Po wybuchu Zuko tylko raz zjawiłam
się w jego komnatach. Znów usłyszałam, że książę nie chce nikogo widzieć i
życzy sobie pozostać sam. Tym razem nie próbowałam z nim rozmawiać, zbyt
boleśnie pamiętałam ostatnia awanturę. Czułam się taka bezradna: potrafiłam i
chciałam pomóc, ale Zuko nikogo do siebie nie dopuszczał.
Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy po
walce, byłam taka uradowana. Nie zastanawiałam się tak naprawdę, co Ozai mu
zrobił – wiedziałam, że jest poparzony, ale stan zdrowia księcia był sekretem medyków
i zwykłej służącej nikt nie przekazywał informacji.
Ściany w Pałacu zawsze mają uszy;
praczki szeptały między sobą, że książę miał wypadek przy treningu. Taka plotka
została rozpuszczona przez elity królewskie, a ci, którzy znali prawdę, dla
bezpieczeństwa własnej głowy, zachowywali ją dla siebie. Różnie mówiono: jedni
mówili, że miał rany na brzuchu; inni, że całe ręce poharatane do kości, w
najbardziej makabrycznej wersji mówiono o amputowanych wszystkich kończynach.
Nie chciałam nawet słuchać; chciałam
tylko, żeby Zuko wyzdrowiał jak najszybciej. Stryj Iroh wielokrotnie uspokajał
mnie, że Zuko przeżyje.
- Kataro, obawiam się, że to go
zmieni – powiedział mi kiedyś, gdy siedzieliśmy we dwoje przy jaśminowej
herbacie z miodem. – Takiej tragedii nie powinien przeżyć żaden człowiek, a
Zuko jest jeszcze taki młody… Nie zmieni się tylko jego twarz, ale też…
charakter. Ten dramat bardzo się na nim odbije. Na nas wszystkich.
Nie wiedziałam, jak bardzo prorocze
okażą się słowa Iroh.
- Myślisz, że ojciec mu przebaczy? –
spytałam. Za każdym razem, gdy wspominałyśmy o Władcy Ognia ogarniał mnie
wstręt i nienawiść. – Zuko bardzo przypłacił za tamtą głupią naradę…
- Został straszliwie ukarany –
przyznał Iroh, siorbiąc długi łyk. – Nigdy nie zrozumiem, co chciał osiągnąć
mój brat. Ale my możemy czekać aż Zuko się przebudzi.
- Myślę… - zawahałam się. Stryj Iroh
wiedział, że jestem magiem wody. Z jakiegoś powodu bardzo mu ufałam, prawie
tak, jak Królowej Ursie i Zuko, ale czy
mogłam mu powiedzieć, że znalazłam nauczyciela?
Hama miała obsesję na punkcie
swojego bezpieczeństwa. Latami ukrywała się przed magami ognia, udając
pospolitą wieśniaczkę. Dopiero w ostatnim latach osiadła na stałe, ukrywając
się wśród Pałacowej służby. Utrzymywała, że pod latarnią jest najciemniej.
Wiedziałam, że kilkakrotnie sprawiała problemy strażnikom i lokalnej władzy,
ale z jakiegoś powodu wszystko rozchodziło się po kościach. Hama się wybroniła
– nie wiedziałam właściwie jak sprawiła, że wszyscy trzymali się od niej z
daleka ani jak uciekła z więzienia. Krzywo patrzyła na moje przyjaźnie z
wrogiem. Wolałam nie opowiadać o naszym sekrecie kolejnej osobie – wystarczyło,
że Zuko wiedział o moich naukach.
- Myślę, że umiałabym mu pomóc – powiedziałam
w końcu. – Czasem próbuję… robić coś… robić coś z wodą – oznajmiam wymijająco –
i chyba potrafiłabym uleczyć Zuko.
- Lepiej niż nasi medycy?
- Uleczyć naprawdę – wyjaśniłam.
Iroh zapatrzył się na mnie z
podziwem.
- Na wojnie człowiek uczy się wielu
rzeczy – powiedział powoli. Przymknęłam oczy; nigdy nie mogła sobie wyobrazić,
jak dobroduszny stryj mógł siać spustoszenie na froncie. – Nauczyłem się
mordować, spalać i grabić. Nie jestem z tego dumny, choć wydawało mi się, że
postępuję słusznie. Ale nauczyłem się też trochę o świecie i wiem, że magowie
każdej nacji są godni podziwu. Jeśli tylko potrafisz ratować mojego bratanka,
Kataro, rób co do siebie należy.
- Niech się tylko przebudzi! –
szepnęłam.
Oczekiwałam tego dnia z wielkim
zniecierpliwieniem. Modliłam się do duchów oceanu o opiekę nad moim drogim
przyjacielem. I rzeczywiście, Zuko zdrowiał. Ale prawdziwa tragedia jeszcze nie
nadeszła.
Gdy wyrzucił mnie ze swoich komnat,
złamał mi serce. Nie mogłam zrozumieć, czemu mnie odpycha, czemu odpycha nawet
stryja Iroh. Myślałam, że jesteśmy
sobie najbliżsi – przecież po odejściu Królowej Ursy mieliśmy tylko siebie.
Byłam taka wściekła i zraniona, że
nawet nie potrafiłam płakać.
Po prostu wyszłam. Byłam oniemiała i
kręciło mi się w głowie. Iroh objął mnie ramieniem i poprowadził do swojego
skrzydła. Szłam za nim jak ślepiec, powłócząc nogami. Usiadłam dopiero na
przestronnym tarasie z widokiem na park.
Stryj Iroh sięgnął po dzbanek i
nalał sobie trochę herbaty. Upił łyk i skrzywił się ze wstrętem.
- Niewiele jest na tym świecie tak
okropnych rzeczy jak wystudzona herbata – spróbował zażartować, ale żadnemu z
nas nie było do śmiechu.
- Co się tam stało? – wykrztusiłam.
Iroh przymknął oczy.
- Zuko się bardzo dumnym człowiekiem
– powiedział w końcu. – Nie zrozum mnie źle, nigdy nie chciałem, by zachowywał
się, jakby wciąż przepraszał że żyje. Ale jak każdemu z rodziny królewskiej,
brak mu pokory. Został skrzywdzony. Bardziej niż sobie wyobrażasz, Kataro. To
go nieodwracalnie zmieniło.
- Mogłabym go uleczyć!
Iroh pokręcił głową.
- Rana będzie tylko symbolem. To w
sercu zapisana jest najgorsze: wstyd, gniew i ból. I dopóki Zuko nam nie
pozwoli, nie zdołamy mu pomóc w tym cierpieniu.
Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok.
- Kataro… Jest jeszcze coś o czym
nie wiesz. Ozai wydziedziczył Zuko.
Zamrugałam zdumiona.
- Jak to? W tej walce…
- Nigdy nie zrozumiem, jak mój brat mógł
zaatakować własne dziecko – Iroh wzdrygnął się na samo wspomnienie. – Gdy Zuko
chorował, nie odwiedził go ani razu. Nawet Azula zmiękła, wiesz, że przyszła do
niego kilka razy? A teraz… Książę Zuko został wygnany.
- Wygnany?! – powtórzyłam przerażona.
- Gdy tylko odzyska siły, ma zniknąć
z kraju – Iroh obracał w dłoniach pustą szklankę. – Zuko jest teraz wygnańcem i
bękartem własnej rodziny. Nie zdajesz sobie sprawy, jaki to był dla niego cios.
Widzisz Ozaia jako okrutnika, ale zrozum, że syn zawsze będzie chciał dorównać
ojcu. Zawsze mi powtarzano: szanuj ojca, choćby rozum stracił. To zupełnie złamało
hart Zuka. Był wyczerpany po Agni Kai, a teraz…
- Co z nim teraz będzie? –
wyszeptałam.
- Zuko ma tylko jedną szansę na
odzyskanie honoru w oczach ojca. Musi schwytać Avatara.
- Avatara?! Przecież to stara
legenda… Babcia opowiadała nam ją na dobranoc.
- Powiedz, co wiesz o Avatarze.
Już chciałam opowiedzieć Stryjowi
Iroh starą opowieść, ale poczułam przykre ukłucie w sercu. Minęło prawie sześć
lat! Nie mogłam sobie nawet przypomnieć głosu babci, gdy snuła swoje bajki na
dobranoc.
Siedzieliśmy
po ciemku, przy dogasającym palenisku, opatuleni drapiącym futrem. Sokka zawsze
miał takie zimne stopy. Kłóciliśmy się, kto będzie spał przy ścianie. Babcia
usadzała nas grzecznie i rozsiadała się wygodnie i rozkładała na kolanach
plecionkę.
- Były czasy, gdy nikt nie musiał
się bać – zaczynała. – Na straży pokoju stał Avatar, który władał wszystkimi
żywiołami. Potrafił miotać ogniem, burzyć ziemię, wichrzyć powietrze i władać
wodą, tak jak ty Kataro.
- Jak dorosnę, chcę być Avatarem! –
przerywał jej Sokka.
- Cicho! – mruczałam rozzłoszczona.
- Avatar był wybrańcem – uśmiechała się
babcia ciepło. – Cykl Avatara przebiega od lat niezmiennie: ogień, powietrze,
woda i ziemia. Żyliśmy w pokoju, a Avatar sprawował władzę, nie tylko na tym
świecie, ale też w świecie duchów. Był pośrednikiem.
Baliśmy się z Sokką, że którejś nocy
duchy naprawdę zjawią się w naszej osadzie.
- Ale Naród Ognia zaburzył pokój.
Kiedy zaatakowali, dawny porządek runął. Zaczęła się ta straszna wojna, która
trwa do dziś i nie wierzę, żeby skończyła się za mojego życia… Oby za waszego.
Sądziliśmy, że Avatar powstrzyma tragedię, ale zaginął. I kto wie, czy
kiedykolwiek jeszcze powróci…
- To wszystko prawda – przyznał Iroh.
– Avatara nikt nie widział od niemal stu lat.
- Kiedyś wierzyłam, że Avatar
powróci i uratuje świat.
- Już nie wierzysz?
- Przestałam, gdy porwano mnie z
domu.
Iroh zacisnął usta i nic nie
powiedział. W moment pożałowałam ostrych słów; poczciwy stryj nie miał nic
wspólnego z Najeźdźcami, którzy tamtego dnia zjawili się w naszej osadzie.
- Ta misja jest… niemożliwa.
- I Ozai doskonale o tym wie –
zauważył cierpko stryj. – Pozbywa się syna na lata. Da mu okręt z pospolitą
załogą i każe odpływać niewiadomo gdzie i niewiadomo na jak długo.
- Przecież to straszne…
- Musisz wiedzieć Kataro, że Zuko
nie zrezygnuje. Tak samo jak my, jest świadomy, że powierzono mu niewykonalne
zadanie. Ale pragnie odzyskać honor i twarz w oczach ojca zrobi wszystko.
Kataro, on prędzej zginie niż się podda!
- Popłynę z nim…
- Dobrze wiesz, że to niewykonalne –
westchnął Iroh. – Domyślam się, że jesteś tu już tylko ze względu na Zuko.
Przez lata byłaś dla niego niezastąpiona, ale teraz będzie cię tylko ranił.
Zacisnęłam zęby.
- Mam pozwolić mu samemu to znosić?
- Ja z nim popłynę – zadeklarował Iroh.
– Straciłem swojego syna i Zuko jest teraz moją jedyną rodziną. Kataro,
chciałbym tak samo jak ty, żeby Zuko zrezygnował. Ale on nigdy na to nie
przystanie.
Przez jeden króciutki moment – to trwało
tylko sekundę – gdy usłyszałam, że Zuko jest wygnany, naprawdę się ucieszyłam.
Wyobraziłam sobie, że skoro dla nas obojga nie ma miejsca w Narodzie Ognia, to
możemy uciec do domu. Do prawdziwego domu, na Biegun, do mojego Plemienia. Tak,
jak Zuko opiekował się mną w Narodzie Ognia, tak ja dbałabym o niego w naszej
osadzie. Przed odejściem Królowej Ursy też śniłam, jak by było cudownie.
Wszystko się sypało.
Chociaż byłam z daleka od rodziny,
jeśli w ogóle miałam jeszcze jakąś rodzinę, sama w tym dziwnym, obcym kraju, to
dzięki Zuko i Królowej naprawdę byłam tu szczęśliwa. Zbudowałam sobie dom.
Potem poznałam jeszcze Hamę i Stryja Iroh, miałam przyjaciółki wśród służby
pałacowej. Dawałam radę.
Teraz po raz kolejny mój świat
rozsypał się na kawałki.
- Schwytanie Avatara jest dla Zuko jedyną
nadzieją – powiedział cicho Iroh.
Biedna, stara się tak bardzo i chce pomóc ale tak naprawdę pomóc. W dodatku tak długo mieszkała w Narodzie Ognia, że rodzina jest dla niej odległym wspomnieniem, czymś co może nawet już nie istnieć. Zuko i Iroh to jej rzeczywistość i najbliżsi w tej chwili. Zuka też mi żal. Jest niewiele starszy. Ozai to potwór. Nie zasługuje na litość i "ale ja go nie mogę zabić" Aanga.
OdpowiedzUsuń