Menu

11 listopada 2013

"...żeby z Tobą być" cz.14 (Ben10, Gwevin]

         Gwendolyn spojrzała na gościa z mieszanką wstrętu i strachu. Czarodziejka opierała się nonszalancko o ścianę, skrzyżowała ręce na piersi i nieprzerwanie uśmiechała się złośliwie, zupełnie jakby miała świadomość swojej przewagi.
         - Czarodziejka – sapnęła Gwendolyn, unosząc się na łokciach. Nadal czuła paskudny ból pleców, prawie nie mogła się poruszyć. Spojrzała na rywalkę hardo, napinając mięśnie twarzy. – Ciągle uciekasz, nie masz odwagi walczyć na poważnie!
         - Daję wam fory – odparła słodko kobieta, siadając na łóżku. Gwendolyn natychmiast poczuła słodką woń jej perfum. – Gdyby nie to, ty, twój kochaś i jego synuś już dawno byście zdechli. Swoją drogą, to trochę popieprzona sytuacja, nie uważasz?
         Gwendolyn odwróciła ze złością wzrok. Mi to mówisz?, warknęła w myślach. Jej były partner z przeszłością kryminalną i jego syn, którego na dodatek zaczęła traktować jak własnego mieli jakieś niezałatwione porachunki z jednym z najgroźniejszych kosmitów w tym układzie. A pomyśleć, że zanim przybyła na ziemie miała całkiem poukładane życie.
          Zastanawiała się, co powinna w tej chwili zrobić. Czarodziejka była zaledwie kilkanaście metrów od niej, czuła jej zapach, z łatwością mogła ją zmiażdżyć maną... I na odwrót. Zresztą, wyglądało, że nie szukała zwady, a przyszła porozmawiać.
         - W każdym razie, Gwennie, kiedyś miałaś ładniejsze dłonie, wiesz?  – Czarodziejka przejechała paznokciem po ręce przeciwniczki. Gwendolyn w mgnieniu oka odepchnęła dłoń rywalki od siebie, jakby dotknęła czegoś obrzydliwego.
         - Przyszłaś rozmawiać o moich rękach? – spytała chłodno, poprawiając się na poduszkach.
         - Gwennie, jesteśmy z tej samej krwi, obie mamy ten sam talent, po co te nerwy? Nie możemy porozmawiać?
         - Zdecyduj się, H o p e – Gwendolyn poczuła palącą satysfakcję, widząc, że oczy Czarodziejki niebezpiecznie się zwężyły. – Albo z nami walczysz, albo chcesz rozmawiać.
          - Gwennie, robię ci łaskę – odparła, nie zmieniając tonu. Założyła nogę na nogę i pochyliła się nad kobietą tak, ze ta czuła jej słodki oddech na nosie. – Mogę cię teraz zabić jednym zaklęciem, a jednak nadal tu jesteś.
         - Obejdę się bez twojej łaski – warknęła Gwen, a jej ręka zabłysła maną. – Chodź, walcz ze mną i zobaczymy, kto jest naprawdę silny – dodała hardo, chociaż czuła, że wraz z użyciem mocy cała energia ją opuszcza i ledwo ma siłę utrzymać się w pozycji siedzącej.
         - Skarbie – Czarodziejka zacisnęła dłoń na jej nadgarstku tak mocno, że Gwendolyn prawie pisnęła. – Nie rzucaj się tak! Twój kochaś też się tak rzuca. Posłuchaj mnie tylko przez chwilę, a potem rób co chcesz.
         Gwendolyn wyszarpała rękę z uścisku Czarodziejki i spojrzała na nią pełnym pogardy spojrzeniem, na co ta się tylko uśmiechnęła. Nienawidziła tego uśmiechu, takiego pewnego siebie, pogardliwego, pełnego wyższości nad całym światem. Doprowadzał ją do szału! A najgorsze było to, że miało prawa się wywyższać, bo parokrotnie pokonała ich z miażdżącą przewagą.
         - Mam dla ciebie prosty układ, Gwennie – szepnęła Czarodziejka.
         - Nie chcę wchodzić w żadne pieprzone układy ani z tobą, ani z Ragnarokiem! – odparła błyskawicznie Gwendolyn.
         - Dziewczyno, trochę spokojniej – Czarodziejka pokręciła głową z dezaprobatą. – Daj nam klucz, który gdzieś ma twój kochaś, a zostawimy was w spokoju.
         Gwendolyn popatrzyła na nią zdumiona. Pamiętała doskonale cały ten „klucz”. Odblokowywał działanie statku Ragnaroka, dzięki któremu mógł pobierać energię ze słońc i wykorzystywać ją dla siebie. Tylko po co im klucz, skoro statek wybuchł? Kevin Levin na pewno gdzieś go ukrył, ale nie miała pojęcia, gdzie. Nie chciał rozmawiać o tamtym wypadku ani z nią, ani z Benem, ani z matką.
         - Statku już nie ma – zauważyła. – Nie ma czym pobrać energii.
         - Och, Gwennie, nie o to chodzi – odparła Czarodziejka. – Po prostu potrzebujemy klucza! Jeden klucz za wasz spokój! I masz rację, statku już nie ma, więc Ragnarok nie pobierze energii z żadnego słońca i nie unicestwi życia na, na przykład, Ziemi.
         Gwendolyn zmarszczyła brwi. Podstęp! To na pewno był podstęp! Zbyt długo znała Czarodziejkę, żeby wierzyć, że po prostu chce kluczyk i przestanie kombinować jak zniszczyć jej życie. A jednak gdzieś w głębi siebie marzyła, że jeśli się zgodzi, to zapewni wszystkim najbliższym spokój przynajmniej na jakiś czas.
         - Klucz – powtórzyła Czarodziejka.
         W tym samym momencie drzwi do sali otworzyły się z hukiem, a do środka wkroczył Kevin Levin. Myślała, że go operują, ale najwyraźniej trzymał się całkiem nieźle, bo poza licznymi siniakami i bandażami nie sprawiał wrażenia szczególnie uszkodzonego. I przynajmniej potrafił utrzymać się na nogach, w przeciwieństwie do niej.
         - Czarodziejka – syknął przez zęby, w mgnieniu oka ogarniając sytuacje. Przez jedną krótką sekundę spojrzał na Gwendolyn, i chociaż trwało to zaledwie chwilę, i tak na nowo rozgorzał w nim żal, ból, złość i to cholerne uczucie straty.
         - Kevin Levin – Czarodziejka podniosła się z łóżka Gwendolyn i popatrzyła na niego z szerokim, pogardliwym uśmiechem. – Właśnie o tobie rozmawiałyśmy, wyobraź sobie.
         Uniósł brwi, ale jego twarz nadal pozostała wykrzywiona w paskudnym grymasie gniewu. Dopiero teraz Gwendolyn zobaczyła, że jedną ręką podpierał się o szafkę, a zaciska zęby nie ze złości – ale z bólu.
         - Złożyłam Gwennie pewną propozycję – dodała, podchodząc do niego bliżej. W mgnieniu oka złapał jeden ze stojących pod ścianą stojaków na kroplówki i wchłonął metal, tworząc wokół ramienia metalową osłonę. – A może i ty przystaniesz?
         - Nie wchodzę w układy z bandytami – odparł sucho, przemieniając swoją dłoń w miecz. Czarodziejka cofnęła się o krok, jakby w obawie, że zaraz się zamachnie i zaatakuje.
         - Tylko posłuchaj – poprosiła przymilnie, mrużąc oczy. Gdyby Kevin nie znał jej tak długo, uległby temu spojrzeniu, tej urodzie, tym piersiom, temu głosowi. Zdążył się wiele razy przekonać, że to tylko gra, a jeśli raz w nią wejdzie, to skończy jako przegrany.
         - Wynoś się stąd po dobroci albo pożałujesz – warknął, postępując dwa kroki do przodu. Spojrzał ponad jej ramieniem i mrugnął do Gwendolyn, zrozumiała bez żadnego słowa. Jej ręka zabłysła maną i była gotowa do ataku.
         - Kevin, mam bardzo korzystną ofertę – powtórzyła trochę ostrzej.
         - Spieprzaj stąd – burknął i już atakował. Zamachnął się, ale odskoczyła. Zanim zdążyła wypowiedzieć zaklęcie, przygwoździł ją do ściany. Szarpała się i próbowała wywinąć, ale na próżno – trzymał ją z całych sił. Nagle poczuł paskudne ciepło na całym ciele, a zaraz potem jakaś dziwna moc odrzuciła go kilka metrów do tyłu. Zatrzymał się na ścianie, dysząc ciężko.
         - Walka ze mną to błąd, Kevinie Levinie! – powiedziała dumnie. Nagle dostała w plecy silnym pociskiem many. Gwendolyn weszła do akcji, hm? Upadła na jedno kolano, ale zacisnęła zęby i oddała ze zdwojoną siłą. Kobieta krzyknęła, ale zdążyła się uchylić.
         - Pomyśl nad moja propozycją, Gwennie – powiedziała, mrugając porozumiewawczo. Wspięła się na parapet, otworzyła szeroko i wyskoczyła. Gwendolyn w mgnieniu oka dopadła parapetu, ale jej już nie było – zupełnie jakby się rozpłynęła.
         - Wchodzisz w układy z wrogiem? Do reszty zwariowałaś? – Kevin spojrzał na nią ze złością, skrzyżował ręce na piersi i czekał na wyjaśnienia.
         - Nie wchodzę w żadne układy – odparła chłodno. – Zresztą, nie mów mi, kto tu zwariował. Na mózg ci padło!? Atakujesz wroga zupełnie nieprzygotowany!
         - Broniłem cię, do cholery – warknął. – Leżałaś na tym łóżku jak ostatnia ofiara, a ona w każdej chwili mogła cię zabić!
         - Przyszła się dogadać! L e v i n, jesteśmy dorośli! Nie musimy się ciągle bić jak durne dzieciaki! – zaprotestowała, stając z nim twarzą w twarz.
         - Właśnie, jesteśmy dorośli – podkreślił. – Może wypadało by w końcu przestać patrzeć naiwnie na cały świat? „O, przyszła porozmawiać, pogadamy sobie, och jak będzie miło, jeszcze herbatki brakuje” – dodał wysokim, przesłodzonym tonem.
         - Dorośli ludzie nie rzucają się z pięściami na każdego napotkanego! – pokręciła głową, nagle zdając sobie sprawę, że kłócą się jak dawniej, jakby nic się nie zmieniło. I gdyby nie minęły te lata, gdyby nie mieli tyle za sobą, gdyby nie mieli do siebie tyle żalu, pewnie przez resztą dnia kochaliby się do utraty tchu, gryźli i śmiali jak nienormalni.
         - Tęskniłem za tym – mruknął chłodno, zupełnie jakby odgadywał jej myśli. Jednocześnie miała wrażenia, jakby jego oczy zaczęły się śmiać.
         - Ja też  - westchnęła wbrew wszelkiemu rozsądkowi. Pod wpływem jego czarnych oczu natychmiast stopniały wszystkie bariery, które budowała w sobie przez lata. Zapomniała o absurdzie całej tej sytuacji, zapomniała, że się już dawno rozwiedli, zapomniała, że on ma syna, zapomniała, jak bardzo przez niego cierpiała.
         Wpił się w jej usta zupełnie niespodziewanie, przyciągnął ją do siebie, gryzł i całował, dziko, namiętnie, tęskno. Zanurzył rękę w rudych włosach, drugą przejechał po plecach tak, że aż się wzdrygnęła. Stała zdumiona, a potem – łykając łzy – oddała pocałunek.
         - Gwen, co się do cholery porobiło, że... – szepnął, gdy wreszcie się od siebie oderwali. Przytulał ją do siebie, pochylił się i swoje czoło oparł o jej.
         - G w e n d o l y n – poprawiła nagle ostro.
         - Daj spokój. Dla mnie jesteś G w e n – odparł. Zacisnęła oczy i odepchnęła go od siebie. Nie była w stanie dłużej na niego patrzeć, chociaż jeszcze przed chwilą całowała go tak cudownie, tak zwierzęco, tak niesamowicie.
         - G w e n d o l y n, do cholery – sapnęła, patrząc przez otwarte okno. – I już nie jestem dla ciebie! – dodała twardym tonem i dopiero pod koniec głos na moment jej się załamał. Zdała sobie sprawę, że to był tylko chwilowy skok i lot i gdyby pozwoliła mu mówić, gdyby jeszcze raz pozwoliła na coś takiego, gdyby pozwoliła sobie uwierzyć, że może być jak dawniej, to upadek byłby jeszcze boleśniejszy. To nic nie znaczyło, powtórzyła w myślach. To cień dawnych błędów. Bała się znowu zaangażować
         W tym samym momencie do środka wszedł Ben z plastikowym kubkiem kawy z automatu. Na widok dwójki przyjaciół uśmiechnął się wesoło, stawiając kubek na jednej z szafek. Zupełnie nie zauważył, że Kevin patrzy na Gwendolyn w jakiś dziwny, smutny sposób, a ona stoi do niego tyłem i oddycha podejrzanie ciężko. 
         - Nie powinieneś być na Sali wybudzeń, Kevin? – spytał, klepiąc kompana po ramieniu. Zupełnie zignorował wściekłą, wykrzywioną twarz. – Lekarze się wkurzą! Gwendolyn, przyniosłem ci kawę. Kevin, ty też? Mogę skoczyć po jeszcze jedną.
         - Nie – odparł zimno. – Właśnie wychodziłem.

         - Zajrzyj to Devlina – dodał Ben, łapiąc go za rękę. – On na ciebie czeka. 

5 komentarzy:

  1. misiu11:35

    A już miałam nadzieję, że od tej chwili będzie tak, jak dawniej. Wiem jednak, że wierzysz w potęgę miłości i to wszystko jeszcze się jakoś ułoży. Czekam na rozmowę Kevina z synem.Wiem, że ma on jeszcze szansę wszystko naprawić i być dobrym ojcem.
    " Nie wchodzę w układy z bandytami" I kto to mówi?
    Czekam na nn. Mam andzieję, że tym razem troszkę krócej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby od razu było jak dawniej to by było za łatwo przecież :) Muszą się jeszcze trochę posprzeczać, powypominać, pożalić.
      Zalatuje hipokryzją, co?
      Postaram się jak najszybciej, ale mam trochę spraw na głowie. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Anonimowy12:28

    Uh... Gwendolyn jest taka głupia... Ale wiem, że to tylko część Twojego bloga i wierzysz w potęgę Gwevin =^w^= Ciekawa jestem rozmowy Kevina i Devlina, przecież młody w końcu podsłuchał, coś że byli razem. :3 Będzie ciekawie! Zapraszam do mnie: http://gwevinoholiczka.blog.pl/ ~Gwevinoholiczka.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwendolyn jest skrzywdzona - nie umie mu znowu zaufać i wie, że w obecnej sytuacji wszelkie przejawy zaangażowania będą niewłaściwe i głupie :)
      Nowość pewnie pod koniec tygodnia. Pozdrawiam i na pewno zajrzeć, dzięki.

      Usuń
  3. Anonimowy14:36

    Nie! było już tak romantycznie :D Kurcze gwen spiepszyla przecież oboje chcą być dalej razem

    OdpowiedzUsuń

Widzisz jakieś błędy? Akcja jest za szybka albo za wolna? Za długie, za krótkie zdania? Ignoruję kanon albo przekręcam jakieś fakty? Daj znać, będę bardzo wdzięczna. Uczę się pisać i każda wskazówka jest na wagę złota, dziękuję za każdą krytykę, zniosę nawet najsurowszą ocenę, śmiało. Każda krytyka jest dla mnie na wagę złota :) Serdecznie dziękuję za komentarze, w razie czego - odpowiadam prawie na każdy.
Koniecznie daj znać, które opowiadanie ma być jako następne! :)