Niebo
powoli się rozpogadzało. Jeszcze rano nagromadziły się ponure, burzowe chmury,
ale wiatr szybko je przegonił. Słońce przygrzewało mocno; każdy promień odbijał
się na tafli wody, tworząc lśniącą, magiczną mozaikę. Od wschodu wiał wilgotny,
przesiąknięty zapachem morza wiatr.
Aang
uwielbiał dni jak ten. Odkąd skończyła się wojna, z każdym dniem było coraz
mniej problemów. Dzisiaj, po prawie siedmiu latach od pokonania Ozaia, czuł, że
jego życie jest poukładane, a świat zaczyna powracać do dawno utraconej
harmonii. Aang gorąco wierzył, że uda mu się przywrócić całkowity porządek.
Czuł, że ma za sobą oddanych przyjaciół, którzy staną przy nim niezależnie od
wszystkiego. Jego wizyta w Ba Sing Se była czystą formalność. Wysłuchał długich
raportów o powolnej odnowie gospodarki i wznowieniu trasy handlowej z
Plemionami Wody. Zaczyna się nowa era,
pomyślał. Lepsza era.
Za
nim, na siodle, siedziało rodzeństwo z Plemienia Wody – jego najdawniejszy i
najlepsi przyjaciele. Katara miała na sobie zielonkawą suknie z wysokim stanem
podarowaną przez Króla Ziemi jak pożegnalny prezent. Materiał był aksamitny i
tak lekki, jakby stworzono go z pajęczych sieci. Przy dekolcie ciągnął się
kwiecisty wzór wyszywany ciemniejszymi nićmi. Aang obejrzał się i posłał jej
pełne czułości spojrzenie. Uśmiechnęła się i bezgłośnie wyszeptała: Kocham
cię.
Obok
siostry klęczał Sokka. Aang już z rana zauważył, że przyjaciel jest wyjątkowo
nie w humorze. Chodził poddenerwowany i zirytowany wszystkim. Teraz siedział
zamyślony i w skupieniu czyścił swój miecz. Wyglądał na pochłoniętego pracą,
ale Aang widział, że jego myśli krążą gdzieś daleko.
-
Cieszę się, że lecimy na wyspę Kyoshi! – Katara przeciągnęła się i oparła
wygodniej o siodło.
-
Taa… Dawno nie widziałem Suki- mruknął pod nosem Sokka, oglądając się za siebie.
Za nimi było tylko morze – tak intensywnie niebieskie, że od patrzenia
rozbolały go oczy. Zacisnął dłonie mocniej na mieczu, czując, że ponownie
zalewa go fala obaw.
-
Miesiąc to nie tak długo – zaśmiała się Katara, szturchając brata z wymownym
uśmiechem.
-
Łatwo ci mówić, skoro masz Aanga ciągle przy sobie – burknął zirytowany.
-
Jesteś dziś jakiś nieswój – siostra przyłożyła dłoń do jego czoła. Sokka odsunął
się i strącił jej rękę. – Ciągle tylko marudzisz!
-
Jest okej! To ja, Sokka. Gość od mięsa, marudzenia i kawałów.
Sokka
wzruszył ramionami. Rozparł się wygodniej i odchylił głowę do tyłu. Chłodny
wiatr targał mu kucyka i drażnił twarz. Odetchnął głęboko, nie mogąc pozbyć się
nieprzyjemnego ucisku pod sercem. Nie potrafił zrozumieć, skąd wziął się drażniący
niepokój. Nie bał się wysokości, a ich zadanie w Ba Sing Se było jedynie nudnym
wysiadywaniem na naradach. Wszystko wskazywało na to, że świat wreszcie się
ułożył i zmierzał ku pokojowi. Po długim miesiącu chciał się cieszyć drogą
powrotną, ale z każdą kolejną minutą coraz bardziej się bał.
-
To się nie uda – wepchnął rękę do kieszeni i wymacał ciężący mu skarb.
Aang
przeciągnął się i ziewnął, opierając się o tułów Appy. Niebo było jasne; tak
błękitne, że prawie białe. Mieli wspaniałą pogodę na lot, widać los im
sprzyjał. Przez całą nos wysłuchiwał bębnienia deszczu o dach i był przekonany,
że nie uda im się opuścić Ba Sing Se.
-
Aang! Daleko jeszcze? – Katara przysunęła się bliżej brzegu siodła i pochyliła
się nad nim tak, że czuł zapach jej kwiatowych perfum.
-
Już zaraz dolatujemy. Jeszcze chwile i zobaczycie wyspę Kyoshi!
*
-
To Avatar! Avatar Aang! Avatar jest na wyspie!
Katara
wywróciła oczami, patrząc, jak Aang macha do zgromadzonego tłumu i przyjmuje
kwiaty od jakiejś dziewczyny. Zawsze drażniło ją, gdy chłopak zaczynał gwiazdorzyć.
Wciąż powtarzał, że jest jedynie mnichem, ale ona wiedziała swoje – Aang kochał,
gdy ludzie go podziwiali.
-
Aang, pokażesz nam jak władasz w s z y s
t k i m i żywiołami? – niska brunetka w granatowym
futrze ujęła go pod ramię i uśmiechnęła się czarująco. Za nią rozległ się pełen
zachęty okrzyk tłumu, przecież wszyscy kochali popisy Avatara.
-
No dobra! Patrzcie teraz! – Aang wyprostował się i przyjął postawę. Przymknął
oczy i skupił się, składając dłonie. Odetchnął głęboko i uderzył stopą w
podłoże. Ziemia zatrzeszczała, a po chwili wyłonił się potężny pomnik Avatar
Kyoshi. – Nieźle, co nie?
Kilkuletni
chłopczyk podbiegł do statuy i przyjrzał się uważnie. Podłubał w nosie i
spojrzał na Aanga jak nauczyciel na nieprzygotowanego ucznia.
-
Miała inne usta! – stwierdził tonem krytyka i wrócił do mamy. Kobieta złapała
go za ramię i odciągnęła od tłumu, jednocześnie machając przepraszająco do
Avatara. Aang ukłonił się i stanął miękko na nogach.
-
Aang znowu zabawia tłum? – Sokka stanął przy Katarze i potarł sennie oko. –
Dziewczyny szaleją za Avatarem.
-
O tak. – wycedziła przez zęby. – Szaleją.
Aang
pochylił się i uniósł ręce, przenosząc ciężar na lewą nogę. Zatoczył łuk, a za
nim zaczął się tworzyć ogromny, wodny pomost. Opuścił powoli ręce, zamrażając i
tworząc lodowate dekorację.
-
Ach… - pełne podziwu westchnienie przetoczyło się przez tłum poruszonych
widzów. Słońce prześwitało przez lodową rzeźbę, rozświetlając ją od środka.
Aang poczuł, że sam jest sobą zachwycony.
Katara
zacisnęła ręce w pięści.
-
Idę poszukać Suki – oznajmił Sokka. – Trzeba pokazać dziewczynom jak walczy p r a w d z i w y wojownik.
-
Znowu zaczynasz? – Katara mrugnęła do niego i odwróciła się, patrząc jak Aang
krąży wśród rozkrzyczanego, radosnego tłumu na kuli z powietrza. – Zaczekam tu
na niego.
-
Tiaaa… Widzimy się niedługo.
*
Suki
zbiła rękę przeciwniczki i przeskoczyła w bok, wykręcając jej ramię. Dziewczyna
pisnęła, ale nie pozwoliła się przewrócić, nie chciała jeszcze przegrać.
Wsunęła stopę pomiędzy nogi koleżanki i podcięła ją. Suki zachwiała się i
wypuściła przeciwniczkę.
-
Nieźle, Aina.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko i czekała na ruch Suki. Pochyliła się i stanęła w
pozycji obronnej. Krążyły wokół siebie jak dwie pantery, obie gotowe do ataku.
Suki
pierwsze zaatakowała. Zamachnęła się i kopnęła, ale Aina była równie szybka –
zablokowała kopnięcie przeciwną nogą i odskoczyła, robiąc w locie przewrót.
Wylądowała miękko i już miała rzucić jakaś kąśliwą uwagę, gdy zdała sobie
sprawę, że Suki jest już przy niej. Wciąż kucając, Aina wsparła się na rękach i
wyrzuciła nogi przed siebie.
-
Argh!
Suki
cofnęła jedną nogę, ale nie upadła. Zamiast tego złapała nogę Ainy i
przewróciła ją na drugą stronę. Była tak skupiona, że nie zdołała zablokować
niezdarnego kopnięcia w tył. Aina trafiła w pierś; Suki zagryzła zęby z bólu,
ciesząc się, że mundur wojowniczki chociaż trochę zmniejszył siłę.
Aina
przeturlała się kilka metrów dalej i natarła na Suki z impetem. Ta jednak
złapała ją za ramię i – wykorzystując siłę rozbiegu – obróciła ją o sto
osiemdziesiąt stopni i puściła. Aina nie zdołała utrzymać równowagi i ciężko runęła
na ziemię.
Suki
rozejrzała się. Pozostałe pary wojowniczek jeszcze ćwiczyły, jedynie kilka
siedziało po skończonej walce. Klasnęła głośno w dłonie, przerywając trening.
Kilkanaście wymalowanych na biało twarzy natychmiast zwróciło się w jej stronę.
-
Na dziś wystarczy!
Ty
Lee podniosła się z ziemi i przeszła na rękach przez całą salę. Suki zaczęła
sprzątać maty i nawet nie zauważyła, kiedy przyjaciółka stanęła przy niej. Ty
Lee wyskoczyła i obróciła się w locie, stając na palach.
-
Co jest?
-
Piękny chłopiec tu jest! – zachichotała wesoło. – Widziałam, że stoi w
drzwiach.
Suki
zarumieniła się, ale nie powstrzymała uśmiechu.
-
Sokka przyjechał?
-
Zostawiam was! – odparła śpiewnie Ty Lee, robiąc zgrabną gwiazdę. Mrugnęła do
Suki i wyszła z sali tanecznym, lekkim krokiem, jakby niósł ją jakiś szalony
wiatr radości.
Suki
odetchnęła i poprawiła mundur. Poskładała szybko pozostawiane wachlarze i
miecze; lubiła porządek na sali treningowej. Przelotnie zerknęła w lustro, czy
pod nie zmazał starannego makijażu wojowniczki Kyoshi. Otrzepała szeroką
spódnicę i spojrzała na otwarte drzwi.
-
Cześć, Suki! - Sokka wszedł do środka pewnym, męskim krokiem. Suki od razu
poznała jego przemądrzałą minę człowieka, który na wszystkim zna się najlepiej.
Skrzyżował ręce na piersi i rozejrzał się po sali.
-
Witaj, Sokka.
-
Wracaliśmy z Ba Sing Se… Pomyślałem, że może wpadniemy, no wiesz... Do was,
tak, może wpadniemy do was. Ludzie do siebie wpadają wiesz, nie? Tak po prostu,
bo mają po drodze, nie? Więc przyszedłem tu, do sali treningowej. Tu się
ćwiczy, tia… - Sokka czuł, że plącze się we własnych słowach. Podrapał się po
karku, wzdychając ciężko. Co ty pleciesz,
chłopcze z bumerangiem?
Suki
uśmiechnęła się rozbawiona, doskonale rozumiejąc, że to dłuższa i bardziej
chaotyczna wersja „Tęskniłem, cieszę się, że cię widzę”. Dopiero teraz
zauważyła, że przy boku chłopaka zwisa długa pochwa w brązowo-zielonych barwach
Królestwa Ziemi.
-
Nowy miecz?
-
Tak. Wojownik zawsze musi mieć przy sobie dobrą broń – odparł, dumnie
prezentując ciemne, wyszlifowane ostrze. Napis na odwrocie głosił Walka jest wychowawczynią wolności. –
Musi zawsze być gotów.
-
O, tu nie musisz się bać. W razie czego, wojowniczki obronią wyspę. Możesz być
pewien – Suki uśmiechnęła się z przekorą. Sokka zmarszczył brwi.
-
Doprawdy?
-
A chcesz się przekonać?
Sokka
odłożył pochwę z mieczem i uśmiechnął się zawadiacko.
-
Ktoś tu się prosi o przegraną, co? Pokaż, co potrafisz!
Hit me with your best shot
Why don't you hit me with your best
shot?
Uderz mnie najlepiej jak
potrafisz
Potrafisz w ogóle?
Suki
zmarszczyła brwi i wycofała się w głąb sali treningowej. Wysunęła prawą nogę do
przodu, a lewą lekko ugięła. Obie ręce miała na wysokości klatki piersiowej,
dłonie były napięte i wyprostowane. Zmrużyła oczy i śledziła ruchy Sokki, który
powoli do niej podszedł. Starała się nie spuszczać oczu z twarzy; doświadczenie
nauczyło ją, że wojownik może zwodzić, ale jego oczy zawsze pozostaną odbiciem
duszy.
Chociaż
postawa Sokki była pewna i zwycięska, oczy miał pełne niepokoju i przeskrzone,
jakby w wysokiej gorąco. Suki szybko zauważyła, że jest rozkojarzony. Już
wiedziała, że może to wykorzystać na swoją korzyść. Nie zamierzała przegrać, a
już na pewno nie z tak zarozumiałym (kochanym) bufonem. Dziś był zwycięski
dzień.
I'm gonna getcha getcha getcha
getcha
I tak cię dorwę!
-
Może powinien pozwolić damie wygrać? – uśmiechnął się Sokka, mrugając do dziewczyny.
-
Dama wygra bez twoich forów – Suki przesunęła lewą nogę i ruszyła do ataku. Jej
pieść prawie wbiła się w brzuch chłopaka, ale ten odskoczył i założył dźwignie
na jej nadgarstek. Zdała sobie sprawę, że nie jest to dobry, bolesny uchwyt, ale
nie dla tego, że Sokka nie potrafił go wykonać, ale dlatego, że ją oszczędzał.
Zacisnęła mocno zęby, wściekła, że nie traktuje jej poważnie.
Wyrwała
się i odskoczyła kilka kroków.
-
No co jest? Chłopiec z bumerangiem nie umie już walczyć?
Hit me with your best shot
Fire away
I'm gonna getcha getcha getcha
getcha
Dalej! Uderz mnie jeśli
potrafisz!
Ognia!
Bo ja w końcu cię dorwę!
Suki
była sprytna; poruszała się na palcach, na lekko ugiętych nogach tak szybko, że
żaden cios jej nie dosięgnął. Kiedy Sokka zamachnął się tak, by ja objął i
powalić, wykręciła się i on – z całą siłą jaką chciał włożyć w atak – runął na
ziemię. Pozbierał się z ziemi rozjuszony.
-
Nieźle. Jak na dziewczynę – dodał celowo.
-
Jestem dumna z bycia dziewczyną – odparła, przywierając do niego plecami.
Chciał się obrócić i ją złapać, ale szła za nim krok w krok i nieważne, jak bardzo
się starał, wciąż byli do siebie odwróceni tyłem.
One way or another I'm gonna find
ya
I'm gonna getcha getcha getcha
getcha
One way or another I'm gonna win
ya
I'll get ya, I'll get ya
Znajdę sposób, żeby cię znaleźć
I wtedy cię dorwę
Znajdę sposób by wygrać
Zwyciężę i cię dorwę
Suki
wyciągnęła wachlarz z pochwy przez pasku. Rozłożyła go ze świstem i odwróciła
się przodem do przeciwnika, wyciągając broń przed siebie. Trochę na pokaz,
wykonała kilka szybkich cięć. Wachlarz przeciął powietrze ze głuchym świstem.
-
Możesz walczyć na poważnie? – spytała, widząc, że na ustach Sokki wciąż czai się
wesoły uśmieszek. Sama też nie była poważna. Jego obecność działała jak silna
tabletka optymizmu, czuła się pewniejsza i bardziej radosna. Gdyby okazał choć
trochę waleczności, może pozwoliłaby mu wygrać. Może niech gość ma trochę
radości?
-
Ależ walczę. Walczę bardzo poważnie! Nie chciałbym, by przegrana cię uraziła.
-
Już ty się o mnie nie martw!
Well you're the real tough cookie
with a long history
Of breaking little hearts, like
the one in me
That's okay let's see how you do
it
Put up your dukes, let's get down
to it
Jesteś jedną z tych twardzielek
po przejściach
Złamiesz moje małe serce?
Zobaczymy, czy sobie poradzisz
Dajesz, jedziemy!
Sokka
już dawno nie bawił się tak dobrze. Po miesiącu spędzonym w Ba Sing Se czuł, że
jego tyłek jest wysiedziany ponad normę. Przy Suki wszystko było prosto; mogli
sobie pożartować i poprzepychać się jak gdyby cały świat należał tylko do nich.
Zastanawiał się, czy jej nie ustąpić i nie przegrać dla j e j satysfakcji. Wiedział, że zwyciężyłby
bez problemu, ale przegrać na własnym terenie było upokarzającą i smutną
rzeczą.
Czuł
ostry zapach jej potu za każdym razem, gdy zbliżała się do niego, by
zaatakować. Miał wrażenie, że obojgu
przestawało chodzić o zwycięstwo, a bardziej o ścieranie się, dotyk i samą
rywalizację, które z nich zdominuje drugie.
Suki
zamachnęła się i zerwała gumkę z jego kucyka. Włosy opadły mu na twarz i
zasłoniły na chwile widzenie. Zanim zdążył je odgarnąć, zamachnęła się i
zgrabnym kopnięciem posłała go na ziemię. Runął
na i tak już obolały od długiego lotu tyłek.
Hit me with your best shot
Why don't you hit me with your
best shot?
I'm gonna getcha getcha getcha getcha
Uderz mnie najlepiej jak
potrafisz
Potrafisz w ogóle?
I tak cię dorwę!
Sokka
jęknął, odgarniając włosy do góry. Suki stała nad nim z triumfalną miną
zwycięzcy, ale oboje wiedzieli, że ostateczna walka się jeszcze nie skończyła.
Przez jego głowę przemknęła myśl, że nigdy wcześniej nie wydawała mu się tak
niesamowita.
-
Poddajesz się?
Sokka
zerwał się na równe nogi i wziął ją z zaskoczenia. Zanim zdołała się
zorientować, stał już za nią i obejmował ramieniem od tyłu. Miażdżący uścisk
mógł ją unieruchomić, ale Suki miała ręce przy ciele. Skupiła się i rozepchnęła
ramiona chłopaka, natychmiast uciekając z jego pola zasięgu.
-
Nieźle jak na chłopczyka – zachichotała, przedrzeźniając go.
Sokka
zaatakował jeszcze raz, ale Suki uchyliła się i jego ręka przeszła ponad
ramieniem przeciwniczki. Przez kilka krótkich sekund ich twarze były tak
blisko. Coś w spojrzeniu dziewczyny sprawiło, że Sokka stracił chęć do walki, a
nabrał ochoty na coś zupełnie innego. Suki pocałowała go szybko, a zaraz potem
kopnęła w udo.
You come on with a come on, you
don't fight fair
But that's okay, see if I care
Knock me down, it's all in vain
I'll get right back up on my feet
again
Czekaj, nie grasz fair!
Ale co tam, to bez znaczenia
Możesz mnie powalić
Ja i tak się podniosę
-
A niech cię! – warknął, łapiąc się za nogę. – To było bardzo nie w porządku!
-
To było bardzo przebiegłe – poprawiła go. – To teraz już się poddajesz?
Sokka
podniósł się i zacisnął pięści, ale Suki w mgnieniu oka była przy nim. Wbiła
dwa palce pod żebro tak mocno, że poczuł, jak całe powietrze wybija mu się z
płuc. Padł bez ruchu na maty, przeklinając Ty Lee, która nauczyła wojowniczki
blokowania czakry.
-
Teraz jest już jasne, że przegrałeś! – Suki klasnęła w dłonie, patrząc, jak
Soka niezdarnie próbuje wstać. – Zaraz mi nie, nie zrobiłam tego mocno.
-
Nie chcę wiedzieć, jak jest mocno – wyjęczał obolały chłopak.
-
Chyba coś ci wypadło – Suki uklękła przy nim i uniosła niebieski naszyjnik.
Sokka przeklął swoją bezmyślność. Mógł się domyślić, że w czasie walki
błyskotka wypadnie mu z kieszeni.
Suki
ostrożnie wzięła w dłonie naszyjnik i obejrzała ze wszystkich stron. Na
niebieskiej wstążce zawieszono medalik z symbolem Plemienia Wody – rodzinnej ziemi
Sokki. Od niego odbiegały dwa sznureczki czarnych, błyszczących koralików, a
pod nim – srebrny, półprzezroczysty kamień. Dziewczyna zacisnęła dłonie na
naszyjniku i spojrzała na chłopaka błyszczącymi oczami.
Sokka
miał niepewną minę.
-
Czy to… Czy to jest to, co myślę, że jest? – spytała wzruszonym głosem.
Chłopak
wydał z siebie nieartykułowane „Yhym”. Chciał stać w czasie, kiedy wręczy Suki
nauczyjnik, a nie leżeć pokonany i zbity jak ostatni dureń. Zupełnie inaczej to
sobie wyobrażał i nawet nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć. Skupił się
na lekkim mrowieniu w palcach – oznaczało to, że czucie powoli zaczynała
wracać.
-
Och – Suki tez nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć. Przekładała
naszyjnik z ręki do ręki, starając się ignorować niezręczna ciszę, jaka pomiędzy
nimi zaległa. Czuła na sobie wyczekujący wzrok Sokki i coraz bardziej nie
wiedziała, co powinna zrobić. – Co to znaczy? Co znaczy ten naszyjnik?
Całe
ramię go świerzbiło, gdy władza powracała do członków. Podniósł się niepewnie i
uklęknął koło Suki.
-
Znaczy, że jesteś najdzielniejszą, najładniejszą, najsilniejszą dziewczyną jaką
kiedykolwiek spotkałem. Lubię cię najbardziej na świecie. Em, znaczy, lubię
różne rzeczy. Lubię mięso na głębokim tłuszczu, ale ciebie nie lubię w ten
sposób, co mięsa, tylko wiesz, no, inaczej…
Suki
przyłożyła mu zimny palec do ust i pocałowała delikatnie. Tak jak wtedy na
Wężowej Grobli.
-
Jaka jest odpowiedź? – spytał z duszą na ramieniu, gdy już się od niego
odsunęła.
-
Och, tak, tak, tak! Oczywiście, że tak!
Przytuliła
się do niego i pocałowała po raz drugi – mocniej i zachłanniej niż wcześniej.
Sokka odsunął się stanowczo i wyjął z jej dłoni naszyjnik. Odgarnął włosy i
zapiął go na bladej szyi. Uśmiechnął się. Miał wrażenie, ze błyskotka wygląda
lepiej na Suki niż w gdziekolwiek indziej – jakby to było najwłaśniwsze
miejsce.
*
-
Mówiłem ci! – zachichotał Aang, zaglądając przez drzwi do sali treningowej.
-
Nie, to ja ci mówiłam! – zaprotestowała Katara, patrząc, jak Suki pomaga wstać
jej bratu. Chłopak lekko kulał po swojej porażce. – Od początku wiedziałam, że
jakoś dziwnie się zachowuje.
-
Myślałaś, że jest chory! A ja wiedziałem, że chce coś zrobić!
-
Och, nie kłóć się już ze mną! – Katara wywróciła oczami i pociągnęła go w
stronę targu. – Przecież wiesz, że mam rację, nawet jak nie mam racji.
Pierwszym songfick jaki
kiedykolwiek napisałam. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze będę próbować czegoś
takiego. Nie oglądałam jeszcze Glee, ale zaczęcie mam w planach od bardzo dawna.
Widziałam jedynie covery z serialu na youtubie. W ten sposób zrodziło się to
opowiadanie… Tłumaczyłam dość swobodnie, mam nadzieję, że jest w porządku.
Pozdrawiam J
Super :) Uwielbiam Sokke.
OdpowiedzUsuńDzięki :* Ja też, Sokka najlepszy!
UsuńFajne, Lubię Sokke, ale nie podoba mi się postać Katara. Polecam te dwa blogi ( są o Huntik ) : http://lindorm.blog.interia.pl/ i http://huntik-2r.blog.pl/
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMam tylko pytanie, napisałeś/aś, że nie podoba Ci sie postać Katary. W serialu czy w tym o-s? Chciałabym wiedzieć, czy źle ją przedstawiłam. Staram się zachować kanon. Jeśli to ta druga opcja, na drugi raz postaram się lepiej ją przedstawić.
Serdecznie dziękuję za opinię :)
Na pewno zajrzę, uwielbiam Huntik.
Pozdrawiam.