Zuko pamiętał jedynie ból. Niczego
nie widział ani nic nie słyszał, zupełnie jakby świat wokół niego się rozpadł.
Chciał krzyczeć, kopać i rozszarpać własne ciało, byle tylko nie czuć już tego
straszliwego bólu. Zdawało mu się, że czyjeś ręce chwytają go stanowczo i
podnoszą. Krzyczał jeszcze głośniej, jakby ktoś go torturował.
Książe
Zuko…
Nie wiedział, czy męczy się
godzinami czy tygodniami. Wszystko zlewało się w jedną plamę dźwięków i barw.
Słyszał głosy, ale nie umiał rozróżnić ani zrozumieć słów. Niczego nie widział;
gdy próbował przejrzeć na oczy, katorga jeszcze się nasilała.
Cierpienie
będzie twoim nauczycielem.
Szarpał się i wił w pościeli, gdy medycy
próbowali go uspokoić. Nigdy wcześniej ani nigdy później tak nie cierpiał. Pluł
na wszystkie strony, wrzeszcząc jak opętany. To były najboleśniejsze,
najdotkliwsze minuty życia. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje – czemu nie
widzi, czemu go boli, czemu traci zmysły?
W gorączce słyszał ukochany głos
matki: Zuko, bez względu na to, jak
zmieni się twoje życie, nie zapomnij, kim jesteś! Wyciągał na ślepo dłonie
i szukał jej twarzy, miękkich włosów, ciepłych ramion, ale napotykał tylko
powietrze. Majaczył, wzywając Królową Ursę.
Ledwo kojarzył, co mu się śni, a co
jest naprawdę. Gdy medyk smarował mu czymś twarz, wrzeszczał w niebo głosy. Tak
bardzo kręciło mu się w głowie, że widział wszystko poczwórnie. Kiedy
zabandażowywali mu twarz, nie miał już sił się bronić.
Zasnął.
-
Dlaczego nie walczyłeś, Zuko? Żałosne, żeby książę Narodu Ognia przed
kimkolwiek padał na kolana. Śmieszny jesteś, Zuzu. Gdzie twoja duma?! Gdzie
twój honor?! – zdawało mu się, że słyszy Azulę. Nie przebierała w słowach,
ale mógł przysiąc, że jej głos nie jest tak cięty, jak zawsze, że jest…
zmartwiony.
- Mój książę, Zuko, bratanku… - stryj Iroh spędzał z nim najwięcej
czasu. Przygotowywał mu ziołowe okłady i cierpliwie zwilżał usta mokrą
ściereczką. – Jak mogłem pozwolić ci iść
na tą nieszczęsną naradę… gdybym tylko cię powstrzymał!
Często śniła mu się matka. Przychodziła
go odwiedzić, siadała na łożu i ostrożnie brała jego głowę na kolana. Zuko
niemal czuł jej zapach. Głaskała go tak długo aż ból zupełnie nie minął, czasem
śpiewała, jakby znów był dzieckiem. Gdy tylko próbował spytać, czemu go zostawiła
i odeszła, sen pryskał i mama znikała.
- Och, mój Zuko – mówiła cicho, pochylając się nad nim, gdy najbardziej
cierpiał. - To wspaniałe, że nie
porzucasz walki, chociaż jest zbyt ciężka.
- Nie mogłem, mamo, nie mogłem..
Godzinami drżał w łożu, mokry od
zimnego potu, dysząc ciężko. W najgorszych momentach był pewien, że umiera. Czasem
śnił mu się pojedynek Agni Kai, rozczarowany wzrok ojca i pogardliwe słowa.
Latami miał odchorowywać tamten straszny dzień. We śnie płakał jak dziecko,
znów padał przed ojciec na kolana i znów błagał o wybaczenie, ale koniec zawsze
był ten sam: upiorny ogień.
Nawet, gdy był nieprzytomny, czuł,
gdy pojawiała się Katara. Przyszła potajemnie, gdy przetrwał już najgorszą
agonię. Pamiętał, że długo trzymała go za rękę i głaskała. Dużo mówiła, ale nie
rozumiał, o czym – samo słuchanie jej głosu było przyjemne i uspokajające.
- Bardzo cię boli, Zuko? Tak strasznie się o ciebie martwiłam… Jak tylko się
obudzisz, postawię się na nogi – obiecywała, szepcząc mu do ucha.
Zaraz jednak uciekała, zanim ktoś
zorientowałby się, że pospolita służąca nachodzi chorego księcia. Lubił jej wizyty,
chociaż czasem zdawało mu się, że płakała. Bardzo chciał złapać ją za rękę, ale
nie miał dość sił.
-
Zuko… Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia.
Nie był pewien, czy Mai naprawdę do
niego przyszła, czy tylko jawiła mu się we śnie. Ale uśmiechnął się, gdy tak do
niego mówiła. Mai, droga Mai. Była taka śliczna, gdy tylko sie nie krzywiła. Pojawiła się tylko raz, w towarzystwie Azuli i Ty
Lee. Słyszał ich głupie, babskie chichoty, ale Mai… Mai była taka miła.
Czuł słodki zapach jej olejków do
ciała, gdy pochyliła się i pocałowała go w usta.
- Wracaj do zdrowia, książę Zuko – powiedziała jeszcze raz i odeszła,
a w raz z nią oddaliły się złośliwe śmiechy dziewczyn. Jeszcze długo o niej myślał i czekał, kiedy znów go odwiedzi.
Piątego dnia po pojedynku Zuko
wreszcie się przebudził. Był odrętwiały i oszołomiony, całe ciało miał
ścierpnięte, a kończyny bezwładne, jakby należały do kogoś innego.
- Wody… - wychrypiał zaraz po
przebudzeniu. – Wody…
Pierwsze przy jego łożu pojawił się
Stryj Iroh. Był blady i wyglądał, jakby nie spał przez kilka ostatnich nocy. Zuko
nie mógł wiedzieć, że czuwał przy jego łożu bez wytchnienia.
- Bratanku… Napędziłeś nam wszystkim
stracha.
- Stryju, nic nie widzę – wyjęczał,
próbując się podnieść.
Iroh popatrzył z bólem na
zabandażowaną twarz. Pod materiałem kryła się rozżarzona, czerwona rana,
strasząca czerwonymi bąblami i głębokimi szramami po oparzeniach. Twarz
bratanka była napiętnowana na zawsze; za każdym razem, gdy Zuko będzie patrzył
w lustro, przypomni sobie o najgorszym dniu swojego życia, o dniu, w którym
przeciwstawił się swojemu ojcu.
- Stryju!
Iroh odwrócił wzrok, nie wiedząc,
jak ma rozmawiać z chłopcem. Bez słowa podał mu lustro i odsunął się.
Wystarczyło jedno spojrzenie. Zuko krzyknął z obrzydzeniem, cisnął lustrem o
ścianę i zaczął zrywać palcami bandaże. Iroh tylko zamknął oczy i słuchał, jak
bratanek klnie.
- Wypalił mi… Spalił mi… On… - Zuko
nie mógł złapać oddechu. Wyglądał jak potwór, jak zdeformowany kaleka. Lewa
połówka twarzy wygląda, jakby ktoś zdarł z niej skórę. Mimo bólu, z
przerażeniem dotykał zwęglonych strupów. Był wstrętny. Z młodego, przystojnego
księcia pozostała tylko jaszczurcza szkarada.
- Będziesz miał bliznę, Zuko –
powiedział cicho Iroh, odrywając palce bratanka od rany. – Ale teraz musisz
pozwolić, żeby rana się goiła.
- Wyglądam strasznie… - szepnął.
- Wypalony wstyd, Zuko – odezwał się
głos zza drzwi.
Do komnaty wszedł Władca Ognia Ozai.
Był odziany w złote, królewskie szaty, dłonie skrzyżował na piersiach i
spoglądał na okaleczoną twarz chłopca bez cienia żalu.
- Powiedziałem ci, że cierpienie
będzie twoim nauczycielem – przypomniał. Zuko bardzo starał się powstrzymać,
ale dolna warga niebezpiecznie mu drżała. Wciąż czuł się słaby i wycieńczony
gorączką i nie potrafił zapanować nad emocjami. – Nigdy nie spodziewałem się,
że mój pierworodny syn okaże się tchórzem i odmówi walki. Zhańbiłeś się, Zuko.
- Ozaiu – Iroh wstał i zastąpił drogę
bratu. – Ozaiu, chłopak dość wycierpiał. Zachowaj te mowy na czas, gdy odzyska
siły.
- Gdy odzyska siły, nie będzie tu
już dla niego miejsca – powiedział Władca Ognia. Zuko wytrzeszczył zdrowe oko.
- Jak to, ojcze?!
- Jako Władca Narodu Ognia uznaję
cię za niegodnego tchórza. Zostajesz wygnany i wydziedziczony z mojej rodziny.
Iroh złapał się za serce i
przytrzymał ściany.
- Nie, Ozaiu, nie możesz mu tego
zrobić! – zawołał. – Nie możesz…!
Zuko nie zdobył się na odwagę, żeby
się odezwać. Zdrowe oko zaszło mu mgłą. Wpatrywał się w ojca niewidzącym
spojrzeniem.
- Zostajesz wygnany, Zuko. Nie chcę
cię widzieć w moim domu ani na mojej ziemi – kontynuował Władca Ognia
stanowczo. – Dopóki nie odzyskasz honoru, dla mnie jesteś martwy.
- Jak ma odzyskać honor?! –
protestował gorączkowo Iroh. – Ozaiu, nie bądź niedorzeczny…
- Niech znajdzie Avatara – oznajmił
tamten, obrzucając brata krótkim spojrzeniem. – Odnajdź Avatara i sprowadź go
do mnie, a odzyskasz swój honor.
- Avatar zaginał sto lat temu! Nikt
już nie wierzy w jego powrót! – Iroh trząsł się ze złości. Ozai udawał, że go
nie słyszy. Popatrzył jeszcze na oniemiałego syna i wyszedł z pokoju w zupełnej
ciszy.
Był to ostatni raz, gdy Zuko
rozmawiał z ojcem przed swoim odejściem. Wyprostowane, niewzruszone plecy ojca
wryły mu się w pamięć na zawsze. Nawet się nie obejrzał. Zuko skołowany opadł
na poduszki. Wydawało mu się, że nie zdobędzie się nawet na kolejny oddech.
Iroh nie odważył się go pocieszać.
Patrzył z litością na młodego księcia, którego kochał jak własnego syna.
Widział jego krzywdę i doskonale rozumiał, że tamten wspaniały, oddany
młodzieniec umarł. Teraz już nic nie miało być takie samo.
- Stryju, wyjdź – powiedział lodowato
Zuko.
- Bratanku…
- Wyjdź!
Zanim Iroh zdążył się wycofać, do
środka wpadła roześmiana Katara. Była taka szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że
Zuko wreszcie się przebudził. Tak długo czekała, aż przyjaciel wyzdrowieje i
będzie mogło go uleczyć!
- Zuko! Jak dobrze, że się trzymasz!
Posłuchaj, mogę ci pomóc! Jak cudownie, że się obudziłeś, Zuko!
Chciała go przytulić, ale Zuko
odepchnął ją z całych sił i odwrócił się do ściany.
- PO CO TU PRZYSZŁAŚ?!
- Zuko… - Katara aż cofnęła się
kilka kroków. – Zuko, chciałam cię zobaczyć…
- Wynoś się! – ryknął zrozpaczony. –
Nie patrz na mnie! Nie przychodź tu więcej! Zabraniam ci, rozumiesz?! Nie chcę
cię więcej widzieć!
Katara stała jak słup soli, mrugając
oczami. Czuła się, jakby ktoś trzasnął jak kamieniem w głowę. Tyle lat byli
najlepszymi przyjaciółmi, a teraz traktował ją z taką nienawiścią?
- Zuko, mogę uleczyć twoje rany…
- Nie chcę cię tu, rozumiesz!? Nie
chcę, żebyś na mnie patrzyła! Wyjdźcie! Wynoście się!
Katara chciała protestować, ale Iroh
delikatnie pociągnął ją do tyłu.
- Potrzebuje czasu – rzekł. – Dajmy mu
trochę przestrzeni, Kataro.
Zuko został sam. Chwycił poduszkę i
schował w niej twarz. Spróbował krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. Wstyd
spalał mu wnętrzności. Dyszał ciężko. Stracił twarz, stracił ojca i stracił
dom.
Jak miał spojrzeć twarz Katarze, gdy
został z niego zwyrodniały kaleka? Kochana Katara, która nigdy go nie zawiodła…
Nie zniósłby, gdyby widziała w nim potwora. Jak miał jeszcze kiedyś porozmawiać
ze słodką Mai? Nigdy już nie odzyska dawnego wyglądu – został tylko wypalony
wstyd.
Wygnany… Ojciec go wygnał. Zuko
czuł, jak drętwieją mu wszystkie mięśnie. Już nic nie czuł, tylko ten straszny
gniew i upokorzenie.
_____________________
Zgadnijcie, komu się właśnie ferie kończą :cc
So saaad. Ale było zajebiście <3 Pogoda dopisała, wiecie, ja nie lubię śniegu, a taki marcowo-kwietniowy ciepłochłód jest mi bardzo na rękę. Widziałam Deadpoola i Planetę Singli, byłam na zakupach tyle razy, że mogę zostać szafiarką, czytam sobie Felixa, Neta i Niki (powrót do dzieciństwa, yey, wychowywałam się na tym i na Harrym Potterze :'') ), generalnie, było fajnie... A teraz zaraz Happysad w Lublinie. Idzie ktoś? Ciekawe, czy w ogóle jest tu ktoś z Lublina... W ogóle, kocham moje miasto <33
I dziękuję-dziękuję, tutaj oficjalnie, za wszystkie piękne komentarze :D
_____________________
Zgadnijcie, komu się właśnie ferie kończą :cc
So saaad. Ale było zajebiście <3 Pogoda dopisała, wiecie, ja nie lubię śniegu, a taki marcowo-kwietniowy ciepłochłód jest mi bardzo na rękę. Widziałam Deadpoola i Planetę Singli, byłam na zakupach tyle razy, że mogę zostać szafiarką, czytam sobie Felixa, Neta i Niki (powrót do dzieciństwa, yey, wychowywałam się na tym i na Harrym Potterze :'') ), generalnie, było fajnie... A teraz zaraz Happysad w Lublinie. Idzie ktoś? Ciekawe, czy w ogóle jest tu ktoś z Lublina... W ogóle, kocham moje miasto <33
I dziękuję-dziękuję, tutaj oficjalnie, za wszystkie piękne komentarze :D