się Devlin. Mimo, że pajęczomałpa jest średnio niebezpieczna, ten
sprawiał sporo kłopoty. Chłopakowi brakowało doświadczenia, by mógł skutecznie
obronić się przed wyklasyfikowanym zbirem.
Kopnęła w dach, mając nadzieję, że hałas
zwróci uwagę Julii i Kena. Z nimi byłoby dużo łatwiej schwytać kosmitę i
solidnie go przesłuchać. W mroku noc dostrzegła trzy kolejne sylwetki
arachnomałp, które wyskakiwały ze statku.
- Po prostu cudownie – szepnęła, czując ciepłą
krew na piżamie. W czasie walki musiała zerwać szwy z rany pod żebrem. Syknęła
z bólu i związała ogromnymi mackami dwóch z nowoprzybyłych wrogów.
Ku jej złości, kosmici mieli w rękach giwery
podobne do tych Sakita. Równy, mocny laser roztrzaskał jej więzy w zaskakującym
tempie. Uderzyła podłużnymi księżycami z energii, celując prosto w głowy
arachnomałp. Kwicząc głośno, obcy rozbiegli się po dachu, unikając jej ataków.
Zaklęła cicho. Nie miała dość siły, by stać.
Devlin zrzucił jedną małpę z dachu. Obcy z
rykiem wylądował na ulubionej gruszy dziadka Maxa, łamiąc kilka gałęzi. Drugi
zaatakował mutanta od tyłu, drapiąc jego plecy pazurami. Chłopak warknął coś
złowrogo i ściągnął przeciwnika, wbijając go w dachówki.
- Ciociu! – zawołał, widząc w świetle księżyca
jej wykrzywioną w bólu twarz.
- Żyję! Skup się na nich – odparła.
Ze statku wyskoczyło kilkanaście arachnomałp.
Otoczyły ich zwartym okręgiem, gotowe zaatakować w każdej chwili. Wymachiwały
złowróżbnie długimi ogonami, piszczały, jakby chciały ich odstraszyć. Pajęcze
sieci oplotły Devlina, zmuszając go, by ugiął kolana. Nadludzkim wysiłkiem,
rycząc przy tym dziko, zerwał białe nitki, wiążące go z podłożem i
Uniósł jedno ze swoich czterech ramion, to
złożone z jasnozielonego diamentu. Skupił się i z jego palców wystrzeliły ostre
strzały. Ze świstem przeszyły powietrze, wbijając się w ciało jednej z
pajęczomałpa. W mgnieniu oka przekształcił swoją dłoń w ostrze i natarł na
atakującego go przeciwnika. Przeciął nadlatującą pajęczynę i drugim ramieniem
uderzył go prosto w brzuch.
Używając mocy kineceleranina, którą w sobie
miał, przebiegł w mgnieniu oka z jednego końca na drugi, przewracając po drodze
dwa stwory. Zdezorientowane arachnomałpy
stłoczyły się w ciasną grupę, wystrzeliwując pajęczynami, a jednak żadna
z nich nie dosięgła uciekającego mutanta.
Dokładnie w chwili, w której zatrzymał się na
końca dachu, arachnomałpy zmieniły technikę. Rozbiegły się po całych dachu i
odpaliły giwery. Równy, niebieski strumień mocy uderzył w potwora. Gwendolyn w
ostatniej chwili zdążyła go osłonić, a jednak zaraz w tarczy pojawiła się
szeroka szczelina.
W tej chwili żałowała, że na misjach tak
rzadko korzystała z many. Niewielu hydraulików miało powiązania z anodytami,
którzy z reguły unikali spraw innych ras. Miotanie energia było więc
umiejętnością rzadką, a co za tym idzie, wyróżniało ją z tłumu „kosmicznych
policjantów”. A ona chciała zachować anonimowość. Dla własnego bezpieczeństwa i
komfortu. Przez wieloletnie odrzucenie mocy, straciła wprawę. I chociaż jej moc
była teraz większa, a ona potężniejsza, z każdą chwilą coraz bardziej
utwierdzała się w przekonaniu, że jako nastolatka walczyła dużo lepiej.
- Co się dzieje?
W klapie pojawiła się rozczochrana głowa z
burza czarnych, równo obciętych włosów. Julia krzyknęła zdumiona na widok
małpich kosmitów, ganiających po całym dachu. Gwendolyn wcale jej się nie
dziwiła. Niecodziennie widzi się wielkie dziury w swoich dachówkach, całą
gromadę dzikich bestii i mutanta, nawet gdy jest się żoną kogoś takiego jak Ben
Tennyson.
Doskoczyła do niej w mgnieniu oka.
- Później wyjaśnię. Weź Statka i pilnuj
dzieci, Ben zaraz będzie – szereg poleceń wystrzelił z jej ust jak seria z
karabinu maszynowego. – Panuję nad sytuacją – dodała, bez przekonania.
- Dacie rade? – Julia niepewnie zerknęła na
ranę Gwendolyn. – Statek bardziej przydałby się pewnie tutaj.
- Nie czas na dyskusję, Julio – odparła
pewnie, wypychając kobietę z dachu.
Zatrzasnęła klapę i wyprostowała się,
uderzając maną w arachnomałpę. Było ich coraz więcej. Nigdy nie pomyślałaby, że
w takim statku zmieściło się tylu kosmitów. To było prawie niemożliwe... Coś
było z tym statkiem nie tak. Coś zaćmiło na chwilę światło księżyca, nadlatując
w stronę domu. Na dachu wylądował majestatyczny, wysoki nekroziębianin,
przypominający trochę ogromną ćmę z kocimi, zielonymi oczami.
- Chyba trzeba trochę ochłodzić wasz
temperament, małpki – głos kosmity był ponury i zimny. – Ziąb nada się do tego
doskonale.
Gwendolyn odetchnęła z ulgą. Skoro Ben
wreszcie przybył, mogła przestać się zamartwiać, co będzie, jeśli nie starczy
jej sił, a Devlin będzie zbyt słaby, by wciąż walczyć. Skupiła się i
zaatakowała, celując w kolejne arachnomałpy.
Ziąb nabrał w płuca powietrza i chuchnął
lodowym oddechem na kilkanaście kosmitów. Uwięzione w nierównych bryłach lodu
stwory stanowiły ostrzeżenie dla pozostałych. Te, które jeszcze były zdatne do
ucieczki, rzuciły się biegiem w stronę statku. Ziąb pofrunął za nimi,
zamrażając kolejną.
Kilka małp chciało umknąć przez ogród. Nie
zdążyły dobiec do krawędzi dachu, drogę zagrodził im wysoki, szczupły
revonnahgander w ciemnogranatowej zbroi. Wyciągnął z pokrowca na plecach
blaster, która w mgnieniu oka przemienił się w łuk i wystrzelił. Lśniące, złote
strzały powaliły kosmitów.
Gwendolyn rzuciła się biegiem w stronę statku,
nadludzkim wysiłkiem pokonując osłabienie. Musiała sprawdzić, skąd wzięło się
tyle tych kosmitów. Wskoczyła przez właz, oświetlając sobie wnętrze.
Arachnomałpy z piskiem goniły przez korytarz w stronę jakiejś sali. Ruszyła za
nimi.
W środku nie było nic nadzwyczajnego. Fotele
dla pilotów, szereg dźwigni, przycisków, wskaźników. Tylko na środku wielkie,
bladoróżowe koło połyskiwało oślepiającym blaskiem. Gwendolyn zamarła w pół
kroku.
- Portal!
Małpy znikały w nim, przenosząc się do
zupełnie innego miejsca. A więc tedy przychodziły i tędy teraz uciekają. Tylko
kto był w stanie utworzyć tak duży portal? Nie przypominała sobie, żeby
Ragnarok, choć nie wiedziała, z jakiej wywodził się rasy, potrafił robić takie
rzeczy. Teleportował się, ale nigdy nie widziała, żeby robił tak z innymi. Albo
nie działał sam, albo arachnomałpa ją okłamała.
Przeskakując nad kosmitą, zbliżyła się do
portalu. Jej oczy zabłysły na różowo i spróbowała zbadać kosmiczne przejście.
Kimkolwiek był ten, który je wytworzył, znała jego aurę. Nie potrafiła
stwierdzić kiedy ani w jakich okolicznościach miała z nim styczność, ale dobrze
pamiętała jego energię.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, ostatni kosmita
wskoczył, a portal zamknął się z cichym sykiem. Nie zdążyła nic zrobić.
Odwróciła się i wyskoczyła ze statku. W momencie, w którym opuściła ją
adrenalina, poczuła się nagle wyczerpana i bezsilna. Usiadła na dachu z ciężkim
westchnieniem.
- Co się tu właściwie stało? – Ben przemienił
się z kosmity, przybierając wygląd człowieka. – I czemu te arachnomałpy was
atakowały?
- Możecie mi powiedzieć kim jest ten Ragnarok
i czemu chce mnie zabić? – wszedł mu w słowo Devlin, który pozbył się już formy
mutanta. Zdyszany usiadł przy ciotce i starał się wyrównać oddech.
- Ragnarok? – powtórzył zdumiony Ben.
- To on je przysłał – potwierdziła Gwendolyn.
– Chce zemsty.
- On nie żyje! – zaprotestował.
- Nie wiem, czy żyje, czy nie, ale to już
drugi atak Ben. Musimy zająć się sprawą na poważnie – odparła słabo. Dopiero
teraz Ben zorientował się, że rana kuzynki otworzyła się pod wpływem wzmożonej
aktywności fizycznej.
- Czy ty zawsze musisz się wplątać w kłopoty?
– spytał, kręcąc głową z dezaprobatą. – Wytrzymasz jeszcze chwile, zaraz
zawiozę cię do szpitala.
- Ja mogę się tym zająć – odezwał się dotąd
milczący revonnahgander, podchodząc bliżej Gwendolyn. – Rook Blonko, nie wiem,
czy mnie pamiętasz, Gwendolyn Lev... przepraszam, Gwendolyn Tennyson.
- Pamiętam – wygięła usta w dyplomatycznym
uśmiechu, który mógł oznaczać cokolwiek. Miała tylko nadzieję, że nikt nie
zwrócił uwagi na drobną pomyłkę. – Szkoda, że spotykamy się w takich
okolicznościach.
Rook Blonko był partnerem Bena odkąd dostała
się na wymarzony uniwersytet i wyjechała, a Kevin postanowił spróbować swoich
sił w warsztacie samochodowym niedaleko kampusu. Posiadał szeroką wiedzę z
niemal każdej dziedziny, świetnie orientował się w kulturze innych ras,
strategii, technologii i mentalności innych kosmitów. Przy tym był taktowny i
poważny, co czyniło go przeciwieństwem dawnego Bena. Gwendolyn podziwiała go i
szanowała. Nie wiedziała, że jej kuzyn i on nadal się partnerami.
Nim zdążyła zaprotestować, Ben wziął ją na
ręce i zniósł na dół do salonu. Za nimi ruszył Rook Blonko, a za nim Devlin.
Chłopak zatrzymał się przy klapie i spojrzał
jeszcze raz na nieprzytomne, ranne arachnomałpy. Ktokolwiek był ich przywódcą,
był powiązany z jego ojcem. Nauczył się, że jeśli komuś chodzi o dawne
porachunki z Kevinem Levinem, będą kłopoty. Nagle zauważył coś dziwnego. W
walce nawet nie dostrzegł, że kosmici mają na czołach małe, migające na zielono
diody. Zupełnie jakby ktoś wczepił im czujniki.
Schylił się i uniósł głowę leżącego w pobliżu
stwora. Ujął delikatnie okrągłe wykończenie miniżaróweczki i spróbował ją
wyrwać. Nie ustąpiła za pierwszym razem. Dopiero gdy szarpnął mocniej, dała się
wyciągnąć.
Przypominała szpilę z diodą na końcu. Obejrzał
ciekawie sprzęt, ostrożnie obracając go w palcach. Może ktoś z Tennysonów będzie
wiedział, do czego to służy.
Zakochałam się w tym blogu od pierwszego zdania.
OdpowiedzUsuńJesteś na prawdę extra. Oby tak dalej.
liczę na happy and.
Prooosze. Niech Kevin znormalnieje.
Jak zwykle świetnie.
OdpowiedzUsuńNie potrzebujesz motywacji i bez tego wyrabiasz 150% normy. Gratulacje.
Fajnie by było gdyby Kevin zmądrzał i znowu był z Gwen.
Nawet jeśli ich nie połączysz to i tak jest fajnie.
POZDRAWIAM. Z niecierpliwością wyczekuje na nn.
A więc tu działo się OV, to wiele wyjaśnia! :D
OdpowiedzUsuń