Nie wiem, kiedy zdecydowałam, że
popłynę z Zuko. Możliwe, że od początku, odkąd dowiedziałam się o jego szalonej
wyprawie, wiedziałam, że i tak go nie opuszczę. Mimo, że stryj Iroh próbował
mnie odsunąć, nie wyobrażałam sobie, jak miałoby wyglądać moje życie… bez Zuko.
Wreszcie, bo sześciu latach, opuszczałam Naród Ognia. Nie potrafiłam sobie
wyobrazić, co Zuko zamierza, ale wiedziałam jedno – to był krok do przodu.
Stryj Iroh podziwiał, jak oddaną
jestem przyjaciółką. Ale prawda była znacznie przykra: samolubnie liczyłam, że
uda mi się w ten sposób przedostać do domu, a przynajmniej dać znać, że żyje.
Nie obchodziło mnie, czy Zuko chce
mnie na swoim okręcie, czy nie. Wyruszałam razem z nim.
Długo nic nie mówiłam Hamie; po
części dlatego, że bałam się jej reakcji, ale również czułam, że w pewnym
sensie ją zdradzam. Byłyśmy rodziną, krwią z jednej krwi. Nauczyła mnie
wszystkiego o naszym dziedzictwie, o naszej tradycji. Dzięki niej potrafiłam
dzisiaj walczyć, bronić się i leczyć. Gdyby nie ona, byłabym nikim. Wychowała
mnie na maga, ale nie była tylko mistrzynią – była też przyszywaną babcią. I
mimo całej mojej wdzięczności i głębokiej więzi, porzucałam ją.
Hama porzuciła nadzieję na powrót do
domu. Żyła tutaj, z dnia na dzień, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Nigdy
nie powiedziała mi, jak udało jej się uciec z więzienia i jak zachowywała
anonimowość przez tyle lat. Chciała tylko przetrwać, bez wychylania się i bez
emocji. Ja tak nie potrafiłam; nie pogodziłam się, że resztę życia spędzę w
Narodzie Ognia.
Pakowałam się dyskretnie, tak, żeby
nie wzbudzić jej podejrzeń. I tak nie miałam niczego cennego; kilka książek od
Zuko, ubrania, bukłak. Jedyną cenną pamiątką, jaka mi została, był naszyjnik
mamy. Nosiłam go zawsze przy sobie. W kieszeni fartucha albo na szyi, gdy
miałam wysoki kołnierz. Niebieski medalik na wysłużonej tasiemce był dla mnie
cenniejszy niż wszystkie pałacowe skarby.
- Muszę cię ostrzec, Kataro. Wiem,
że chcesz towarzyszyć Zuko, ale musisz zdać sobie sprawę, że to będzie trudne
dla was obojga. Nigdy wcześniej nie byłaś mu tak potrzebna jak teraz, ale Zuko
będzie cię ranił – powiedział mi któregoś wieczoru Stryj Iroh. Ostatnie
wydarzenia bardzo odbiły się na jego zdrowiu; posiwiał jeszcze bardziej, a
broda mu się przerzedziła. - Tak
bardzo mnie boli, że on po prostu… nie pozwala sobie pomóc.
Czułam, jakbym traciła przyjaciela. Nie
mogłam się z nim w żaden sposób porozumieć, bo nie wpuszczano mnie do komnat.
Zresztą, i tak chyba nie odważyłabym się z nim porozmawiać – nie po tym, jak
potraktował mnie ostatnio. Stryj Iroh opowiadał mi, że rany się goją, że
gorączka spadła, że Zuko powoli zdrowieje…
A ja wiedziałam, że z moją pomocą
wylizałby się z dnia na dzień!
Gdyby tylko nie był taki głupi i
uparty!
Słuchając wywodów medyków, i ja i
Iroh wiedzieliśmy, że nie mówią nam czegoś bardzo ważnego. Nie wspominali o
tym, co Zuko przeżywał w środku – o ranach można zapomnieć, o tym, co zrobił mu
ojciec, nigdy.
Poprosiłam stryja Iroh by oznajmił
mu – nie zapytał, czy mogę, ale oznajmił – że będę mu towarzyszyć na wyprawie.
- A podobno kobieta na pokładzie
przynosi pecha! – zażartował Stryj, ale żadnemu z nas nie było do śmiechu. To
były czarne dni w Pałacu, tak samo, jak po odejściu Królowej Ursy i po śmierci
Lu Tena.
Na dzień przed wyruszeniem zebrałam
się w końcu na odwagę. Z każdym dniem było mi trudniej zacząć rozmowę; im
bardziej zbliżał się wyjazd, tym bardziej unikałam tematu. Podejrzewałam, że
Hama będzie chciała mnie odwieźć i przekonać, żebym została tutaj.
Siedziałyśmy, starym zwyczajem, w
głównej izbie. Udawałam, że przeglądam starą książkę pożyczoną od Zuko wiele
lat temu, a Hama w ciszy pochylała się nad robótką, cerowała sobie starą,
zszarzałą spódnicę. Dwa razy nabrałam powietrza, chcąc się odezwać i dwa razy
tylko wbiłam wzrok w jej stare dłonie, oddychając głęboko.
- Hamo… Ja… - zaczęłam cicho. –
Hamo, ja odchodzę. Jutro wyruszam z Zuko na jego wyprawę.
Hama zaskoczona wbiła sobie igłę w
palec. Zamrugała i spojrzała na mnie ciemnymi oczami.
- Dopiero teraz mi to mówisz? –
zakrztusiła się. Teraz to ja się zdumiałam; nie oburzyła się, że w ogóle ją
zostawiam, tylko, że tak późno jej o tym mówię. – Nie zamierzałaś dokończyć
swojego treningu na maga wody?
- Myślałam, że umiem już wszystko… -
zająknęłam się.
Hama dopadła okna i zapatrzyła się w
niebo. Niebo było bezchmurne i skrzyło się milionem gwiazd; nad Pałacem
górowała jasna tarcza księżyca, oblewając wieże i mury mlecznym, delikatnym
blaskiem. Zastanawiałam się, czy Zuko śpi.
- Dzisiaj nauczysz się wszystkiego –
powiedziała Hama i z jakiegoś powodu zabrzmiało to jak groźba. – Wyjdźmy, teraz
mi wszystko opowiesz.
Hama wzięła mnie pod ramię i
wyprowadziła na dziedziniec. Noc była przyjemnie chłodna. Czasem zastanawiałam
się, czy nie odzwyczaiłam się od mrozów panujących w domu; tutaj śniegu nie
było prawie nigdy.
- Zuko został wygnany – westchnęłam cichutko.
Nie wiedziałam, od czego mam zacząć ani ile Hama już wie z Pałacowych plotek. –
Wyrusza, żeby odzyskać swój honor…
- Absurdalne!
Wolałam rzucić takim frazesem niż
podać prawdziwy cel wyprawy Zuko. To wcale nie była wycieczka krajoznawcza, to
było polowanie na Avatara. Wyruszając z nim, przyłączałam się w jakiś sposób do
wojny i to po niewłaściwej stronie. Jeśli Avatar był jedyną nadzieją dla
świata, to powodzenie Zuko miało przesądzić losy wojny. Nie potrafiłam
poukładać sobie tego w głowie.
- A ja… chcę wrócić do domu, Hamo.
- Naprawdę wierzysz, że ci się uda? –
Hama pokręciła głową zdegustowana. – Dobrze wiesz, tak samo jak i ja, że to
niemożliwe.
- Muszę spróbować – szepnęłam. –
Hamo, muszę przynajmniej spróbować.
Hama przymknęła oczy. Poczułam, że
naprawdę mnie kochała. Przywiązałyśmy się do siebie przez te kilka wspólnych
lat w Narodzie Ognia.
- Dla mnie jest już za późno, ale
będę modliła się do duchów księżyca, żeby ci sprzyjały.
Szłyśmy w zupełnej ciszy, przytulone
do siebie.
- I jeśli… jeśli rzeczywiście
wrócisz, to ucałuj swoją babcię. Kochana Kana! Była wspaniałą przyjaciółką… I
powiedz im, że ja… że się nie dałam, dobrze?
Ścisnęłam ramię Hamy.
- Wszystko im powiem, Hamo, będziesz
bohaterką w wiosce!
Hama uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ale najważniejsze, Kataro, musisz
nauczyć przyszłe pokolenia magów wody tego, czego ja ciebie dzisiaj.
Przełknęłam ślinę podekscytowana.
Schowałyśmy się na tyłach domów służby, gdzie rzadko kiedy ktoś przychodził.
Wśród stert starych śmieci buszowało kilka bezpańskich kotów, tak samo
brzydkich, jak śmierdzących.
- Nie ma drugiej tak uniwersalnej
magii jak magia wody – zaczęła Hama. – Woda jest źródłem życia, otacza nas i
jest wszędzie. Uczyłam cię już, że możesz wyciągnąć ją z roślin i czerpać z
powietrza.
W odpowiedzi machnęłam palcami, a na
opuszkach osiadło mi kilka kropelek. Powietrze było tego wieczora bardzo suche.
- Chodzi tutaj o otwarty umysł,
Kataro. Zapamiętaj: woda jest wszędzie. Dzisiaj wreszcie powiem ci, jak udało
mi się uciec z Narodu Ognia.
Przełknęłam ślinę. Usiadłyśmy na
starej wannie, którą ktoś wyrzucił sto lat temu. Ujęłam pomarszczone dłonie
Hamy w swoje ręce; zdawałam sobie sprawę, jak ciężkie będzie dla niej to
wyznanie.
- Trzymali nas w klatkach, zakutych
w kajdany, traktowali jak zwierzęta. Wodę dostawaliśmy rzadko, prosto do ust.
Wtedy wiązali nam dłonie i stopy, żeby nikt nie zdołał tkać. Wystarczył jeden
fałszywy ruch, a czekała okrutna kara – Hama aż wzdrygnęła się na to
wspomnienie. – Była bezradna, dopóki nie wyczułam, że raz w miesiącu – w czasie
pełni – mam więcej sił i więcej energii. Wiedziałam, że musi mi się udać uciec.
Bez wody nie mogłam walczyć, ale nie mogłam też żyć. Woda jest kluczem do
życia, ona je daje. Wszystko, co żyje, ma w sobie wodę. W każdym żywym organizmie
płynie woda!
Hama mówiła coraz szybciej, a jej
oczy niebezpiecznie błyszczały.
- Zaczęłam od szczura, który dłubał
w łańcuchach klatki. Pod jego skórą płynęła woda, którą mogłam wykorzystać. Nauczyłam
się tkać płyny w obcym ciele, w każdym żywym organizmie. Potrzebowałam lat,
zanim szczur był mi w pełni posłuszny, ale Kataro, nie ma potężniejszej magii
niż ta. Magia Krwi. Pozwala narzucić innym swoją wolę, możesz rządzić wszystkim…
Możesz rządzić każdym.
Puściłam dłonie Hamy, zasłaniając
rękami usta. Przeraziłam się i – jakoś wbrew sobie – odsunęłam się jak najdalej.
Poczułam, że naprawdę się boję i chce jak najszybciej stąd odejść.
- Uczyłam się na szczurach, ale z
człowiekiem jest tak samo. W czasie pełni księżyca zmusiłam go, żeby otworzył
cele i mnie wypuścił. Z tą techniką można panować nad każdym. Kataro, o to
pełnia twojego dziedzictwa. Najpotężniejsza magia. Magia krwi.
- Hamo… Ja… Ja chyba nie potrafię –
wzdrygnęłam się. Spojrzałam jeszcze raz na księżyc, tym razem z obawą. – Nie potrzebuję
takiej mocy, Hamo. Umiem dość by się bronić i przetrwać. Nie chcę nikim sterować.
Hama najeżyła się i chwyciła mnie za
ramiona, potrząsając mną z całych sił.
- Wyruszasz do świata ogarniętego
wojną! Z wrogiem! Musisz wykorzystać każdy sposób, żeby zakończyć to piekło,
Kataro! To twój obowiązek, twoje dziedzictwo. Musisz! Nikogo nie interesuje,
czego ty chcesz. To diabły, Kataro! Pamiętasz, że latami napadali na twoją
wioskę? Że mordowali nas, magów wody? Że ciebie porwali od rodziny?! To sposób
zemsty.
- Hamo! Nie będę! – wyrwałam się jej
i cofnęłam przerażona. – Nigdy nie użyję magii krwi! To potworne…
- Spójrz tylko, jakie to łatwe.
Hama machnęła dłonią, wyprostowując
chude palce. Kot myszkujący w śmieciach kwiknął żałośnie, wyprężając ogon i
stanął na tylnich łapach. Zrobił kilka kroków i aż nim zarzuciło, w lewo, potem
znów w prawo. Miauczał przeraźliwie, spanikowany i bezwładny.
To samo działo się z człowiekiem.
- Hamo! Przestań! – ryknęłam.
Odwróciłam się, pragnąc jak najszybciej stąd uciekać, ale w tej samej chwili,
poczułam, że całe moje ciało sztywnieje. Jakbym była marionetką, zatrzymałam
się sparaliżowana. Nie mogłam nawet unieść ręki. Wrzasnęłam, ale to na nic –
Hama trzymała mnie w żelaznym uścisku.
- Jesteś chora! – krzyczałam,
uwięziona we własnym ciele. Czułam, jak cała się pocę i drżę.
- Kontroluje wszystkie żyły i
wszystkie mięśnie twojego ciała – Hama zarzuciła mną jak szmacianą lalką, a mi
łzy stanęli w oczach. Odebrano mi własne ciało, nie miałam nad niczym władzy. –
Jesteś bezradna.
Umysł wciąż miałam wolny. Czując na
sobie światło księżyca, skupiłam całą energię w sobie. Wyobraziłam sobie
kajdany, w jakie zakuła mnie Hama, a potem, jak pękają. Księżyc był moim
sprzymierzeńcem od zawsze – musiałam go wykorzystać.
Zacisnęłam oczy, a z mojego gardła
wydobył się dziwny warkot. Z olbrzymią energią wypchnęłam władzę Hamy ze
swojego ciała, aż ją odrzuciło.
- Brawo, brawo…
- Nie chcę cię więcej widzieć! –
krzyknęłam z płaczem i chciałam zniknąć. Już niemal odbiegłam, gdy przede mną
wyrosły olbrzymie ściany lodu. Hama wyciągnęła wodę z roślin i zagrodziła mi
drogę. Odwróciłam się wściekła.
- Przestań!
- Jest tylko jeden sposób, żebym
pozwoliła ci odejść…
- NIE!
Prawą ręką narysowałam krąg w powietrzu,
krusząc ściany muru. Woda otoczyła moje ręce, tworząc macki. Hama była szybsza.
Zanim ja zdążyłam ją zaatakować, ona przechwyciła moją wodę i przeciągnęła ją
na swoją stronę; w moim kierunku poleciały ostre sople. Przekoziołkowałam, cudem
unikając śmierci.
Nawet nie zdążyłam złapać tchu, bo
mur za moimi plecami nagle stopniał i runęła na mnie fala lodowatej wody, która
momentalnie skostniała zamieniając się w lód. Kopnęłam na ślepo, próbując się
wydostać, ale Hama była ode mnie potężniejsza.
- Mogę tak do rana – zaśmiała się
upiornie.
Targnęłam się do tyłu, krusząc lód.
Przełknęłam ślinę i zrobiłam coś, czego miałam żałować do końca życia.
Wystarczyła chwila, a poczułam, ile wody płynie w Hamie – w dłoni, którą
sterowała soplami, w nogach, całe jej ciało było do wykorzystania.
Zacisnęłam pięść, a Hama pisnęła
przerażona, czując, jak traci władzę. Chyba nigdy nie przyszło jej do głowy, jak
obrzydliwym doświadczeniem jest jej magia krwi. Czułam jej panikę i bezradność;
unieruchomiłam ją jednym ruchem. Hama pluła śliną, ale zanim spróbowała się
wyrwać, sama ją puściłam.
Opadła bezwładnie na kolana.
- Nigdy. Więcej. Się. Do. Mnie. Nie.
Zbliżaj – wycedziłam przez zęby i uciekłam. Resztki lodu po naszej walce
topniały na tylnim dziedzińcu. Nie obejrzałam się za siebie ani razu; biegłam i
płakałam z obrzydzenia do samej siebie.
Byłam teraz gorsza od Najeźdźców z
Pólnocy, którzy zabrali mnie z domu. Może byłam gorsza od Ozaia.
Wślizgnęłam się do Pałacu i na ślepo
poszłam dobrze znaną drogą do komnaty Zuko. To było instynktowne, nawet nie
zastanawiałam się, czy mnie przyjmie – podświadomie szukałam u niego ratunku,
pocieszenia.
Przed drzwiami zatrzymałam się i
odetchnęłam. Teraz oboje byliśmy tragicznie nieszczęśliwi. Weszłam cicho.
- Czego tu chcesz? – usłyszałam zaskoczony,
ale ostry głos Zuko. Nie spał. Siedział na łóżku, lecz teraz odwrócił się
tyłem. Nie chciał, bym widziała jego twarz. – Po co tu przyszłaś?
Poczułam, że dla mnie to za dużo.
Rozpłakałam się na dobre. Stałam na środku pokoju i zawodziłam, głośno i bez
opamiętania.
Zuko jakby otrzeźwiał, bo doskoczył
do mnie w jedną chwilę. Złapał mnie mocno i przytulił, obejmując silnymi
ramionami. Pocałował mnie w czoło i głaskał po plecach. Nie potrzebowaliśmy o
niczym mówić; Zuko pociągnął mnie za sobą na łóżko i położył przy sobie.
Leżeliśmy w zupełnej ciszy i oddychaliśmy głęboko.
Nie chciał mówić ani o pojedynku,
ani o wygnaniu. Dwie najgorsze tajemnice chciał zachować tylko dla siebie.
Nie chciałam mówić o magii krwi. To
miała być moja najstraszliwsza tajemnica na całe lata.
Dotknęłam palcami bandaża Zuko. Może
mogłam jeszcze cokolwiek zrobić…
- Chyba potrafiłabym…
- Przestań.
- Tęsknię za moim przyjacielem, Zuko
– powiedziałam wreszcie. – Pozwól sobie pomóc.
- Pomóż mi schwytać Avatara –
prychnął. – Co ty zresztą możesz wiedzieć! Nic nie rozumiesz… Głupia wieśniara.
- Mówisz jak Azula! – oburzyłam się.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że mówi tak tylko dlatego, żeby mnie zranić i
od siebie odsunąć, ale i tak bolało. – Zuko, chcę ci pomóc…
- Bądź już cicho – zarządził twardo
i zamknął oczy. Wiedziałam, że nie będzie mógł zasnąć tej nocy, tak samo, jak
ja, ale wolał udawać niż ze mną rozmawiać.
Czułam się taka samotna jak zaraz po
przybyciu do Pałacu.
Nagle za oknem pojawił się księżyc.
Mdłe, srebrne światło wpadło do komnaty, oświetlając twarz Zuko. Nigdy nie
zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłam bliznę – czerwona, spuchnięta
skóra przysłaniała napęczniałe oko. Połowa jego twarz była pomarszczona i
wysuszona; wyglądał potwornie.
Zacisnęłam zęby i pogłaskałam go po
policzku.
Musiałam być silna dla niego.
Wszystko inne było teraz nieważne. Obiecałam Królowej Ursie, że zaopiekuję się jej
synem. Przyszła pora na rozliczenie.
Ugh... to mój drugi komentarz... napisałem już jeden bardzo drugi i... wysiadł mi internet. Więc jestem nieco zdenerwowany...
OdpowiedzUsuńCzyli Katara jednak wyrusza z nimi? Hmm... powiem szczerze, że po ostatnich rozdziałach przestałem brać tę kwestię pod uwagę. A jednak. Cóż mogę rzec... To wspaniale!
Muszę przyznać, że jak dowiedziałem się, że Katara wyjeżdża to zrobiło mi się żal Hamy O_O Bo pomyślałem sobie, że tak właściwi to ona nie jest taka zła. Tylko spotkało ją w życiu wiele złego :/ Przez głowe przeszła mi też myśl... dlaczego Hama po prostu któregoś dnia nie weszła do pałacu i nie zabiła władcy ognia. Przecież byłaby do tego zdolna psychicznie jak i fizycznie. Jednak domyślam się, że bałaby się konsekwencji jakie mogłyby za tym iść. No i... kto by wtedy objął tron? Iroh? Swoją drogą ciekawe czy gdyby to on był władcą ognia, to zaprzestałby wojny?
No i scena z nauką magii krwi... Cóż całkiem ładnie napisana, chociaż muszę przyznać, że brakowało mi małej, ac moim zdaniem znaczącej wypowiedzi Hamy (coś w stylu, że jej dziedzictwo zostało już przekazane, bo Katara tka krew, nie pamiętam jak to było w filmie). Ale pewnie ciężko byłoby Ci to wpleść w scenę, więc rozumiem :)
No i ostatnia ze scen... Zuko i Katara. Kurczę oni się chyba trochę ku sobie mają hę? :D Trochę zszokował mnie moment wspólnego leżenia w łóżku, bo przecież gdyby go zobaczyli ze służącą :O Zwłaszcza że Zuko jest już młodzieńcem... No ale w sumie co by mu zrobili... Wygnali? :D za późno :P
Znaczy... biedny Zuko :(
Jestem strasznie ciekaw jak to się wszystko dalej potoczy :O
Ps. Na miejscu Zuko bez wahania pozwoliłbym Katarze zreperować sobie twarz :D Może jeszcze jakieś wypełniacze, botoksy itp? :D
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Fajnie piszesz. Można pozazdrościć. Zapraszam do mnie na Moje łucznicze opowiadania!
OdpowiedzUsuńKochana Katara, a Zuko też właściwie, pierwsze co zrobił to ją przytulił. Wiedziałam, że Hama się kiedyś ujawni a dobre serce Katary nie pozwoli jej na kontynuowanie takich nauk.
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć Ci, że piszesz wyjątkowo dobrze. Przeczytałam rozdziały niemalże jednym tchem. Twój styl pisania jest na serio wysoki. Czyta się płynnie. Właściwie nie zauważyłam u Ciebie żadnych błędów, a jeśli jakiekolwiek były, to nie zwróciłam na nie uwagi. Zgrabnie budujesz każdą część – od dialogów aż po opisy. Treść opowiadania mnie wciągnęła. Cóż ja mogę więcej napisać? Po prostu cudo!
Życzę dużo weny i zapraszam do mnie. Pojawiło się nowe opowiadanie o tematyce wojennej.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com