Menu

28 stycznia 2017

Światło 21: Chłopiec w lodzie (Avatar:Legenda Aanga)

            Kya wypłakała morze łez nad losem swojej córki. Przez pierwsze miesiące nie wstawała z łóżka. Czuła, jakby odebrano jej sens życia, wyrwano kawałek serca. Później płakała już rzadko, tylko czasem, nocą, gdy upewniła się, że syn ani mąż nie usłyszał.
            Później pożegnała męża. Postanowił wyruszyć na wojnę i chociaż pragnęła z całych sił, by został, nie sprzeciwiła się słowem. Była dzielna i każdego dnia zmuszała się, by wstać z łóżka i sobie radzić.
            Pozwoliła sobie na załamanie tylko raz, w dniu, w którym jej córeczka skończyłaby piętnaście lat. Stałaby się kobietą. Kya długo leżała w łóżku i wyobrażała sobie smukłą, śniadą dziewczyną, o pociągłej twarzy, z miękkimi rysami, zgrabnym nosem. Przed oczami stawała jej okrąglutka kilkulatka, o wielkich oczach – taką ją zapamiętała. Teraz byłaby już dorosła, piękna, duma wioski.
            Wiedziała, że Sokka wciąż obnosił się z zamiarem odnalezienia siostry. Wciąż powtarzał, że pewnego dnia przyprowadzi ją do domu. Nigdy nie odebrała mu tej nadziei, ale ona już ją straciła.
            Pochowała córkę w dniu, w którym przypłynął statek Narodu Ognia. Teraz – tylko czasem – w głowie pojawiała jej się myśl, że chciałaby mieć grób, nad którym można byłoby zmówić modlitwę.
            Piętnaście lat.
           

            Sokka czuł się fatalnie. Udzielił mu się nastrój matki, był przygnębiony i stęskniony. Czasem łapał się na tym, że zapominał, jak wyglądała twarz jego siostry. Pamiętał co prawda niebieskie oczy i piskliwy głos, ale szczegóły zaczynały się zacierać. Już nie mógł sobie przypomnieć, czy nosiła długie, czy krótkie włosy, w co się bawili, nawet jak się śmiała.
            Postanowił sam popłynął na ryby, chociaż obiecał dzieciakom – swojej małej armii wojowników – że tego dnia nauczą się posługiwać bumerangami.
            Chciało mu się płakać, gdy płynął sam. Na co dzień było lekko – miał sporo roboty, ciągle go ktoś zagadywał, pracował, wygłupiał się, cały czas był zajęty. Ale dziś – gdy z rano zobaczył matkę i poznał, że nadal ma złamane serce – poczuł się bardzo nieszczęśliwy.
            Katara skończyłaby piętnaście lat.
            Otrząsnął się. Katara SKOŃCZYŁA dzisiaj piętnaście lat, wszystkiego najlepszego siostrzyczko! Przełknął ślinę. Gdzieś tam jest, może w Narodzie Ognia, może na jakiejś wyspie, a może w Północnym Plemieniu. Miał nadzieję, że wśród przyjaciół i dzisiaj świętuje. Wierzył w to z całych sił, a przynajmniej próbował.
            Gdyby była, wyprawiliby jej wielkie przyjęcie. Sokka pomyślał, że ukręciłby głowę każdemu smarkaczowi, który chciałby się do niej zbliżyć. On już znał tych chłopaków, ich zamiary, ich brudne łapska.
            - Przecież obiecałem, że ją odnajdę – mruknął do siebie, wiosłując mocniej.
            Tylko gdzieś z tyłu głowy huczała mu myśl, że minęło już tyle lat. Być może nawet by jej nie poznał. Jak miał szukać dziewczynki, po której ślad zaginął przed wiekami. Kogo pytać, gdzie zacząć te rozpaczliwie poszukiwania.
            Mocniej uderzył wiosłem w wodę.
            - Obiecałeś!
            Łódka dobiła do lodowego przylądka. Zacumował i wyskoczył na brzeg. Czuł, jak bezradność pali go w środku. Myśl o Katarze była tak bolesna, że chciało mu się wyć. Zwątpił.
            Nigdy by się po sobie tego nie spodziewał, ale dziś zwątpił w sens marzenia o rodzinie. Czasem śnił, że przyprowadza siostrę pod próg domu, wyobrażał sobie, jak matka bierze ją w ramiona. Dziś poczuł, że to tylko mrzonka, że jej słaby i że nie może jej pomóc.
            - że może nie ma już komu pomagać.
            Wyskoczył z łódki i wściekle uderzył w lód.
            Dzisiaj zabiłby bez wahania człowieka, który ją wtedy porwał. Zamordowałby go, nawet gołymi rękami. Kolejne straszne myśli, pchane gniewem i frustracją, przewijały mu się przez głowę. Chociaż każda kolejna była coraz gorsza, żadna go nie przeraziła.
            Kilka drzazg poleciało z wiosła, uderzył jeszcze raz z nieszczęśliwym krzykiem:
            - KATARA!   
            I wtedy buchnęła biała, oślepiające światło.
            Sokka runął na ziemię i zasłonił twarz dłońmi. Nic już później nie pamiętał.


            Gdy po wielu, wielu latach wspominał tamten dziwny dzień, miał wrażenie, że wspomnienie o siostrze dodało mu wówczas dziwnej siły, pchnęło go. Być może myśl o niej sprawiła, że trafił akurat w tamto miejsce. Sokka nie wierzył w przeznaczenie, ale był pewien, że wtedy coś nim kierowało.
            Ocknął chwilę później, oszołomiony i przestraszony. Chwycił w dłonie wiosno i z przerażeniem odczołgał się od lodowej ściany, w którą jeszcze chwile uderzał. Była pęknięta na pół – żadna ludzka siła nie dałaby rady złamać tak lodowej bryły. To była prawdziwa, zamarznięta góra – Sokka mógł piłować ją miesiącami, bez skutku. Pękła jak sucha gałąź.
            Sokka podniósł się na chwiejnych nogach i nieśmiało podszedł do dziury.
            - To nie jest normalne – powiedział do siebie cierpko.
            Wewnątrz leżało ciało. Sokka aż krzyknął i cofnął się, ale wtedy ciało się poruszyło.
            - Żyje – sapnął.
            Sokka poznał, że to chłopak, wydawał się niski i szczupły. Nosił ubranie, którego nie widywano w tym stronach – jasne spodnie z pomarańczową peleryną. Głowę miał ogoloną na łyso, a na niej dziwny, siny tatuaż. Sokka przyjrzał mu się dokładnie, podchodząc bliżej. Pacnął go wiosłem w oba ramiona, ale chłopak nie zareagował.
            - To nie jest normalne – powtórzył Sokka.
            Stuknął go w jeszcze raz, kompletnie nie wiedząc, co dalej robić.
            I wtedy chłopak zerwał się na równo nogi – Sokka przysiągłby, że właściwie podleciał.
            - Cooo się dzieje? – jęknął, zaraz upadając na kolana.
            Sokka wycelował w niego wiosłem.
            - KIM JESTES I CO TY TUTAJ ROBISZ?! – krzyknął. Chłopiec podniósł na niego zamglone, senne oczy i przekrzywił głowę jak małe zwierzątko.
            - Jestem Aang – odparł po prostu i uśmiechnął się leniwie. – Co  się dzieje, gdzie my jesteśmy?
            Sokka czuł, że nie może być już bardziej zdezorientowany.
            - TO TY MI POWIEDZ DLACZEGO BYŁES W LODZIE I NIE ZAMARZŁES I KIM TY WŁASCIWIE JESTES!?
            Aang strzepnął z ramienia resztki lodu, jak gdyby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
            - Sam do końca nie wiem – odparł z rozbrajającą szczerością. – Wciąż mi nie powiedziałeś, gdzie jesteśmy.
            Wyminął Sokkę, który mrugał ogłupiały i wyskoczył na zewnątrz dziury, lekko, jakby podmuchiwał nim wiatr.
            - To Biegun Południowy – odparł głucho, nie potrafiąc zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
            - Macie tu pingwiny? – spytał obcy wesoło.
            - Mamy.
            - Pościgamy się później?
            - Pościgamy? Na pingwinach?
            - Nie znam nic fajniejszego niż ściganie się na pingwinach.
            Sokka upuścił wiosło. Chciał gonić tego całego Aanga, ale zanim zdołał wygrzebać się z dziury, tamten zniknął za rogiem.
            - Postrzelony jest, jak nic postrzelony.
            Pęknięcie było znacznie większe niż początkowo przypuszczał. Rozejrzał się z przerażeniem. Ta błyskawica, to światło, które buchnęło z lodu napełniały go najgorszymi przeczuciami.  Dostrzegł kroki na śniegu i poszedł za nieznajomym.
            - Chodź, musisz mi pomóc obudzić Appę! – usłyszał.
            - Co, jest jeszcze więcej pomyleńców? – przewrócił oczami. Nic tutaj nie miało sensu, a od dzieciaka nie mógł się niczego dowiedzieć.
            Za lodową ścianą ujrzał coś, przez co już całkowicie zwątpił w zdrowy rozsądek. Nawet nie potrafił nazwać strasznego zwierza – widział olbrzymią kupę futra z brzydkimi, dużymi zębami, która spokojnie oddychała przez sen.
            - A TO CO TO MA NIBY BYĆ? – ryknął, zasłaniając się wiosłem.
            - To mój latający bizon – odparł Aang tak beztrosko, jakby codziennie widywano tutaj takie potwory. – Appa.
            Sokka zamrugał, otworzył usta, ale nic już nie powiedział.
            Aang chwycił tłustą, oślinioną wargę potwora i spróbował ją podnieść, ale ten tylko mruknął przez sen. Pociągnął go za futro i spróbował połaskotać po szyi, a później zaczął szarpać ciężkie, lepkie powieki.
            Zwierzę warknęła cicho i otworzyło senne, zielone oczy.
            - TO ŻYJE!
            - Jak ci się spało, mały? Nic ci nie jest? -  Aang pogłaskał, a ten powoli podniósł się na nieproporcjonalnie krótkich nóżkach i, zanim Sokka krzyknął, wzbił się w powietrze i runął do lodowatej wody pełnej kry, miażdżąc ogonem jego łódź.
            - NO NIE!
            - Haha, musi rozprostować nogi! – roześmiał się Aang. – Tak jak ja! – podskoczył – Sokka mógłby przysiąc, że na co najmniej siedem metrów - i zrobił w powietrzu fikołka.
            - Jak ty… Jak ty…
            - Jestem magiem powietrza – wytłumaczył Aang, uśmiechając się niewinnie. – Nigdy nie znałeś żadnego maga powietrza?
            - Nie… - Sokka przyglądał się obcemu z mieszaniną zdziwienia i irytacji. – To Południowe Plemię Wody. Niedaleko jest moja wioska, ja – wyprostował się i stanął lekko na palcach, żeby wyglądać na wyższego – jestem wodzem.
            - Polecimy tam! – zakrzyknął Aang. – Jestem strasznie głodny!
            - My nie przyjmujemy obcych! – zaprotestował Sokka. – Skąd mam mieć pewność, że nie jest z Narodu Ognia!
            - Przecież ci powiedziałem, że jestem magiem powietrza! – roześmiał się Aang, biegnąc ku swojemu latającemu bizonowi.
            Sokka chciał powiedzieć, że przecież nie ma już magów powietrza, ale coś kazało mu milczeć. Znowu ruszył za tym dziwnym dzieciakiem. Wszystko był w nim egzotyczne i nienaturalne – lekkie, przewiewne ubrania, którego nikt nie nosił w tych stronach; pomarańczowa peleryna, która nie mogła chronić od wiatru czy śniegu, a wreszcie tatuaże, pokrywające łysą czaszkę, dłonie i kark.
            - Czy to twoja łódź? – spytał Aang, wyławiając z wody kawałek deski. – Appa na niej usiadł.
            - To była moja łodź – wycedził Sokka, zdając sobie sprawę ze swojego kiepskiego położenia. Był sam na lodowym pustkowiu, w towarzystwie kupy futra i postrzelonego dzieciaka. Pomyślał, że może to nie dzieje się naprawdę, że to agonalne omamy, a on już powoli zamarza.
            - Podwieziemy cię! Pokażesz nam drogę! – zadecydował wesoło Aang. Z każdego jego gestu biła śmieszna, dziecięca radość.
            - Podwieziecie?
            - Appa poleci!
            Sokka prawie usiadł. Gdy był mały śnił, że lata. Nigdy nie mógł tego kontrolować, wzbijał się coraz wyżej i wyżej. Budził się zesztywniały i cieszył się, że ma pod nogami stały, twardy grunt. Ludzie przecież nie latali.
            - Na pewno na niego nie wsiądę! – wrzasnął.  
            - Oj daj spokój! – Aang złapał go za rękę i niemal siłą wciągnął na grzbiet gigantycznego stwora. Sokka usiadł na okrągłym siodle i zaczął szukać czegoś, czym mógłby się przywiązać. Złapał się kurczowo obicia i zacisnął zęby.
            Gdy wzbili się w powietrze, poczuł, że żołądek podchodzi mu pod gardło. Zamknął oczy tak mocno, że powieki go zapiekły. Przez kręgosłup przeszedł ostry dreszcz, a później ogarnęła go niespodziewana ulga. Szybowali nad wielkim, bezkresnym oceanem.
            Sokka najpierw odważył się otworzyć jedno oko, później drugie, a nawet trochę rozluźnił ciasny uścisk i przestał się trzymać siodła. Patrzył zachwycony na roztaczający się widok – skrzące, lodowe pustynie, przecięte ciemnymi plamami wody, rozświetlone południowym słońcem.

            

7 komentarzy:

  1. O Mój Boże, wróciłaś. Nawet nie wiesz jak się cieszę czytając coś nowego. Sokka tu jest takim typowym Sokką, czemu tak dobrze go oddajesz. Mówiłam już, że kocham Twoje opowiadania? Tęskniłam ok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Veina <3 O Boże, nie spodziewałam się, że ktoś ze starych czytników tu zabłądzi <3 Dziękuję ci za komentarz, chyba też tęskniłam :))

      Usuń
    2. Ej, aż taka stara to ja nie jestem. W sumie to ile tu zaglądam, dwa/trzy lata chyba. To wcale nie jest tak długo. Btw, musimy kiedyś pogadać.

      Usuń
    3. Pewka, to się umowimy, chociaż nie wchodziłam na gadugadu wieki XD Chyba że na fejsie, prościej. No, dogadamy się :D
      w środę rozdział xc

      Usuń
  2. Ajjj *-* Odnalazł go! Odnalazł! Czyli teraz jedziemy z górki!! 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam wrażenie, że teraz właśnie fabuła zaczyna iść pod górkę!

      Usuń
  3. Harrah's Casino & Racetrack, Maricopa - MapyRO
    Property Location 강릉 출장샵 With a stay at Harrah's Casino 강릉 출장안마 & Racetrack in Maricopa (Maricopa), youll be 5-star (18 mi) from 대구광역 출장안마 Harrahs 의왕 출장마사지 Casino and 9 miles 춘천 출장마사지 (10 km) from Park America Arena

    OdpowiedzUsuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)